historia która może i kogoś zaciekawi , trochu długie ale prawdziwe ,zapraszam
Na ring wyszedł z podpisanym wyrokiem śmierci. Był umierający, ale wygrał raz jeszcze. Chciał dać swoim dzieciom wesołe święta i choć odrobinę lepszą przyszłość.
Billy Miske był Amerykaninem z niemieckimi korzeniami. Urodził się pod koniec XIX wieku w St. Paul w stanie Minnesota. Gdy stawiał pierwsze kroki w boksie, dyscyplina ta była przez władze stanowe zakazana. Walczono w tajemnicy i na wariackich papierach, nikt nie planował ścieżki kariery. W 1918 roku Miske stoczył 17 walk, czasem między jednym a drugim pojedynkiem miał tylko kilka dni odpoczynku.
Był coraz lepszy. Wraz z nim, rozkwit przeżywał boks, który szybko zdobywał popularność i stawał się jedną z najpopularniejszych dyscyplin w Stanach Zjednoczonych.
Umrzesz za pięć lat
Gdy Billy miał 24 lata, dowiedział się w jaki sposób umrze. Lekarze oznajmili mu, że jego nerka jest w fatalnym stanie i przed nim tylko pięć lat życia. Doradzili, by skończył z boksem.
Nie wiedzieli jednak, że prowadząc interesy, wpędził się w poważne tarapaty finansowe. - Prowadził komis samochodowy. Był zbyt hojny i za bardzo ufał ludziom, którzy podawali się za jego przyjaciół. Jednak nim umarł, spłacił wszystkie długi – wspominał syn boksera, Billy junior. Długi sięgały ponoć 100 tysięcy dolarów.
Wbrew sugestiom lekarzy, Miske nie zszedł z ringu. Musiał walczyć, by spłacać zobowiązania. Odkąd lekarze odczytali mu wyrok śmierci, stoczył około 30 walk i wciąż był dobry, choć coraz częściej brakowało sił. W 1920 stanął do trzeciego pojedynku z Jackiem Dempsey'em. Stawką był tytuł mistrza wagi ciężkiej.
Dwa poprzednie pojedynki między tymi bokserami były pasjonującymi widowiskami. Pierwsze spotkanie zakończyło się remisem, choć Miske był bliski znokautowania rywala. W drugim górą był Dempsey – zwyciężył na punkty. Nic więc dziwnego, że przed trzecim starciem, kibice liczyli na kolejne pasjonujące starcie.
W 1920 było jednak inaczej. Tym razem walka skończyła się już w trzeciej rundzie, gdy Dempsey posłał Miske'a na deski. Była to pierwsza przegrana przez nokaut w jego dotychczasowej karierze, choć stoczył już ponad 100 pojedynków.
Dempsey już przed wejściem do ringu, wiedział, że i tym razem nie przegra. - Gdy walczyliśmy po raz trzeci, Billy był umierający, nie wiedziałem jednak, że jego stan jest już tak zły. Wiedziałem tylko, że błagał mnie, bym wyszedł z nim do ringu. Potrzebował pieniędzy, by potem móc odpocząć i podreperować zdrowie - napisał lata później w swojej autobiografii.
Myślał, że go zabił
Postanowił zrobić wszystko, co w jego mocy, aby zakończyć walkę przed czasem, w możliwie najmniej bolesny sposób. Chciał w ten sposób oszczędzić swojemu rywalowi zbędnego cierpienia.
- Po szybkiej wymianie, wyprowadziłem cios prawą ręką i trafiłem go w korpus. Padł na matę. Był liczony przez dziewięć sekund. W tym krótkim czasie, na skórze w okolicy jego serca pojawił się purpurowy ślad. Mimo to, wstał i walczyliśmy dalej – wspominał Dempsey.
Przerażony tym widokiem, Dempsey skupił się na precyzji ciosów. Celował w szczękę rywala. Chciał jak najszybciej posłać go ponownie na deski, nie uderzając go w korpus. Gdy Miske padł po raz drugi, Dempsey przeżywał ciężkie chwile. - Bałem się, że go zabiłem. Policzyli go do dziesięciu, nadal się nie podnosił. Wreszcie wstał, ale walka była już skończona – mówił Dempsey.
Gaże za kolejne walki nie trafiały do domowego budżetu. Miske systematycznie spłacał kolejne długi, aż w końcu, w 1923 roku poczuł, że jest już za słaby. Wiedział, że zbliża się jego koniec. Nerka była w fatalnym stanie. Jego organizm nie funkcjonował prawidłowo, o treningach praktycznie nie było mowy.
Załatw mi walkę
Czuł się fatalnie. Pospłacał długi, ale budżet rodzinny był w opłakanym stanie. Czuł, że prognozy lekarzy sprawdzą się co do joty. Dlatego postanowił raz jeszcze wyjść na ring, a pieniądze z walki zostawić żonie i trójce dzieci.
