Kot smutny, bo nie czuje ryby.
#krzysztof
Kot smutny, bo nie czuje ryby.
Zrzutka na serwery i rozwój serwisu
Witaj użytkowniku sadistic.pl,Od czasu naszej pierwszej zrzutki minęło już ponad 7 miesięcy i środki, które na niej pozyskaliśmy wykorzystaliśmy na wymianę i utrzymanie serwerów. Niestety sytaucja związana z niewystarczającą ilością reklam do pokrycia kosztów działania serwisu nie uległa poprawie i w tej chwili możemy się utrzymać przy życiu wyłącznie z wpłat użytkowników.
Zachęcamy zatem do wparcia nas w postaci zrzutki - jednorazowo lub cyklicznie. Zarejestrowani użytkownicy strony mogą również wsprzeć nas kupując usługę Premium (więcej informacji).
Wesprzyj serwis poprzez Zrzutkę już wpłaciłem / nie jestem zainteresowany
zatańczył taniec na głowie
Panie Krzysztofie był Pan niegdyś ministrantem, moje pytanie jest następujące, w którym miejscu stracił Pan dziewictwo... ?
To wideo naświetli niewtajemniczonym o co chodzi w tej aferze:
Całość wywiadu:
Żydzi byli sami sobie winni?
„Skala niemieckiej zbrodni była możliwa nie dzięki temu, »co się działo na obrzeżach Zagłady«, lecz tylko dzięki aktywnemu udziałowi Żydów w procesie mordowania swojego narodu. Tu kłania się bierność powszechna samych Żydów i postawy Judenratów, okrutne żydowskie policje w gettach” – mówi prof. Krzysztof Jasiewicz.
FOKUS:
Jak wyjaśnić fakt, że Polskie Państwo Podziemne, istniejące przecież prawie od początku okupacji, praktycznie wyłączyło się ze sprawowania swojej funkcji wobec części obywateli – polskich Żydów? Szczególnie kiedy Żydzi zostali fizycznie oddzieleni przez okupantów hitlerowskich od reszty obywateli polskich.
Krzysztof Jasiewicz:
Nie zgadzam się z twierdzeniem, że ten problem umknął z pola widzenia władz konspiracyjnych. Wystarczy przypomnieć Żegotę, jedyną taką organizację w okupowanej Europie, która była agendą PPP i różne inne starania. Od misji Karskiego po wystąpienie prezydenta Raczkiewicza do Piusa XII (3 stycznia 1943 r.). „Ojcze Święty! – pisał wtedy prezydent o sytuacji w Polsce. – Prawa boskie sponiewierane, godność ludzka zdeptana, setki tysięcy pomordowanych”. A dalej wprost Raczkiewicz apeluje, by „w imię zasad chrześcijańskich [wystosować protest do władz niemieckich] przeciw poniewieraniu mordowaniu Żydów”.
Także Kościół w Polsce w osobie arcybiskupa Sapiehy upominał się o Żydów, zwracając się do hr. Ronikiera, prezesa legalnie działającej Rady Głównej Opiekuńczej, ze słowami: „Konieczna jest interwencja w sprawie żydów, którzy przyjęli katolicyzm i według nauki Kościoła św. należą do jednej z nami wspólnoty wiernych”. Problem represji, także wobec Żydów, poruszał Sapieha w rozmowach z władzami niemieckimi. Gdyby jednak ktoś zauważył, że chodzi tylko o Żydów nawróconych, to przypomnijmy, że społeczeństwo polskie, podobnie jak wszystkie inne europejskie, było podzielone konfesyjnie i od wieków obowiązywała zasada, iż każda konfesja dba o swoich wiernych. Według tej zasady funkcjonowała sfera dobroczynności i inne typy wsparcia (fundacje, przytułki itd.).
A już – ku przypomnieniu – nie słyszałem, by za Polakami w sowieckiej strefie okupacyjnej (1939-1941) na Kresach Wschodnich wstawił się choć jeden rabin. A działy się tam straszne rzeczy. Niestety przy licznym udziale Żydów, co miało w okresie późniejszym wpływ na akcję ratowania tego narodu, bo wieść o postawach naszych Żydów i ich niegodziwościach rozlała się szeroko po całym kraju, gdy Niemcy w 1941 r. odbili Sowietom zagrabione polskie ziemie.
W narracji żydowskiej pojawia się mnóstwo hipokryzji, bo niektórzy Żydzi usiłowali ratować się, przechodząc na katolicyzm, sądząc, że Kościół nie powinien wnikać w szczerość nawrócenia, lecz dawać im jedynie stosowny glejt na przeżycie. Tymczasem ludzie wierzący, a zwłaszcza hierarchowie nie mogą robić szopki z wiary, chociaż przecież tysiące Żydów skorzystało z fałszywych metryk chrztu wydawanych przez polskich duchownych. Chciałbym też zauważyć, że sami Żydzi, bardzo wpływowi w niektórych państwach, prawie nic dla swoich współbraci nie robili, biernie przyglądając się ich zagładzie i zapewne kalkulując, co by na tym można było ugrać.
Jest jeszcze jeden motyw w różnych wypowiedziach i publikacjach żydowskich. Zawsze wszystko, co dla nich robiono, robiono źle lub było to o wiele za mało. Przypominają mi się sceny z paru filmów lub książek, gdzie i w związku z przygotowaniami do powstania w getcie warszawskim padają w dialogu zarzuty, że Polacy – naturalnie antysemici – nie dają Żydom broni, tak bardzo potrzebnej do walki. PPP nie miało wprawdzie magazynów broni w Puszczy Kampinoskiej czy innych miejscach, ale w pojmowaniu Żydów to bez znaczenia. Im się wydawało, że mamy tysiące sztuk rozmaitej broni. No a skoro oni umyślili sobie powstanie, to my im wszystko oddajemy – jeśli tego nie robimy, to tylko dlatego, że byliśmy antysemitami. Ten chory tok rozumowania żydowskiej narracji jako takiej wywołuje zjawisko projekcji – swoje zło i zaniechania Żydzi przerzucaj ą na innych, zwłaszcza na Polaków.
