18+
Ta strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich.
Zapamiętaj mój wybór i zastosuj na pozostałych stronach
Strona wykorzystuje mechanizm ciasteczek - małych plików zapisywanych w przeglądarce internetowej - w celu identyfikacji użytkownika. Więcej o ciasteczkach dowiesz się tutaj.
Obsługa sesji użytkownika / odtwarzanie filmów:


Zabezpiecznie Google ReCaptcha przed botami:


Zanonimizowane statystyki odwiedzin strony Google Analytics:
Brak zgody
Dostarczanie i prezentowanie treści reklamowych:
Reklamy w witrynie dostarczane są przez podmiot zewnętrzny.
Kliknij ikonkę znajdującą się w lewm dolnym rogu na końcu tej strony aby otworzyć widget ustawień reklam.
Jeżeli w tym miejscu nie wyświetił się widget ustawień ciasteczek i prywatności wyłącz wszystkie skrypty blokujące elementy na stronie, na przykład AdBlocka lub kliknij ikonkę lwa w przeglądarce Brave i wyłącz tarcze
Główna Poczekalnia (5) Soft (1) Dodaj Obrazki Dowcipy Popularne Losowe Forum Szukaj Ranking
Wesprzyj nas Zarejestruj się Zaloguj się
📌 Wojna na Ukrainie Tylko dla osób pełnoletnich - ostatnia aktualizacja: Dzisiaj 5:32
📌 Konflikt izrealsko-arabski Tylko dla osób pełnoletnich - ostatnia aktualizacja: Dzisiaj 3:27

#rynek

Dokąd zmierza ten kraj?
wiktor4024 • 2013-06-11, 14:28
Skąd się biorą tacy ludzie?
Hejtujemy, wkurwiamy się na siebie, każdy ma jakieś tam poglądy, ale tego nie potrafie zrozumieć...
Najlepszy komentarz (147 piw)
HotSzot • 2013-06-11, 14:47
Bo jest taka niepisana zasada. "Jak jedzie karetka, to masz zejsc z pierdolonej drogi przejazdu". Bydlo pierdolone, na wsi nie macie takich problemow co? Ilekroc jest korek w centrum to 8 na 10 samochodow ma rejestracje "KRA, KWI, KSU" i inne gowna, bo wies sie zjezdza. Krakow pozdrawia.

Zrzutka na serwery i rozwój serwisu

Witaj użytkowniku sadistic.pl,

Od czasu naszej pierwszej zrzutki minęło już ponad 7 miesięcy i środki, które na niej pozyskaliśmy wykorzystaliśmy na wymianę i utrzymanie serwerów. Niestety sytaucja związana z niewystarczającą ilością reklam do pokrycia kosztów działania serwisu nie uległa poprawie i w tej chwili możemy się utrzymać przy życiu wyłącznie z wpłat użytkowników.

Zachęcamy zatem do wparcia nas w postaci zrzutki - jednorazowo lub cyklicznie. Zarejestrowani użytkownicy strony mogą również wsprzeć nas kupując usługę Premium (więcej informacji).

Wesprzyj serwis poprzez Zrzutkę
 już wpłaciłem / nie jestem zainteresowany
Saluth o/o/o/ - W stronę Słońca [Lisowska cover]
J................o • 2013-05-02, 11:32
Zabawny i sadystyczny Cover wykonany przez kelthuz-a \m/

Znanego z miażdżenia lewaków,złodziei,czy innego ścierwa oraz propagowania kapitalizmu i wolnego rynku (radio żelaza)



Jeśli się nie podoba to ZABIJCIE SIĘ !

a jeśli było to do kosza ; ]
Najlepszy komentarz (44 piw)
B................l • 2013-05-02, 13:01
Za lewactwo wystrzelone w kosmos zawsze piwko.
42 autobusy polskiej marki Solaris trafią do Hannoveru. Nie jest to pierwszy wygrany przetarg przez tę firmę – polski producent na niemiecki rynek dostarczył już ogółem ponad 2 tysiące pojazdów.

Dużą popularnością, nie tylko wśród niemieckich przewoźników, cieszą się pojazdy typu Solaris Urbino Hybryd. Były one pierwszymi europejskimi pojazdami tego rodzaju produkowanymi seryjnie. Oprócz Niemiec, trafiły jeszcze do siedmiu krajów: Belgii, Finlandii, Francji, Litwy, Norwegii, Polski oraz Szwajcarii. Cieszą się one tak dużą popularnością, gdyż zużywają o 30% mniej paliwa od tradycyjnych autobusów.

