Piękna panorama Tatr od strony Słowacji. Tylko jakiś plakat wyborczy przeszkadza.
📌
Wojna na Ukrainie
- ostatnia aktualizacja:
Wczoraj 23:31
📌
Konflikt izrealsko-arabski
- ostatnia aktualizacja:
Wczoraj 23:04
#tatry
Zrzutka na serwery i rozwój serwisu
Witaj użytkowniku sadistic.pl,Od czasu naszej pierwszej zrzutki minęło już ponad 7 miesięcy i środki, które na niej pozyskaliśmy wykorzystaliśmy na wymianę i utrzymanie serwerów. Niestety sytaucja związana z niewystarczającą ilością reklam do pokrycia kosztów działania serwisu nie uległa poprawie i w tej chwili możemy się utrzymać przy życiu wyłącznie z wpłat użytkowników.
Zachęcamy zatem do wparcia nas w postaci zrzutki - jednorazowo lub cyklicznie. Zarejestrowani użytkownicy strony mogą również wsprzeć nas kupując usługę Premium (więcej informacji).
Wesprzyj serwis poprzez Zrzutkę już wpłaciłem / nie jestem zainteresowany
W Tatrach każdy może...
...zostać przewodnikiem.
Zajumene z pejsbooka.
...zostać przewodnikiem.
Zajumene z pejsbooka.
Na sadolu jestem już wiele lat, wiem, że to miejsce nie do końca nadaje się na pouczające historie.
Ale wiem też, że i materiały z morałem, uczące czegoś potrafią być docenione,.
Chciałem tutaj opisać ignorancje ludzi, brak szacunku do gór, oraz może komuś pomóc kiedyś w podjęciu decyzji.
Zeznania turystów były w mediach takie, że burza pojawiła się znikąd. Wiadomo, góry znane są z tego, że pogoda zmienia się błyskawicznie, ale... Burza nie tworzy się w 5 minut, taka jest fizyka tego zjawiska! po prostu. Tak samo prawdę zakłamują media:
tvn24.pl/krakow,50/tragedia-w-tatrach-prokuratura-wszczyna-sledztwo-w-...
Więc jak było naprawdę?
Godzina 6:30 zameldowaliśmy się na Kościelcu wychodząc z Murowańca. Było chłodno, były chmury, ładny wschód. Plan był taki aby zejść z Kościelca i do 9 zameldować się na Kasprowym. Zadanie trochę ciężkie bo sprzętu mieliśmy po 15-18kg na plecach.
Tam, mieliśmy podjąc decyzję czy idziemy na przełęcz pod Kopą Kondracką. Około 1h drogi szybkim tempem. Czyli o 10:30 mieliśmy być na przełęczy i tam zdecydować czy idziemy:
Kopa -> Przełęcz Kondracka -> Giewont -> Kopa -> Czerwone Wierchy - Schronisko na Hali Ornak
czy schodzimy do Kondratowej i tam nocleg.
Dlaczego tyle wariantów? 21.08.2019 sprawdzaliśmy prognozy, pogoda już wtedy się psuła. Prognoza informowała, że między 11-12 (czyli dość wcześnie) mają tworzyć się burze z powodu wymuszania orograficznego w okolicach czerwonych wierchów. Przez całą wędrówkę 22.09.2019 sprawdzaliśmy na radarach burzowych aktywność Burz.
Radary burzowe o godzinie 9, gdy dochodziliśmy do Kasprowego pokazywały aktywność burzową już na Słowacji. I tak - lekkie pomruki było słychać!
Około 9:45 na Kasprowym podjęliśmy decyzję o zaprzestaniu dalszej wędrówki i totalną zmianę planów - tzn. zejście do Kondratowej ale nie po grani przez Suchą Czubę a... przez Myślenickie Turnie.
Wynikało to z tego, że radary Burzowe pokazały Burze na Słowacji, których trajektoria jednoznacznie wskazywała na ryzyko burz nad tatrami po południu. A, że burz trochę przeszliśmy w górach, wiemy co to za zjawisko.
Między 8:40 a 10 faktycznie przebijało się słońce i wiele osób mogło wyruszyć spokojnie w góry. Zrobiło się ciepło. Nasza przenośna stacja pogodowa wskazywała 20 stopni C.
Wysoka wilgotność.
My o 10 wyszliśmy z Kasprowego. Temperatura powietrza była wysoka. Schodziliśmy szybkim miarowym tempem. Około 10:30-11 Było widać już potężne masywy chmur, jeden ze znajomych twierdzi, że dostrzegł wał chmurowy. Punkt 12 byliśmy na myślenickich turniach i było słychać wyraźnie pomruki burzowe w oddali. BYŁO TO SŁYCHAĆ.
Byliśmy mocno spowolnieni przez:
1. duży ruch na szlaku
2. Wybijanie ludziom z głowy dalszej wędrówki. Dokonaliśmy kilku prób. W tym 3 rodzinom z małymi dziećmi. W 1 przypadku zjebał nas nawet Janusz z Wąsem, że pogoda jest ładna, dobra na spacer i żebyśmy sobie szli robić jaja gdzie indziej. Aha. Nasz argument o mapie burz został wyśmiany "burzy w górach nie można przewidzieć". Super
2 turystów, typowych zdobywców Wyższej Grani Krupówkowej popylała na Kasprowy w sandałach. Około 13 mogliby znajdować się w eksponowanych partiach z ich tempem. Zwróciliśmy im uwagę, pokazaliśmy wskazania detektora burz, oraz naszej stacji pogodowej - temperatura spadła do 18st. a to nie zapowiadało niczego dobrego.
