Problem eutanazji dotyczy przesuwania granic. Fajnie opisał to Eco w "Zapiskach na pudełku od zapałek." To tak jak z dietą - możesz zjeść 300 g kurczaka, nie dlatego, że od 310 super przytyjesz, ale dlatego, że od 310 jest już bliżej do 320...
Jeśli zgodzimy się na eutanazję, za kilka lat możemy spotkać się z propozycją UTYLIZACJI ludzi powyżej 70 roku życia. Bo przecież starość nie radość, po co się mają męczyć na tym łez padole. Pomyślcie ilu osobom i instytucjom, zwłaszcza państwowym, byłoby to na rękę. A skoro już ulżeć w cierpieniu, to czemu nie niepełnosprawnym...i tak dalej.
Takie granice zbyt łatwo przesunąć, nawet jeśli rozwlekłoby się to w czasie.
Poza tym, zbyt łatwo manipulować faktami odnośnie czyjejś "woli śmierci". Osoba, która się męczy, ciężko chora mało kiedy pozostaje w pełnej kondycji psychicznej. W wielu przypadkach będzie chodzić o tych, zostających przy życiu - o majątki w spadkach, o utrapienie opieki nad chorym, o koszty leczenia, o "zobowiązania moralnie" - w wielu przypadkach eutanazja jest na rękę właśnie im, a osobę, która się męczy, nietrudno jest przekonać, że chce ze sobą skończyć.