Źródło: narodowcy.net

Taka tam delikatna duma że jednak polskie firmy mogą coś osiągać.
Najlepszy komentarz (66 piw)
Policeman • 2013-04-28, 15:05
firma Solaris powinna być sprzedana natychmiast jakimś zagranicznym firmom. Co to ma być? Sprawnie działająca polska firma? Jebani zaściankowcy, tylko zachód, tylko platforrrma!
W sprawie OFE państwo zdało egzamin
Dziś Cezary Kaźmierczak stwierdził jakoby to był przekręt wszech czasów. Być może, tylko, że cele były zupełnie inne od tych, którymi mamiono społeczeństwo. Inna sprawa, że w tej chwili bardzo ciekawie rysują się reperkusje likwidacji OFE!

Kiedy twórcy i zwolennicy reformy emerytalnej: dr Agnieszka Chłoń-Domińczak, prof. Marek Góra, prof. Jerzy Hausner, Ewa Lewicka, prof. Michał Rutkowski, Michał Boni i inni mamili ludzi wizjami emerytury spędzanej pod palmami, sam podobnie jak Cezary Kaźmierczak pukałem się w czoło, bo kalkulator nie kłamał, że znaczenie tych składek dla mojej zamożności na emeryturze będzie miało znaczenie śladowe.

Padały szumne słowa o tym, że w końcu będziemy mieli przynajmniej w części emerytalny system kapitałowy, który miał być panaceum na nasze problemy. Co jest oczywistą bzdurą. Wystarczy sobie uzmysłowić to, że przy naszych problemach demograficznych w chwili obecnej "góra" ludzi w wieku produkcyjnym poprzez OFE inwestuje w akcje i obligacje, które kiedy oni wejdą w wiek emerytalny będą chcieli "opchnąć" o wiele mniejszej liczbie osób znajdujących się wtedy w wieku produkcyjnym. Prosta logika powoduje, że należy zadać pytanie. Co się stanie wtedy z cenami tych aktywów(obligacji i akcji)? Prawo popytu i podaży jest bezlitosne. Dużo sprzedających, mało kupujących. Oczywiście spadną. Więc pytanie zasadnicze, emeryci zyskają czy ... stracą? Oczywiście stracą.

Więc jeżeli nie chodziło ani o jedno, ani o drugie to należy sobie zadać pytanie. O co biega?!

W ostatnim miesiącu miałem przyjemność spotkać się z grupą ludzi mądrzejszych ode mnie i siedzących w rynku kapitałowym, na którym to jeden z nich Konrad wystrzelił prostym stwierdzeniem, że za powołaniem OFE nie stały żadne emerytury, dobro obywateli. Po części stały prowizje i ... chęć utworzenia w Polsce rynku kapitałowego. Lubię słuchać ludzi mądrzejszych ode mnie.
Przyjrzyjcie się jakie postawiono OFE warunki co do inwestowania.
Zakazano im inwestowania pieniędzy za granicą. Więc teza o rynku kapitałowym wydaje się jak najbardziej słuszna. To pieniądze OFE są głównym dostarczycielem kapitału na warszawską giełdę i to one głównie ją pompowały. Zresztą jak przyjrzycie się strukturze aktywów OFE to główne ich części są: bony skarbowe i papiery dłużne NBP i rzadu ok. 40% oraz ok. 40% są to akcje i obligacje przedsiębiorstw z warszawskiej giełdy. Oczywiście zarządzający funduszami krzywili się, że nie mogą inwestować za granicą co by pozwalało im na osiąganie większych zysków, ale ich zamknięto sutymi prowizjami, nigdzie indziej nie spotykanymi na świecie. Dodatkowo zasilono kasą te firmy, które należało zasilić więc wszystko zostało w rodzinie. Państwo zdało egzamin? Zdało. Kosztem przyszłych emerytów stworzono podstawy rynku kapitałowego, dano zarobić swoim. Proste? Proste. Skuteczne? Skuteczne.