Olali nas, bo stwierdzili, że schronisko już niedaleko.
Na Turniach zrobiliśmy przerwę. Sytuacja była dynamiczna, pogoda mocno się zmieniała. Przez pół godziny na Turniach zwracaliśmy uwagę łącznie ponad 10 osobom. NIKT nas nie posłuchał. Każdy Taternik wam powie, że między 12:30-14:00 jest najwięcej burz, a potem od 16 do 18.
Jeżeli ludzie byli o 12-12:30- na Turniach to około 13:30 byliby już na Suchej Czubie lub za nią, czyli na maksymalnej ekspozycji. A stosunkowo daleko od kolejki. Czyli w momencie największych możliwych burz, mieliby jeszcze godzinę w dół jak i godzinne do góry.
O 12:40 było jasne, że szykuje się burza. Zaczęły się silne podmuchy wiatru, czuć było ozon, oznaczało to, że pierdolnie i to konkretnie.
Kolega pokazał nam radar burzowy, słychać było grzmoty po stronie słowackiej, nad giewontem były już ciemne chmury, tak sam nad Kondratową i czerwonymi. I to były ewidentnie widoczne, że PIERDOLNIE.
Podsumowując ten akapit. Około 12:30 pogoda dawało jasno znać, że będą burzę i to dość szybko. Pomiędzy tragedią a chwilą kiedy już było wiadomo, że należy zawracać minęło około 45 minut. 45 minut na wycofanie z Giewonta czerwonym szlakiem, to sporo czasu na uratowanie - spokojnie można zejść do wysokości 1500m. Ale nie, tam ludzie wchodzili dalej już po 13!
Godzina 13, byliśmy już dość dobrze schowani. Oglądaliśmy co się dzieje na niebie. Było już bardzo szaro. Było słychać coraz bliżej burze. Powietrze bardzo mocno pachniało ozonem, wiatr bardzo silny, bardzo silne ochłodzenie, stacja pokazała u nas 14 stopni.
Schodziliśmy powolnym korkiem w dół, mijaliśmy 2 pare z 2 dzieci, kolega powiedział już wkurwiony:
Państwo nie widzą co się dzieje? Już trzeba kategorycznie zawracać, to ostatni moment, zaraz tu będzie sajgon.
Popatrzyli po sobie jakby ducha zobaczyli, coś pomarudzili między sobą powiedzieli dzięki i poszli w górę! A burza już za naszą granią graniczną była. Z naszej perspektywy było widać wyładowania chmura chmura i słychać grzmoty.
To co musieli widzieć ludzie na Giewoncie?
Około 13:10-13:20 nastąpiły 3 potężne wyładowania. Słyszeliśmy wyładowanie które uderzyło w Giewont. Panowie, Panie, słyszeliśmy wiele burz, i ta z 22 była bardzo przeciętna. Krótka, na małym obszarze polskiej części Tatr. Ale 2 uderzenia pioruna, a w zasadzie pierdonięcia. Ugięły się pod nami nogi, słychać było metaliczny dźwięk - jasne było, że pieprznęło w krzyż. W komórce kolegi doszło do zniekształcenia obrazu i dźwięku (postaramy się dodać materiał). Trzask, dźwięk fali uderzeniowej, krzyk jakiejś kobiety. Znowu trzask, znowu fala. Nie wiedzieliśmy czy to teraz nad nami grzmotnęło czy w okolicach Czerwonych Wierchów.
2 część naszej załogi przebywała wtedy na Nosalu, schodzili do Kuźnic, zawrócili z Liliowych. Widzieli moment uderzenia, mówili, że pierwszy raz w życiu odczuli na sobie efekt uderzenia pioruna i to jak poruszył powietrze. To musiało być zajebiście mocne wyładowanie, dodatnie.
Fala uderzeniowa była odczuwalna. Po chwili rozległy się dźwięki helikopterów i syreny w Zakopanem. Zaczęliśmy uciekać jak najniżej.
Mijaliśmy po drodze ludzi, którzy nie rozumieli co się stało.
Jeszcze dodam, że uderzenie najmocniejsze brzmiało niesamowicie złowrogo, jak nie z tej ziemi, jak nie dźwięk pioruna.
Gdyby ta burza przeszła w stronę Świnicy, Kasprowego, Orlej, dzisiaj mielibyśmy żałobę narodową a Zakopanem mogiłę Ceprów. Przy wyjściu z Kasprowego mijaliśmy wiele osób które szło na Świnice. Dojście od 10 na Świnice to bite 3h.
To co się stało to i tak mała lekcja pokory - poważnie.
Na dole rozmawialiśmy z kilkoma osobami tym z dziennikarzem z radia kraków. Na pytanie czy tragedii można było uniknąć, a takie zadawaliśmy sobie, stwierdzam że nie. Ludzie, typowi wakacyjni Krupówki turyści ostrzegani przez doświadczoną ekipę nie zawracali.
