Przekazywana z ojca na syna czysta głupota, czy też boża sprawiedliwość? Mniejsza z tym, ważne, że prędzej czy później wyeliminują się nawzajem.
📌
Wojna na Ukrainie
- ostatnia aktualizacja:
Dzisiaj 21:55
📌
Konflikt izrealsko-arabski
- ostatnia aktualizacja:
Dzisiaj 21:40
🔥
Ajfoniara
- teraz popularne
🔥
Konkret wpierdol dla pedofila
- teraz popularne
#szmatogłowy
Zrzutka na serwery i rozwój serwisu
Witaj użytkowniku sadistic.pl,Od czasu naszej pierwszej zrzutki minęło już ponad 7 miesięcy i środki, które na niej pozyskaliśmy wykorzystaliśmy na wymianę i utrzymanie serwerów. Niestety sytaucja związana z niewystarczającą ilością reklam do pokrycia kosztów działania serwisu nie uległa poprawie i w tej chwili możemy się utrzymać przy życiu wyłącznie z wpłat użytkowników.
Zachęcamy zatem do wparcia nas w postaci zrzutki - jednorazowo lub cyklicznie. Zarejestrowani użytkownicy strony mogą również wsprzeć nas kupując usługę Premium (więcej informacji).
Wesprzyj serwis poprzez Zrzutkę już wpłaciłem / nie jestem zainteresowany
Czyli jak zemścić się na leniwych Afgańczykach
Młody, pakuj się i ogarniaj bilet. Załatwiłem ci robotę. Najpóźniej w niedzielę masz być w Belgii – treściwy telefon od mojego starszego brata w piątkowe popołudnie z góry określił moje wakacyjne plany. Plany, które jeszcze chwilę wcześniej snułem z moją kobietą. Miała być złota piana i błękitna woda, będzie ciężka tyrka. Trudno. Lepiej mieć niż nie mieć. A że groszem wybitnie w ostatnim czasie nie śmierdziałem, więc nie mogłem specjalnie wybrzydzać.
Następnego dnia w samo południe byłem już w autokarze odjeżdżającym na zachód. W niedzielę nad ranem braciak odbierał mnie w Antwerpii. W poniedziałek miałem zaczynać pracę. Jaką? Nie wiedziałem kompletnie nic. Gdzie, jak i za ile. Mój brat dowiedział się później, że chodzi o cykorię. Typowa sezonówka. Tylko jak do kurwy nędzy wygląda cykoria? Jak się ją zbiera i z czym to się je?! Za gówniarza jeździłem zbierać truskawki, wiśnie, brzoskwinie i śliwki, ale w tym temacie byłem kompletnie zielony.
Szczegółów nie dowiedziałem ani od pośredniczki, która wiozła mnie na miejsce, ani od ludzi, u których miałem pracować. Wszystko wyjaśnili mi pracujący tam Polacy.
- Ty i jeszcze jeden chłopaczek będzieta robić w polu! Ciężka robota, bo się nałazita i słońce praży – dowiedziałem się od grubego, wąsatego pana Krzyśka, który jeździ tu od paru ładnych lat sortować cykorię w klimatyzowanej hali.
Uświadomił mnie również, że cykoria to coś w rodzaju buraka cukrowego. Zbieranie jej jest w pełni zautomatyzowane. Do moich zadań (a właściwie zadania) miało należeć wyplewienie całych pól z chwastów i innego cholerstwa.
- Będziecie latać po polu i orać motykami. Średnio 10-12 godzin dziennie. Znienawidzicie słońce. Generalnie wam się nie spodoba – dorzucił jeden blondyn.
Podoba to mi się Anna Sedokova, angielski futbol i Giżycko latem. Przyjechałem tutaj, żeby dobrze zarobić a nie żeby mi się podobało. Słuchawki na uszy. Chase & Status, Queen, najlepszy polski hip-hop i przed siebie.
- Będziecie robić z ciapatymi. Będą was strasznie wkurwiać, tyle wam powiem… – podsumował nieco enigmatycznie blondyn. Podziękowałem wszystkim za słowa zachęty i udałem się na spoczynek. Następnego dnia wszystkiego miałem doświadczyć na własnej skórze, czyli upału, chwastów i ciapatych.
Bladym świtem udaliśmy się z Adrianem, moim współlokatorem i towarzyszem niedoli, po vana, którym mieliśmy dojechać na pole. Tam już czekali owi „ciapaci”. Konkretnie pięciu. Ustawieni wokół samochodu wyglądali jak statyści na planie jakiegoś bollywoodzkiego gniota. Przywitaliśmy się. Nie pamiętam polskich imion, więc w ich nawet się nie wsłuchiwałem. Okazało się, że nie ma dla nas wszystkich miejsca w vanie i jedna osoba musi spadać do drugiego auta. Oczywiście Adrian mnie wystawił, więc musiałem jechać sam z moimi nowymi kolegami.
