#cierpienie
Zrzutka na serwery i rozwój serwisu
Witaj użytkowniku sadistic.pl,Od czasu naszej pierwszej zrzutki minęło już ponad 7 miesięcy i środki, które na niej pozyskaliśmy wykorzystaliśmy na wymianę i utrzymanie serwerów. Niestety sytaucja związana z niewystarczającą ilością reklam do pokrycia kosztów działania serwisu nie uległa poprawie i w tej chwili możemy się utrzymać przy życiu wyłącznie z wpłat użytkowników.
Zachęcamy zatem do wparcia nas w postaci zrzutki - jednorazowo lub cyklicznie. Zarejestrowani użytkownicy strony mogą również wsprzeć nas kupując usługę Premium (więcej informacji).
Wesprzyj serwis poprzez Zrzutkę już wpłaciłem / nie jestem zainteresowany
Ubój – zabijanie zwierząt rzeźnych przez wykrwawienie w sposób uregulowany przepisami prawa. Można wyróżnić: ubój przemysłowy, dokonywany w rzeźniach; ubój gospodarczy, dokonywany przez hodowcę w celu pozyskania mięsa na potrzeby własne lub jego sprzedaż; ubój rytualny (szechita, halal) dokonywany zgodnie z przepisami niektórych religii. W niektórych krajach zabroniony ze względu na zakaz sprawiania zwierzętom cierpienia.
W Polsce sytuacja prawna uboju rytualnego jest skomplikowana. Ustawa o ochronie zwierząt z 1997 roku nakazuje ogłuszanie wszystkich zwierząt poddawanych ubojowi, jednak w 2004 roku minister rolnictwa dopuścił ubój rytualny rozporządzeniem, wbrew ustawie. § 8 ust. 2 tego rozporządzenia został uznany przez Trybunał Konstytucyjny za niezgodny z art. 34 ust. 1 i 6 ustawy o ochronie zwierząt, a przez to z art. 92 Konstytucji.
10 grudnia 2014 roku TK uchylił wyrokiem zakaz dokonywania uboju rytualnego. Zakaz ten zdaniem Trybunału naruszał wolność religii i sumienia wyrażoną w art. 53 Konstytucji.
Serdecznie wam dziękuję w imieniu moim i mojej rodziny . To niesamowite, że na zmianę mojego życia wystarczyło wam niecałe 30 godzin . Nie spodziewałem się takiego odzewu. Dzięki wam jeszcze w tym roku będę mógł zajebać kloca prosto do własmego kibla, po prawie 8 letniej przerwie.
Chciałbym podziękować każdemu z osobna, ale to niemożliwe.
Serio nie spodziewałem się, że tak wielu dobrych ludzi na tym zwyrodnionym czarnym portalu.
Najwyraźniej można być i dobrym i pojebanym
Brawo Panowie i Panie!
Odnośnie tematu Tetraplegia - paraliż czterokończynowy / materiał własny
sadistic.pl/tetraplegia-paraliz-czterokonczynowy-material-wlasny-vt534104.htm
PS. Mam nadzieję że po przeczytaniu tego tematu chociaż jedna osoba uniknie mojego losu, a wiele innych zacznie doceniać to co ma, aby czerpać z życia jak najwięcej radości .
nie bede zyczyl Ci zdrowia bo moglo by to miec odwrotny wydzwiek do zamierzonego...
ja tak mam; jak komuś życzę śmierci to on żyje i żyje....
Siema sadole!
Dzisiaj opowiem wam o paraliżu. Na początek co to jest tetraplegia, a potem o moim przypadku i skróconej historii, która i tak jest dość długa, a na samym końcu, jak moje życie wygląda teraz. Jeśli komuś nie chce się czytać wszystkiego to może przejść do podsumowania pobytu w szpitalu i niech czyta do końca.
Wiki
Tetraplegia (z gr. tetra – cztery, plege – cios, rana) – paraliż czterokończynowy. Powstaje na skutek uszkodzenia rdzenia kręgowego w odcinku szyjnym. Rokowania co do poprawy neurologicznej są praktycznie zerowe. Jak do tej pory, poza eksperymentami na zwierzętach, które dały pozytywne wyniki, nie ma możliwości odtworzenia połączeń nerwowych w tymże odcinku. Rehabilitacja polega jedynie na wykonywaniu ćwiczeń biernych, czyli z obecnością rehabilitanta, które polegają na rozruszaniu zarówno kończyn górnych, jak i dolnych. Jedynym ćwiczeniem możliwym do wykonania samodzielnego jest ćwiczenie oddechowe, które usprawnia układ oddechowy, zwiększa wydolność płuc, co pozwala na łatwiejsze oddychanie. Dodatkowym atutem może być zmniejszenie ryzyka infekcji dróg oddechowych, jak na przykład zapalenie płuc.
