Mam kolegę z którym chodziłem do podstawówki i potem do gimbazy.
Koleś, jak koleś, miał chrzest, komunię i bierzmowanie. Poszliśmy do różnych liceów, w 2giej klasie, miał komisa i modlił się do boga o zdanie. Niestety widocznie bóg był zajęty i kolega zajebał replaya. Stojąc na przystanku w dużym mieście, zobaczył 2 starsze panie, właśnie z jahwe. Jak sam mi opowiadał : "a chuj podbije do nich i zagadam, pewnie i tak jakimiś śmieciami sypią" i tak poopowiadały mu różne rzeczy i koleś poszedł na spotkanie do "królestwa" w moim mieście.
Niedawno ustawiłem się z 2 kumplami (w tym właśnie z nim) na piwko. Gadka, szmatka i co tam u was i takie tam.
Po kilku piwach, kolega się rozkręcił : A wiecie że jahwe to ? a że tamto ? Ja mówię no fajnie, ale pogadajmy o czymś bardziej przyziemnym. A gdzie tam ni chuja ! co wchodziliśmy z kumplem na jakieś inne tematy, to ten znajdował opcje żeby wkręcić tam jahwe. W końcu się wkurwiłem, i mówię, dobra, kurwa, skończ już pierdolić. A ten nawet uwagi nie zwrócił.
Więc postanowiłem go olewać. A ten wskoczył na drugiego kumpla ( który w nic nie wierzy) i dyskusja. Potem dyskusja przerodziła się w regularną bitwę, jahwe spokojnie napierdala o swoim bogu, drugi kumpel drze na niego ryja i mówi że jest pojebany, ja próbuję uspokoić niewierzącego - ale gdzie tam. Prawie się napierdalali...
Resumując: jehowi wytrenowani są tak, żeby znaleźć, zawsze, na wszystko odpowiedź. Jak już kumpel nie wiedział jak odpowiedzieć na pytanie, bronił się : "ja pójdę do królestwa i zapytam, potem Ci powiem."
Stwierdzam że każda religia to zło.
Dziękuję za uwagę.