18+
Ta strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich.
Zapamiętaj mój wybór i zastosuj na pozostałych stronach
Główna Poczekalnia (4) Soft (1) Dodaj Obrazki Filmy Dowcipy Popularne Forum Szukaj Ranking
Zarejestruj się Zaloguj się
📌 Wojna na Ukrainie (tylko materiały z opisem) - ostatnia aktualizacja: Wczoraj 23:40
📌 Konflikt izrealsko-arabski (tylko materiały z opisem) - ostatnia aktualizacja: 2024-07-27, 23:13

#bilety

Historyjka
R................i • 2017-01-12, 13:56
Powinienem zdecydowanie więcej uwagi zwracać na otoczenie. Ostatnio kupiłem okazyjnie bilety na koncert Davida Bowie dla siebie i syna. Dopiero wracając do domu przypomniałem sobie, że on od roku nie żyje. Co więcej, żona powiedziała mi, że David Bowie też już nie żyje.
Najlepszy komentarz (88 piw)
KillerLaugh • 2017-01-12, 15:29
@up. Wyluzuj. Nie są twoje
Bilety
R................i • 2016-06-03, 10:51
Miałem 2 bilety na koncert Dawida Kwiatkowskiego na przednim siedzeniu auta.

Jakiś chuj wybił mi szybę i zostawił jeszcze 4.
Najlepszy komentarz (78 piw)
ibox1 • 2016-06-03, 12:09
@up
jeden dla niego drugi dla jego chłopaka
Specjalne bilety dla gejów. W warszawskim teatrze utrzymywanym z pieniędzy podatników

Dyrektor Teatru Powszechnego im. Zygunta Hubnera w Warszawie Paweł Łysak zasłynął przed dwoma laty pomysłem zwolnienia aktorów (w tym wybitnych) tylko dlatego, że ukończyli sześćdziesiąt lat. Teraz promuje homolobby. W Walentynki "pary jednopłciowe" będą mogły liczyć na specjalny bilet, a obsługa techniczna (kasjerzy itd.) będą musieli w najbliższym czasie przejść "warsztaty antydyskryminacyjne". Jak widać w mieście Hanny Gronkiewicz-Waltz coś musi wypełnić lukę po "Tęczy" z pl. Zbawiciela. Skutecznie robi to dotowany z naszych pieniędzy teatr.

Zachwytu nie kryją lewackie media i "Gazeta Wyborcza". Polityka prezydent Warszawy Hanny Gronkiewicz-Waltz idzie w pełni z duchem ideologii postępu i tolerancji, które mają wyprzeć ze stolicy Polski resztki tradycyjnych wartości.

Paweł Łysak dyrektorem teatru, dostającego roczną dotację w wysokości ponad 7 mln zł, został w roku 2014. Pierwsze, czym zasłynął, to pomysł zwolnienia z etatów aktorów, którzy ukończyli 60 lat. W tym tak wybitnych i lubianych przez widzów jak Kazimierz Kaczor czy Franciszek Pieczka. Teraz dyrekcja placówki postanowiła zaznaczyć swój "jedynie słuszny" pion ideologiczny.

W Walentynki wprowadzony zostanie "bilet dla dwóch". Jak przyznaje na swoich stronach instytucja, jest on skierowany do par jednopłciowych (tłumacząc na polski: dla gejów i lesbijek - red.).

Na tym nie koniec:

Teatr Powszechny chce być miejscem przyjaznym dla wszystkich widzów. Dlatego w najbliższym czasie Obsługa widowni weźmie udział w warsztatach antydyskryminacyjnych, które mają na celu uwrażliwienie na mechanizmy tworzenia się stereotypów, mowy nienawiści i przemocy wobec mniejszości nie tylko seksualnych, ale także narodowych i religijnych

Przyjaźń dla wszystkich byłaby oczywiście wskazana. Szkoda, że w Warszawie wyraża się ona obraźliwym dla katolików stawianiem tęczy u wrót kościoła, bez liczenia się ze zdaniem wiernych

jak komuś się "Tęcza" nie podoba, niech nie chodzi na pl. Zbawiciela

- mówiła przed dwoma laty prezydent Gronkiewicz-Waltz.