A poniżej moje zdjęcie z rezonansu po złamaniu kręgosłupa.
Na początek napiszę, że 5 albo 6 lat temu zrobiłem bardzo osobisty materiał na ten temat na sadolu w dziale "hard", który cieszył się ogromnym zainteresowaniem. Niestety jakiś czas później wyjebało serwery i mój materiał zaginął , a szkoda bo pomimo wielu rzeczy które bym w nim zmienił, byłem z niego zadowolony. Na pewno jest tu sporo osób, które mogą go kojarzyć. Ten materiał będzie trochę mniej drastyczny niż poprzedni, bo chcę, żeby tym razem trafił na główną, dlatego nie wrzucę tutaj zdjęć, które mogłyby klasyfikować go do działu hard . Na sadolu jestem jakoś od 2010r.
Skok i podróż do szpitala.
Mam 31 lat, a w 2013 roku, w wieku 23 lat zajebałem dzbana na płytką wodę i zostałem sparaliżowany . Zwichnięcie kręgu szyjnego na poziomie C4/C5 z całkowitym zmiażdżeniem rdzenia kręgowego, ostra niewydolność oddechowa.
Zdjęcie wykonane 2 miesiące przed skokiem.
Było pięknie, sobota - idealna pogoda nad jezioro. Wieczór wcześniej - w piątek, znajoma miała wolną chatę, więc trochę poimprezowaliśmy ze znajomymi . Na drugi dzień wstaliśmy, z kacem jak cholera, więc ruszyłem do Biedry po czteropaka na kaca. Już po pierwszym piwku ktoś z nas wpadł na pomysł żeby pojechać nad jezioro . Świetny pomysł, pogoda idealna. Przed wyjazdem poszliśmy do najbliższego komisariatu, żeby przebadać naszego kierowcę alkomatem . Test nic nie wykazał, więc pojechaliśmy i godzinę później byliśmy już nad jeziorem.
Wchodzimy na plażę, a tam tłumy. Nad tym jeziorem miałem swoją ulubioną miejscówkę na końcu długiego pomostu, gdzie jest głęboko i bez obaw mogłem skakać tam na główkę. Niestety tamtego dnia w tym miejscu było dużo ludzi i moi znajomi stwierdzili, że rozłożymy się na początku pomostu gdzie głębokość wody sięga 1 m. Nalegałem żeby pójść dalej, ale nikt inny nie chciał tam iść. Po jakimś czasie opalania trochę mi się przysnęło, a kiedy się obudziłem po prostu wstałem i bez namysłu skoczyłem na główkę żeby się ochłodzić, z przyzwyczajenia myśląc, że jestem w miejscu gdzie zwykle się rozkładam i jest głęboko. Pamiętam, że jeszcze w locie dotarło do mnie co właśnie robię, ale było już za późno i uderzyłem głową o dno .
Nagle, w jednym momencie całkowicie straciłem czucie i nie mogłem się ruszyć. Twarz miałem skierowaną w stronę dna i nie mogłem oddychać. Wiedziałem, że obok są dwie koleżanki, więc czekałem, aż któraś zobaczy, że się nie ruszam. Po chwili jedna z nich podniosła moją głowę, a ja szybko zacząłem łapać powietrze do płuc. Kiedy zobaczyła że jestem przytomny i oddycham, puściła mnie z powrotem do wody, a ja w tym momencie zachłysnąłem się wodą. Kiedy zobaczyła, że nadal się nie ruszam znowu podniosła moją głowę i kiedy złapałem oddech powiedziałem, że nic nie czuję i nie mogę się ruszyć.
Słabo pamiętam co było dalej, ale z tego co mi mówili to bardzo narzekałem na ból karku i 45 minut czekałem na przyjazd karetki. Pamiętam jak czekając na pogotowie patrzałem jednej osobie w oczy, wiedząc że to koniec mojego życia jakie znam. Po poliku spłynęła mi łezka.
