„Salam alejkum” zamiast „bonjour”
Pierwszoklasiści będą uczyli się języka arabskiego. Zapowiedź zmian, która padła z ust francuskiej minister edukacji, wywołała burzę i falę protestów.
Szefowa ministerstwa, Najat Vallaud-Belkacem broniła w Zgromadzeniu Narodowym swojego pomysłu przed atakami deputowanych różnych stron sceny politycznej. Stwierdziła, że we Francji przyszedł najwyższy czas na wprowadzenie do programu szkolnego nauczania różnych języków. „Poza angielskim francuskie dzieci powinny mieć szansę poznania niemieckiego, hiszpańskiego i włoskiego, ale także arabskiego i chińskiego” – mówiła pani minister, a na sali wrzało. Szefowej resortu wypominano, że zlikwidowała klasy dwujęzyczne francusko-niemieckie i że wycofała z programu nauczania grekę i łacinę, a to przecież „te języki tkwią u korzeni naszej cywilizacji” – podkreślał jeden z mówców. Inny zarzucał, że „bocznymi drzwiami wprowadza do szkół arabski, kosztem pozycji francuskiego”. Wytaczano także argumenty pozalingwistyczne. Podkreślano, że należałoby raczej zająć się ochroną kultury francuskiej, języka, historii i stylu życia, a nie jej podkopywaniem poprzez wprowadzanie do szkół nauczania języka mniejszości, która ma trudności ze zintegrowaniem się z francuską większością. Padały słowa o „koniu trojańskim”. Mówiono, że taki krok wbije klin między dwie grupy społeczne, dzieląc, zamiast robić wszystko, by „posklejać istniejące szczeliny”.
Gotowało się także w mediach i w internecie na forach społecznościowych. Krytycy pomysłu zaznaczali, że arabski nie ma statusu języka międzynarodowego czy europejskiego. Padały nawet takie stwierdzenia, że pani minister chce zamienić republikańską, laicką szkołę francuską w „szkołę koraniczną”, bo przecież „arabski służy tylko do czytania Koranu”. Inni w krótkich słowach wyrażali to, co czują: „Precz z tureckim i arabskim! Zamiast nich łacina, greka i hebrajski!”.
Zwolennicy pomysłu zaznaczali, że to „może być z korzyścią dla Francji”. W tej chwili znajomość arabskiego ogranicza się w większości do jednej grupy społecznej. Upowszechnienie tego języka w szkołach, tak by wszystkie dzieci nim mówiły, może pomóc w likwidowaniu różnic między większością i mniejszością. Co więcej, taka znajomość zwiększa szanse na polityczną kontrolę środowiska. Podkreślano, że 300 milionów ludzi na świecie i kilka milionów we Francji mówi po arabsku.
Urodzona w Maroku Najat Vallaud-Belkacem, która obywatelstwo francuskie dostała w 1995 roku, z oburzeniem reagowała na słowa krytyki, odpowiadając, że arabski jest szóstym oficjalnym językiem ONZ i czwartym na świecie. Wbrew zapowiedziom pani minister, że w początkowym stadium eksperyment „arabski” będzie wprowadzany w tysiącu szkół, swojego sceptycyzmu nie kryje Wysoka Rada do spraw Integracji. Oceniono, że podręcznik do arabskiego może stać się czymś w rodzaju „islamskiego katechizmu”. Jako przykład podawano książkę do nauki języka tureckiego opracowaną przez ministerstwo edukacji w Ankarze, w której dobitnie podkreślono „kluczowe znaczenie Proroka Mahometa dla ludzkości”. Co więcej, taki krok, zdaniem Rady, przyczyni się do pogłębienia podziałów na tle obyczajowym.
Kilka dni temu w Reims młoda dziewczyna w spodniach i staniku od kostiumu kąpielowego opalała się w parku. Podeszło do niej kilka nastoletnich muzułmanek z zakrytymi głowami i ją pobiło. Teraz trwa ramadan. Muzułmanka przestrzegająca postu, z chustą okręconą dookoła tak, że tylko było widać twarz, sprzedawała w barze alkohol. Weszło kilku krzepkich Arabów i ją dotkliwie poturbowało. Różnice językowe nie ograniczają się tylko do zasad lingwistycznych. Ucząc się języka obcego, przyswajamy sobie także zawarte w nim wartości i elementy kultury.
Na podst.: La Croix, Valeur Actuelles
No panowie. Co tu się odpierdala, to ja nawet nie wiem...
