W mojej ręce ląduje plastelinowy walec, przypominający marchewkę. Młoda wydaje się z tego bardzo zadowolona. Z nawyku, udaję, że zjadam marchewkę.
- Nie, to się nie je!
- Dlaczego? Przecież to marchewka?
- Nie, to nie marchewka! To pisiorek!
Zamieram z plasteliną w połowie do otwartych ust. I zadaję pytanie, którego będę żałował jeszcze przez bardzo długi czas.
- A co się z nim robi?
- Wkłada.
- A gdzie się wkłada?
- Do pupy.
Jestem ojcem i mam dwie córki. Jako posiadacz jedynego "pisiorka" w tym domu nie mogę się doczekać, aż Młoda wróci do przedszkola i powtórzy to samo paniom przedszkolankom. Są takie chwile w życiu, kiedy robi się gorąco w ułamku sekundy.
Również nie mogę się doczekać, żeby dowiedzieć się, skąd to przyniosła. Komuś, k****, się należy. Coś.
Żywcem kradzione z yafuda.
Wpis zawiera treści oznaczone jako przeznaczone dla dorosłych, kontrowersyjne lub niezweryfikowane
Kliknij tutaj aby wyświetlić wpis