Tekst z Zone Europa, stacji na której oglądałem ten film.
Grindhouse: Planet Terror to druga część projektu Tarantino i Rodrigueza, który w założeniu ma być hołdem oddanym kinu klasy B i tanim produkcjom wyświetlanym w kinach samochodowych lat 60. i 70. Robert Rodriguez znakomicie odnajduje się w takiej stylistyce, wszak ma na swoim koncie takie obrazy jak "Od zmierzchu do świtu" czy "Desperado", filmy, które otwarcie bawią się kliszami kina rozrywkowego.
Jesteśmy w stanie Teksas. Na małe miasteczko spada mrożąca krew w żyłach zaraza. W pobliskiej bazie wojskowej wskutek tajemniczych eksperymentów dochodzi do niekontrolowanego wycieku gazu. Nad miasteczkiem pojawia się złowroga chmura, która okaże się śmiertelnym zagrożeniem. Gaz zamienia mieszkańców w krwiożercze zombie, które atakują zdrową resztę społeczności. William i Dakota, małżeństwo lekarzy, stara się opanować epidemię, lecz zarażonych przybywa w zastraszającym tempie. Dochodzi do brutalnych morderstw, a ocaleni muszą walczyć o przetrwanie. Grupa ludzi pod przywództwem szeryfa Hague’a, striptizerki Cherry Darling i jej „byłego”, mechanika Wraya, próbuje wydostać się z oblężonego miasta.
Film Rodrigueza kpi sobie z wszelkich reguł gatunkowych i przyzwyczajeń widza. Posługując się kliszami (horror, gore, thriller, melodramat) doprowadza je do granic absurdu, bawiąc się przekraczaniem granic – również dobrego smaku. Przez ekran paradują hordy zombie, które sieją prawdziwe spustoszenie. Leją się hektolitry krwi, co chwila ktoś ginie pozbawiony głowy lub wnętrzności. Fabuła (momentami absurdalna i całkowicie nielogiczna) jest tylko przyczynkiem do ekranowej „jazdy” twórców. Eksponowanie przemocy, brutalności może nie przypaść do gustu wszystkim, lecz trzeba zdawać sobie sprawę z przyjętej przez Rodrigueza konwencji. Reżyser parafrazuje klasykę B-movies i nietrudno odnaleźć odniesienia do "Martwego zła", "Nocy żywych trupów" czy "Inwazji porywaczy ciał". Całość ma charakter pastiszowej, brutalnej w formie zabawy, korzystającej z całego wachlarza filmowych toposów. Postacie są wyraziste, akcja toczy się w szalonym tempie, a brak umiaru w epatowaniu przemocą staje się swoistą strategią. Na uwagę zasługuje znakomicie dobrana przez samego reżysera muzyka, a także udział gwiazd w rolach epizodycznych (Bruce Willis, Quentin Tarantino). Propozycja dla miłośników talentu Rodrigueza oraz widzów szukających w kinie ekstremalnych wrażeń (z obowiązkowym przymrużeniem oka).
Najbliższa emisja 10 października 23:45 na kanale Zone Europa
Jeśli jesteś prawdziwym sadystą, ten film jest właśnie dla ciebie.
Nie wgrywam części zdjęć aby nie spoilerować.
Grindhouse: Planet Terror to druga część projektu Tarantino i Rodrigueza, który w założeniu ma być hołdem oddanym kinu klasy B i tanim produkcjom wyświetlanym w kinach samochodowych lat 60. i 70. Robert Rodriguez znakomicie odnajduje się w takiej stylistyce, wszak ma na swoim koncie takie obrazy jak "Od zmierzchu do świtu" czy "Desperado", filmy, które otwarcie bawią się kliszami kina rozrywkowego.
Jesteśmy w stanie Teksas. Na małe miasteczko spada mrożąca krew w żyłach zaraza. W pobliskiej bazie wojskowej wskutek tajemniczych eksperymentów dochodzi do niekontrolowanego wycieku gazu. Nad miasteczkiem pojawia się złowroga chmura, która okaże się śmiertelnym zagrożeniem. Gaz zamienia mieszkańców w krwiożercze zombie, które atakują zdrową resztę społeczności. William i Dakota, małżeństwo lekarzy, stara się opanować epidemię, lecz zarażonych przybywa w zastraszającym tempie. Dochodzi do brutalnych morderstw, a ocaleni muszą walczyć o przetrwanie. Grupa ludzi pod przywództwem szeryfa Hague’a, striptizerki Cherry Darling i jej „byłego”, mechanika Wraya, próbuje wydostać się z oblężonego miasta.
Film Rodrigueza kpi sobie z wszelkich reguł gatunkowych i przyzwyczajeń widza. Posługując się kliszami (horror, gore, thriller, melodramat) doprowadza je do granic absurdu, bawiąc się przekraczaniem granic – również dobrego smaku. Przez ekran paradują hordy zombie, które sieją prawdziwe spustoszenie. Leją się hektolitry krwi, co chwila ktoś ginie pozbawiony głowy lub wnętrzności. Fabuła (momentami absurdalna i całkowicie nielogiczna) jest tylko przyczynkiem do ekranowej „jazdy” twórców. Eksponowanie przemocy, brutalności może nie przypaść do gustu wszystkim, lecz trzeba zdawać sobie sprawę z przyjętej przez Rodrigueza konwencji. Reżyser parafrazuje klasykę B-movies i nietrudno odnaleźć odniesienia do "Martwego zła", "Nocy żywych trupów" czy "Inwazji porywaczy ciał". Całość ma charakter pastiszowej, brutalnej w formie zabawy, korzystającej z całego wachlarza filmowych toposów. Postacie są wyraziste, akcja toczy się w szalonym tempie, a brak umiaru w epatowaniu przemocą staje się swoistą strategią. Na uwagę zasługuje znakomicie dobrana przez samego reżysera muzyka, a także udział gwiazd w rolach epizodycznych (Bruce Willis, Quentin Tarantino). Propozycja dla miłośników talentu Rodrigueza oraz widzów szukających w kinie ekstremalnych wrażeń (z obowiązkowym przymrużeniem oka).
Najbliższa emisja 10 października 23:45 na kanale Zone Europa
Jeśli jesteś prawdziwym sadystą, ten film jest właśnie dla ciebie.
Nie wgrywam części zdjęć aby nie spoilerować.