Przyjechała karetka, założyli mi kołnierz usztywniający kark i pojechaliśmy do szpitala, który znajdował się jakieś 40 minut drogi od jeziora . Od tego momentu pamiętam tylko jak wyciągali mnie z karetki i przewieźli do budynku na wózko-łóżku transportowym. Podczas jazdy czułem jak moje ciało skacze na nierównościach w betonie i pomyślałem, że moje czucie wraca. Przed wyjściem czekali znajomi których miałem w zasięgu wzroku, więc krzyknąłem do nich, że znowu czuje i będzie dobrze . Krótko po dojechaniu do szpitala z powodu opuchlizny rdzenia kręgowego przestałem oddychać, a lekarze musieli mnie reanimować i podłączyć do respiratora.
Pobyt na OIOM-ie.
Na tym oddziale spędziłem 3 tygodnie i były to najgorsze 3 tygodnie w moim życiu - ciągłe patrzenie w sufit i cierpienie.
Pierwszy raz przebudziłem się w niedzielę. Oddychał za mnie respirator i mogłem tylko mrugać oczami. Jedyne co pamiętam to, że lekarz powiedział, że jutro rano będę miał operację i zapytał czy wiem co się stało i gdzie jestem, mrugnąłem oczami dając lekarzowi sygnał, że wiem. Operacje miałem w poniedziałek rano. Jej celem było usunięcie ucisku na rdzeń i ustabilizowanie kręgosłupa w odcinku szyjnym. Podczas operacji usunięto mi czwarty kręg, a trzeci i piąty połączono za pomocą płytki. Miałem zdjęcie z profilu ale gdzieś mi zginęło.
Po operacji obudziłem się we wtorek. Nie czułem bólu bo byłem nieźle naćpany lekami, które dostałem. Byłem strasznie odwodniony i miałem tak sucho w ustach, że podczas każdej próby przełykania podrażniałem sobie przełyk i całe gardło, przez które przechodziła rura doprowadzająca powietrze z respiratora do płuc. Gardło miałem tak bardzo podrażnione, że bez przerwy miałem odruch przełykania i kaszlu co tylko pogarszało jego stan. Wtedy lekarz postanowił podłączyć mnie do respiratora za pomocą tracheotomii (Tracheotomia – otolaryngologiczny zabieg otwarcia przedniej ściany tchawicy i wprowadzenie rurki do światła dróg oddechowych i tą drogą prowadzenie wentylacji płuc. W wyniku tracheotomii zapewnia się dopływ powietrza do płuc, z pominięciem nosa, gardła i krtani.).
Od tego momentu nie będę podawał zbyt wielu szczegółów bo ten materiał zrobi się zbyt długi.
Przez prawie cały pobyt na tym oddziale, ciągle czułem się odwodniony, a każda próba przełykania była bolesna. Piłem 8 litrów wody dziennie, ale nadal miałem sucho w ustach. Najgorzej było kiedy pielęgniarki nie chciały dawać mi więcej wody bo wypiłem już za dużo w ciągu dnia.
Po tygodniu dostałem odleżyn na kości ogonowej i pięcie, które wyleczyłem dopiero po czterech miesiącach.
Przez ponad tydzień byłem karmiony za pomocą rurki wprowadzonej do żołądka przez nos. Stopniowo podawano mi coraz więcej jedzenia doustnie. Jednak nie czerpałem z tego żadnej przyjemności, ponieważ przez miesiąc każdy posiłek smakował tak samo, czyli jak krem Nivea, a każda próba przełykania była bolesna.
Od samego początku do dzisiaj praktycznie nie potrafię kaszleć i przez 4 miesiące musiałem mieć odsysaną wydzielinę z płuc za pomocą specjalnego ssaka, który był wprowadzany do samych oskrzeli przez dziurę w szyi. To było w chuj nieprzyjemne, ogólnie to bierze na wymioty i kaszel. Nie potrafię opisać jakie to uczucie i wiem, że trudno jest wam to sobie wyobrazić.
Dość łatwo, za to jest wytłumaczyć jak to jest być sparaliżowanym. Większość ludzi chociaż raz w życiu miała paraliż senny. Mój paraliż jest bardzo podobny ale trwa od 8 lat.
Przez 4 miesiące bez przerwy gorączkowałem, miałem ciągle zapalenia dróg moczowych i płuc. Mocz często miał kolor krwi, a pewnego razu nawet kolor kawy! Kiedyś miałem zdjęcia, ale niestety zginęły.