źródło: niezależna pl
10 lat planowania, 80 godzin podróży i dowód na to, że nawet polskie koleje mają swoich wiernych fanów. Korzystając tylko z połączeń TLK Przemek, Michał i Sylwia w długi weekend objechali Polskę ze średnią prędkością 32 km/h.


Trasa wycieczki
Tak pisali o swojej wyprawie:

"Jesteśmy trójką śmiałków gotowych zmierzyć się z mrozem, nudą i polskimi torami. Plan jest prosty: ładujemy śpiwory, prowiant i drewno opałowe do pociągu i jedziemy zgodnie z ruchem wskazówek zegara po Polsce" - tak swoją wyprawę zapowiadała trójka podróżników: 39-letni Przemek Trubalski, 32-letni Michał Walkowiak i 31-letnia Sylwia Zbroch.

Być jak Fileas Fogg

Pomysł podróży narodził się wiele lat temu, po lekturze "Niezwykłych podróży" Juliusza Verne’a. Zamiast świat w 80 dni, postanowili okrążyć Polskę w 80 godzin.

– Na podróż czekaliśmy 10 lat. Do tej pory każdy długi weekend, który mieliśmy wolny, okazywał się być majowy. Było nam szkoda tak ładnej pogody na taką podróż – nie ukrywa Przemek Trubalski, jeden z członków wyprawy.

Kolejowa eskapada rozpoczęła się więc w piątek, 3 stycznia. W Poznaniu. W poniedziałek trójka przyjaciół ponownie zameldowała się w stolicy Wielkopolski. Licząca dokładnie 2105 km podróż zajęła im 65 godzin i 7 minut. Cel został więc osiągnięty i to ze znacznym zapasem, a Trzech Króli przyjaciele świętowali już poza pociągiem.
Na Zachodzie bez połączeń

Trasa ominęła jedynie zachód Polski. Wycieczkowicze z Poznania wyruszyli do Szczecina, a w drodze powrotnej z Opola pojechali prosto do Poznania. - Zabrakło tam połączeń, a liczyła się przecież każda godzina - tłumaczy Przemek.

Motywacja, by zmieścić się w 80 godzinach była podwójna. Poza własnym postanowieniem, tylko do poniedziałku obowiązywał "bilet podróżnika", który umożliwiał amatorom polskiej kolei podróż dowolną ilością pociągów TLK w czasie weekendu.

Minuta na przesiadkę, 40km/h

Jeszcze na etapie planowania trasy podróżnicy przekonali się że będą musieli rozwiązać kilka problemów.

Jedną z przeszkód był właśnie brak połączeń kolejowych z zachodem Polski. Ciężko było im też zgrać niektóre przesiadki. Pierwszym przystankiem miał być Szczecin Główny. Zgodnie z rozkładem na zmianę pociągu podróżnicy mieliby jednak tylko minutę!

Aby uniknąć ryzyka zaczęli więc szukać innego rozwiązania. - Udało się znaleźć pociąg odjeżdżający ze stacji Szczecin Dąbie, który zahacza o Gdańsk - wyjaśnia Przemek.

Tam trójka podróżników miała 4 godziny na zwiedzanie miasta. Z Gdańska trasa prowadziła przez Białystok i Warszawę. Na nocleg mogli pozwolić sobie dopiero w niedzielę, w Rzeszowie. - Niestety jeszcze przed godz. 7:00 trzeba było wyruszyć w dalszą podróż - śmieje się Przemek.

Deszcz, słońce i zimowe upały

Pogoda w trakcie ich wyprawy była zmienna i kapryśna. Poznań pożegnał podróżników lekkim śniegiem, za to w Gdańsku czekało na nich słońce i bezchmurne niebo. W Warszawie termometry wskazywały 9 stopni, ale po drodze zmył ich deszcz. Rzeszów był pochmurny, natomiast kolejny przystanek należał, jak mówią, do najprzyjemniejszych – w Opolu było aż 15 stopni.

Równie zmienny jak pogoda był stan pociągów.