Generalnie nie jestem żadnym rasistą ani nic z tych rzeczy. Jeśli jesteś w porządku wobec mnie, to możesz mieć nawet przezroczystą skórę, nie ma problemu. Hasła typu „brudasy”, czy „śmierdziele” są dla mnie hasłami rzucanymi przez półmózgów (określenia „ciapaci” używam raczej pieszczotliwie). Jednak kilka pierwszych minut drogi wystarczyło żebym przekonał się, że moi koledzy z pracy już od jakiegoś czasu są poważnie skłóceni z mydłem.
Zaczęła się luźna gadka z jednym z nich:
- You… Polska? – zagaił
- Yeah. I’m from Poland. And you’re from Romania. Is that right?
- From Ro…? Nooooooooo! We are from Afganistan!
Nie powiem, żeby mi szczena nie opadła. Na Erasmusie poznałem kolesi z Tadżykistanu. Teraz będę mógł się pochwalić znajomymi z jeszcze dalszego „stanu”.
Z pierwszego dnia na polu w sumie nie ma co opisywać. Nabieraliśmy wprawy – nawet proste plewienie może stać się sztuką. Musieliśmy „władać” motyką na tyle precyzyjnie żeby wyrywać chwasty z korzeniami nie uszkadzając przy tym delikatnych listków młodej cykorii. Polacy mieli rację – słońce wciągnęło nas nosem, strawiło na papkę i wysrało nasze resztki. Wróciłem zmasakrowany. Ale pocieszałem się tym, że pierwszy dzień jest zawsze najtrudniejszy.
Właściwie cała historia zaczyna się od drugiego dnia naszej pracy. W pewnym momencie zorientowaliśmy się z Adrianem, że idzie nam bardzo, ale to bardzo topornie. Dzień się kończył a my byliśmy ledwo w połowie.
Okazało się, że Afgańczycy co i raz robili sobie przerwę. Im bliżej końca byliśmy, tym dłużej trwały ich przestoje. Ja rozumiem, że jak jest stawka godzinowa to nie ma co się spieszyć, ale po 11 h w upale między chwastami każdy normalny człowiek marzyłby tylko o powrocie do domu, zimnym prysznicu i łóżku. A tu trzeba zostać, nie można było zostawić pola w połowie zrytego – będziesz je przekopywał do usrania, aż skończysz.
Na początku popsioczyłem trochę pod nosem i robiłem swoje. Apogeum wkurwienia osiągnąłem pod sam koniec. Dwóch kasztanowych chłopców skończyło po łebkach swoje rzędy i zamiast pomóc nam dokończyć to, co zostało, rozsiedli się w vanie jak paniska i przez szybę obserwowali naszą nierówną walkę z chwastami.
Zdecydowałem, że albo zmuszę ciapaków do roboty, albo zatłukę ich swoją motyką, z którą na polu rozstawałem się o wiele rzadziej niż ze zdrowym rozsądkiem.
Zanim pokonałem spory kawałek drogi do vana, zdążyłem trochę ochłonąć. Jeśli zrobiłbym chryję to wyleciałbym już w drugi dzień. Nie warto. Rozegram to na spokojnie.
- Yo, guys! Come and help us. We all wanna go home. Let’s finish this field as fast as it’s possible.
Spojrzeli na siebie po czym jeden z nich zwrócił się do mnie ze stoickim spokojem:
- Ramadan, my friend – wzruszył ramionami racząc mnie głupawym uśmieszkiem ukazującym stan uzębienia przypominającym stan afgańskiej gospodarki.
W mordę, faktycznie! Przecież kasztaniaki przez cały dzień nie wypili ani kropli wody! Mają Ramadan! Coś przy czym chrześcijański Wielki Post to jeden wielki Projekt X. Od świtu do zmierzchu zero pokarmów, zero płynów – sport ekstremalny.
Z jednej strony nie ma co im się dziwić. Ja bez wody wytrzymałem w tym piekarniku max dwie godziny. Dla nich przestrzeganie Ramadanu w takich warunkach to podpisanie na siebie wyroku. Mają prawo robić wolniej albo wcale.
No ale z drugiej strony jesteśmy w Europie. Tak bardzo w Europie, że już praktycznie bardziej się nie da, bo pracowaliśmy niecałe 40 km od stolicy całej Unii! Albo weźmiecie się do roboty i będziecie robić to, czego się od was w oczekuje, albo wracajcie do Afganistanu hodować kamienie. Tam nikt wam nie wytknie, że się obijacie bo Ramadan.
Zjeżdżając z pola obmyśliłem małą zemstę. Zdecydowałem, że sprawdzę, jak mocna jest wiara moich egzotycznych współpracowników. Jeszcze wieczorem wsadziłem do zamrażalnika całą zgrzewkę wody tak, żeby do rana zamarzła na kamień…
Dzień trzeci.
Zatargałem skamieniałą wodę do vana. Aż z niej parowało. Zapytaliśmy Belga, który jeździł z nami w pole, czy możemy schować parę butelek do jego lodóweczki samochodowej. Nie robił żadnych problemów.