Przypomnijmy fakty. „Bracia – resztki Żydów w Polsce żyją z przeświadczeniem, że w najstraszniejszych dniach naszej historii, wy nie udzieliliście nam pomocy – pisze Żydowski Komitet Narodowy w Polsce do organizacji żydowskich w Ameryce 1 stycznia 1943 r., a więc wkrótce po wymordowaniu większości Żydów z getta warszawskiego w Treblince. – Odezwijcie się przynajmniej w ostatnich dniach naszego życia. Jest to nasz ostatni apel do was”.
„Niemcy wywieźli i zamordowali lub spalili żywcem dziesiątki tysięcy Żydów – czytamy w innym piśmie Żydowskiego Komitetu Narodowego z Warszawy do Joint Distribution Committee w Nowym Jorku z 15 maja 1943 r. – Część Żydów uratowała się. W całej Polsce z trzech milionów Żydów pozostało nie więcej niż 10 proc., resztę Niemcy wymordowali. W najbliższych tygodniach wymordują pozostałych. Można jeszcze ratować tysiące Żydów [podkr. K.J.], Przyślijcie natychmiast sto tysięcy dolarów. Od was zależy ratunek tysięcy ludzi. Czekamy”.
„Nie rozumiemy waszego milczenia – piszą znowu Żydzi polscy do Żydów amerykańskich. – Na pięć wysłanych depesz nie otrzymaliśmy odpowiedzi i mimo apelów i alarmów żadne fundusze dla nas nie nadchodzą. Dlaczego Joint nie przesyła pieniędzy? Możemy jeszcze uratować od zagłady i niechybnej śmierci tysiące Żydów, kobiet i dzieci. Musimy mieć znaczne fundusze. Zaalarmujcie natychmiast Joint i wszystkie inne organizacje żydowskie. Na ratowanie resztek Żydów musimy mieć sto tysięcy dolarów. Czekamy na waszą pomoc”.
W gettach funkcjonowały żydowskie siły porządkowe kolaborujące z hitlerowcami Wspólnie rabowali i wywozili mieszkańców
W gettach funkcjonowały żydowskie siły porządkowe kolaborujące z hitlerowcami Wspólnie rabowali i wywozili mieszkańców
A tego jest więcej. No i na apele do środowisk żydowskich pospieszył z pomocą jedynie… Rząd RP na Uchodźstwie, przeznaczając dodatkowe fundusze i wzywając polskie społeczeństwo do udzielania pomocy w przechowywaniu Żydów po aryjskiej stronie. Zachęcam do przejrzenia dokumentacji w Studium Polski Podziemnej, np. teka 78, z której pochodzą powyższe cytaty.
I jeszcze jedno w kontekście „rozliczeniowych” książek Grossa. Owe żydowskie bzdury i dane wzięte z sufitu o Żydach zamordowanych głównie przez polskich chłopów to właśnie projekcja zmierzająca do ukrycia największej żydowskiej tajemnicy. Otóż skala niemieckiej zbrodni była możliwa nie dzięki temu, „co się działo na obrzeżach Zagłady”, lecz tylko dzięki aktywnemu udziałowi Żydów w procesie mordowania swojego narodu. Tu kłania się bierność powszechna samych Żydów i postawy Judenratów, okrutne żydowskie policje w gettach – bo to one wyłapują, spędzają na różne Umschlagplatze i upychają w wagonach swoich sąsiadów, rodziny i przypadkowych Żydów. Wreszcie to żydowskie komanda zapędzają Żydów do komór gazowych, a potem oprawiają ich zwłoki, grzebiąc w pochwach, odbytnicach, wyrywając złote mostki i koronki.
FOKUS:
W książce „Pierwsi po diable…” (2002) przedstawia pan zupełnie inne poglądy, m.in. odżegnujące się od przypisywania Żydom winy za większość zbrodni sowieckich na terenach okupowanych Kresów. Wykorzystał pan wszystkie dostępne archiwa, w tym dostępne w latach 90. archiwa radzieckie.
Krzysztof Jasiewicz:
Niestety myślę, że uległem wówczas pewnej modzie – że w dobrym tonie jest krytykować przedstawicieli własnego narodu. Zdecydował także proces ponownego przyjrzenia się źródłom, sięgnięcie do źródeł wcześniej niewykorzystanych lub wykorzystanych słabo.
Jest też element czysto ludzki. Zrozumiałem, że przypadkowo znalazłem się po niewłaściwej stronie barykady. Szokujące bowiem dla mnie było, gdy moja znajoma, Żydówka, zafascynowana moimi prożydow- skimi wywodami, usiłowała mnie zaprosić na spotkanie, na którym – jak to ujęła – różni ludzie mówią, jak powrócili do swoich żydowskich korzeni. Stąd nietrudno wywnioskować, że moje wywody sugerowały tzw. wrażliwość żydowską, a zatem budzenie się we mnie Żyda.
Być Żydem to żaden wstyd, ale ja nim nie jestem, a ta konstatacja dość mocno mnie zreflektowała. Zwłaszcza gdy kolejny przedstawiciel tegoż narodu, a zarazem redakcji bardzo znanego pisma zagranicznego, zajmującego się tematyką żydowską (pewnie kierując się podobną interpretacją moich poglądów), zaproponował mi napisanie artykułu o stosunku polskiego Kościoła do zagłady Żydów. Sugerując, by napisać o tym mocno – cytuję z pamięci – „żeby Kościołowi dokopać”. Zrozumiałem, że niekoniecznie może tu chodzić o dialog lub poszukiwanie prawdy, lecz o zupełnie inne rzeczy.