Według niektórych narracji to krzyż jest winny tragedii - nie, to ludzka buta, arogancja, głupota i brak pokory do gór.
Tatry stają się pełne ludzi, którzy je mylą z morzem i spacerem po molo.
Nie chcę źle wróżyć, ale jak dalej tak będzie to wyglądało, to w tym roku jeszcze doczekamy się paru śmiertelnych wypadków.
Ale wiem też, że i materiały z morałem, uczące czegoś potrafią być docenione,.
Chciałem tutaj opisać ignorancje ludzi, brak szacunku do gór, oraz może komuś pomóc kiedyś w podjęciu decyzji.
Zeznania turystów były w mediach takie, że burza pojawiła się znikąd. Wiadomo, góry znane są z tego, że pogoda zmienia się błyskawicznie, ale... Burza nie tworzy się w 5 minut, taka jest fizyka tego zjawiska! po prostu. Tak samo prawdę zakłamują media:
tvn24.pl/krakow,50/tragedia-w-tatrach-prokuratura-wszczyna-sledztwo-w-...
Więc jak było naprawdę?
Godzina 6:30 zameldowaliśmy się na Kościelcu wychodząc z Murowańca. Było chłodno, były chmury, ładny wschód. Plan był taki aby zejść z Kościelca i do 9 zameldować się na Kasprowym. Zadanie trochę ciężkie bo sprzętu mieliśmy po 15-18kg na plecach.
Tam, mieliśmy podjąc decyzję czy idziemy na przełęcz pod Kopą Kondracką. Około 1h drogi szybkim tempem. Czyli o 10:30 mieliśmy być na przełęczy i tam zdecydować czy idziemy:
Kopa -> Przełęcz Kondracka -> Giewont -> Kopa -> Czerwone Wierchy - Schronisko na Hali Ornak
czy schodzimy do Kondratowej i tam nocleg.
Dlaczego tyle wariantów? 21.08.2019 sprawdzaliśmy prognozy, pogoda już wtedy się psuła. Prognoza informowała, że między 11-12 (czyli dość wcześnie) mają tworzyć się burze z powodu wymuszania orograficznego w okolicach czerwonych wierchów. Przez całą wędrówkę 22.09.2019 sprawdzaliśmy na radarach burzowych aktywność Burz.
Radary burzowe o godzinie 9, gdy dochodziliśmy do Kasprowego pokazywały aktywność burzową już na Słowacji. I tak - lekkie pomruki było słychać!
Około 9:45 na Kasprowym podjęliśmy decyzję o zaprzestaniu dalszej wędrówki i totalną zmianę planów - tzn. zejście do Kondratowej ale nie po grani przez Suchą Czubę a... przez Myślenickie Turnie.
Wynikało to z tego, że radary Burzowe pokazały Burze na Słowacji, których trajektoria jednoznacznie wskazywała na ryzyko burz nad tatrami po południu. A, że burz trochę przeszliśmy w górach, wiemy co to za zjawisko.
Między 8:40 a 10 faktycznie przebijało się słońce i wiele osób mogło wyruszyć spokojnie w góry. Zrobiło się ciepło. Nasza przenośna stacja pogodowa wskazywała 20 stopni C.
Wysoka wilgotność.
My o 10 wyszliśmy z Kasprowego. Temperatura powietrza była wysoka. Schodziliśmy szybkim miarowym tempem. Około 10:30-11 Było widać już potężne masywy chmur, jeden ze znajomych twierdzi, że dostrzegł wał chmurowy. Punkt 12 byliśmy na myślenickich turniach i było słychać wyraźnie pomruki burzowe w oddali. BYŁO TO SŁYCHAĆ.
Byliśmy mocno spowolnieni przez:
1. duży ruch na szlaku
2. Wybijanie ludziom z głowy dalszej wędrówki. Dokonaliśmy kilku prób. W tym 3 rodzinom z małymi dziećmi. W 1 przypadku zjebał nas nawet Janusz z Wąsem, że pogoda jest ładna, dobra na spacer i żebyśmy sobie szli robić jaja gdzie indziej. Aha. Nasz argument o mapie burz został wyśmiany "burzy w górach nie można przewidzieć". Super
2 turystów, typowych zdobywców Wyższej Grani Krupówkowej popylała na Kasprowy w sandałach. Około 13 mogliby znajdować się w eksponowanych partiach z ich tempem. Zwróciliśmy im uwagę, pokazaliśmy wskazania detektora burz, oraz naszej stacji pogodowej - temperatura spadła do 18st. a to nie zapowiadało niczego dobrego.
Olali nas, bo stwierdzili, że schronisko już niedaleko.
Na Turniach zrobiliśmy przerwę. Sytuacja była dynamiczna, pogoda mocno się zmieniała. Przez pół godziny na Turniach zwracaliśmy uwagę łącznie ponad 10 osobom. NIKT nas nie posłuchał. Każdy Taternik wam powie, że między 12:30-14:00 jest najwięcej burz, a potem od 16 do 18.