Teraz rząd robi zamach na OFE. I ... zaczyna się robić ciekawie.
Niektórzy oburzają się, że OFE strzelają sobie samobója. Och, dajmy spokój. Czas zagrać znowu w grę z lat 90-tych, bo wiele się musi wydarzyć, żeby wszystko zostało po staremu.
Popatrzmy. Rząd chce przejąć i zlikwidować OFE. Tak? Tak.
Ale czym to grozi. W myśl tego o czym pisałem największe zagrożenie nie tkwi w groźbie wybuchu społecznego, to się jakoś ułoży, zresztą młodzi i tak w to nie wierzą i dla nich to jest zbyt odległa perspektywa.
Problemem jest groźba załamania się rynku kapitałowego. Warszawskiej giełdy.
Jak miałoby wyglądać przejęcie OFE przez państwo?
Obligacje i bony skarbowe to w miarę prosta sprawa. Państwo przejmie i obieca, że kiedyś wypłaci jakąś kasę z tego. Ale co z aktywami OFE w formie akcji i obligacji?!
Państwo stanie się właścicielem dużej części firm na giełdzie? Przecież to jasne to o to chodzi!
Czemu OFE miałyby nie strzelać sobie w tym momencie do własnej bramki? Formuła OFE się wyczerpała, więc trzeba przekonać społeczeństwo, że najwyższa pora skończyć z tą "patologią". Kto może to zrobić skuteczniej, niż samobójcze propozycje samych OFE.
Jeżeli państwo przejmie dużą część przedsiębiorstw na warszawskiej giełdzie, jednym słowem dokona ich nacjonalizacji. Będzie miało ... co znowu sprzedawać i ... prywatyzować. Proste? Proste. Skuteczne? Skuteczne.
A jakie daje możliwości tym z polityków i kadry zarządzającej, którzy wiedzą jak i gdzie żagle nastawić i łapać w nie wiatr historii. A wydymanymi zostają przyszli emeryci i drobni inwestorzy giełdowi. I niech mi ktoś powie, że historia nie lubi się powtarzać.

I na koniec uwaga. Nie, nie mam skłonności samobójczych. I na szczęście dziś poniedziałek, seryjny samobójca lubi piątki i soboty.
Młodzi na rynku pracy...
Mr.Drwalu • 2013-03-10, 17:59


Młodzi na rynku pracy: niestrawność po McPracy...

McPraca jest zła dla młodych ludzi – głosił artykuł opublikowany 27 lat temu w „The Washington Post”. Dziś dziesiątki tysięcy wchodzących w dorosłość Polaków, podobnie jak ich koledzy z innych krajów, pracują w taki sposób. Czy rzeczywiście tracą czas?

Podawanie frytek, parzenie kawy, dowożenie pizzy, nalewanie coli czy układanie ciuchów na wieszakach – McPraca wszędzie wygląda tak samo. I na całym świecie przyciąga głównie młodych ludzi. W międzynarodowych sklepach z odzieżą, fast foodach, sieciowych kawiarniach i barach szybkiej obsługi widać same młode twarze. Tam nie wymaga się okazałego CV, dyplomu wyższej uczelni ani znajomości kilku języków i legitymacji Mensy. Ale też niewiele oferuje się w zamian. Marne szanse awansu, duża rotacja pracowników, zmechanizowane zadania, mały prestiż, niskie zarobki i ciężka praca – to cechy wspólne McJobów. Tę prawidłowość zauważono już w połowie lat 80. w Stanach Zjednoczonych. Pierwszy zdiagnozował to socjolog Amitai Etzioni, który ukuł termin McJob i ostrzegał, że dla młodych ludzi to wybór najgorszy z możliwych.

W sieci sieciówek

– Nie miałam czasu szukać innej pracy, trafiłam na ogłoszenie i długo się nie zastanawiałam, bo potrzebowałam kasy – mówi 26-letnia Małgorzata z Ostrowi Mazowieckiej, która od paru miesięcy pracuje w kancelarii notarialnej, ale jeszcze do niedawna jej głównym źródłem utrzymania była praca „na pół etatu” w jednym z warszawskich centrów handlowych, w sklepie z odzieżą. Etatu oczywiście nie miała, pracowała na śmieciówce. Miała zostać kilka miesięcy, do czasu skończenia studiów, ostatecznie utknęła tam na prawie dwa lata. – Przez pierwsze dni wracałam ze łzami w oczach. Wstawałam rano, a bolały mnie nogi, jakbym właśnie zeszła z parkietu. Później się przyzwyczaiłam. Zdarzało się, że musiałyśmy dźwigać paczki z magazynu i rzygać się chciało, jak trzeba było piąty raz z rzędu układać tę samą kupkę ubrań, ale przynajmniej grafik miałam elastyczny. Dzięki temu mogłam kończyć studia – mówi dziewczyna.