- Najlepsze kursowały na odcinku Przemyśl – Szczecin, ale zdarzały się też te mniej komfortowe, niezbyt czyste i mocno wysłużone. W przedziałach było bardzo gorąco, a pokrętła były tylko dla ozdoby, temperatury nie dało się obniżyć. Gniazdka były, ale brakowało w nich prądu, co utrudniało zwłaszcza dodawanie postów na fanpage'u naszej wyprawy – podsumowuje Przemek.

Czas na 20 000 mil?

W czasie jazdy pociągiem cała trójka nadrobiła wszystkie książkowe zaległości z ostatnich kilku miesięcy. Sporo czasu przyjaciele poświęcili także na rozmowy z pasażerami.

Teraz odpoczywają w domowym zaciszu i zbierają siły na powrót do rzeczywistości, ale nie zapominają o planowaniu kolejnych wypraw. – Może to będzie początek cyklu podróży śladami Juliusza Verne'a? – zastanawia się Przemek.

źródło: strona ulubionej stacji telewizyjnej każdego sadola tvn24.pl
Najlepszy komentarz (21 piw)
KoniecZartow • 2014-01-08, 10:58
Myślałem, że TLK Przemek to jakaś nowa konkurencja dla InterCity.
Darmowe MPK
rafik311 • 2013-05-27, 20:57
Słowem wstępu. Tekst jest obszerny ale ma pewne przesłanie. Jednym słowem opłaca się czytać.

Któregoś wieczoru, przeszło tydzień temu kładłem się grubo po północy. Najdroższa już spała. Musiało ją obudzić zimno gdy owijałem się w kokon z kołdry.
- Oddawaj kołdrę. Czemu tak późno, gdzie byłeś?
- Telewizję oglądałem. Wiedziałaś że "Dziewczyny do wzięcia" to film obyczajowy?
- Oczywiście, a myślałeś, że jaki?
- Nieważne. A później na jakimś programie mówili, że jak oddam jeszcze dwa litry krwi to będą mógł jeździć MPK za darmo.
- Gdzie?
- W telewizji.
- Gdzie będziesz mógł jeździć za darmo?
- Gdzie będę chciał! Po oddaniu dwudziestu litrów można jeździć za darmo wszędzie.
- A do Norwegii?
- Wszędzie, gdzie jeździ MPK. Do Norwegii nie. Po co miałbym jechać do Norwegii?
- A bo śniło mi się, że jesteśmy w Norwegii - i zasnęła.
Zgasiłem światło, postanowiłem sobie, że chcę jeździć za darmo, rano pójdę oddać krew, jak co wieczór chwilę się pozastanawiałem co bym zrobił i komu gdybym gdzieś wygrał milion dolarów, po czym też zasnąłem. Jak zawsze śniły mi się jakieś bzdury.

Rano wieczorno-nocne postanowienie postanowiłem przekuć w czyn. Znalazłem legitymację HDK, spisałem oddaną krew, na kalkulatorze najdroższej podliczyłem, że mam oddane przeszło pięć tysięcy litrów, najdroższa pokazała mi jak przestawić radiany na liczby dziesiętne, policzyłem jeszcze raz. Wszystko się zgadza. Osiemnaście litrów. Brakuje dwóch i zacznę spędzać dnie i noce w komunikacji publicznej. Za darmo. Za moją krwawicę. Nikt mnie nie wypędzi z autobusu. Ha.
- Ale kochanie, przecież ty jeździsz samochodem - powiedziała luba wertując sfatygowaną książeczkę - po kiego ci te autobusy?
- Bo mogę! Całe życie kupowałem bilet, albo robiłem minę jakbym kupił. A teraz będę jeździł darmo. Ot co! Odbiję sobie.
- A jak tam chcesz, a czemu przestałeś oddawać? - zapytała patrząc na ostatni wpis.
- Lekarz mnie wpienił.