Jeżeli ludzie byli o 12-12:30- na Turniach to około 13:30 byliby już na Suchej Czubie lub za nią, czyli na maksymalnej ekspozycji. A stosunkowo daleko od kolejki. Czyli w momencie największych możliwych burz, mieliby jeszcze godzinę w dół jak i godzinne do góry.
O 12:40 było jasne, że szykuje się burza. Zaczęły się silne podmuchy wiatru, czuć było ozon, oznaczało to, że pierdolnie i to konkretnie.
Kolega pokazał nam radar burzowy, słychać było grzmoty po stronie słowackiej, nad giewontem były już ciemne chmury, tak sam nad Kondratową i czerwonymi. I to były ewidentnie widoczne, że PIERDOLNIE.
Podsumowując ten akapit. Około 12:30 pogoda dawało jasno znać, że będą burzę i to dość szybko. Pomiędzy tragedią a chwilą kiedy już było wiadomo, że należy zawracać minęło około 45 minut. 45 minut na wycofanie z Giewonta czerwonym szlakiem, to sporo czasu na uratowanie - spokojnie można zejść do wysokości 1500m. Ale nie, tam ludzie wchodzili dalej już po 13!
Godzina 13, byliśmy już dość dobrze schowani. Oglądaliśmy co się dzieje na niebie. Było już bardzo szaro. Było słychać coraz bliżej burze. Powietrze bardzo mocno pachniało ozonem, wiatr bardzo silny, bardzo silne ochłodzenie, stacja pokazała u nas 14 stopni.
Schodziliśmy powolnym korkiem w dół, mijaliśmy 2 pare z 2 dzieci, kolega powiedział już wkurwiony:
Państwo nie widzą co się dzieje? Już trzeba kategorycznie zawracać, to ostatni moment, zaraz tu będzie sajgon.
Popatrzyli po sobie jakby ducha zobaczyli, coś pomarudzili między sobą powiedzieli dzięki i poszli w górę! A burza już za naszą granią graniczną była. Z naszej perspektywy było widać wyładowania chmura chmura i słychać grzmoty.
To co musieli widzieć ludzie na Giewoncie?
Około 13:10-13:20 nastąpiły 3 potężne wyładowania. Słyszeliśmy wyładowanie które uderzyło w Giewont. Panowie, Panie, słyszeliśmy wiele burz, i ta z 22 była bardzo przeciętna. Krótka, na małym obszarze polskiej części Tatr. Ale 2 uderzenia pioruna, a w zasadzie pierdonięcia. Ugięły się pod nami nogi, słychać było metaliczny dźwięk - jasne było, że pieprznęło w krzyż. W komórce kolegi doszło do zniekształcenia obrazu i dźwięku (postaramy się dodać materiał). Trzask, dźwięk fali uderzeniowej, krzyk jakiejś kobiety. Znowu trzask, znowu fala. Nie wiedzieliśmy czy to teraz nad nami grzmotnęło czy w okolicach Czerwonych Wierchów.
2 część naszej załogi przebywała wtedy na Nosalu, schodzili do Kuźnic, zawrócili z Liliowych. Widzieli moment uderzenia, mówili, że pierwszy raz w życiu odczuli na sobie efekt uderzenia pioruna i to jak poruszył powietrze. To musiało być zajebiście mocne wyładowanie, dodatnie.
Fala uderzeniowa była odczuwalna. Po chwili rozległy się dźwięki helikopterów i syreny w Zakopanem. Zaczęliśmy uciekać jak najniżej.
Mijaliśmy po drodze ludzi, którzy nie rozumieli co się stało.
Jeszcze dodam, że uderzenie najmocniejsze brzmiało niesamowicie złowrogo, jak nie z tej ziemi, jak nie dźwięk pioruna.
Gdyby ta burza przeszła w stronę Świnicy, Kasprowego, Orlej, dzisiaj mielibyśmy żałobę narodową a Zakopanem mogiłę Ceprów. Przy wyjściu z Kasprowego mijaliśmy wiele osób które szło na Świnice. Dojście od 10 na Świnice to bite 3h.
To co się stało to i tak mała lekcja pokory - poważnie.
Na dole rozmawialiśmy z kilkoma osobami tym z dziennikarzem z radia kraków. Na pytanie czy tragedii można było uniknąć, a takie zadawaliśmy sobie, stwierdzam że nie. Ludzie, typowi wakacyjni Krupówki turyści ostrzegani przez doświadczoną ekipę nie zawracali.
Według niektórych narracji to krzyż jest winny tragedii - nie, to ludzka buta, arogancja, głupota i brak pokory do gór.
Tatry stają się pełne ludzi, którzy je mylą z morzem i spacerem po molo.
Nie chcę źle wróżyć, ale jak dalej tak będzie to wyglądało, to w tym roku jeszcze doczekamy się paru śmiertelnych wypadków.
Najlepszy komentarz (139 piw)
willoo
• 2019-08-25, 2:01
@up może właśnie dlatego żeby nie trzeba było angażować ratowników i ryzykować ich życia. Za materiał piwko.
Coś czuję, że w tegorocznym tatrzańskim plebiscycie, za najlepszy przewodnik uznany zostanie metalowy łańcuch.
