- Dość tego karmienia cyckiem! - wykrzyknęła zniecierpliwiona wiewiórcza mama. - A ty rusz dupsko, zabieraj dzieciaki do spiżarni i pokaż im prawidłowe odżywianie! - zaatakowała drzemiącego na fotelu pana Wiewióra.
Pan Wiewiór westchnął ciężko, wstał, zgarnął dziatwę i poczłapał z nimi do spiżarki.
- Tu macie takie okrągłe, to orzechy. - snuł znudzonym głosem. - Natura wyposażyła was w mocne zęby, bierzecie orzecha w łapki, pakujecie go w pyszczek, rozgryzacie skorupkę, wyciągacie środek i voilla! Proste? Proste. No, to na zadanie domowe macie każdy rozprawić się z dziesięcioma orzechami. Ja idę na piwo.
Po jakichś dwóch godzinach wraca, zagląda - dzieciaki leżą, cichutko pojękują, łapkami masują wydęte brzuszki.
- No, co tam? Najedzone? - woła wesoło pan Wiewiór.
- Tak, tato...
- Jakieś pytania?
- Co zrobić z tym co było w skorupkach?
Wpis zawiera treści oznaczone jako przeznaczone dla dorosłych, kontrowersyjne lub niezweryfikowane
Kliknij tutaj aby wyświetlić wpis