Tu należy się wyjaśnienie. Podczas oddawania krwi dawcę MUSI zbadać lekarz. Przepis taki. A w ślicznej wsi, w której mieszkałem szef punktu krwiodawstwa siedział jednocześnie na stuosiemdziesięciu etatach i badać jakiśtam frajerskich dawców mu się nie chciało. Zostawiał pieczątkę pielęgniarce i ona przed pobraniem wbijała w kartę "Dawca Zbadany, Zdrowy Jak Koń" lub coś podobnego. W życiu gościa na oczy nie widziałem, więc za n-tym razem upomniałem się o badanie. Pielęgniarka poszła badacza obudzić. Przyszedł, wziął kartę i zauważył, że piętnaście lat wcześniej miałem wypadek, bo miałem. Nie ma znaczenia, że każdy jeden gram krwi oddałem PO wypadku, i że on się pod tymi pobraniami podpisywał. Skoro się miotam i chcę badania to proszę, niech mnie zbada ortopeda. Wbił w kartę "Dawca Nie Halo, Niech go Zbada Ortopeda" czy coś podobnego i poszedł dalej spać.
Wtedy uznałem, że z nas dwóch to ja tutaj robię komuś łaskę, niech mnie ta całą instytucja pocałuje w dupę. I krew na kilka lat przestałem oddawać. Do momentu nocnego oświecenia programem z MPK w roli głównej.

Opowiedziałem historię ukochanej, pokiwała głową, zrobiła smutną miną w momentach, w których należało robić smutne miny, ucieszyła się nawróceniem na znowuoddawanie i poszła połazić z psem.
A ja pojechałem oddać krew. Samochodem pojechałem, ale to jeden z ostatnich razy najdroższa komunikacjo miejska. Ha.

Oddanie krwi to prosta procedura. Szatnia, do rejestracji, dowód, legitymacja HDK, tu musiałem podać nowe dane kontaktowe. Potem próbka krwi, w poczekalni poczekujemy na wynik, z nim na badanie lekarskie czyli punkt, który był omijany przez Stację Krwiodawstwa w Kamieniu Pomorskim (a tak, i kij ci w oko doktorze jakiśtam), następnie wywiad: żółtaczka? inne choroby? a co tam ostatnio? przypadkowe byzkanko hetero? a homo? a wbrew woli? jakieś narkotyki? tatuaże? coś pan sobie ostatnio uciął? wszystko u pana wporzo? Standard.
Po wywiadzie lądujemy w maszynerii, takie łóżko, coś jak żona bo wypija krew, dość wygodne, czyli nie jak żona. Na wkłucia patrzeć nie lubię, nie boli, trochę szczypie, można się odwrócić i tak zawsze robię. Telewizor leci lub nie leci, pielęgniarki miłe, można pobajerzyć, poza tym niewiele się dzieje, pobieranie też nie boli, maszyneria szumi jak popsute webasto w mercedesie, czasem zapika jak mikrofalówka, no pełen relaks.
Po skończeniu pielęgniarka odpina, dziękuje, tu palcem przytrzymać wacik, nie, lepiej nie lizać, ha, ha, tu proszę pana kwitung i z kwitungiem idziemy do poczekalni na leżankę.
Leżanka jest od tego, żeby zaraz po oddaniu krwi nie wstać i nie rąbnąć pyskiem o ziemię, straciliśmy ponad pół litra krwi, różnie organizm reaguje. Nieobowiązkowe, jednak można chwilę ochłonąć przy prasie. Prasa jest konkretna i dla facetów. Żadnych Viv, Pań Domu i Tu Wstaw Dowolną Liczbę Łap.
Odpoczęliśmy, kwitung zanosimy do stołówki, należy nam się śniadanie i czekolady. Mi się należało osiem, czadowo, bo czekoladę uwielbiam.
Zjedliśmy, idziemy po zaświadczenie do pracy jeśli potrzeba, należy nam się dzień wolny. Potem szatnia i won do domu wypoczywać i obżerać się czekoladą.
Całość trwa godzinę, może mniej.