To właśnie uczniowie i studenci, którzy mogą dostosować godziny pracy do szkolno-uczelnianych zajęć, najczęściej zasilają kadrę sieciówek. Niektórzy pracownicy popularnych sklepów z odzieżą nieoficjalnie przyznają nawet, że polityka tych firm nie idzie w parze z zatrudnianiem osób po trzydziestce, bo po pierwsze to nie licuje z wizerunkiem odzieżówek, a po drugie wiąże się z większymi kosztami. Wbrew pozorom firmom łatwiej i taniej pogodzić się z dużą rotacją pracowników i przyuczać wciąż nowych ludzi, którzy posadę potraktują dorywczo. A to dlatego, że żaden z nich nie będzie walczył o etat i przywileje socjalne. Młody pracownik szybciej się uczy, więcej wytrzyma i jest pokorniejszy.

Nasza bohaterka zarabiała około 800 zł miesięcznie. Koleżanki Małgorzaty piszą, że w innych sieciach, pracując na pełen etat i wytrzymując 11-, 12-godzinny dzień pracy z jedną tylko krótką przerwą, można liczyć najwyżej na 1,5 tys. zł. Ale bywa ciężko. „U mnie trzeba stać cały dzień na sklepie wyprostowanym, nie rozmawiać ze współpracownicami, każde wyjście do toalety trzeba zapisać w zeszycie, nie można usiąść, nie można używać telefonu komórkowego, koszmar”, opisuje jedna z internautek. Ale w innym poście przyznaje, że do sklepu poszła pod koniec szkoły średniej, nie mając żadnego doświadczenia, i wątpi, czy gdzieś indziej znalazłaby zatrudnienie.

McSurferzy

Amitai Etzioni, charakteryzując McJoby, wspominał nie tylko o braku perspektyw czy wyzysku młodego pracownika. Zwracał też uwagę na to, że niewymagające większych kompetencji prace na najniższych stanowiskach w gastronomii czy handlu, które do niedawna były pierwszym krokiem na ścieżce kariery, coraz powszechniej zmieniają się w zatrudnienie stałe. A to już jest niebezpieczne. Dziś wielu młodych ludzi wpada w spiralę McPracy i utyka w tym systemie na lata. Tacy ludzie nie mają co liczyć na karierę albo na zasadniczo większe zarobki, które pozwoliłyby im na realną poprawę standardu życia i planowanie przyszłości. Ta grupa pracuje tylko po to, by utrzymać się na powierzchni, niczym surferzy na fali. Nawet jeśli rozwijają się czy kształcą, to nie potrafią wspiąć się parę szczebli wyżej.

Tak jak 29-letnia Agnieszka, sprzątaczka w jednym z warszawskich hoteli. Dziewczyna właśnie odebrała nagrodę za 10-letnią wysługę. Dostanie podwyżkę – 200 zł miesięcznie – i uścisk ręki szefostwa. Sęk w tym, że nie tego oczekiwała. Agnieszka w ciągu tej dekady zdążyła skończyć zaocznie hotelarstwo i turystykę. Po cichu liczyła, że ktoś to doceni i ją awansuje. Sprzątaczka z magistrem? – pukały się w czoło koleżanki po fachu, dziwiąc się, że Agnieszka nie znalazła czegoś lepszego. A jej zabrakło sił, ambicji i determinacji. Przestała rozsyłać CV. – Zasiedziałam się, straciłam wiarę w siebie – przyznaje.