Na polu skwar jeszcze większy niż poprzedniego dnia. Ani pół obłoczka na niebie, zero wiatru, powietrze stoi. Słońce wyżywało się na nas jak dziecko z lupą na mrówkach. Napieprzało jak cholera, czego nie można powiedzieć o Afgańczykach. Dwóch stało opartych o motyki, dwóch leżało w ich cieniu, a jeden coś dłubał kijkiem w polu. I tak na zmianę. No kurwa Monthy Pyton. Marino, wcześniej wspomniany Belg, który miał nadzorować nas na polu, miał totalnie wyjebane. Robiłeś sobie przerwę kiedy miałeś ochotę. Z tego skrzętnie korzystali ciapaci. My na półgodzinną przerwę zeszliśmy ustawowo o 12. I wtedy rozpoczęliśmy nasze show…
W jak najbardziej ekspresyjny sposób staraliśmy się oddać to jakim skarbem jest lodowata woda w ponad 35-stopniowym upale. Piliśmy ją, rozlewaliśmy na twarz, no po prostu robiliśmy istną oazę pośrodku „Sahary”.
Zimne strużki spływały po naszych spalonych karkach i rękach. Arktyczne strumienie koiły cierpiące od odcisków dłonie. Woda zmywała brunatny kurz z naszych łydek i gasiła topiące się od skwaru buty na stopach. H2O lało się wodospadem. Szczyt szaleństwa osiągnęliśmy wylewając wodę po pokrzywach krzycząc jednocześnie „Rise my children!”. Istna szopka. Elitarna Arabska Loża Leserska patrzyła na rozlewane przez nas kolejne butelki jak na obiecane rajskie tabuny dziewic.
Oczywiście biedni kasztanowi chłopcy mogli robić dokładnie to samo co my, prócz picia owej wody. No, ale nie mieli żadnej. Nie zabrali ze sobą… żeby przypadkiem nie kusiło.
Po całej akcji robiliśmy to za co nam płacą. Oczywiście nie było co liczyć na pomoc Arabów, bo ci akurat wykłócali się o to, który ma stać i robić cień a który pod nim leżeć.
Pod koniec dnia zeszliśmy do samochodu. Słońce jeszcze trochę dogryzało, ale nam było naprawdę już wszystko jedno. Wyjąłem ostatnią butelkę wody schowaną na czarną godzinę i zacząłem uzupełniać płyny. Już normalnie, bez scen. Po chwili przyczłapał do mnie kasztaniak – ten sam od nieskazitelnego uśmiechu!
- Can you give me some water, man?
Zerknąłem na niego mrużąc oczy pod słońcem.
- Ramadan, my friend – odrzekłem, wylewając resztę wody na popękaną od żaru glebę.
Pewnie sądzicie, że to co zrobiłem było chamskie, prostackie i niemoralne. Wprost przeciwnie! Przecież ja uratowałem biednego Afgańczyka od grzechu! Zniszczyłem przyczynę jego pokusy! Stanąłem na straży żelaznych prawideł jedynej słusznej religii! JA! Wychowany w katolickiej rodzinie! HERETYK!!!
Można dywagować nad tym, czy owy kasztan nie chciał przypadkiem tylko oblać się tą wodą. Tego się już nie dowiemy. Wolałem nie ryzykować. A jakby nie daj Bo… tfu, Allahu pokusiło, to co wtedy? Wszystkie dziewice szlag by trafił.
Zemsta jednak jest przesłodka.
Wracając z pola rozsadzała mnie duma, chociaż w kontekście moich arabskich kolegów to określenie jest nieco dwuznaczne.
A w kolejnych dniach cały afgański zastęp był jakiś taki… efektywniejszy.
zajebane z źródło
Młody, pakuj się i ogarniaj bilet. Załatwiłem ci robotę. Najpóźniej w niedzielę masz być w Belgii – treściwy telefon od mojego starszego brata w piątkowe popołudnie z góry określił moje wakacyjne plany. Plany, które jeszcze chwilę wcześniej snułem z moją kobietą. Miała być złota piana i błękitna woda, będzie ciężka tyrka. Trudno. Lepiej mieć niż nie mieć. A że groszem wybitnie w ostatnim czasie nie śmierdziałem, więc nie mogłem specjalnie wybrzydzać.
Następnego dnia w samo południe byłem już w autokarze odjeżdżającym na zachód. W niedzielę nad ranem braciak odbierał mnie w Antwerpii. W poniedziałek miałem zaczynać pracę. Jaką? Nie wiedziałem kompletnie nic. Gdzie, jak i za ile. Mój brat dowiedział się później, że chodzi o cykorię. Typowa sezonówka. Tylko jak do kurwy nędzy wygląda cykoria? Jak się ją zbiera i z czym to się je?! Za gówniarza jeździłem zbierać truskawki, wiśnie, brzoskwinie i śliwki, ale w tym temacie byłem kompletnie zielony.