Ogólnie miałem tylko jeden dzień kiedy się poddałem i chciałem umrzeć . Było to jakoś tydzień po skoku. Wpadłem w jakiś dziwny szał. Wtedy już mogłem ruszać głową i próbowałem się rozbujać, żeby spaść z łóżka w nadziei, że upadając uderzę głową o podłogę i będzie koniec. Jak widać nie udało się. Nie do końca wiem co wtedy miałem w głowie, bo próbowałem odgryźć sobie wargę, bo to była jedyna rzecz jaką mogłem sobie zrobić. Chyba tylko ból mi na to nie pozwolił. Pielęgniarka zobaczyła co się dzieje i szybko dostałem coś co mnie uśpiło.
A tak wyglądała warga na drugi dzień. Po zamazaniu twarzy nie widać tego jak bardzo była spuchnięta i sina.
Po dwóch tygodniach odłączono mnie od respiratora i mogłem już oddychać samodzielnie. Niestety od tamtego czasu, aż do dzisiaj mam ciągłe uczucie jakbym był niedotleniony. Bez przerwy mam ochotę wziąć głębszy oddech, ale to nigdy nie pomaga. Wtedy mogłem zacząć mówić ale tylko szeptem i trzeba było przykładać ucho do moich ust żeby cokolwiek usłyszeć, ale mówiłem tak niewyraźnie, że rozumiała mnie tylko siostra.
Warto wspomnieć, że raz dziennie przez pół godziny miałem rehabilitację podczas której terapeutka podnosiła mnie do siadu, a ja po kilku sekundach traciłem przytomność.
Poruszę jeszcze kwestie pielęgniarek z tego oddziału. Było ich 10 albo 12, przychodziły na 12-godzinne zmiany. Niektóre były bardzo miłe, wspierały mnie i pomagały jak tylko mogły, a inne na odwrót, były wredne i bez serca. Jedna któregoś razu powiedziała mi, że powinienem umrzeć i, że jak nie przestanę prosić o wodę to odłączy mnie od respiratora. Mówiła to z czystą nienawiścią w oczach . A o wodę prosiłem wydając ustami, dźwięk przypominający cmokanie. To faktycznie mogło być trochę denerwujące, ale nie na tyle aby znęcać się psychicznie nad człowiekiem któremu dopiero co zawalił się cały świat .
O pobycie na OIOM-ie mógłbym napisać jeszcze kilka rzeczy, ale ten materiał i tak już robi się za długi.
Oddział neurochirurgii.
Na tym oddziale spędziłem 4 tygodnie. I właściwie nie mam tutaj zbyt wiele do napisania, ponieważ wszystkie dolegliwości o których pisałem wcześniej na tym oddziale ciągnęły się dalej. Jedyne co się zmieniło to to, że jedzenie znowu nabrało smaku i stopniowo mówiłem coraz wyraźniej, aż w końcu wszyscy mogli mnie zrozumieć, ale nadal tylko szeptem. Nadal codziennie miałem jedną sesję rehabilitacji i stopniowo mogłem siedzieć coraz dłużej bez utraty przytomności. Pod koniec pobytu wytrzymywałem około minuty.
Tutaj mogli już przychodzić do mnie goście w odwiedziny, na początku było ich bardzo dużo. Przyjaciel przyniósł mi laptopa, więc mogłem oglądać seriale i już się tak nie nudziłem. Mogłem czymś zająć myśli i nie myśleć tylko o problemach. Ogólnie tutaj było dużo lepiej i psychicznie byłem bardziej podbudowany do działania i pozytywnego myślenia. Wtedy byłem w 100% pewien, że dzięki ciężkiej pracy i rehabilitacji zacznę ruszać rękoma . Większość czasu próbowałem nimi ruszyć, aż któregoś dnia zauważyłem, że potrafię minimalnie napiąć prawego bicepsa.
Co do personelu szpitala na tym oddziale wszyscy byli mili i pomocni. Bardzo dobrze wspominam wszystkich, którzy tam pracowali
Oddział rehabilitacji.
Na tym oddziale spędziłem 4 miesiące. Jak sama nazwa wskazuje celem pobytu była regularna rehabilitacja, która miała chociaż częściowo poprawić mój stan zdrowia.