Studia wyższe nie pomogły też 25-letniej Beacie. – Przez pięć lat rodzice płacili po 2,5 tys. zł za semestr. Poszło na to razem z kosztami dojazdów, podręczników, kserówek jakieś 25 tys. zł. I niestety już wiem, że to najgorzej wydane pieniądze w ich życiu – opowiada. Beata w ubiegłym roku skończyła administrację na jednej z warszawskich uczelni prywatnych. Studiowała zaocznie i na zajęcia dojeżdżała co dwa tygodnie w weekendy ze wsi pod Mińskiem Mazowieckim. W czasie studiów, podobnie jak wcześniej, pomagała rodzicom, którzy mają gospodarstwo i sami sprzedają uprawiane warzywa na jednym z warszawskich bazarów. – Sprzedaję od dziesięciu lat i myślałam, że po studiach uda mi się znaleźć lepszą pracę. Niestety. Nawet jeśli pojawiały się propozycje, za normalną pracę w wymiarze 40 godzin tygodniowo chcieli płacić tysiąc złotych i to brutto na umowie o dzieło. Wiem, że wiele osób skrytykuje takie podejście i będzie się mądrzyć, że lepsza taka praca niż bezrobocie albo że za tysiąc złotych żyją całe rodziny, ale mnie się naprawdę taka praca nie opłaca – tłumaczy dziewczyna i wylicza, że same dojazdy kosztowałyby ją ponad sto złotych miesięcznie, a do tego jeszcze jakieś jedzenie w pracy, więc okazałoby się, że zarobiła najwyżej 700 zł. – Zamiast tego nadal handluję dla rodziców, płacą mi bardzo podobnie, ale dojeżdżam razem z nimi, sprzedaję tylko przez trzy, cztery dni w tygodniu, a więc mam więcej czasu dla siebie. Tylko tych pieniędzy i czasu straconego na studia mi szkoda – dodaje nasza rozmówczyni.

A może frytki do tego?

Do krytyki modelu pracy, którego nazwę zaczerpnięto od najbardziej znanej na świecie sieci fast foodów, z czasem zaczęło się przyłączać coraz więcej socjologów i ekonomistów. Tak bardzo, że termin McJob zaczął poważnie ciążyć samemu McDonaldowi. Koncern od blisko dwóch dekad stara się o zmianę definicji tego słowa, które w oczywisty sposób kojarzy się z firmą. Próbował najpierw na drodze prawnej, choćby walcząc z tym, że termin ten znalazł się w słownikach języka angielskiego Oxford Dictionary i Merriam-Webster. W ostatnim czasie zmieniono strategię. McDonald postanowił po prostu poprawić swój wizerunek jako pracodawcy.

W Stanach Zjednoczonych już w 2006 r. ruszyła kampania plakatowa McDonalda pod hasłem „Not bad for a McJob” (Nieźle jak na McJob), która promowała pracę w firmie, przedstawiając politykę koncernu jako niezwykle przychylną dla zatrudnionych – głównie w kwestii opieki zdrowotnej, elastycznego czasu pracy i zarobków. W Polsce w przededniu wybuchu kryzysu McDonald rozpoczął cykl kampanii reklamowych od zachęcających do pracy seniorów, poprzez polecanie jej młodzieży szkolnej jako pierwszego zatrudnienia, po najgłośniejsze spoty z hasłem „A może frytki do tego”. – To naprawdę zadziałało. Zmienia się, i to wyraźnie, sposób postrzegania pracy w McDonaldzie – przekonuje rzecznik prasowy koncernu Krzysztof Kłapa. – Owszem, kampanie reklamowe pomogły, ale najmocniej zadziałało to, że u nas jest porządna oferta. Zatrudniamy ponad 16,5 tys. osób, z tego ponad 3 tys. to menedżerowie, z których większość przeszła normalną ścieżkę awansu w firmie. Podstawowa godzinna stawka wynagrodzenia dla szeregowych pracowników to przykładowo w Warszawie 11,5 zł, a po awansie zarabia się coraz lepiej. Dodatkowo, co ważne, my zatrudniamy na normalne umowy na etat, z ubezpieczeniem, ze wszystkimi składkami. To wszystko przecież całkiem przeczy terminowi McPraca – dodaje Kłapa.

I choć częściowo jego tłumaczenia to PR firmy – bo jak wynika z ostatnich wyliczeń amerykańskiego Bloomberga McPraca pozostała McPracą, a w ostatniej dekadzie różnica między płacami najniżej opłacanych zatrudnionych i kierownictwem McDonalda w USA się podwoiła – jest w tym też ziarno prawdy.

