Uwaga - to raczej opowiedziana historia niż dowcip, ale mnie do dziś bawi
btw. przydługi wstęp
Bardzo stara sytuacja z lekcji religii pod koniec podstawówki (w czasach gdy jeszcze podstawówka była normalna - 8 klas).
Były to początki fascynacji rockiem i metalem - wiadomo niektórzy zaczynali zapuszczać włosy, pojawiały się koszulki z mhhhrrrooocznymi napisami, tytułami albumów. Zwyczajna dziecinada, ale wtedy to było uznawane za fajne
Było to gdzieś przy końcu roku szkolnego, na zewnątrz lato, konferencja już się odbyła więc stopnie zaaprobowane no to się często z różnych lekcji znikało.
Na lekcji religii ksiądz siada za biurkiem, wzrokiem lustruje salę i od razu zadaje pytanie:
- Kogo nie ma?
A kumpel w koszulce jakiegoś Dimmu Borgir czy innego abgrubleSATAAAAN!!! wstaje i woła:
- Boga nie ma!
Oczywiście rodzice byli wezwani na dywanik i wpierdol w domu jak to się należało domorosłemu ateiście
Za to obyło się bez psychologów, badania stopnia demoralizacji i nadzoru kuratora
Wpis zawiera treści oznaczone jako przeznaczone dla dorosłych, kontrowersyjne lub niezweryfikowane
Kliknij tutaj aby wyświetlić wpis