Tutaj spotkała mnie tylko jedna przykra rzecz. Któregoś razu podczas wymiany cewnika pielęgniarka za płytko włożyła nowy cewnik i napompowała balonik w cewce moczowej, czego skutkiem było rozerwanie cewki od środka . Balonik który napompowała w środku, miał pojemność 30ml i mniej więcej 3 cm średnicy. Polało się dużo krwi. Szybko przybył lekarz i ciasno obwinął mi penisa bandażem żeby zatamować krwotok. Potem musiałem poczekać godzinę albo dwie aż napełni się pęcherz. Szybko dostałem gorączki 40*C. I dostałem czegoś co nazywa się dysrefleksja autonomiczna (Jeśli chcesz wiedzieć co to jest to odsyłam do Wikipedii) czego skutkiem był ogromny skok ciśnienia i niewyobrażalny ból głowy. Nigdy nie czułem takiego bólu. Naprawdę chciałem po prostu umrzeć byleby to się skończyło. Po tych dwóch godzinach zabrali mnie na zabieg Cystostomii, który polegał na zrobieniu małego nacięcia nad łonem i wsadzeniu cewnika bezpośrednio do pęcherza. W momencie kiedy wsadzili mi nowy cewnik i opróżniłem pęcherz, ból głowy ustał. To była prawdziwa ulga. Od tamtego momentu przez miesiąc sikałem przez cewnik w brzuchu. Po miesiącu znowu zakładano mi cewnik przez benisa.
Zdjęcie z google.
Minęły już dwa miesiące odkąd miałem odleżynę na kości ogonowej i ta nie chciała się goić, więc zacząłem leżeć tylko na boku. I dopiero w wtedy po trzech tygodniach odleżyna się zagoiła. Po zagojeniu odleżyny przestałem tak często gorączkować, a infekcje układu moczowego przestały być tak bardzo poważne.
Dwa-trzy miesiące po przybyciu na ten oddział usunięto mi rurkę w szyi i dopiero teraz mogłem normalnie mówić i nie musiałem mieć już odsysanej wydzieliny z płuc. Po usunięciu rurki ustały zapalenia płuc.
Stopniowo mogłem siedzieć coraz dłużej bez utraty przytomności i mniej więcej po dwóch miesiącach mogłem siedzieć już kilka godzin. Od tamtego momentu większość dnia spędzałem siedząc i czytając książki. Niestety przez to, że żadne mięśnie nie działały, a moje ręce wisiały, szybko zacząłem cierpieć z powodu bólu barków. Jak się później okazało ręce wypadały mi z obręczy barkowej. Poniżej zdjęcie z prześwietlenia.
Stopniowo wracała mi siła w prawym bicepsie, na tyle, że pod koniec pobytu mogłem podnieść dłoń na wysokość kolan.
Do tej pory przez prawie cały czas miałem problemy ze snem. Dopiero pod koniec pobytu mój stan się ustabilizował i mój organizm funkcjonował w miarę normalnie, poza tym, że praktycznie się nie ruszałem.
Co do personelu szpitala na tym oddziale, podobnie jak na neurochirurgii wszyscy byli mili i pomocni. Bardzo dobrze wspominam wszystkich, którzy tam pracowali
Podsumowanie pobytu w szpitalu.
Łącznie w szpitalu spędziłem 6 miesięcy. Przez ponad tydzień byłem karmiony za pomocą rurki wprowadzonej do żołądka przez nos. Przez miesiąc wszystko smakowało jak krem Nivea. Przez 2 tygodnie wcale nie mówiłem i dopiero po 3-4 miesiącach zacząłem mówić normalnie. Przez 4 miesiące oddychałem przez dziurkę w szyi i miałem odsysaną wydzielinę z płuc za pomocą specjalnego ssaka. Przez 4 miesiące miałem odleżynę na kości ogonowej. Przez 4 miesiące gorączkowałem i cierpiałem na nawracające zapalenia płuc i układu moczowego oraz bezsenność. Przez jakieś cztery-pięć miesięcy nie mogłem siedzieć bo traciłem przytomność. Na początku traciłem przytomność po kilku sekundach, a po czterech-pięciu miesiącach stopniowo mogłem siedzieć coraz dłużej, ostatecznie wytrzymując kilka godzin. W czasie pobytu w szpitalu stopniowo wracała mi siła w prawym bicepsie. Po sześciu miesiącach mogłem podnieść prawą rękę na nieco ponad wysokość kolan. Przez cały czas musiałem być myty i karmiony przez pielęgniarki.
Mój pobyt w szpitalu był 8 lat temu, więc nie pamiętam kiedy dokładnie miały miejsce niektóre wydarzenia, ale to chyba nie ma większego znaczenia czy coś trwało 4 czy 5 miesięcy.
Powrót do domu.