Podjebane z pejsbooka
Ej byliście kiedyś w Tatrach? Nie? To nie jedźcie. Serio, to pułapka. Przykładowo pojechalismy w zeszłym tygodniu z Sebą, Krystianem i Andżeliką do Zakopca i tak się bujaliśmy kilka dni po Krupówkach co nie, ale ile można jeść szyszki ryżowe i chodzić do kina 9D? Pytam więc baby od oscypków, czy jest tu coś fajnego do zobaczenia, co byśmy se z Andżelą selfiaczka strzelili, bo akurat rocznicę mieliśmy. Baba na to, że w sumie Morskie Oko jest spoko, a jak ktoś jest w formie, to poleca Rysy, bo widoczki urywają odwłok. Andżelika na to, że wypas i ona chce widoczki urywające odwłok. No proste, dla mojej princessy wszystko, więc ustalamy, że jutro atakujemy Rysy, tymczasem trzeba opić tak zajebisty plan.
No i chyba trochę przesadziliśmy z Żuberkami, bo następnego dnia grubo zaspaliśmy, ale nie ma tego złego. Okazało się, że na Morskie Oko da się podjechac bryczką, z czego oczywiście skorzystaliśmy. W ogóle jaki żal, że ludzie się męczą i drałują z buta, kiedy można się elegancko pierdolnąc na przyczepce i sączyć browarka. Zresztą kij z nimi. Dojechaliśmy na miejsce, puściliśmy kaczkę na jeziorze, które w sumie nie było aż tak spektakularne, jak mówiła baba od oscypków. Ot jeziorko Czerniakowskie, tyle że otoczone góram, no wielkie mi halo. Na szczęście tuż obok był bar to se weszliśmy na Żuberka i naleśnika, a jak już wszamalismy i wypiliśmy, to Seba podbił do barmana i pyta, którędy na Rysy?
Barman ewidentnie dziabniety, bo zaczął gadać, że jak na Rysy skoro jest 15:00, a to 4 godziny się wchodzi + foteczka + zejść jeszcze trzeba, a w naszym wypadku to będzie już po zmroku, więc niebezpiecznie. Seba mu na to, że w 4 godziny, to chyba on wchodzi, my nie jesteśmy jakieś tam leszcze i wejdziemy w max półtora. Na co barman, że spoko, luzik, ale jakby co, to ostrzegał. Seba mu na to, że docenia, ale lepiej niech poleje Żuberka, jak ma takie kocopały pierdolić
Sieknęliśmy Żuberka, po czym ruszylismy zaatakować Rysy i tu suprajsik, bo okazało się, że barman miał racje i faktycznie zajęło nam to cztery godziny. Cztery jeba# godziny pod górę, czaicie? Jak wszedłem, to byłem tak padnięty, że mówię do Andżeliki: "Andżela kurwa czy ty widzisz jak się dla Ciebie poświęcam? Po powrocie nie ma chooya, robisz mi Vifona w rewanżu". Andżela na to: "Taa kużwa pięć od razu", na co Seba: "Dobra pomigdalicie się póżniej. Robimy selfiaczki i spadamy, bo zczyna mnie suszyć".
No i robimy te selfiaczki, wtem jak się chmury nad nami nie zebrały. Ooo ludzie momentalnie zrobiło się ciemno, jak nie powiem gdzie, na co Andżela, ubrana w suknię bez pleców i czółenka Jimmy Choo, bo #rocznica #selfiaczki, oczywiście zaczała panikować, że w takich warunkach nie damy rady zejść i zostaniemy na tej górze na zawsze, jak w takim jednym filmie, co oglądała. Everest, czy jakoś tak. Nie powiem, ja ze stresu też puściłem kropelkę moczu, ale gram poker fejsa i mówię, że chill, zejdziemy na lajcie, bo znam drogę. Oczywiście nie znałem, na szczęscie oprócz nas, na górze było jeszcze kilka osób i wymyśliłem, że po prostu pójdziemy za nimi.
No i poszliśmy. Trasa masakra, normalnie zero latarni, zero znaków, zero niczego. W dodatku ślisko, że Krystian tak się wypierdolił w swoich AirMaxach, że aż mu reklamówka z Biedry wypadła z ręki i poleciała w przepaść. No mówię wam tragedia w trzech aktach. Aczkolwiek najgorsze to było jak po czterech godzinach w końcu zeszliśmy na dół, patrzymy a tam jakoś inaczej niż za pierwszy razem. Nie ma ani Morskiego Oka, ani bryczek. Aż mi druga kropelka moczu poszła po kalvinach klainach ze stresu, ale na twarzy poker fejsik, wiadomka. Podbijam do tych ludzi, co za nimi szliśmy i pytam:
- Ej ziomki, gdzie tu jest najbliższy przystanek?
Na co oni?
- Čo si hlúpy? Toto je národný park, tu nechodia autobusy
Na co Seba:
- Ty, gość jakiś pierdolnięty
Na co Andżelika:
- O kurła, to Słowacy
Na co Krystian
- Skąd wiesz?