Kolega Miske'a zarejestrował rozmowę boksera z jego promotorem, Jackiem Reddy'm.
- Jack, załatw mi walkę
- Chyba żartujesz? Nie jesteś w stanie walczyć.
- Bez względu na wszystko, po prostu znajdź mi rywala.
- Nie zrobię tego.
- Słuchaj, Jack, jestem totalnie spłukany. Wiem, że nie zostało mi wiele czasu i, zanim się stąd wymelduję, chcę dać Marie oraz dzieciakom jeszcze jedne święta. Na następną gwiazdkę już mnie z nimi nie będzie. Potrzebuję jeszcze jednej wypłaty. Chcę, by te święta były czymś, za co Marie i dzieciaki będą mnie pamiętać.
- Podobnie jak ja, dobrze wiesz, że walcząc w takim stanie, możesz tego nie przeżyć – Reddy nie dawał za wygraną.
- Wiem. Ale jestem wojownikiem. Prędzej umrę na ringu, niż w domu, siedząc w bujanym fotelu.
Jack wyciągnął z kieszeni portfel: - Pozwól mi pomóc. Ile potrzebujesz?
- Nic z tego. Nigdy nie brałem jałmużny i teraz nie zacznę tego robić.
- Dobra, oto co zrobimy. Wrócisz do treningów. Jeśli zdołasz dojść do jako takiej formy, zorganizuję ci walkę.
- Wiesz, że nie mogę tego zrobić. Nie jestem w stanie trenować, ale, ze względu na moją rodzinę, muszę raz jeszcze wyjść na ring. Proszę, zrób to dla mnie. Proszę.
Jack westchnął, wkładając portfel z powrotem do kieszeni: - Będę żałował tego do końca życia... Daj mi sprawdzić, co da się zrobić.
Ostatnia bitwa w życiu
Reddy był obrotnym menedżerem. Zakontraktował walkę z Billem Brennanem w Omaha, Nebraska. Na kilka tygodni Miske schował się przed całym światem, nie chciał, by ludzie widzieli, w jak opłakanym jest stanie. Odpoczywał w domu, przez kilka miesięcy żywił się tylko gotowanymi rybami i szykował do ostatniej walki w życiu.
Gdy wyszedł na ring, na trybunach zawrzało. Był wychudzony, zdawać by się mogło, że nie musi otrzymać żadnego ciosy, by paść z nóg. Nie wyglądał na faceta, który mógłby stoczyć wyrównaną walkę z jakimkolwiek bokserem, ale walczył.
W czwartej rundzie, ku zaskoczeniu wszystkich, Brennan padł na matę i już nie powstał. Kibice byli oburzeni, bo zdaniem większości, nie otrzymał ciosów, które mogłyby zwalić go z nóg. Pojawiły się podejrzenia, że walka była ustawiona. Tłum krzyczał i gwizdał, większość widzów czuła się oszukana.
Brennan nigdy nie zdążył wyjaśnić, czy walka była reżyserowana. Kilka tygodni po pojedynku został zastrzelony w Nowym Jorku.
Dzięki wygranej, Miske zainkasował 15 tysięcy dolarów. To była wystarczająca kwota, by zorganizować niezapomniane święta, ale też zabezpieczyć najbliższą przyszłość rodziny.
Tata umarł po świętach
Billy junior miał wtedy 5 lat. Zapamiętał zapach choinki, zabawne dźwięki wydostające się z dziecięcego pianina i radość z otrzymanej kolejki. Zapamiętał rodzinną atmosferę i śmiech taty dobiegający z salonu. Zapamiętał, że złamało się krzesło, gdy siadała na nim babcia. Zapamiętał też, że zaraz po świętach tata umarł.
25 grudnia Miske zadzwonił do swojego menedżera. „Jack, przyjedź po mnie. Umieram” - wyszeptał do słuchawki. Reddy nie musiał prosić, by powtórzył. Spodziewał się tego telefonu od wielu dni. Pojawił się błyskawicznie i zabrał Billy'ego do szpitala St Mary w Minneapolis.
Zmarł w Nowy Rok, rano. Przez 5 lat żył z lekarską diagnozą sam na sam. O tym, że dali mu pięć lat życia, powiedział żonie dopiero na łożu śmierci. Wiedziała tylko, że jest chory. Potem Marie cierpliwie czekała, aż trójka dzieci podrośnie na tyle, by potrafiły w pełni zrozumieć poświęcenie taty.
Billy junior tajemnicę gwiazdki 1923 roku poznał dwa lata później, gdy miał 7 lat.
Gdy mama po raz pierwszy opowiadała mu historię taty, z trudem panowała nad łzami. - Była bardzo dumna z tego, co dla nas zrobił. To było całkowite poświęcenie – mówił wspominając tatę.