Szczegółów nie dowiedziałem ani od pośredniczki, która wiozła mnie na miejsce, ani od ludzi, u których miałem pracować. Wszystko wyjaśnili mi pracujący tam Polacy.
- Ty i jeszcze jeden chłopaczek będzieta robić w polu! Ciężka robota, bo się nałazita i słońce praży – dowiedziałem się od grubego, wąsatego pana Krzyśka, który jeździ tu od paru ładnych lat sortować cykorię w klimatyzowanej hali.
Uświadomił mnie również, że cykoria to coś w rodzaju buraka cukrowego. Zbieranie jej jest w pełni zautomatyzowane. Do moich zadań (a właściwie zadania) miało należeć wyplewienie całych pól z chwastów i innego cholerstwa.
- Będziecie latać po polu i orać motykami. Średnio 10-12 godzin dziennie. Znienawidzicie słońce. Generalnie wam się nie spodoba – dorzucił jeden blondyn.
Podoba to mi się Anna Sedokova, angielski futbol i Giżycko latem. Przyjechałem tutaj, żeby dobrze zarobić a nie żeby mi się podobało. Słuchawki na uszy. Chase & Status, Queen, najlepszy polski hip-hop i przed siebie.
- Będziecie robić z ciapatymi. Będą was strasznie wkurwiać, tyle wam powiem… – podsumował nieco enigmatycznie blondyn. Podziękowałem wszystkim za słowa zachęty i udałem się na spoczynek. Następnego dnia wszystkiego miałem doświadczyć na własnej skórze, czyli upału, chwastów i ciapatych.
Bladym świtem udaliśmy się z Adrianem, moim współlokatorem i towarzyszem niedoli, po vana, którym mieliśmy dojechać na pole. Tam już czekali owi „ciapaci”. Konkretnie pięciu. Ustawieni wokół samochodu wyglądali jak statyści na planie jakiegoś bollywoodzkiego gniota. Przywitaliśmy się. Nie pamiętam polskich imion, więc w ich nawet się nie wsłuchiwałem. Okazało się, że nie ma dla nas wszystkich miejsca w vanie i jedna osoba musi spadać do drugiego auta. Oczywiście Adrian mnie wystawił, więc musiałem jechać sam z moimi nowymi kolegami.
Generalnie nie jestem żadnym rasistą ani nic z tych rzeczy. Jeśli jesteś w porządku wobec mnie, to możesz mieć nawet przezroczystą skórę, nie ma problemu. Hasła typu „brudasy”, czy „śmierdziele” są dla mnie hasłami rzucanymi przez półmózgów (określenia „ciapaci” używam raczej pieszczotliwie). Jednak kilka pierwszych minut drogi wystarczyło żebym przekonał się, że moi koledzy z pracy już od jakiegoś czasu są poważnie skłóceni z mydłem.
Zaczęła się luźna gadka z jednym z nich:
- You… Polska? – zagaił
- Yeah. I’m from Poland. And you’re from Romania. Is that right?
- From Ro…? Nooooooooo! We are from Afganistan!
Nie powiem, żeby mi szczena nie opadła. Na Erasmusie poznałem kolesi z Tadżykistanu. Teraz będę mógł się pochwalić znajomymi z jeszcze dalszego „stanu”.
Z pierwszego dnia na polu w sumie nie ma co opisywać. Nabieraliśmy wprawy – nawet proste plewienie może stać się sztuką. Musieliśmy „władać” motyką na tyle precyzyjnie żeby wyrywać chwasty z korzeniami nie uszkadzając przy tym delikatnych listków młodej cykorii. Polacy mieli rację – słońce wciągnęło nas nosem, strawiło na papkę i wysrało nasze resztki. Wróciłem zmasakrowany. Ale pocieszałem się tym, że pierwszy dzień jest zawsze najtrudniejszy.
Właściwie cała historia zaczyna się od drugiego dnia naszej pracy. W pewnym momencie zorientowaliśmy się z Adrianem, że idzie nam bardzo, ale to bardzo topornie. Dzień się kończył a my byliśmy ledwo w połowie.
Okazało się, że Afgańczycy co i raz robili sobie przerwę. Im bliżej końca byliśmy, tym dłużej trwały ich przestoje. Ja rozumiem, że jak jest stawka godzinowa to nie ma co się spieszyć, ale po 11 h w upale między chwastami każdy normalny człowiek marzyłby tylko o powrocie do domu, zimnym prysznicu i łóżku. A tu trzeba zostać, nie można było zostawić pola w połowie zrytego – będziesz je przekopywał do usrania, aż skończysz.
Na początku popsioczyłem trochę pod nosem i robiłem swoje. Apogeum wkurwienia osiągnąłem pod sam koniec. Dwóch kasztanowych chłopców skończyło po łebkach swoje rzędy i zamiast pomóc nam dokończyć to, co zostało, rozsiedli się w vanie jak paniska i przez szybę obserwowali naszą nierówną walkę z chwastami.