Niedługo po powrocie do domu podczas siedzenia na wózku zacząłem odczuwać bardzo nieprzyjemne dreszcze, zimne poty i bóle głowy. Okazało się, że od siedzenia na wózku dostaje autonomicznej dysrefleksji. I obecnie co jakąś godzinę muszę się położyć na 10 minut. Czasami mam gorszy okres, że przez kilka dni w ogóle nie mogę siedzieć i muszę leżeć.
Zakażenia układu moczowego nigdy nie minęły. Jedyne co się zmieniło to to, że teraz są łagodniejsze. I o tym napiszę troszkę więcej. Przez kilka miesięcy sikałem przez cewnik wsadzony bezpośrednio przez wacka. Później przez kilka miesięcy sikałem przez specjalnego kondoma z dziurką. Niestety wtedy miałem jeszcze większe problemy z pęcherzem. Potem znowu wróciłem do cewnikowania przez wacka, ale nadal co chwilę miałem poważne zakażenia i musiałem jeść antybiotyki. Dopiero po jakichś dwóch albo trzech latach ponownie poddałem się zabiegowi Cystostomii, czyli mam cewnik wsadzony do pęcherza bezpośrednio przez brzuch. Od tamtego czasu cały czas sikam w ten sposób, a problemy są łagodniejsze. Poniżej zdjęcie kondoma Uridom.
Na początku po powrocie do domu opiekowała się mną rodzina, a ja prawie całe dnie spędzałem na oglądaniu telewizji.
Dość szybko wymyśliliśmy sposób na obsługę komputera i przez kilka lat obsługiwałem komputer w następujący sposób. Do palców prawej ręki przyklejałem bezprzewodową myszkę. Potrafiłem na tyle ruszać tą ręką, że z trudem, ale i uporem mogłem ruszać kursorem. Do poduszki koło głowy miałem przyklejoną drugą myszkę bezprzewodową, którą klikałem ruchem głowy. Po kilku latach sprawiłem sobie sprzęt, który pozwala mi obsługiwać komputer za pomocą ust .
Od teraz mogłem obsługiwać komputer i z czasem udało mi się znaleźć pracę, za jakieś marne grosze, ale zawsze coś. Od kiedy zacząłem zarabiać pieniądze, do opieki nade mną przychodzi opiekunka która dba o moją higienę.
Niedługo po powrocie do domu nabrałem tyle siły w prawej ręce, że byłem w stanie unieść widelec do wysokości ust (na początku mogłem podnieść tylko plastikowy, a z czasem dałem radę z metalowym). Od tamtej pory jem samodzielnie widelcem, który jest przyczepiony do ręki za pomocą taśmy rzep.
Od dwóch lat jestem w stanie delikatnie ruszać lewą ręką, ale niestety nadal nie mam siły jej unieść. Dodam, że ćwiczę 5 razy w tygodniu ok. godzinę dziennie.
Obecnie prawie każdy dzień wygląda tak samo. Rano przychodzi opiekunka, kąpię mnie , walę dwóje , siadam na wózek i biorę się za pracę . Po pracy ćwiczę, przeglądam dzidę, sadola i oglądam seriale. W międzyczasie jem i co godzinę kładę się na 10 minut. Jedyną rzeczą jaką potrafię sam to jedzenie i obsługa komputera.
Jak obecnie radzę sobie w życiu codziennym?
Jedną z gorszych rzeczy w tym wszystkim jest to, że najprawdopodobniej już nigdy sobie nie porucham . Gdyby któraś dała chociaż wylizać cyce
Mam łóżko rehabilitacyjne, podnośnik i wózek inwalidzki - sprzęt niezbędny do życia. Żyję z renty, a opiekunkę opłacam z tego co zarobię przy komputerze.
Mam małą łazienkę i nie jestem w stanie do niej wjechać, dlatego od 8 lat codziennie jestem myty na łóżku. Niby jest dofinansowanie na usuwanie barier architektonicznych, ale ja dostałem odmowę z powodu kilku absurdów o których nie będę się rozpisywał bo nie o tym ten temat. A nawet gdybym dostał, to w praktyce dofinansowanie jest tylko na sprzęt, a nie na remont, który u mnie wiąże się z wyburzeniem ściany i powiększeniem łazienki. Mnie na remont nie stać, a to, że od ośmiu lat nie mogę wejść do swojej łazienki jest absurdem i muszę coś z tym zrobić!