FOKUS:
Jednak lektura tamtej książki poruszała głęboko. Pana stanowisko, ocena źródeł, stosunek do własnej profesji i własnych ograniczeń budzą szacunek. Zastosował pan kilka nowatorskich interpretacji danych statystycznych, wynikających z osobistych relacji kilku tysięcy uczestników wydarzeń. Skutecznie falsyfikuje pan i nazywa prostacką tezę o odpowiedzialności Żydów pod okupacją sowiecką za straszliwe nieszczęścia Polaków. Domaga się pan nawet wprowadzenia pojęcia „kłamstwo jedwabieńskie” (wobec zaprzeczających tej zbrodni) na podobieństwo „kłamstwa oświęcimskiego”. Opisuje pan sytuacje nieuczciwego przepływu dóbr od Żydów do Polaków. Ten proceder nazywa „pseudoszmalcownictwem”. Oto kilka cytatów: „okupacja sowiecka 39-41 jako polskie alibi dla obojętności wobec zagłady”, „Żydzi szukali konsensusu z każdą władzą, byle dawała jakoś żyć”, „Ukrywanie Żydów nie było postrzegane jako akt bohaterstwa czy humanitaryzmu, ale jako akt zdrady, działanie przeciwko polskiemu interesowi narodowemu”, „Niebezpieczeństwem byli sąsiedzi-Polacy”, „Żydom, którzy przeżyli, brakowało u Polaków bezinteresowności”, „musimy przyjąć, że udawanie iż nie partycypowaliśmy w Holokauście, jest kłamstwem jedwabieńskim”.
Dokumentuje pan lęk przed żydowskim komunizmem. Publikuje pan wysłany do Londynu dokument kościelny, którego fragment brzmi: „Niemcy oprócz mnóstwa krzywd jakie wyrządzili, pod jednym względem dali dobry początek, że pokazali możliwość wyzwolenia polskiego społeczeństwa spod żydowskiej plagi i wytknęli nam drogę, którą mniej okrutnie oczywiście i mniej brutalnie, ale konsekwentnie iść należy” (sprawozdanie kościelne z Polski z czerwca- -lipca 1941 r.).
Krzysztof Jasiewicz:
Miło, że mnie pan komplementuje, ale – jak w piosence – to już było. Ponadto brzmi to trochę tak: jak to możliwe, że pan, zdawałoby się, człowiek wykształcony, profesor zwyczajny PAN, stoczył się nisko i został, nazwijmy rzecz po imieniu, „antysemitą”.
Mam zbyt mało miejsca, aby wszystko wyjaśnić, bo to jest temat na książkę, a nie na wywiad. Pragnę jednak zwrócić uwagę na inny mój tekst, w którym 7 lat później ustosunkowałem się do swojej książki. No i jeszcze jedno – każdy tekst/źródło odczytuje się na nowo wraz z upływem czasu, dziś pewnie jeszcze bym coś dorzucił. Siedem lat później napisałem o wadliwie skonstruowanej perspektywie badawczej i wynikającym stąd błędzie: „Sprowadzał się on do skrótu myślowego, że mój opis chrześcijanina i jego wiary, a także Polaka i jego patriotyzmu – mam na myśli drugi plan książki – w sposób jasny precyzuje moją pozycję metodologiczną (….). Przyjąłem bowiem założenie (…), że istnieją dwie wizje człowieka. Pierwsza – ewangeliczna: w myśl tej wizji człowiek jest zobowiązany przestrzegać Dekalogu i nauk Chrystusa w każdej wyobrażalnej naszymi zmysłami i doświadczanej rzeczywistości. W tej perspektywie konfrontacja człowieka z systemem okupacyjnym, z wyjątkiem bardzo nielicznych (vide o. Maksymilian Kolbe) kończy się katastrofą. Człowiek niemal na całym froncie przegrywa – żeby przeżyć, musi kraść, wystawiać fałszywe świadectwa, zabijać. Co więcej – do realizacji swoich celów czasu wojny wykorzystuje bezpośrednio i pośrednio Boga, bo modli się do Niego o swoje przetrwanie, a tam mieści się prośba, nawet nieświadoma o powodzenie w działaniach niedekalogowych (…). Druga wizja człowieka – nieewangeliczna-jest wersją »żydową«. Nie można więc (…) mieć do człowieka pre tensji, że »zawiesza« Dekalog lub przynajmniej przymruża nań oko. Jest w końcu tylko człowiekiem, a nawet więcej – jest zawsze Człowiekiem”.
Niestety, Żydów gubi brak umiaru we wszystkim i przekonanie, że są narodem wybranym. Czują się oni upoważnieni do interpretacji wszystkiego, także doktryny katolickiej. Cokolwiek byśmy robili, i tak będzie poddane ich krytyce – że za mało, że źle, że zbyt mało ofiarnie. W moim najgłębszym przekonaniu szkoda czasu na dialog z Żydami, bo on do niczego nie prowadzi. W nauce należy odrzucić empatię, sympatię czy antypatię, a skoncentrować się na faktach oraz niezbywalnym prawie do ich różnych interpretacji. Ludzi, którzy używają słów „antysemita”, „antysemicki”, należy traktować jak ludzi niegodnych debaty, którzy usiłują niszczyć innych, gdy brakuje argumentów merytorycznych. To oni tworzą mowę nienawiści.
Prawdziwym nieszczęściem są nawiedzeni – a przeważnie tylko tacy są – badacze żydowscy, którzy nie dążą do opisania takiej czy innej rzeczywistości, lecz piszą pod z góry założoną tezę. A mówiąc bez ogródek – zwyczajnie i świadomie rozmijają się z prawdą. Ten nieszczęsny dokument „kościelny”, który pan z taką przyjemnością zacytował, niczego nie przesądza. Bo nie wiemy, kto go napisał i w jakich okolicznościach, i nie wyraża on nic innego niż opinię autora i… strach przed Żydami – normalny, ludzki i uzasadniony. Bo ja głęboko jestem przekonany, że za zbrodnią w Jedwabnem i innymi pogromami nie stoi chęć zdobycia pierzyn i nocników żydowskich, nawet mniej jest tam odwetu za różne podłości żydowskie (a było ich sporo w latach 1939— -1941 na terenie Łomżyńskiego i we wszystkich innych miejscach, gdzie Żydzi mieszkali) – stoi tam wielki strach przed nimi. I ci zdesperowani mordercy być może w duchu mówili sobie: robimy rzecz straszną, ale może wnuki nasze będą nam wdzięczne. Myślę, że jest możliwa taka interpretacja, choć ona ze zbrodni nie rozgrzesza.