Zdecydowałem, że albo zmuszę ciapaków do roboty, albo zatłukę ich swoją motyką, z którą na polu rozstawałem się o wiele rzadziej niż ze zdrowym rozsądkiem.
Zanim pokonałem spory kawałek drogi do vana, zdążyłem trochę ochłonąć. Jeśli zrobiłbym chryję to wyleciałbym już w drugi dzień. Nie warto. Rozegram to na spokojnie.
- Yo, guys! Come and help us. We all wanna go home. Let’s finish this field as fast as it’s possible.
Spojrzeli na siebie po czym jeden z nich zwrócił się do mnie ze stoickim spokojem:
- Ramadan, my friend – wzruszył ramionami racząc mnie głupawym uśmieszkiem ukazującym stan uzębienia przypominającym stan afgańskiej gospodarki.
W mordę, faktycznie! Przecież kasztaniaki przez cały dzień nie wypili ani kropli wody! Mają Ramadan! Coś przy czym chrześcijański Wielki Post to jeden wielki Projekt X. Od świtu do zmierzchu zero pokarmów, zero płynów – sport ekstremalny.
Z jednej strony nie ma co im się dziwić. Ja bez wody wytrzymałem w tym piekarniku max dwie godziny. Dla nich przestrzeganie Ramadanu w takich warunkach to podpisanie na siebie wyroku. Mają prawo robić wolniej albo wcale.
No ale z drugiej strony jesteśmy w Europie. Tak bardzo w Europie, że już praktycznie bardziej się nie da, bo pracowaliśmy niecałe 40 km od stolicy całej Unii! Albo weźmiecie się do roboty i będziecie robić to, czego się od was w oczekuje, albo wracajcie do Afganistanu hodować kamienie. Tam nikt wam nie wytknie, że się obijacie bo Ramadan.
Zjeżdżając z pola obmyśliłem małą zemstę. Zdecydowałem, że sprawdzę, jak mocna jest wiara moich egzotycznych współpracowników. Jeszcze wieczorem wsadziłem do zamrażalnika całą zgrzewkę wody tak, żeby do rana zamarzła na kamień…
Dzień trzeci.
Zatargałem skamieniałą wodę do vana. Aż z niej parowało. Zapytaliśmy Belga, który jeździł z nami w pole, czy możemy schować parę butelek do jego lodóweczki samochodowej. Nie robił żadnych problemów.
Na polu skwar jeszcze większy niż poprzedniego dnia. Ani pół obłoczka na niebie, zero wiatru, powietrze stoi. Słońce wyżywało się na nas jak dziecko z lupą na mrówkach. Napieprzało jak cholera, czego nie można powiedzieć o Afgańczykach. Dwóch stało opartych o motyki, dwóch leżało w ich cieniu, a jeden coś dłubał kijkiem w polu. I tak na zmianę. No kurwa Monthy Pyton. Marino, wcześniej wspomniany Belg, który miał nadzorować nas na polu, miał totalnie wyjebane. Robiłeś sobie przerwę kiedy miałeś ochotę. Z tego skrzętnie korzystali ciapaci. My na półgodzinną przerwę zeszliśmy ustawowo o 12. I wtedy rozpoczęliśmy nasze show…
W jak najbardziej ekspresyjny sposób staraliśmy się oddać to jakim skarbem jest lodowata woda w ponad 35-stopniowym upale. Piliśmy ją, rozlewaliśmy na twarz, no po prostu robiliśmy istną oazę pośrodku „Sahary”.
Zimne strużki spływały po naszych spalonych karkach i rękach. Arktyczne strumienie koiły cierpiące od odcisków dłonie. Woda zmywała brunatny kurz z naszych łydek i gasiła topiące się od skwaru buty na stopach. H2O lało się wodospadem. Szczyt szaleństwa osiągnęliśmy wylewając wodę po pokrzywach krzycząc jednocześnie „Rise my children!”. Istna szopka. Elitarna Arabska Loża Leserska patrzyła na rozlewane przez nas kolejne butelki jak na obiecane rajskie tabuny dziewic.
Oczywiście biedni kasztanowi chłopcy mogli robić dokładnie to samo co my, prócz picia owej wody. No, ale nie mieli żadnej. Nie zabrali ze sobą… żeby przypadkiem nie kusiło.
Po całej akcji robiliśmy to za co nam płacą. Oczywiście nie było co liczyć na pomoc Arabów, bo ci akurat wykłócali się o to, który ma stać i robić cień a który pod nim leżeć.
Pod koniec dnia zeszliśmy do samochodu. Słońce jeszcze trochę dogryzało, ale nam było naprawdę już wszystko jedno. Wyjąłem ostatnią butelkę wody schowaną na czarną godzinę i zacząłem uzupełniać płyny. Już normalnie, bez scen. Po chwili przyczłapał do mnie kasztaniak – ten sam od nieskazitelnego uśmiechu!
- Can you give me some water, man?
Zerknąłem na niego mrużąc oczy pod słońcem.