– Rzeczywiście dziś jako McPracę, czyli taką „junk”, „śmieciową”, można postrzegać dwa rodzaje sytuacji zawodowej. Po pierwsze zatrudnionych na umowach, które nie pozwalają na stabilizację zawodową i życiową. Szczególnie gdy nie są to warunki będące wyborem pracownika, który woli elastyczne zatrudnienie, tylko zostały narzucone przez pracodawców. Po drugie to taka pozycja, która jest znacznie poniżej kompetencji, wykształcenia i oczekiwań pracownika, na którą decyduje się przymuszony przez sytuację rynkową – tłumaczy Dominik Owczarek, analityk Instytutu Spraw Publicznych. – Tu niezwykle ważny staje się element psychiczny. Jeżeli pracownik nie czuje dyskomfortu i jest usatysfakcjonowany warunkami ekonomicznymi, to kategoria McPracy go nie dotyczy – dodaje.

Kolejka do ekspresu

Rzeczywiście, wielu młodych trafiających nawet na najniższe stanowiska, do pracy fizycznej i wcale nie nadzwyczaj dobrze płatnej, jest z tego zadowolonych. W połowie stycznia ponad dwieście osób przyszło na spotkanie rekrutacyjne na otwarcie nowego McDonalda w Skierniewicach, natomiast kilka tygodni temu w Londynie na dziewięć etatów baristy w nowej kawiarni Costa Coffee zgłosiło się zaś aż 1,6 tys. chętnych.

– I ja ich rozumiem. Sam jestem w podobnej sytuacji – opowiada Tomasz, absolwent zarządzania i marketingu na Uniwersytecie Wrocławskim. – Z zewnątrz moja praca może wydawać się beznadziejna. Od poniedziałku do piątku i w co drugi weekend przez dziesięć godzin dziennie sprzedaję wycieczki w biurze podróży w centrum handlowym. Praca za 1,5 tys. zł na rękę. Ale mi się to naprawdę podoba – przekonuje Tomasz. Po studiach nie udało mu się znaleźć zatrudnienia we Wrocławiu, bo jedyne propozycje, jakie dostawał, to praca w callcenter i wprowadzanie danych w centrach usług. Postanowił wrócić do rodzinnego Gniezna.

– Najpierw do mojej pracy dopłacał urząd pracy w ramach stażu absolwenckiego, po jego zakończeniu szefostwo uznało, że się sprawdziłem, i zatrudniło mnie już na normalnej umowie. Nie są to kokosy, ale dopóki mieszkam z rodzicami, wystarcza – opowiada i tłumaczy, że praca za biurkiem w centrach usług lepsza byłaby tylko w teorii. – Proponowano mi góra 2,5 tys. zł brutto na umowie śmieciowej, to dawałoby ponad 2 tys. zł, bez ubezpieczenia i składki emerytalnej. Na samo mieszkanie musiałbym wydać co najmniej tysiąc złotych. A sama praca zapowiadała się przeraźliwie nudno. Bycie zwykłym sprzedawcą wycieczek jest o wiele ciekawsze, mam kontakt z ludźmi, mogę sobie z nimi porozmawiać. Choć szkoda mi, że moje studia i biegły niemiecki zupełnie się nie przydają, ale może za jakiś czas zacznę korzystać z wykształcenia – opowiada 25-latek.

Ten optymizm młodych McPracowników może być dosyć złudny. – Ja bym tego nie nazwał optymizmem, tylko realizmem. Są bardzo świadomi tego, jak wygląda rynek pracy, że jest kryzys. Widzą, jakie problemy mają ze znalezieniem pracy ich rówieśnicy, więc kiedy już sami pracę zdobywają, naprawdę się z niej cieszą. Choć jest to zajęcie grubo poniżej ich kompetencji, to w przeciwieństwie do pracowników takich miejsc jak centra usług i call center nie popadają tak często w marazm, nie zakopują się w nich na lata, tylko traktują je jako trampolinę do dalszego rozwoju – mówi Dominik Owczarek.

Jego zdaniem praca w charakterze pracownika fizycznego dla nikogo nie jest spełnieniem marzeń. Ale może być idealnym sposobem na zdobycie pierwszych doświadczeń, zarobienie pieniędzy wystarczających, by się utrzymać i wciąż mieć czas na dalszy rozwój.