Warto jeszcze dopowiedzieć, że poprawa stosunków polsko-żydowskich wymaga prowadzenia równolegle dwóch wątków, także stosunku Żydów do Polaków i Państwa Polskiego. To nie jest jednostronny proces polegający na epatowaniu polskimi zbrodniami, przy jednoczesnym blokowaniu przedostawania się wiedzy o zbrodniach Żydów na Polakach. Jeszcze przed II wojną w okresie Wielkiej Czystki w ZSRR zamordowano 111 tys. Polaków, głównie na Białorusi i Ukrainie. Na tej pierwszej Żydzi stanowili ponad połowę wszystkich funkcjonariuszy NKWD, na tej drugiej aż dwie trzecie (według oficjalnych danych). Nie ma więc możliwości, by nie wzięli w tej zbrodni udziału, nie wspomnę o okresie 1939-1941, bo nie chcę być oblany fekaliami.
Jest też problem badaczy żydowskich, którzy ukrywają, że są Żydami, i udają, że są np. Polakami, Francuzami czy Węgrami. Oni często świadomie fałszują historię i biją się w piersi w imieniu Polaków, Francuzów czy Węgrów, przepraszając siebie za wyolbrzymione przez siebie zbrodnie i inne przewinienia.
FOKUS:
To znaczy, że wszystkie teksty „skażone” pochodzeniem autora są nienaukowe?
Krzysztof Jasiewicz:
Sięgnąłem do Talmudu i uważna lektura przekonała mnie, że istnieje wiele interpretacji sformułowanych tam „prawd”. Na przykład słynne zdanie: „Kto ratuje jedno życie, ratuje cały świat” nie precyzuje, o czyje życie chodzi, i tak może to być interpretowane nie tylko w dyskusjach rabinackich, lecz w głowach przeciętnych Żydów. Może to być życie własne albo członka rodziny, życie Żyda. Naród żydowski został ponoć „wybrany”, a to niesie wiele konsekwencji. To talmudyczny sposób myślenia Żydów, niekoniecznie religijnych. W środowisku żydowskim nabywa się jakiejś specyficznej świadomości grupowej. Znane są fakty entuzjastycznego witania podczas pierwszej wojny światowej Niemców w Kongresówce czy Rosjan w Galicji. Takie powitania odbywały się po klęsce Napoleona i Księstwa Warszawskiego, podczas wkraczania wojsk zaborczych po upadku Polski, a nawet w trakcie potopu szwedzkiego. Lecz wszyscy badacze żydowscy albo temu przeczą, albo przydają nieprawdopodobne interpretacje.
FOKUS:
Może Żydzi nie są zadowoleni z żadnej władzy i każdą nową witają z nadzieją, że będzie dla nich lepsza, a przynajmniej nie gorsza.
Krzysztof Jasiewicz:
Brzmi to fatalnie, bo co powiedzieć Żydach, którzy witali Niemców (albo jak się narodowo mówi „nazistów”) w 1939 r. w Polsce? A były takie przypadki – w Krakowie, Łodzi i innych miastach. W Zarębach Kościelnych na czele witających stał rabin w odświętnym stroju.
Żydów zaślepia ich nienawiść i chęć odwetu. To podstawowy powód, dla którego zasilili aparat bezpieczeństwa Bolszewii, potem sowiecki na Kresach i wreszcie UB po wojnie. Mam wrażenie, że człowiek w miarę wykształcony i średnio bystry zorientuje się, że niekoniecznie relacja żydowska jest prawdziwa Że wywód badacza żydowskiego nie zawsze jest mądrzejszy. I że jeśli jakiś badacz nie podziela tego poglądu, to wcale nie musi być antysemitą pozbawionym empatii.
Grupę badaczy nieżydowskich, która się identyfikuje z etosem żydowskim, złośliwie nazwałbym ludźmi intelektualnie ułomnymi. Często jest to spowodowane manierą stosowania nadmiernego krytycyzmu w stosunku do rodaków, przy bezkrytycznym stosunku do dywagacji żydowskich, z nadzieją, że to pomoże im w karierze. Ja bym wybrał Polskę. I myślę, że bycie krytycznym wobec Żydów – zwłaszcza gdy mordują dziś swoich sąsiadów na Bliskim Wschodzie – jest bardziej trendy i ma sens niż ich obrona i rozgrzeszanie. Na Holokaust pracowały przez wieki całe pokolenia Żydów, a nie Kościół katolicki. I Żydzi z tego – jak się wydaje-nie wyciągnęli wniosków.
Polecam również poczytać trochę wypocin gazet, znanych z głoszenie praw objawionych. A następnie porównać ich opinie i wnioski z waszymi - po zapoznaniu się z powyższym tekstem i wideo, oczywiście.
Przykłady:
wyborcza.pl/1,75478,14008596,Prof__Jasiewicz_odwolany_z_funkcji_w_PAN_...
wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,14008121,_Zydzi_jako_ofiary_H...
wiadomosci.wp.pl/kat,8311,title,Calkowita-dezaprobata-prezydium-PAN-dl...
Quo Vadis Polsko?
"Wyobraź sobie, że jestem złym człowiekiem i musisz...."
sporty-walki.org/content/2009/12/18/223339/index.jsp
Czy to boli, jak się trafi pięścią w kask zamiast w gębę?
O yeah, na pewno. Zobaczcie (pokazuje mały palec)…
Nie możesz go wyprostować?