- Ramadan, my friend – odrzekłem, wylewając resztę wody na popękaną od żaru glebę.
Pewnie sądzicie, że to co zrobiłem było chamskie, prostackie i niemoralne. Wprost przeciwnie! Przecież ja uratowałem biednego Afgańczyka od grzechu! Zniszczyłem przyczynę jego pokusy! Stanąłem na straży żelaznych prawideł jedynej słusznej religii! JA! Wychowany w katolickiej rodzinie! HERETYK!!!
Można dywagować nad tym, czy owy kasztan nie chciał przypadkiem tylko oblać się tą wodą. Tego się już nie dowiemy. Wolałem nie ryzykować. A jakby nie daj Bo… tfu, Allahu pokusiło, to co wtedy? Wszystkie dziewice szlag by trafił.
Zemsta jednak jest przesłodka.
Wracając z pola rozsadzała mnie duma, chociaż w kontekście moich arabskich kolegów to określenie jest nieco dwuznaczne.
A w kolejnych dniach cały afgański zastęp był jakiś taki… efektywniejszy.
zajebane z źródło
Najlepszy komentarz (50 piw)
tomek1491
• 2013-07-24, 0:46
99% sadoli sprawdziło kto to Anna Sedokova
poniżej wrzucam żeby było szybciej
poniżej wrzucam żeby było szybciej
Jak nazwać ciapatego, który posiada kozę i wielbłąda?
-
-
-
-
-
Biseksualnym
Powyższy post nie ma na celu obrażenia innej rasy, poniżenia jej, ani dyskryminowania jej.
-
-
-
-
-
Biseksualnym
Powyższy post nie ma na celu obrażenia innej rasy, poniżenia jej, ani dyskryminowania jej.
Wpis zawiera treści oznaczone jako przeznaczone dla dorosłych, kontrowersyjne lub niezweryfikowane
Kliknij tutaj aby wyświetlić wpis
Kliknij tutaj aby wyświetlić wpis
Najlepszy komentarz (42 piw)
Atreyu
• 2013-07-01, 13:38
Jeden post - dwa dowcipy. Brawo!
- Co robi ukochana ciapatego ,gdy dostanie wpierdol?
- Beczy
- Beczy
Najlepszy komentarz (158 piw)
Kontrakt
• 2014-01-19, 20:45
Co mówi szmatogłowy, gdy jego dziewczyna płacze?
Przestań beczeć.
Przestań beczeć.
Aż strach się bać, podobno najnowszy model
Wpadłem na ten filmik przez przypadek na Youtube, w mediach nic nie mówiono o tym incydencie. Bohaterem oczywiścia ciemnoskóry obywatel, mówiący po arabsku, krzyczący allah akbar.
Najlepszy komentarz (39 piw)
corey
• 2013-06-02, 3:22
Trzech młodych ludzi w strojach sportowych zaatakowało młodego człowieka protestującego wobec dyskryminacji etnicznej i religijnej.
To zajście jest godne potępienia!
To zajście jest godne potępienia!
Jako, że sezon nienawiści do turbanów w pełni...
Angielski wymagany na poziomie ciapatego
Angielski wymagany na poziomie ciapatego
Najlepszy komentarz (118 piw)
Magik2501
• 2013-05-29, 12:55
@Ja-ah-qu-ub-el
Ktoś kto pisze o faktach jest debilem w dzisiejszych czasach? Smutne trochę.
Ktoś kto pisze o faktach jest debilem w dzisiejszych czasach? Smutne trochę.
Kobieta w ciąży która trzymała flagę UK zostaje aresztowana przez policję ponieważ nie spodobało się to ciapatemu facetowi.
ADHD - 1:30
Teraz czekam na grafikę o islamie.
ADHD - 1:30
Teraz czekam na grafikę o islamie.
Najlepszy komentarz (56 piw)
Smutas
• 2013-05-27, 12:08
Heh, najpierw Anglicy skolonizowali pół świata a teraz byłe kolonie kolonizują ich... Co za przewrotność losu.
Witam wszystkich użytkowników sadola.
Jak do tej pory tylko przeglądałem portal, zabijając czas poprzez oglądanie różnego rodzaju materiałów (jak każdy z Was). Postanowiłem jednak założyć temat, który ma związek z tym co się ostatnio dzieje w Europie, a co jest ignorowane przez rządy wszystkich europejskich państw, mianowicie o islamizacji Europy. Islamizacja Europy nie jest już teorią spiskową, stała się ona faktem, lecz z niewiadomych przyczyn ciągle się temu zaprzecza i wmawia nam wszystkim: "jest dobrze, multikulti to jest to czego nam potrzeba". Jak widać po ostatnich wydarzeniach są to zwykłe pierdoły. Ale zacznijmy od początku.
Trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie, dlaczego szmatogłowi przyjeżdżają do Europy, która według nich jest obleśna, zacofana, bezbożna i cuchnąca wieprzowiną. Osobiście uważam że wpierdalają się tutaj dla socjalu. Tą teorie potwierdza ich rozmieszczenie w Europie, to znaczy najwięcej kozojebców jest w bogatych krajach w których jest dobry socjal, czyli niemcy, Wielka Brytania, Francja.
