" Moi dziadkowie od zawsze mieszkają na wsi. Ostatnio jak do nich przyjechałem to dziadek opowiadał mi jak to było jak był w moim wieku i lubił sobie robić z kolegami żarty.
Na wsiach kiedyś był taki zwyczaj, że gdy ktoś umarł to w domu przez 2-3 dni trumna leżała otwarta i były obrzędy - ostatnie pożegnanie. Tak i jemu przypadło czuwać nad zmarłym. Było lato, na dworze upał i szybko zaczęło mu się nudzić. Więc jak to mówią potrzeba matką wynalazków, a jego potrzebą było wymyślenie sobie zajęcia i wpadł na super pomysł przywiązania do ręki zmarłej żyłki.
Następnego dnia tak jak w poprzednim dniu przyszły wszystkie babcie i zaczęły swoje modlitwy. Jak wspomniałem było lato, upał a przez pootwierane okna wleciało mnóstwo much. Gdy w pewnym momencie jedna usiadła zmarłej na twarzy mój dziadek schowany pociągnął za żyłkę przywiązaną do ręki zmarłej i odgonił tę muchę. W tym momencie wszystkie schorowane babcie tak się przestraszyły, że te klęczące przy drzwiach zaklinowały się we framudze, a reszta powyskakiwała w przerażeniu przez okno.
Lanie oczywiście było, ale zacytuję klasyka: "było warto"."