Nie mogę. Miałem bójkę przeciwko Darren Langdon. Ja mu już raz wpieprzyłem w Calgary. Powiedzieli, że rozciąłem mu czoło z kija i zawiesili mnie na 2 czy 3 mecze. Ale to było normalnie – z pięści. Potem graliśmy w Montrealu i straciłem 20 tysięcy dolarów przez niego…
Czekaj, czekaj…dokładnie straciłeś 18.292 dolary.
(Śmiech) Zrobiliście dobry research. Anyway, ja się z nim znowu napierdalałem – przepraszam za język – no i wtedy to się stało. Mogłem albo iść na operację, albo dalej grać w play offie. Wolałem grać. Palec daleko od serca, nie umrę z jego powodu. Jak się moja kariera skończy, mogę go sobie zawsze naprawić. A teraz Darren Langdon jest w New Jersey Devils i będziemy kolegami (śmiech).
Ale na treningach też ci się zdarzało prać z chłopakami z tego samego klubu.
A, to naprawdę rzadko. Z każdym chłopakiem, z którym miałem okazję zatańczyć tango na lodzie, po pracy jesteśmy kolegami. Co się dzieje na lodzie, zostaje na lodzie.
W NHL był lock out. Mogłeś sobie spokojnie zoperować palec.
Nie chciałem ryzykować. Nie wiadomo, jak przebiegnie rehabilitacja. W dłoni masz bardzo mało mięśni, same ścięgna, to się długo goi. A ja muszę być gotowy, muszę móc złapać za koszulkę albo za kij. Nie mogę brać takiego ryzyka, że w pierwszej bójce coś się mi stanie.
Masz dużo blizn na palcach, ale dłonie raczej delikatne.
No, nie mam wielkich pięści. Ale to bez znaczenia. Wiecie, ja regularnie trenuję boks, mam ponad 110 kilo wagi. Dołóżcie do tego szybkość, balans i macie twardego zawodnika.
Hokeiści, którzy odgrywają – podobną do twojej – rolę w swoich drużynach, też trenują boks?
Nie wiem. Nie interesuje mnie to. Prawdopodobnie trenują. A teraz ja mam taką świadomość, że ktoś tam ciężko ćwiczy, a ja siedzę w Polsce i nic nie robię. To mnie gryzie. Oni trenują z myślą o mnie.
Słyszeliśmy, że boksować uczył cię Gołota.
Andrzej? Nie. Ja znam Andrzeja. On jest… on jest (uśmiech)… fajny kolega. Haruje, próbuje jak najlepiej, naprawdę. Z daleka łatwo krytykować, ale tam każdy cios może cię powalić na deski. Tak to jest.
Wiesz coś o tym? Byłeś znokautowany?
Tak, żeby leżeć bez przytomności, to nie. Ale dwa razy w życiu dostałem takie bomby, że nogi mi się ugięły i zastanawiałem się, gdzie jestem. Wiecie, ja miałem ponad 160 bójek i tylko dwa razy źle przegrałem. Mogę śmiało powiedzieć, że 80 procent walk mam wygranych, tak na czysto.
Nie chcesz zamienić kariery hokeisty na karierę boksera?
Wiecie, ja marzę o momencie, kiedy w końcu przestanę się bić. Naprawdę dużo już dostałem ciosów w głowę. I to bez rękawic. To żadna przyjemność, jak następnego dnia nie możesz wcisnąć kasku na łeb.
A skąd wzięła się duża blizna na prawym bicepsie?
Na samym początku pierwszej tercji gościu mnie podciął i na pełnej prędkości leciałem głową na bandę. W ostatniej chwili zasłoniłem się ręką. Złamała się na pół. Nie tam, że pękła. Normalnie się złamała na pół. Od łokcia do ramienia wsadzili mi sześć metalowych płyt i sześć śrub. Rok 2000 to pasmo kontuzji. Trzeba się było z tym pogodzić.
Twoje najlepsze cechy w walce to…
Warunki fizyczne, przygotowanie psychiczne, nikogo się nie boję, nie pytam siebie czy dam radę temu facetowi, wiem, że jestem w stanie wygrać z każdym. Ale wiecie, ja nie tylko się biję. Strzelam też piękne bramki. Oczywiście to nie jest moje zadanie, jak strzelę to jest dobrze, jak nie, to nikt nie ma pretensji.
A nad czym musisz jeszcze popracować?
Nad wszystkim. Tutaj w NHL jesteś taki dobry, jak twój ostatni mecz. Dlatego podczas przerwy w sezonie koncentruję się nad siłą, boksem i kondycją.
Czy wielu zawodników z NHL jest na ciebie wściekłych? Masz zażartych wrogów?
Jody Shelley. Co mecz się bijemy, od czterech lat. Jest różnie. Nie zawsze wygrywam. Raz czy dwa przegrałem. Ale zwykle po meczu zostajemy w mieście i idziemy razem na piwo. Śmiejemy się, kto komu wpieprzył. Jasne, że to jest trochę sztuczne, jak to w Ameryce, ale trzeba jakoś rozgraniczać koleżeństwo z pracą.
Masz czarną listę Oliwy? Ile tam jest nazwisk chłopaków z NHL?
Są wszyscy. Każdy ma swoje miejsce (śmiech). Oprócz bramkarzy.
A kto jest na pierwszym miejscu?
Wade Brookbank. Zlekceważyłem go, zrobiłem głupi błąd. Chciałem zmienić ręce, ale za wolno, no i dostałem w szczękę. Potem w drugiej tercji wpieprzyłem mu do lodu. Ale on nie chciał mi dać tego rewanżu. Dlatego może być pewny, że będzie druga runda. Raz mu się udało i od razu zaczął w telewizji gadać, w gazetach, na Internecie. Możesz wygrać, możesz przegrać każdej nocy, ale potem nie rzucasz nazwiskami zawodników po całym Internecie. Tego się nie robi i ja mu tego nie zapomnę. Ma łomot jak w banku. Nie ma wyboru. Jak nie będzie chciał zrzucić rękawic, to zobaczymy, czy będzie się w stanie wybronić.