Na ring wyszedł z podpisanym wyrokiem śmierci. Był umierający, ale wygrał raz jeszcze. Chciał dać swoim dzieciom wesołe święta i choć odrobinę lepszą przyszłość.
Billy Miske był Amerykaninem z niemieckimi korzeniami. Urodził się pod koniec XIX wieku w St. Paul w stanie Minnesota. Gdy stawiał pierwsze kroki w boksie, dyscyplina ta była przez władze stanowe zakazana. Walczono w tajemnicy i na wariackich papierach, nikt nie planował ścieżki kariery. W 1918 roku Miske stoczył 17 walk, czasem między jednym a drugim pojedynkiem miał tylko kilka dni odpoczynku.
Był coraz lepszy. Wraz z nim, rozkwit przeżywał boks, który szybko zdobywał popularność i stawał się jedną z najpopularniejszych dyscyplin w Stanach Zjednoczonych.
Umrzesz za pięć lat
Gdy Billy miał 24 lata, dowiedział się w jaki sposób umrze. Lekarze oznajmili mu, że jego nerka jest w fatalnym stanie i przed nim tylko pięć lat życia. Doradzili, by skończył z boksem.
Nie wiedzieli jednak, że prowadząc interesy, wpędził się w poważne tarapaty finansowe. - Prowadził komis samochodowy. Był zbyt hojny i za bardzo ufał ludziom, którzy podawali się za jego przyjaciół. Jednak nim umarł, spłacił wszystkie długi – wspominał syn boksera, Billy junior. Długi sięgały ponoć 100 tysięcy dolarów.
Wbrew sugestiom lekarzy, Miske nie zszedł z ringu. Musiał walczyć, by spłacać zobowiązania. Odkąd lekarze odczytali mu wyrok śmierci, stoczył około 30 walk i wciąż był dobry, choć coraz częściej brakowało sił. W 1920 stanął do trzeciego pojedynku z Jackiem Dempsey'em. Stawką był tytuł mistrza wagi ciężkiej.
Dwa poprzednie pojedynki między tymi bokserami były pasjonującymi widowiskami. Pierwsze spotkanie zakończyło się remisem, choć Miske był bliski znokautowania rywala. W drugim górą był Dempsey – zwyciężył na punkty. Nic więc dziwnego, że przed trzecim starciem, kibice liczyli na kolejne pasjonujące starcie.
W 1920 było jednak inaczej. Tym razem walka skończyła się już w trzeciej rundzie, gdy Dempsey posłał Miske'a na deski. Była to pierwsza przegrana przez nokaut w jego dotychczasowej karierze, choć stoczył już ponad 100 pojedynków.
Dempsey już przed wejściem do ringu, wiedział, że i tym razem nie przegra. - Gdy walczyliśmy po raz trzeci, Billy był umierający, nie wiedziałem jednak, że jego stan jest już tak zły. Wiedziałem tylko, że błagał mnie, bym wyszedł z nim do ringu. Potrzebował pieniędzy, by potem móc odpocząć i podreperować zdrowie - napisał lata później w swojej autobiografii.
Myślał, że go zabił
Postanowił zrobić wszystko, co w jego mocy, aby zakończyć walkę przed czasem, w możliwie najmniej bolesny sposób. Chciał w ten sposób oszczędzić swojemu rywalowi zbędnego cierpienia.
- Po szybkiej wymianie, wyprowadziłem cios prawą ręką i trafiłem go w korpus. Padł na matę. Był liczony przez dziewięć sekund. W tym krótkim czasie, na skórze w okolicy jego serca pojawił się purpurowy ślad. Mimo to, wstał i walczyliśmy dalej – wspominał Dempsey.
Przerażony tym widokiem, Dempsey skupił się na precyzji ciosów. Celował w szczękę rywala. Chciał jak najszybciej posłać go ponownie na deski, nie uderzając go w korpus. Gdy Miske padł po raz drugi, Dempsey przeżywał ciężkie chwile. - Bałem się, że go zabiłem. Policzyli go do dziesięciu, nadal się nie podnosił. Wreszcie wstał, ale walka była już skończona – mówił Dempsey.
Gaże za kolejne walki nie trafiały do domowego budżetu. Miske systematycznie spłacał kolejne długi, aż w końcu, w 1923 roku poczuł, że jest już za słaby. Wiedział, że zbliża się jego koniec. Nerka była w fatalnym stanie. Jego organizm nie funkcjonował prawidłowo, o treningach praktycznie nie było mowy.
Załatw mi walkę
Czuł się fatalnie. Pospłacał długi, ale budżet rodzinny był w opłakanym stanie. Czuł, że prognozy lekarzy sprawdzą się co do joty. Dlatego postanowił raz jeszcze wyjść na ring, a pieniądze z walki zostawić żonie i trójce dzieci.