To było przeszło tydzień temu.
A w zeszłym tygodniu dostałem pismo ze Stacji Krwiodawstwa w Łodzi, że w związku z moim oddaniem krwi mam się natychmiast z nimi skontaktować.
Pierwsza myśl, wiadomo. Choroba weneryczna. Może tylko kiła, ale co jeśli AIDS? Wyrok. Umieram. Kurwa, kurwa mać.
Na piśmie jest numer telefonu, dzwonię.
- Stacja sracja, słucham.
- Nazywam się i10 i właśnie dostałem od was pismo..
- Sekunda, sprawdzę, A tak, wiem.
Co ona wie?!
- To o co chodzi?
- Nie mogę panu powiedzieć, nie udzielamy takich informacji przez telefon. Proszę koniecznie przyjechać.
Koniecznie? Cholera.
- Do której pracujecie? - nie tracę czasu na przekomarzanie się co mi przez telefon powie, a czego nie.
- Do piątej trzydzieści.
- Zaraz będę.
Wsiadłem w samochód, przeleciałem przez miasto jak wariat. Czerwone, zielone, bez znaczenia. Co mi tam, i tak już nie żyję. Która mnie zaraziła? Dwa lata, nie ogarnę, zresztą nieważne, kurczę gdyby tak cofnąć czas, zero seksu, no kompletne zero, słowo honoru, zostałbym mnichem. Mnichem onanistą. Czy można modlić się o chorobę weneryczną? Można. Boże spraw, żebym miał kiłę!
Dojechałem na miejsce, podchodzę do rejestracji.
- Nazywam się i10, przed chwilą dzwoniłem, tu jest pismo. O CO CHODZI?
- Lekarz musi z panem porozmawiać. Już mu mówiłam, że pan jedzie. Proszę usiąść i poczekać.

Usiadłem, i zrezygnowałem. Skoro lekarz wie, że jadę, wszyscy o mnie wiedzą, to o co chodzi? No AIDS. Chuj, nie ma ratunku. Będę jak Freddie i Matka Teresa. Ona miała AIDS, czy go leczyła? Nieważne.
I jeszcze jak ostatni debil z adidasem przylazłem oddawać krew, co za wielki, wielki obciach.
- Pan i10? Proszę ze mną do gabinetu - powiedział pan doktor. Zaraz przekaże mi wyrok. Szkoda, wygląda na sympatycznego.
Weszliśmy do gabinetu, usiadłem, on usiadł, rozłożył sobie papierologię.
- Musieliśmy zniszczyć pańską krew - powiedział.
No wcale się kurwa nie dziwię.
- Panu nie wolno oddawać krwi.
Wiem. Aż tak głupi nie jestem. Oby się nie rozbeczeć.
- Najpierw musi pana zbadać ortopeda.
- Co?
Podniósł jakiś papier.
- Ostatnio oddawał pan krew w Kamieniu Pomorskim, ściągnęliśmy pana kartę i na niej jest wpisane, że musi pan się przebadać ortopedycznie.
Powiedziałem:
- Chrzańcie się - wstałem i wyszedłem.
Będę żył, nie mam AIDS, zniszczyli moją krew. Tak powiedział. Zniszczyli, choć wiedzieli, że nic jej nie było, tej krwi, była spoko luzik. Dar życia, mać.
No i jestem zdrów jak ryba.

Zatem nigdy już nie oddam krwi. Co prawda nie będę jeździł za darmo MPK, ale pieprzyć to. I tak nie jeżdżą do Norwegii.
Najlepszy komentarz (54 piw)
Miziou • 2013-05-27, 21:14
@up

A mnie to wali - nie wchodzę na joemonstera, bo mnie nie bawi - czyli fajnie, że jak ktoś się przekopie przez tony gówna tam, znajdzie coś zabawnego i to wklei tu.

Poza tym - ctrl+c -> ctrl+v? Serio? A ile procent tu jest własnym materiałem? No bez jaj...

Tekst sprawnie napisany i, jak dla mnie, zabawny. Dzięki i piwko.
Zabawmy się kontrolerze biletów hihihhihih

Najlepszy komentarz (22 piw)
ragzezonator • 2013-05-21, 8:41
Ceryni napisał/a:

Zjebane, połowa kontrolerów to ludzie wykonujący po prostu swoją pracę. Chyba, że chodzi o jakiegoś kontrolera, któremu ta odrobinka władzy uderzyła do głowy. To chuj mu w dupe.



jaka władza ?
Bilety na koncert
erni_ • 2013-02-05, 21:07
i jedyna słuszna rzecz jaką można z nimi zrobić
Najlepszy komentarz (99 piw)
raper900 • 2013-02-05, 21:40
Jakbyście o nim tyle nie rozpowiadali to do dzisiaj nie wiedziałbym kto to jest.