Dlatego założyłem zbiórkę na remont łazienki i będę wdzięczny Każdemu kto dołoży cegiełkę. Mam ogromną nadzieję że kiedyś będę mógł skorzystać ze swojej łazienki.
zrzutka.pl/u2d6rv
A dla wszystkich którzy nie wiedzą co zrobić z 1% podatku, podaję swój numer KRS. Będę wdzięczny każdy wpis
KRS 0000069890 z dopiskiem Rafal Szymański
Mam nadzieję, że nie rozpisałem się za bardzo i temat nie jest za długi. Wielu rzeczy nie napisałem, a jeśli ktoś ma pytania to chętnie odpowiem.
Mam też nadzieję, że ten materiał nie trafi do kosza, ze względu na ogłoszenie na samym końcu.
Poniżej na szybko znalazłem dwa filmiki ze złamania karku. Jest tego tutaj dużo więcej ale nie mogę znaleźć.
sadistic.pl/a-tetraplegic-is-born-vt483139.htm
sadistic.pl/sport-to-zdrowie-vt510637.htm
[ Komentarz dodany przez: Angel: 2021-02-05, 08:27 ]
Aby zwiększyć zasięg zbiórki temat dodałem na sadolowym FB więc każdy może udostępnić na swoim profilu.
[ Komentarz dodany przez: Angel: 2021-02-06, 11:37 ]
Serdecznie wam dziękuję w imieniu moim i mojej rodziny. Udało się! To niesamowite, że na zmianę mojego życia wystarczyło wam niecałe 30 godzin. Nie spodziewałem się takiego odzewu. Dzięki wam jeszcze w tym roku będę mógł zajebać kloca prosto do kibla po prawie 8 letniej przerwie.
[ Komentarz dodany przez: Angel: 2021-02-06, 11:49 ]
[quote="tetrusmorderca"Widzę że nadal pomagacie. Jeśli z remontu coś zostanie to najprawdopodobniej postaram się o nowy wjazd na podwórko, bo teraz mam niezły tor przeszkód. Ale to nic w porównaniu do braku kibla.
Takich tortur nie życzę nawet największemu wrogowi.
I tak nie poruchasz a kolega ma racje, kartel u brudasów...
Każdy ruch powodował ból (na filmiku widać jak małpka płacze).
Budzi się w jakimś ciemnym, zimnym pomieszczeniu, w powietrzu unosi się dziwny zapach, nieprzyjemny, przyprawiający o mdłości. Wpada w panikę, próbuje się podnieść, szarpie się, walczy aby wyswobodzić ręce i nogi ale nic z tego. Ktoś ją dobrze związał. W głowie zaczynają pojawiać się różne myśli. Strach zaczyna ją paraliżować, zaczyna płakać, krzyczeć, wołać o pomoc. Jest świadoma że marne są szanse aby ktoś jej pomógł, jednak ma nadzieję. W pewnym momencie słyszy szczęk klucza w zamku, skrzypienie otwierających się drzwi, widzi jakąś ciemną postać w wejściu, osobnik zaciąga się papierosem, podchodzi do niej i gasi fajkę na jej policzku, dziewczyna szarpnęła się i zawyła z bólu. Po chwili słyszy słowa: "To dopiero początek, będziesz wspaniałym egzemplarzem w mojej kolekcji". Postać odwraca się i wychodzi zamykając za sobą drzwi. Przerażona wizją tego co może jej się stać próbuje się oswobodzić, szuka jakiegoś ostrego przedmiotu aby poprzecinać krępujące ją sznury ale bezskutecznie, błądząc w ciemności przewraca się, kaleczy twarz, ramiona jednak się nie poddaje, walczy. Próbuje wszystkiego, nic nie przynosi rezultatów, czuje smak krwi który spływa jej po twarzy, pluje nią. Zaczyna opadać z sił, leży nieruchomo. Zasypia.
Budzi ją potworny ból, każdy kopniak wymierzony w jej ciało przeszywa ją na wskroś. Jej oprawca stawia jej nogę na głowie i dociska do ziemi, w ręce trzyma kij którym wymierza ciosy w jej żebra. Nagle czuje że nacisk zelżał. Józek, bo tak ma na imię nasz bohater nachyla się nad nią, łapie dłońmi za jej szyję i zaczyna ją dusić. Dziewczyna resztką sił stara się wyrwać, udaje jej się związanymi nogami uderzyć go gdzieś na wysokości kolan. Józek rozwścieczony całą tą sytuacją puszcza ją i zaczyna wymierzać jej kopniaki, w głowę, żebra, ręce którymi stara się zasłonić. Kopie tak mocno aż łamie dziewczynie żebra. Agnieszka pluje krwią, dławi się, nie ma już siły na obronę, traci przytomność.