To prawda, że Rosjanie i Czesi unikają walk i próbują grać „tylko” w hokeja? Są za miękcy?
To jest nieprawda, oni także od czasu do czasu się potłuczą. Jednym z moich rywali jest gość z Rosji – Andriej Nazarov. Musiałem się z nim bić już z 10 razy. To taka walka o Eastern Block Belt (śmiech). Bardzo twardy gościu, nikogo się nie boi.
Stresujesz się przed meczami?
Biorąc pod uwagę, że milion ludzi ogląda mecz, 20 tysięcy siedzi na arenie, a tobie ktoś co wieczór chce głowę urwać, to chyba ciężko się nie denerwować. W żołądku masz motylki. Nigdy nie wiesz, czy to właśnie jest ten dzień, kiedy w końcu przegrasz walkę. Wiecie, każdego trzeba docenić. Nie ważne czy mały, czy duży chłopak. Czarny czy żółty. Kolor skóry nie liczy się na lodowisku. Ważne, że ty jesteś najtwardszym zawodnikiem w lidze, a jeśli w to nie wierzysz, to nie masz tam prawa bytu. To samo powie czołówka zawodników, którzy pełnią taką rolę jak ja.
W każdej drużynie jest ochroniarz, od brudnej roboty?
Dwóch, albo nawet trzech. Wszyscy są dobrzy. A ja muszę być najlepszy. Chcę skończyć karierę zanim zacznę przegrywać walki. Odejść jako zwycięzca.
A jak długo jeszcze chcesz być najlepszy?
Może cztery, może pięć lat. Dlatego muszę non stop harować, ćwiczyć. Hokej to nie szachy.
A kiedy wychodzisz na lód, to trener mówi, z kim masz się bić?
Nie. Ja robię swoją robotę, gram i ochraniam drużynę. Kiedy sprawy idą nie tak jak trzeba, to sam wiem co robić. Jak masz w drużynie dobrych zawodników, to przeciwnik musi grać ostro, bo inaczej oni zrobią z nich głupców na lodzie. Ja mam im nie pozwolić na taką grę. Jak trzeba ściągam rękawice i zaczyna się tango. Taka praca.
A jak nie trzeba, to też czasem ściągasz?
No tak. To jest mój problem. Często się nie mogę doczekać. Przez 8 lat gry w NHL mam najwięcej bójek na koncie. Mam też rekord w minutach karnych. Prawda, czasem przegnę pałę. Ale to też procentuje. Inni się boją. Nie wiedzą czego po mnie oczekiwać, bo jestem nieobliczalny. Czują respekt. A to jest cenne dla mojej drużyny.
Ile kasy straciłeś przez swoje bójki? Było warto?
Pewnie, że tak. Nasza drużyna doszła do finału Pucharu Stanleya! W ostatnim sezonie straciłem około 30 tysięcy dolarów. Rok wcześniej ponad 20 tysięcy.
A zęby też straciłeś?
Na temat zębów próbuję nie rozmawiać. Nigdy nic nie wiadomo. Dzisiaj je masz, jutro nie masz.
Czy kiedyś było ci żal pobitego przeciwnika?
Nigdy.
Na co dzień jesteś agresywny?
Czasami. Ale staram się nad tym panować.
A dużo jest takich, którzy chcą się z tobą spróbować?
O, bardzo dużo. W barach w Stanach, w Kanadzie. Wszyscy piją, patrzą na Karenę, a ona jest za piękna. No i zaczynają się problemy. Zawsze daję ręce do tyłu i mówię: „słuchaj, ty masz bardzo ładny nos. Ciekawe ile razy był złamany? Bo mój wiele razy. A jak masz problem, to możemy go rozwiązać inaczej”. Zwykle pomaga.
A jak jest w Polsce?
Zaliczyłem kilka dyskotek. Było OK. Żadnych problemów.
Jak oceniasz swoją próbę powrotu do polskiej ligi?
Chciałem wykorzystać, że w NHL był lock out i pograć znowu w Polsce. Było fajnie. Szkoda, że złapałem kontuzję pachwiny w pierwszym meczu. Bardzo dobrze wspominam współpracę z panem Wojasem w Podhalu Nowy Targ, ale w pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że trzeba wracać do rzeczywistości, jechać do Stanów i pilnować swoich spraw.
Co zrobiłeś z policyjną pałką, którą zdobyłeś na meczu Podhala Nowy Targ i Cracovii? Podobno kibice cię mocno przerazili?
Trochę byłem w szoku, widząc policjantów i kibiców spadających z trybun. Mamy, dzieci – wszyscy od początku meczu musieli wysłuchiwać „kurw”. Wcale się nie dziwię, że ludzie boją się chodzić na mecze. Nie wyobrażam sobie, żeby ktoś wyskoczył do policjanta w NHL czy na jakiejkolwiek innej arenie na przykład NFL, czy NBA. Wierzcie mi, za coś takiego ty nie idziesz za kratki na dzień tylko na parę miesięcy albo więcej. Co do tej pały, to powieszę ją jako pamiątkę nad barkiem w domu (śmiech).
Co się dzieje z polskim hokejem?
Nie mam nic przeciwko panu Hajdudze (prezes PZHL – przyp. aut.) i Polskiemu Związkowi Hokeja na Lodzie, ale ci faceci powinni w końcu spojrzeć w lustro i powiedzieć: „o kurczę, my jesteśmy nieprzydatni”. Każdy wie, że chcą doczekać spokojnie do emerytury, ale jakim kosztem! Zobaczcie, teraz numerem jeden w telewizji jest siatkówka. Kiedyś nikt jej nie oglądał. Ale znaleźli się jacyś mądrzy ludzie, zrobili marketing, znaleźli sponsorów, jest dużo szumu. Świetnie. A w hokeju? Nie chodzi tylko o wyniki. Powiedzcie mi, jaka jest prezentacja tego produktu? Żadna. Miałem okazję widzieć, jak się rządzi polski hokej. Spytajcie Hajdugi, jak widzi przyszłość polskiego hokeja na lodzie. W pierwszym zdaniu usłyszycie: „nie mamy pieniędzy, próbowaliśmy wysyłać listy do różnych zakładów, ale nikt nas nie wsparł”. Jakby przyszedł facet do mojego biura i powiedział, że to jest jego marketing campaing, to kazałbym mu się obrócić na pięcie i wyjść.