Na co Andżelika:
- Byś słuchał Halinki Młynkowej, to też byś wiedział
W każdym razie Andżela z nimi pogadała po słowacku i okazało się, że zeszlismy inna drogą niż weszliśmy, i teraz jesteśmy na Słowacji. W dodatku 60 kilometrów od Morskiego Oka. Normalnie bardziej popierdolona akcja niż w drugim sezonie "Dark". Na szczęscie Krystian już się otrząsnął ze straty reklamówki z Biedry i zarządził, żeby wezwać policję i niech nas odwiozą do hotelu. No i odwieźli... tyle, że nie do naszego, a do słowackiego i tam porzucili. Było grubo po północy, więc stwierdzilismy, że już trudno, przekimamy tutaj.
Kużwa, jak rano się wymeldowaliśmy i krzyknęli nam 1800 zeta za nocleg + kolejne 500 za opierdolenie barku przez Sebe, to aż mi trzecia kropelka moczu poleciała. Ale na tym nie koniec, bo jeszcze musielismy ogarnąc taksówke do Zakopca, co nas kosztowało kolejne 600 peelenów. Łącznie 2900 + rozpiźdzone AirMaxy Krystiana + strata reklamówki z Biedry, w której Krystian miał nasze pieniądze i dokumenty (thnx God za Blika) + moje Calviny Klajny, które poległy w nierównym starciu z kropelkami. Generalnie koszty z kosmosu, a miał być przyjemny weekendowo-rocznicowy wyjazd.
Ale ja tego na pewno tak nie zostawie! Co to to nie! Jeśli ktoś z was był tydzień temu na Rysach, to prosba o kontakt, bo szukam świadków, którzy będą zeznawać w sądzie. Zresztą skontaktuj się ze mną nawet, jesli nie było Cię na Rysach tydzień temu, ale kiedykolwiek miałeś podobną sytuację. Złożymy pozew zbiorowy i puścimy TPN z torbami. Może jak dostaną finansowo po gaciach, to się ogarną i postawią znaki, latarnie i przystanki autobusowe. Dość już tej Tatrzańśkiej patologii! Tymczasem z fartem mordeczki i czekam na wiadomości
Ej byliście kiedyś w Tatrach? Nie? To nie jedźcie. Serio, to pułapka. Przykładowo pojechalismy w zeszłym tygodniu z Sebą, Krystianem i Andżeliką do Zakopca i tak się bujaliśmy kilka dni po Krupówkach co nie, ale ile można jeść szyszki ryżowe i chodzić do kina 9D? Pytam więc baby od oscypków, czy jest tu coś fajnego do zobaczenia, co byśmy se z Andżelą selfiaczka strzelili, bo akurat rocznicę mieliśmy. Baba na to, że w sumie Morskie Oko jest spoko, a jak ktoś jest w formie, to poleca Rysy, bo widoczki urywają odwłok. Andżelika na to, że wypas i ona chce widoczki urywające odwłok. No proste, dla mojej princessy wszystko, więc ustalamy, że jutro atakujemy Rysy, tymczasem trzeba opić tak zajebisty plan.
No i chyba trochę przesadziliśmy z Żuberkami, bo następnego dnia grubo zaspaliśmy, ale nie ma tego złego. Okazało się, że na Morskie Oko da się podjechac bryczką, z czego oczywiście skorzystaliśmy. W ogóle jaki żal, że ludzie się męczą i drałują z buta, kiedy można się elegancko pierdolnąc na przyczepce i sączyć browarka. Zresztą kij z nimi. Dojechaliśmy na miejsce, puściliśmy kaczkę na jeziorze, które w sumie nie było aż tak spektakularne, jak mówiła baba od oscypków. Ot jeziorko Czerniakowskie, tyle że otoczone góram, no wielkie mi halo. Na szczęście tuż obok był bar to se weszliśmy na Żuberka i naleśnika, a jak już wszamalismy i wypiliśmy, to Seba podbił do barmana i pyta, którędy na Rysy?
Barman ewidentnie dziabniety, bo zaczął gadać, że jak na Rysy skoro jest 15:00, a to 4 godziny się wchodzi + foteczka + zejść jeszcze trzeba, a w naszym wypadku to będzie już po zmroku, więc niebezpiecznie. Seba mu na to, że w 4 godziny, to chyba on wchodzi, my nie jesteśmy jakieś tam leszcze i wejdziemy w max półtora. Na co barman, że spoko, luzik, ale jakby co, to ostrzegał. Seba mu na to, że docenia, ale lepiej niech poleje Żuberka, jak ma takie kocopały pierdolić
Sieknęliśmy Żuberka, po czym ruszylismy zaatakować Rysy i tu suprajsik, bo okazało się, że barman miał racje i faktycznie zajęło nam to cztery godziny. Cztery jeba# godziny pod górę, czaicie? Jak wszedłem, to byłem tak padnięty, że mówię do Andżeliki: "Andżela kurwa czy ty widzisz jak się dla Ciebie poświęcam? Po powrocie nie ma chooya, robisz mi Vifona w rewanżu". Andżela na to: "Taa kużwa pięć od razu", na co Seba: "Dobra pomigdalicie się póżniej. Robimy selfiaczki i spadamy, bo zczyna mnie suszyć".