Co może się Wam wydać dziwne mam kilku znajomych w niemczech, zarówno niemców jak i Polaków. Kilka razy rozmawiałem z nimi na temat muslimów i wszyscy mówili to samo. Ciapaci dostają dużo kasy miesięcznie na członka rodziny od państwa, dlatego wbijają tam całymi rodzinami i w dodatku się tam mnożą. Żeby zarabiać jeszcze więcej szukają roboty na czarno, ale wiedzą też że żeby dostawać pieniądze od państwa co kilka miesięcy muszą iść do "normalnej" pracy i przepracować tam miesiąc przynajmniej. Tak też robią i dlatego araby w niemczech jeżdżą najlepszymi samochodami i mają najlepsze mieszkania.
Druga sprawa to ich zachowanie. Jak już dostaną socjal, dostaną mieszkanie i mogą sobie pasożytować to zamiast się asymilować wpierdalają się z buciorami tam gdzie się da pod przykrywką poprawności politycznej. Niestety Europa jest typowym bezkręgowcem, który nie może postawić na swoim tylko jak dostanie w pysk to nadstawia drugi policzek. W ten oto sposób islam rozszerza swoje wpływy budując meczety, panosząc się po ulicach, lub co poniektórzy organizując kozojebcze patrole podczas których zastraszają ludność tubylczą i co gorsza nie ponoszą za to żadnych konsekwencji.
Trzecim problemem jest sama Europa oraz jej sposoby, a właściwie ich brak na zachowanie swoich tradycji narodowych lub innych rzeczy/przyzwyczajeń, które towarzyszyły jej przez całe wieki. Zauważcie że to tylko muzułmanie żądają coraz to więcej przywilejów dla siebie, chociażby wprowadzenie ich prawa na obszarach niektórych miast europejskich, zdejmowania niektórych symboli narodowych/religijnych gdyż obraża to jakże wrażliwe uczucia tych zwierząt.
Faktem jest że islam nie może funkcjonować w kraju w którym już istnieje jakikolwiek ustrój polityczny, bo islam sam w sobie jest takim ustrojem i dąży on do podporządkowania sobie wszystkiego.
Wiem że się rozpisałem jak podczas jakiegoś wypracowania, ale chciałbym poznać Wasze zdanie na temat tego o czym pisałem oraz na pytania które postawie poniżej. Podkreślam że nie jestem żadnych znawcą, jestem wkurwionym obywatelem POLSKI a nie unii europejskiej, który boi się o to do czego nasze rządy mogą doprowadzić. Zachęcam do komentowania tego postu, ponieważ sam jestem ciekaw jak na to zapatrują się inni ludzie, może się dowiem czegoś nowego.
No to czas na te pytania:
Jak myślicie, dlaczego rządy wyżej wymienionych państw tak dają sobą pomiatać? Przecież to wygląda tak jakby oni mieli straty i ekonomiczne i etniczne, a nie sądzę żeby stała za tym tylko poprawność polityczna, co oni z tego mogą mieć?
Czy jest jeszcze jakaś szansa na zatrzymanie islamizacji europy? Czy już mamy totalnie przejebane.
Dlaczego całe to lewactwo widząc co kozojebcy wyprawiają dalej upiera się na wpuszczanie ich do europy?
Jakim cudem kobiety, które przez ciapatych traktowane są jak szmaty mogą ich jeszcze bronić?
Co śmierdzi bardziej, arab czy jego wielbłąd?
Zaznaczam że powyższy post nie ma na celu szerzenie nienawiści rasowej lub religijnej, a wszystkich zwrotów typu szmatogłowy lub kozojebca użyłem aby słowo "muzułmanin" nie padało za często.
Pozdrawiam sadole, mam nadzieje że wywiąże się jakaś ciekawa dyskusja.
PS. Apropos stylu wypowiedzi, z wypracowań zawsze byłem kiepski
Jak do tej pory tylko przeglądałem portal, zabijając czas poprzez oglądanie różnego rodzaju materiałów (jak każdy z Was). Postanowiłem jednak założyć temat, który ma związek z tym co się ostatnio dzieje w Europie, a co jest ignorowane przez rządy wszystkich europejskich państw, mianowicie o islamizacji Europy. Islamizacja Europy nie jest już teorią spiskową, stała się ona faktem, lecz z niewiadomych przyczyn ciągle się temu zaprzecza i wmawia nam wszystkim: "jest dobrze, multikulti to jest to czego nam potrzeba". Jak widać po ostatnich wydarzeniach są to zwykłe pierdoły. Ale zacznijmy od początku.
Trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie, dlaczego szmatogłowi przyjeżdżają do Europy, która według nich jest obleśna, zacofana, bezbożna i cuchnąca wieprzowiną. Osobiście uważam że wpierdalają się tutaj dla socjalu. Tą teorie potwierdza ich rozmieszczenie w Europie, to znaczy najwięcej kozojebców jest w bogatych krajach w których jest dobry socjal, czyli niemcy, Wielka Brytania, Francja.
Co może się Wam wydać dziwne mam kilku znajomych w niemczech, zarówno niemców jak i Polaków. Kilka razy rozmawiałem z nimi na temat muslimów i wszyscy mówili to samo. Ciapaci dostają dużo kasy miesięcznie na członka rodziny od państwa, dlatego wbijają tam całymi rodzinami i w dodatku się tam mnożą. Żeby zarabiać jeszcze więcej szukają roboty na czarno, ale wiedzą też że żeby dostawać pieniądze od państwa co kilka miesięcy muszą iść do "normalnej" pracy i przepracować tam miesiąc przynajmniej. Tak też robią i dlatego araby w niemczech jeżdżą najlepszymi samochodami i mają najlepsze mieszkania.
Druga sprawa to ich zachowanie. Jak już dostaną socjal, dostaną mieszkanie i mogą sobie pasożytować to zamiast się asymilować wpierdalają się z buciorami tam gdzie się da pod przykrywką poprawności politycznej. Niestety Europa jest typowym bezkręgowcem, który nie może postawić na swoim tylko jak dostanie w pysk to nadstawia drugi policzek. W ten oto sposób islam rozszerza swoje wpływy budując meczety, panosząc się po ulicach, lub co poniektórzy organizując kozojebcze patrole podczas których zastraszają ludność tubylczą i co gorsza nie ponoszą za to żadnych konsekwencji.
Trzecim problemem jest sama Europa oraz jej sposoby, a właściwie ich brak na zachowanie swoich tradycji narodowych lub innych rzeczy/przyzwyczajeń, które towarzyszyły jej przez całe wieki. Zauważcie że to tylko muzułmanie żądają coraz to więcej przywilejów dla siebie, chociażby wprowadzenie ich prawa na obszarach niektórych miast europejskich, zdejmowania niektórych symboli narodowych/religijnych gdyż obraża to jakże wrażliwe uczucia tych zwierząt.
Faktem jest że islam nie może funkcjonować w kraju w którym już istnieje jakikolwiek ustrój polityczny, bo islam sam w sobie jest takim ustrojem i dąży on do podporządkowania sobie wszystkiego.
Wiem że się rozpisałem jak podczas jakiegoś wypracowania, ale chciałbym poznać Wasze zdanie na temat tego o czym pisałem oraz na pytania które postawie poniżej. Podkreślam że nie jestem żadnych znawcą, jestem wkurwionym obywatelem POLSKI a nie unii europejskiej, który boi się o to do czego nasze rządy mogą doprowadzić. Zachęcam do komentowania tego postu, ponieważ sam jestem ciekaw jak na to zapatrują się inni ludzie, może się dowiem czegoś nowego.
No to czas na te pytania:
Jak myślicie, dlaczego rządy wyżej wymienionych państw tak dają sobą pomiatać? Przecież to wygląda tak jakby oni mieli straty i ekonomiczne i etniczne, a nie sądzę żeby stała za tym tylko poprawność polityczna, co oni z tego mogą mieć?
Czy jest jeszcze jakaś szansa na zatrzymanie islamizacji europy? Czy już mamy totalnie przejebane.
Dlaczego całe to lewactwo widząc co kozojebcy wyprawiają dalej upiera się na wpuszczanie ich do europy?
Jakim cudem kobiety, które przez ciapatych traktowane są jak szmaty mogą ich jeszcze bronić?
Co śmierdzi bardziej, arab czy jego wielbłąd?
Zaznaczam że powyższy post nie ma na celu szerzenie nienawiści rasowej lub religijnej, a wszystkich zwrotów typu szmatogłowy lub kozojebca użyłem aby słowo "muzułmanin" nie padało za często.
Pozdrawiam sadole, mam nadzieje że wywiąże się jakaś ciekawa dyskusja.
PS. Apropos stylu wypowiedzi, z wypracowań zawsze byłem kiepski
Allah jak zawsze niesie pokój...
Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji zobligowała nas do oznaczania kategorii wiekowych
materiałów wideo wgranych na nasze serwery. W związku z tym, zgodnie ze specyfikacją z tej strony
oznaczyliśmy wszystkie materiały jako dozwolone od lat 16 lub 18.
Jeśli chcesz wyłączyć to oznaczenie zaznacz poniższą zgodę:
Oświadczam iż jestem osobą pełnoletnią i wyrażam zgodę na nie oznaczanie poszczególnych materiałów symbolami kategorii wiekowych na odtwarzaczu filmów
Jeśli chcesz wyłączyć to oznaczenie zaznacz poniższą zgodę:
Oświadczam iż jestem osobą pełnoletnią i wyrażam zgodę na nie oznaczanie poszczególnych materiałów symbolami kategorii wiekowych na odtwarzaczu filmów