– Żadna praca nie hańbi i żadnej pracy nie należy się wstydzić – mówi Piotr Palikowski, prezes Polskiego Stowarzyszenia Zarządzania Kadrami. Jego zdaniem podejmowanie McPracy świadczy o zaradności i determinacji młodych ludzi, a to cechy, które pracodawcy bardzo cenią u swoich potencjalnych pracowników, dlatego tym bardziej nie należy ich ukrywać w CV albo w czasie rozmowy kwalifikacyjnej. – Zdaniem przedsiębiorców kandydatom do pracy brakuje głównie umiejętności miękkich, czyli takich cech jak samodzielność, przedsiębiorczość, przejawianie inicjatywy, odporność na stres, motywacja do pracy czy kompetencje interpersonalne związane z umiejętnościami komunikacyjnymi i pracą zespołową. Każda posada pozwala młodym ludziom na zdobywanie doświadczenia zawodowego i nabywanie właśnie tych umiejętności, co przekłada się potem na wyższą efektywność, skuteczność, lepsze wykonywanie swoich obowiązków – mówi.

Zauważa też, że obecnie prawie 80 proc. pracodawców ma problemy z rekrutacją osób o odpowiednich kwalifikacjach, a polski system edukacyjny nie przygotowuje młodych ludzi na potrzeby rynku, dlatego im większe doświadczenie i obycie w organizacji, nawet jeżeli jest to McPraca, tym większe szanse na znalezienie lepszej posady w przyszłości.

Imiona bohaterów zostały zmienione

Źródło: KLIKNIJ TUTAJ
Najlepszy komentarz (29 piw)
S................l • 2013-03-10, 19:32
Cytat:

"I ja ich rozumiem. Sam jestem w podobnej sytuacji – opowiada Tomasz, absolwent zarządzania i marketingu."



Cytat:

Beata w ubiegłym roku skończyła administrację na jednej z warszawskich uczelni prywatnych.



Cytat:

Agnieszka w ciągu tej dekady zdążyła skończyć zaocznie hotelarstwo i turystykę.



Jak się kończy gówniane kierunki to się zarabia gówniane pieniądze.
Robienie loda
Pfciuki • 2013-03-04, 20:30
Bardzo sprawne robienie loda.

Najlepszy komentarz (158 piw)
s................u • 2013-03-04, 20:41
zajebiście by ściany gipsowała
[center]Hongkong jest obecnie symbolem wolnego rynku i gospodarczego sukcesu, który dla wielu stał się wzoremdo naśladowania. Poniższe zdjęcia wykonywane nad cieśniną Port Wiktorii pokazują jak ta mała wioska urosła do rangi jednego z azjatyckich tygrysów.

Lata '80 XIX wieku - fotografia prezentuje Pachnący Port (tak dosłownie należy tłumaczyć nazwę Hong Kong) zanim kompania Starr Ferry połączyła półwysep Koulun z wyspą Hongkong (a miało to miejsce w 1888) i sprawiła, że tradycyjne łodzie wiosłowe zwane Sampan przestały być podstawowym środkiem komunikacji na tej trasie.



---
1906
Najlepszy komentarz (34 piw)
Vinewood • 2012-10-23, 18:21
Komunistyczne Chiny:

Kapitalistyczna Polska:
Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji zobligowała nas do oznaczania kategorii wiekowych materiałów wideo wgranych na nasze serwery. W związku z tym, zgodnie ze specyfikacją z tej strony oznaczyliśmy wszystkie materiały jako dozwolone od lat 16 lub 18.

Jeśli chcesz wyłączyć to oznaczenie zaznacz poniższą zgodę:

  Oświadczam iż jestem osobą pełnoletnią i wyrażam zgodę na nie oznaczanie poszczególnych materiałów symbolami kategorii wiekowych na odtwarzaczu filmów
Funkcja pobierania filmów jest dostępna w opcji Premium
Usługa Premium wspiera nasz serwis oraz daje dodatkowe benefity m.in.:
- całkowite wyłączenie reklam
- możliwość pobierania filmów z poziomu odtwarzacza
- możliwość pokolorowania nazwy użytkownika
... i wiele innnych!
Zostań użytkownikiem Premium już od 4,17 PLN miesięcznie* * przy zakupie konta Premium na rok. 6,50 PLN przy zakupie na jeden miesiąc.
* wymaga posiadania zarejestrowanego konta w serwisie
 Nie dziękuję, może innym razem