No i robimy te selfiaczki, wtem jak się chmury nad nami nie zebrały. Ooo ludzie momentalnie zrobiło się ciemno, jak nie powiem gdzie, na co Andżela, ubrana w suknię bez pleców i czółenka Jimmy Choo, bo #rocznica #selfiaczki, oczywiście zaczała panikować, że w takich warunkach nie damy rady zejść i zostaniemy na tej górze na zawsze, jak w takim jednym filmie, co oglądała. Everest, czy jakoś tak. Nie powiem, ja ze stresu też puściłem kropelkę moczu, ale gram poker fejsa i mówię, że chill, zejdziemy na lajcie, bo znam drogę. Oczywiście nie znałem, na szczęscie oprócz nas, na górze było jeszcze kilka osób i wymyśliłem, że po prostu pójdziemy za nimi.
No i poszliśmy. Trasa masakra, normalnie zero latarni, zero znaków, zero niczego. W dodatku ślisko, że Krystian tak się wypierdolił w swoich AirMaxach, że aż mu reklamówka z Biedry wypadła z ręki i poleciała w przepaść. No mówię wam tragedia w trzech aktach. Aczkolwiek najgorsze to było jak po czterech godzinach w końcu zeszliśmy na dół, patrzymy a tam jakoś inaczej niż za pierwszy razem. Nie ma ani Morskiego Oka, ani bryczek. Aż mi druga kropelka moczu poszła po kalvinach klainach ze stresu, ale na twarzy poker fejsik, wiadomka. Podbijam do tych ludzi, co za nimi szliśmy i pytam:
- Ej ziomki, gdzie tu jest najbliższy przystanek?
Na co oni?
- Čo si hlúpy? Toto je národný park, tu nechodia autobusy
Na co Seba:
- Ty, gość jakiś pierdolnięty
Na co Andżelika:
- O kurła, to Słowacy
Na co Krystian
- Skąd wiesz?
Na co Andżelika:
- Byś słuchał Halinki Młynkowej, to też byś wiedział
W każdym razie Andżela z nimi pogadała po słowacku i okazało się, że zeszlismy inna drogą niż weszliśmy, i teraz jesteśmy na Słowacji. W dodatku 60 kilometrów od Morskiego Oka. Normalnie bardziej popierdolona akcja niż w drugim sezonie "Dark". Na szczęscie Krystian już się otrząsnął ze straty reklamówki z Biedry i zarządził, żeby wezwać policję i niech nas odwiozą do hotelu. No i odwieźli... tyle, że nie do naszego, a do słowackiego i tam porzucili. Było grubo po północy, więc stwierdzilismy, że już trudno, przekimamy tutaj.
Kużwa, jak rano się wymeldowaliśmy i krzyknęli nam 1800 zeta za nocleg + kolejne 500 za opierdolenie barku przez Sebe, to aż mi trzecia kropelka moczu poleciała. Ale na tym nie koniec, bo jeszcze musielismy ogarnąc taksówke do Zakopca, co nas kosztowało kolejne 600 peelenów. Łącznie 2900 + rozpiźdzone AirMaxy Krystiana + strata reklamówki z Biedry, w której Krystian miał nasze pieniądze i dokumenty (thnx God za Blika) + moje Calviny Klajny, które poległy w nierównym starciu z kropelkami. Generalnie koszty z kosmosu, a miał być przyjemny weekendowo-rocznicowy wyjazd.
Ale ja tego na pewno tak nie zostawie! Co to to nie! Jeśli ktoś z was był tydzień temu na Rysach, to prosba o kontakt, bo szukam świadków, którzy będą zeznawać w sądzie. Zresztą skontaktuj się ze mną nawet, jesli nie było Cię na Rysach tydzień temu, ale kiedykolwiek miałeś podobną sytuację. Złożymy pozew zbiorowy i puścimy TPN z torbami. Może jak dostaną finansowo po gaciach, to się ogarną i postawią znaki, latarnie i przystanki autobusowe. Dość już tej Tatrzańśkiej patologii! Tymczasem z fartem mordeczki i czekam na wiadomości
Las, kilometry od zabudowań; nie miałem latarki i teraz wiem, że jest mi niezbędna. Wziąłem głęboki oddech, nóż w kieszeń, zamknąłem swoje auto i nastawiłem się że idę ratować....wyciągać po prostu trupa zwłaszcza, że dach pokrywał się z maską od strony kierowcy. W środku nie było nikogo Gacie pełne.
Najlepszy komentarz (71 piw)
Pan_Diabeł
• 2017-09-03, 9:36
Kodżiro napisał/a:
Gardzę tymi co chodzą z nożem nożowniki jebane nie doszłe i te doszłe tfuu na pole z nimi niech orają aż zdechną
Ty mną gardzisz a ja cie zajebię nożem. 1-0 dla nożowników
Czytając artykuł o górze Elbrus doczytałem się, że pierwszym Polakiem który zdobył europejską górę z korony świata był niejaki Jerzy "druciarz" Rudnicki. Jak się okazało później bardzo ciekawa osoba. Poniżej wstawiam historię o druciarzu które udało mi się wyszukać.
" Obóz szkoleniowy 6. Pomorskiej Dywizji Powietrzno-Desantowej w podkrakowskich skałkach w latach 70. Namioty biwakowe żołnierzy ustawione długim szeregiem w Dolinie Kobylańskiej, na końcu obóz instruktorów i naczelstwa zgrupowania. Jest głęboka noc, warty rozstawione. "Druciarz" na bani wraca z lewej przepustki. Naturalnie bez latarki idzie wzdłuż potoku, żeby nie zgubić drogi...
