Pamiętacie scenę z kultowego filmu "PSY" gdy pytają Stopczyka co tam pali po nocach? Przedstawiam Wam artykuł, który pokazuję, że nie było to wyssane z palca i na pewno nie były to klubowe:
W archiwum krakowskiego Instytutu Pamięci Narodowej, przy okazji kwerendy dotyczącej końcowych lat funkcjonowania krakowskiej SB, dotarłem do sensacyjnych dokumentów w teczce zatytułowanej „Plan niszczenia dokumentów Wydziału C WUSW Kraków”. To jeden z nielicznych dowodów na przestępczy proceder niszczenia archiwów komunistycznej bezpieki, za który w III RP nikt nie odpowiedział.
Jak do tej pory jest to jeden z nielicznych dokumentów na temat procederu najlepiej znanego przeciętnemu Polakowi z pamiętnej sceny palenia akt na wysypisku śmieci w filmie „Psy” Władysława Pasikowskiego. Ta wiedza nie miała jednak mocnego potwierdzenia w archiwach SB. Znaleziony przeze mnie dokument z krakowskiego oddziału IPN-u znacząco zmienia ten stan rzeczy. Wszelkie papierowe ślady swojej przestępczej działalności pracownicy komunistycznej SB starali się zniszczyć.
Zaskakuje data jego powstawania – 1988 r. – podczas gdy proceder niszczenia akt znany jest badaczom z lat 1989–1990. Rodzi to pytanie, czy już wtedy istniał przemyślany plan wykreowania konkretnych osób koncesjonowanej opozycji jako elity przyszłej III RP, której trzeba zapewnić czystą kartę?
Czesław Kiszczak wspominał ponad 20 lat temu rozmowę z premierem Tadeuszem Mazowieckim na temat niszczenia akt bezpieki: […] lepiej będzie, jeżeli niektóre dokumenty zniszczymy. Są w nich rzeczy kompromitujące nie resort i ludzi ze służby bezpieczeństwa, tylko byłą opozycję, wielu waszych kolegów. Może dojść do tragedii.
Ewa Zając, zajmująca się archiwami krakowskiej SB, w rozmowie z „Codzienną” wskazuje na wagę dokumentu. – Ten dokument pokazuje po raz pierwszy, krok po kroku, jak zamierzano spalić archiwa w Krakowie i jakie rodzaje dokumentów wyszczególniono – komentuje.
Dlaczego esbecy za wszelką cenę chcieli zniszczyć również dokumentację Wydziału „C” Wojewódzkiego Urzędu Spraw Wewnętrznych w Krakowie? W dokumencie skierowanym do zastępcy Naczelnika Wojewódzkiego Urzędu Spraw Wewnętrznych do spraw Służby Bezpieczeństwa w Krakowie, płk Wiesława Działowskiego, wyjaśniła to ppłk Henryka Ciepał, naczelnik krakowskiego Wydziału „C” od 1987 r. do lutego 1990 r., gdy ministrem spraw wewnętrznych w rządach Zbigniewa Messnera, Mieczysława Rakowskiego i Tadeusza Mazowieckiego był Czesław Kiszczak. Wskazywała, że są to archiwalia nie przedstawiające żadnej wartości pod względem operacyjnym ani historycznym, zawierają jednak wiadomości stanowiące tajemnicę państwową i dlatego będą zniszczone, aby nie dostały się do rąk osób niepowołanych.
W wykazie akt, przeznaczonych do zniszczenia, odnajdujemy szczegółowy opis zawartości, masę i dodatkowe informacje o tym, gdzie dokumentacja jest przechowywana: czy to w workach czy w paczkach. Do zniszczenia przeznaczono m.in.: kartoteki statystyczne byłych tajnych współpracowników i spraw operacyjnych, segregatory z dokumentacją Funduszu „O”, korespondencję operacyjną czy teczki pracy TW. Szokująca jest liczba jednostek, przeznaczonych do zniszczenia: ponad 712 metrów bieżących akt o wadze 19 340 kg.
Naczelnik Wydziału „C” zaproponowała skuteczny sposób pozbycia się niewygodnej dokumentacji przy współpracy z krakowskim Wydziałem Transportu i dogodne miejsce ich spalenia. Materiały przeznaczone do zniszczenia będą przewiezione z ul. Mogilskiej 109 do Elektrociepłowni w Łęgu ul. Ciepłownicza 1 przy pomocy pięciu samochodów ciężarowych – pisała Ciepał. Wyznaczono grupę 10 osób do ewakuacji worków z dokumentami, która miała je potem spalić w piecu ciepłowniczym. Szefowa archiwum krakowskiej bezpieki radziła, jak dokonać pożogi archiwalnej: Samochody z materiałami przeznaczonymi do zniszczenia będą wyjeżdżały na rampę wyładunkową, skąd wprost z samochodu dokumenty będą wrzucane na ruszta obrotowe pieca ciepłowniczego. Ruchome ruszta i wysoka temperatura pieca spowodują szybkie i dokładne spalenie dokumentów. Inne sposoby niszczenia byłyby bardziej czasochłonne.
Zaplanowano, że załadunek dokumentów zajmie ok. 6 godz., a starannie dopilnowane palenie akt – 12 godz.Tyle czasu potrzebowała bezpieka, by dokonać w Krakowie przestępstwa na pamięci historycznej.
Tekst ukazał się w weekendowym wydaniu „Gazety Polskiej Codziennie”