Kolega Miske'a zarejestrował rozmowę boksera z jego promotorem, Jackiem Reddy'm.
- Jack, załatw mi walkę
- Chyba żartujesz? Nie jesteś w stanie walczyć.
- Bez względu na wszystko, po prostu znajdź mi rywala.
- Nie zrobię tego.
- Słuchaj, Jack, jestem totalnie spłukany. Wiem, że nie zostało mi wiele czasu i, zanim się stąd wymelduję, chcę dać Marie oraz dzieciakom jeszcze jedne święta. Na następną gwiazdkę już mnie z nimi nie będzie. Potrzebuję jeszcze jednej wypłaty. Chcę, by te święta były czymś, za co Marie i dzieciaki będą mnie pamiętać.
- Podobnie jak ja, dobrze wiesz, że walcząc w takim stanie, możesz tego nie przeżyć – Reddy nie dawał za wygraną.
- Wiem. Ale jestem wojownikiem. Prędzej umrę na ringu, niż w domu, siedząc w bujanym fotelu.
Jack wyciągnął z kieszeni portfel: - Pozwól mi pomóc. Ile potrzebujesz?
- Nic z tego. Nigdy nie brałem jałmużny i teraz nie zacznę tego robić.
- Dobra, oto co zrobimy. Wrócisz do treningów. Jeśli zdołasz dojść do jako takiej formy, zorganizuję ci walkę.
- Wiesz, że nie mogę tego zrobić. Nie jestem w stanie trenować, ale, ze względu na moją rodzinę, muszę raz jeszcze wyjść na ring. Proszę, zrób to dla mnie. Proszę.
Jack westchnął, wkładając portfel z powrotem do kieszeni: - Będę żałował tego do końca życia... Daj mi sprawdzić, co da się zrobić.
Ostatnia bitwa w życiu
Reddy był obrotnym menedżerem. Zakontraktował walkę z Billem Brennanem w Omaha, Nebraska. Na kilka tygodni Miske schował się przed całym światem, nie chciał, by ludzie widzieli, w jak opłakanym jest stanie. Odpoczywał w domu, przez kilka miesięcy żywił się tylko gotowanymi rybami i szykował do ostatniej walki w życiu.
Gdy wyszedł na ring, na trybunach zawrzało. Był wychudzony, zdawać by się mogło, że nie musi otrzymać żadnego ciosy, by paść z nóg. Nie wyglądał na faceta, który mógłby stoczyć wyrównaną walkę z jakimkolwiek bokserem, ale walczył.
W czwartej rundzie, ku zaskoczeniu wszystkich, Brennan padł na matę i już nie powstał. Kibice byli oburzeni, bo zdaniem większości, nie otrzymał ciosów, które mogłyby zwalić go z nóg. Pojawiły się podejrzenia, że walka była ustawiona. Tłum krzyczał i gwizdał, większość widzów czuła się oszukana.
Brennan nigdy nie zdążył wyjaśnić, czy walka była reżyserowana. Kilka tygodni po pojedynku został zastrzelony w Nowym Jorku.
Dzięki wygranej, Miske zainkasował 15 tysięcy dolarów. To była wystarczająca kwota, by zorganizować niezapomniane święta, ale też zabezpieczyć najbliższą przyszłość rodziny.
Tata umarł po świętach
Billy junior miał wtedy 5 lat. Zapamiętał zapach choinki, zabawne dźwięki wydostające się z dziecięcego pianina i radość z otrzymanej kolejki. Zapamiętał rodzinną atmosferę i śmiech taty dobiegający z salonu. Zapamiętał, że złamało się krzesło, gdy siadała na nim babcia. Zapamiętał też, że zaraz po świętach tata umarł.
25 grudnia Miske zadzwonił do swojego menedżera. „Jack, przyjedź po mnie. Umieram” - wyszeptał do słuchawki. Reddy nie musiał prosić, by powtórzył. Spodziewał się tego telefonu od wielu dni. Pojawił się błyskawicznie i zabrał Billy'ego do szpitala St Mary w Minneapolis.
Zmarł w Nowy Rok, rano. Przez 5 lat żył z lekarską diagnozą sam na sam. O tym, że dali mu pięć lat życia, powiedział żonie dopiero na łożu śmierci. Wiedziała tylko, że jest chory. Potem Marie cierpliwie czekała, aż trójka dzieci podrośnie na tyle, by potrafiły w pełni zrozumieć poświęcenie taty.
Billy junior tajemnicę gwiazdki 1923 roku poznał dwa lata później, gdy miał 7 lat.
Gdy mama po raz pierwszy opowiadała mu historię taty, z trudem panowała nad łzami. - Była bardzo dumna z tego, co dla nas zrobił. To było całkowite poświęcenie – mówił wspominając tatę.