Rano wartownik zdaje relację z przebiegu warty oficerowi dyżurnemu:
- Około godziny 24. usłyszałem kroki idącego dnem doliny. Regulaminowo zapytałem: "Stój! Kto idzie?!" Na to usłyszałem: "Odpierdol się chuju"! Zorientowałem się więc, że to idzie pan instruktor i nie interweniowałem..."
Więcej historii w spojlerze
" Obóz szkoleniowy 6. Pomorskiej Dywizji Powietrzno-Desantowej w podkrakowskich skałkach w latach 70. Namioty biwakowe żołnierzy ustawione długim szeregiem w Dolinie Kobylańskiej, na końcu obóz instruktorów i naczelstwa zgrupowania. Jest głęboka noc, warty rozstawione. "Druciarz" na bani wraca z lewej przepustki. Naturalnie bez latarki idzie wzdłuż potoku, żeby nie zgubić drogi...
Rano wartownik zdaje relację z przebiegu warty oficerowi dyżurnemu:
- Około godziny 24. usłyszałem kroki idącego dnem doliny. Regulaminowo zapytałem: "Stój! Kto idzie?!" Na to usłyszałem: "Odpierdol się chuju"! Zorientowałem się więc, że to idzie pan instruktor i nie interweniowałem..."
Więcej historii w spojlerze
Złażąc ostatnio z górki przypomniała mi się sytuacja sprzed paru lat, gdzie pierdolnięty jegomość próbował zdobyć zimą Rysy w adidasach i dresie z trzema paskami (serio).
Opis z YouTube:
Napisy na filmie.
Filmik nie mój.
Opis z YouTube:
Cytat:
Szczyt nieodpowiedzialności. W dresie i adidasach wchodził po śniegu na Rysy.
Nieodpowiedzialnego turystę z Nysy musieli sprowadzać spod Rysów skialpiniści. W nieodpowiednim obuwiu, bez zabezpieczenia chciał wejść po śniegu na szczyt. Po sprowadzeniu na bezpieczną odległość, zamiast podziękować, miał pretensje, że przez swoich ratowników nie wszedł na Rysy.
Napisy na filmie.
Filmik nie mój.
Najlepszy komentarz (29 piw)
Policeman
• 2017-01-04, 21:06
Szczerze? Ja wiem, że pomoc innym, ale usłyszeć potem żeby wypierdalać czy coś w ten deseń? Co te chłopaki nie narażały życia? Jak ten typ zdejmuje narty i przez moment patrzy w dół, to jeden odruch bezmózga, kurwa debila w adidasach i lecą razem na dobranoc w piachu.
Więc jak mówię, ratować,- ale nie narażając się samemu. Ja bym nie pomógł, moja rodzina jest ważniejsza od jakiegoś palanta, a, że palant to widać z fizjonomii. Nawet kurwa czapki nie założył w góry, bo i po co, on jest kozak z raszyna/świebodzina.
Więc jak mówię, ratować,- ale nie narażając się samemu. Ja bym nie pomógł, moja rodzina jest ważniejsza od jakiegoś palanta, a, że palant to widać z fizjonomii. Nawet kurwa czapki nie założył w góry, bo i po co, on jest kozak z raszyna/świebodzina.
Chcesz odpocząć od ludzi i cywilizacji ? To zapomnij o Zakopanem
Najlepszy komentarz (74 piw)
Sol
• 2016-08-10, 17:29
Kolejka górska
W roku 1925 w Tatrach miało miejsce chyba najbardziej tajemnicze zdarzenie w historii polskich gór. Trzech mężczyzn w tajemniczych okolicznościach straciło życie na szlaku turystycznym...
Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji zobligowała nas do oznaczania kategorii wiekowych
materiałów wideo wgranych na nasze serwery. W związku z tym, zgodnie ze specyfikacją z tej strony
oznaczyliśmy wszystkie materiały jako dozwolone od lat 16 lub 18.
Jeśli chcesz wyłączyć to oznaczenie zaznacz poniższą zgodę:
Oświadczam iż jestem osobą pełnoletnią i wyrażam zgodę na nie oznaczanie poszczególnych materiałów symbolami kategorii wiekowych na odtwarzaczu filmów
Jeśli chcesz wyłączyć to oznaczenie zaznacz poniższą zgodę:
Oświadczam iż jestem osobą pełnoletnią i wyrażam zgodę na nie oznaczanie poszczególnych materiałów symbolami kategorii wiekowych na odtwarzaczu filmów
Jeśli uważasz, że istnieją 2 płcie - jesteś faszystą
Jeśli uważasz, że istnieją różnice między kobietą, a mężczyzną - jesteś faszystą
Jeśli uważasz, że otyłość jest zła - jesteś faszystą
Jeśli uważasz, że ... - jesteś faszystą, bo ty masz kurwa myśleć jak Ci każe jakaś lewacka organizacja.
I niestety, ale u nas taki plakat by nie przeszedł (btw nie mam nic do Ukraińców. Hasło "Imigranci" na potrzeby polityki oznacza tłumy nierobów)