Masz receptę?
O tak. Prosta rzecz. Zwolnić tych, co trzymają się krzesełek. Zatrudnić młodych, z wykształceniem, z wizją i wiarą w sukces. Oni szybko zarobią pieniądze dla hokeja. Problem taki, że łatwiej jest się utrzymać na krzesełku, niż je ustąpić. Ja rozumiem, że panowie z PZHL mają dzieci, wnuczki. Ale zawodnicy też mają dzieci i to małe dzieci. A za pieniądze za jakie oni teraz grają, nie sposób się utrzymać. Żeby to się zmieniło, musi być marketing. Wiecie, telewizja, newspapers, reklamy, spotkania z publicznością, darmowe pokazy, odwiedziny zawodników na przykład w domach dziecka, w szkołach. Zwyczajna promocja tej gry. To nie są żadne magiczne sztuczki. Żadna tajemna wiedza.
Jak poznałeś Karenę?
To była wcześniej dziewczyna mojego kolegi. Zerwała z nim i powiedziała, że chce być ze mną do końca życia. Ale ja miałem swoją dziewczynę. Nie mogłem tak sobie z dnia na dzień jej zostawić. To nie jest fair. Ale z czasem sprawy się popsuły między mną i Jenny. Rozstaliśmy się. Zadzwoniłem do Kareny. Zaczęliśmy rozmawiać, spotykać się. Później jej były chłopak włamał się do jej domu, jak ja tam byłem. Rozstali się rok wcześniej, a on zrobił wielką awanturę. Duży błąd. Trafił na złą osobę.
Pobiliście się?
No, doszło do takiej małej konfrontacji…
A to jakiś duży facet był?
Przypakowany. Uderzył mnie kilka razy, ale mu nie oddałem. Mówiłem tylko, że robi duży błąd i żeby wyszedł z domu zanim policja przyjedzie. Ręce trzymałem cały czas do tyłu. Ale jak zaczął gonić po domu Karenę, to impreza była skończona, dostał po gębie parę razy. Nieprzyjemna sprawa, w końcu to był mój kolega. Wylądował w więzieniu na kilka dni. Skończyło się w sądzie, ale wycofałem wszystkie oskarżenia, nie chciałem mu robić problemów w życiu.
Jak Karena dogaduje się z twoją córką?
Świetnie. Skylar ma 9 lat, Karena to dla niej duża siostra.
A mama Skylar?
Dawn to inna sprawa. To była naprawdę dobra dziewczyna dla mnie. Ale przez ten hokej, przez to podróżowanie, ciągle mnie nie było w domu. Ludzie w pewnym momencie przyzwyczajają się być osobno. Uczucie wygasa. Rozwiedliśmy się nie z nienawiści. Teraz jest wszystko OK. Z Kareną ja się nie mam nawet o co pokłócić. Rano wstaję, mam kawę, śniadanie, moje odżywki zrobione, ręczniki poukładane, odzież. Nigdy takich rzeczy nie widziałem. Taka piękna dziewczyna, do tego cały dzień pracuje i jeszcze ma czas, żeby prowadzić dom. Nie mogę narzekać. Kolega z Polski mi powiedział, że powinienem odwalić na kolanach pielgrzymkę do Częstochowy i z powrotem (śmiech).
Słyszeliśmy, że lubisz z córką siedzieć po nocach przy teleskopie.
To było kiedyś moje hobby. Wracałem w nocy i nie mogłem spać. Masz bójkę, dwie, wygrałeś albo przegrałeś mecz, lecisz samolotem i o drugiej w nocy lądujesz. Ja nie chodziłem wtedy z chłopakami po barach. Z lotniska jechałem prosto do domu, do rodziny. Ale ostatnia rzecz jaką chcesz wtedy robić, to spać. Dlatego kupiłem teleskop i trochę książek. Patrzysz w niebo i zapominasz o rzeczywistości. Z czasem Skylar zaczęła do mnie przychodzić i razem patrzyliśmy na universe. Przyjemna rzecz. Tym bardziej, jeśli musisz rano wstać i znowu komuś przypieprzyć na lodowisku.
Czy nadal tak głośno chrapiesz? Narzeczona nie narzeka?
Karena mówi, że w ogóle tego nie słyszy. Moja była żona przez 10 lat zmieniała pokoje, żeby czasami się wyspać. Raz podczas play offu kolega nie wytrzymał i przeniósł mnie do innego pokoju. Teraz jak podróżujemy z drużyną, to przeważnie śpię sam.
Pamiętasz pierwsze kroki w Kanadzie?
Nie miałem gdzie spać. Przygarnął mnie polski ksiądz. Przez pierwsze dwa tygodnie spałem w tej… jak to się mówi… kaplicy. Nie, nie, pomyłka (śmiech)! Na plebanii, oczywiście. Było super, pełna lodówa jedzenia. Wiecie, wczoraj oglądałem z rodzicami tape, który mama nagrała dzień przed moim wyjazdem. Trochę się wzruszyłem. Mam 40 dolarów w kieszeni i przestraszoną minę, mama płacze i nie wiem, co jej powiedzieć. Ciągle się waham, lecieć czy nie lecieć? W końcu pojechałem do Warszawy sporo wcześniej, bo panicznie bałem się spóźnić na samolot. Na Okęciu byłem o 9 wieczorem, a wylot miałem o 7.30 rano. Zlany potem, wystrojony w garnitur, przesiedziałem całą noc na lotnisku.