Pierwszoklasiści będą uczyli się języka arabskiego. Zapowiedź zmian, która padła z ust francuskiej minister edukacji, wywołała burzę i falę protestów.
Szefowa ministerstwa, Najat Vallaud-Belkacem broniła w Zgromadzeniu Narodowym swojego pomysłu przed atakami deputowanych różnych stron sceny politycznej. Stwierdziła, że we Francji przyszedł najwyższy czas na wprowadzenie do programu szkolnego nauczania różnych języków. „Poza angielskim francuskie dzieci powinny mieć szansę poznania niemieckiego, hiszpańskiego i włoskiego, ale także arabskiego i chińskiego” – mówiła pani minister, a na sali wrzało. Szefowej resortu wypominano, że zlikwidowała klasy dwujęzyczne francusko-niemieckie i że wycofała z programu nauczania grekę i łacinę, a to przecież „te języki tkwią u korzeni naszej cywilizacji” – podkreślał jeden z mówców. Inny zarzucał, że „bocznymi drzwiami wprowadza do szkół arabski, kosztem pozycji francuskiego”. Wytaczano także argumenty pozalingwistyczne. Podkreślano, że należałoby raczej zająć się ochroną kultury francuskiej, języka, historii i stylu życia, a nie jej podkopywaniem poprzez wprowadzanie do szkół nauczania języka mniejszości, która ma trudności ze zintegrowaniem się z francuską większością. Padały słowa o „koniu trojańskim”. Mówiono, że taki krok wbije klin między dwie grupy społeczne, dzieląc, zamiast robić wszystko, by „posklejać istniejące szczeliny”.
Gotowało się także w mediach i w internecie na forach społecznościowych. Krytycy pomysłu zaznaczali, że arabski nie ma statusu języka międzynarodowego czy europejskiego. Padały nawet takie stwierdzenia, że pani minister chce zamienić republikańską, laicką szkołę francuską w „szkołę koraniczną”, bo przecież „arabski służy tylko do czytania Koranu”. Inni w krótkich słowach wyrażali to, co czują: „Precz z tureckim i arabskim! Zamiast nich łacina, greka i hebrajski!”.
Zwolennicy pomysłu zaznaczali, że to „może być z korzyścią dla Francji”. W tej chwili znajomość arabskiego ogranicza się w większości do jednej grupy społecznej. Upowszechnienie tego języka w szkołach, tak by wszystkie dzieci nim mówiły, może pomóc w likwidowaniu różnic między większością i mniejszością. Co więcej, taka znajomość zwiększa szanse na polityczną kontrolę środowiska. Podkreślano, że 300 milionów ludzi na świecie i kilka milionów we Francji mówi po arabsku.
Urodzona w Maroku Najat Vallaud-Belkacem, która obywatelstwo francuskie dostała w 1995 roku, z oburzeniem reagowała na słowa krytyki, odpowiadając, że arabski jest szóstym oficjalnym językiem ONZ i czwartym na świecie. Wbrew zapowiedziom pani minister, że w początkowym stadium eksperyment „arabski” będzie wprowadzany w tysiącu szkół, swojego sceptycyzmu nie kryje Wysoka Rada do spraw Integracji. Oceniono, że podręcznik do arabskiego może stać się czymś w rodzaju „islamskiego katechizmu”. Jako przykład podawano książkę do nauki języka tureckiego opracowaną przez ministerstwo edukacji w Ankarze, w której dobitnie podkreślono „kluczowe znaczenie Proroka Mahometa dla ludzkości”. Co więcej, taki krok, zdaniem Rady, przyczyni się do pogłębienia podziałów na tle obyczajowym.
Kilka dni temu w Reims młoda dziewczyna w spodniach i staniku od kostiumu kąpielowego opalała się w parku. Podeszło do niej kilka nastoletnich muzułmanek z zakrytymi głowami i ją pobiło. Teraz trwa ramadan. Muzułmanka przestrzegająca postu, z chustą okręconą dookoła tak, że tylko było widać twarz, sprzedawała w barze alkohol. Weszło kilku krzepkich Arabów i ją dotkliwie poturbowało. Różnice językowe nie ograniczają się tylko do zasad lingwistycznych. Ucząc się języka obcego, przyswajamy sobie także zawarte w nim wartości i elementy kultury.
Na podst.: La Croix, Valeur Actuelles
No panowie. Co tu się odpierdala, to ja nawet nie wiem...