Słyszysz, że zmienił ci się akcent?
No, na pewno. Przez 10 lat z żoną mówiłem tylko po angielsku. Wyjechałem jak miałem 19 lat. Nie miałem wielu kontaktów z Polakami, byłem zagoniony. Nie chodziłem po polskich knajpach. Kiedy miałem 23 lata urodziła się Skylar. Ciężko pracowałem, żeby utrzymać rodzinę, nie było czasu na social life. Normalna rzecz, że zmienił mi się akcent. Im więcej mówię po polsku, tym mi lepiej idzie i na odwrót.
Pierwsze łyżwy dostałeś od dziadka, masz je jeszcze?
Niestety nie. Dziadek dał mi łyżwy jak miałem 9 lat. Ja wtedy głównie ganiałem za piłką i chciałem być piłkarzem. Ale okazało się, że hokej mnie bardziej wciąga. Nigdy jednak nie przypuszczałem, że będę grał w NHL. Chodziłem od technikum górniczego i trzy razy w tygodniu pracowałem na kopalni. Przyszłość nie była świecąca.
Straciłeś kogoś bliskiego w kopalni?
Nie, ale jeden z sąsiadów z pierwszego piętra zginął. Mój ojciec też miał wypadek.
Jaka będzie twoja przyszłość, po skończeniu kariery?
Przede wszystkim chcę ściągnąć do mnie rodziców. Mam obywatelstwo amerykańskie, więc to nie będzie trudne. A jak skończę grać, zajmę się biznesem. Założyłem niedawno firmę odzieżową, mam świetnego wspólnika w Nowym Jorku, fachowca od mody, zatrudniliśmy najlepszych projektantów i niedługo zaczniemy promować markę „Lanista”. To będą ubrania bardzo trendy, w stylu go young. Niedługo ruszamy w Stanach z dużą kampanią promocyjną, a w przyszłym roku chciałbym już otworzyć pierwszy sklep w Warszawie. Kto wie, może to będzie duży sukces. Może „Lanista” będzie najbardziej trendy marką na świecie. Jak w coś wierzysz, wszystko jest możliwe.
Ale to już trzecia taka twoja firma. Miałeś wcześniej marki „KO-Gear” i „Polish Hammer”. Co się z nimi stało?
To jest drażliwy temat. Zarejestrowałem nazwy, wyprodukowałem ubrania, poszło w to dużo pieniędzy. No, ale przez rozwód z Dawn musiałem zawiesić działalność. Nie chcę wchodzić w szczegóły. W każdym razie interes rozkręcał się całkiem nieźle. Ciuchy typowo sportowe, niektóre miały emblemat z moim numerem w NHL. „KO-Gear” zrobiłem w stylu hip-hop. To była fajna gra słów: „KO” jak moje inicjały i jak Knock Out. No, a teraz będzie „Lanista”.
Masz powodzenie wśród kobiet?
Czy ja wiem. Dziewczyny mnie rozpoznają. Ale wiecie, jak widzą Karenę, to wiedzą, że nie mają szans. Czują się przy niej bardzo niepewnie (śmiech).
Męczy cię popularność?
Teraz już mniej, ale bywało gorzej. Wszystko co robiłem od razu szło do Internetu. Wyszedłem z jakąś koleżanką do restauracji i zanim skończyliśmy jeść już było o tym w Internecie. I ludzie dyskutują: a ja widziałem Krzysztofa wcześniej z inną dziewczyną, a tamtej dał całusa, ale z tą pokazuje się częściej niż z tamtą, i tak dalej, i tak dalej. Plotka goni plotkę. Ja nie mówię, że to wszystko były kłamstwa. Nikt nie jest święty. Ale jak wstajesz rano i przed treningiem dostajesz od żony dwadzieścia e-mails, że wczoraj spotkałeś się z jakąś dziewczyną, to nie jest przyjemnie. Dawn nie musiała być w Calgary. Całe moje życie było w Internecie.
Płaczesz czasem?
Nie. No, miałem łzy w oczach jak z Calgary Flames przegraliśmy w finale play off. Wiele miesięcy ciężkiej pracy poszło na marne. Chciałem wziąć Puchar Stanleya i przyjechać z nim do Polski. Pokazać go na rynku. Zrobić trochę promocji hokejowi. To jest moje marzenie, przywieźć tu Puchar.
Dostałbyś go?
Każdy zawodnik dostaje Puchar na dwa dni.
Jak to się stało, że zmieniłeś nazwisko z Grabowski na Oliwa?
Moja mama wyszła ponownie za mąż, jak miałem 13 lat. Ojczym mnie zaadoptował i zmieniłem nazwisko. To wszystko.
A jaki masz kontakt z ojcem?
Nie widziałem go od lat. On się mnie wyrzekł. Pewnie teraz żałuje. Ostatnia rzecz, jaką można zrobić, to zrzec się własnego syna. Może być coś gorszego dla dziecka? Ja się wtedy zmieniłem. Zrobiłem się twardy psychicznie, zdeterminowany. Bardzo chciałem udowodnić wszystkim, że do czegoś dojdę. Ojciec zrobił duży błąd. Życzę mu wszystkiego najlepszego.
Lubisz oliwę?
Nie jem oliwy. Zapomnijcie o tym! Unikam oleju, pasty, chleba i masła. Wszystko musi być diet light z wysoką zawartością białka, za to niską zawartością tłuszczu i cukru.
Na koniec jego wizytówka
Jako bonus, natychmiastowa odpowiedź Szpilki, oczywiście na FB:
Myślałem, że coś z Artura będzie, ale na razie wykazuje się on niebywałym prymitywizmem...
Jeśli chcesz wyłączyć to oznaczenie zaznacz poniższą zgodę:
Oświadczam iż jestem osobą pełnoletnią i wyrażam zgodę na nie oznaczanie poszczególnych materiałów symbolami kategorii wiekowych na odtwarzaczu filmów