Po pewnym czasie budzi się, nie może w ogóle wykonać jakiegokolwiek ruchu. W pomieszczeniu pali się światło, dopiero teraz dziewczyna jest w stanie zobaczyć gdzie się znalazła, widok ją przeraził. Do ścian poprzybijane były różne futra i skóry zwierząt, ale zaraz coś jest nie tak, zwierzęta nie mają tatuaży, widziała pełną gamę wzorów, od krzyży, motylki czy smoki, po trupie czaszki i inne różne wywijasy. Teraz dopiero ogarnęło ją przerażenie. Słyszy kroki, próbując uniknąć kolejnego bicia udaje że dalej śpi jednak to nic nie daje, Józek łapie ją za włosy i kilkakrotnie uderza jej głową o deski na których dziewczyna leży. Przestaje, wyciąga z kieszenie paczkę fajek. Zapala, zaciąga się i dmucha jej w twarz mówiąc: "Spójrz dokładnie na tą ścianę, przyjrzyj się jej, widzisz? To jest sztuka, piękny obraz stworzony z życia. Z niejednego życia. Widzisz te futra? To głównie koty i psy, wiesz na jak wiele interesujących sposobów można zabić kota? Wyobrażasz sobie jak twardy łeb ma pies? Wiesz ile pracy mnie kosztowało to aby ta czerń ich sierści była jednakowa? Ahh, tyle pracy, tyle wysiłku, a ile jeszcze tego przede mną, nie wyobrażasz sobie. Cóż, ale sztuka wymaga poświęceń" Po czym podchodzi do niej z nożem i zaczyna odcinać skórę z jej przedramienia, wycinać ten kawałek z jej tatuażem, który przedstawia różę, piękną czerwoną różę. Dziewczyna wyje z bólu, krew spływa po deskach i kapie na podłogę. Józek ciężko pracuje aby nie zniszczyć tak ważnej części jego dzieła. Gdy już skończył, przyłożył jej do rany jakąś szmatę, cuchnącą zgnilizną. Wziął ochłap który wyciął zgasił światło i wyszedł.
Wrócił po długim czasie, dziewczyna wyczerpana, głodna, rozgorączkowana nie miała sił nawet aby się ruszyć, na powitanie uderzył ją metalową rurą w ramię, druzgocąc kość, tak, że aż przebiła się na wierzch. Józek popatrzył na swoje dzieło i z uśmiechem odwrócił się podszedł do ściany i zaczął przybijać kolejny fragment swojego dzieła. Gdy już skończył porozcinał sznury które krepowały dziewczynę zaciągnął ją do swojego busa, wrzucił na pakę, wsiadł i odjechał. Podróż trwała kilka godzin, ale jakoś trzeba dbać o to aby nikt nie pokrzyżował mu planów. Zatrzymał się w lesie, wysiadł, wszedł na pakę i kopniakami ledwie żywą dziewczynę wywalił z samochodu, zaciągnął ją pod najbliższe drzewo dobrze do niego przywiązał. Zadał jej parę ciosów nożem, w brzuch, w nogi, w piersi. Wszystko odbyło się w kompletnej ciszy, on nawet się nie zasapał, a ona nawet nie jęknęła gdy skończył, w jej oczach powoli zaczęła malować się pustka, resztka życia ledwie się tliła. Józek podszedł do samochodu wyciągnął kanister, oblał dziewczynę benzyną dokładnie, następnie z resztki paliwa zrobił ścieżkę. Wyprostował się, wyciągnął papierosy, zapalił, a zapałkę wrzucił prosto w mokrą od benzyny ściółkę i zaczął obserwować. Patrzył jak płomień sunie w stronę dziewczyny, patrzył jak bucha płomień pochłaniając jej nagie, pokaleczone ciało, sprawiło mu to ogromną satysfakcję...
Agnieszka obudziła się na strasznym zjeździe, wstała z obsranego łóżka, podeszła do swojego Józka, kopnęła go w nogę lekko. Gdy ten się obudził, zapytała się go: "Józek, skąd wziąłeś taki towar, zajebiście trzepie"..
Koniec
"Późnym wieczorem Anna wracał z wiejskiej"
Jeśli chcesz wyłączyć to oznaczenie zaznacz poniższą zgodę:
Oświadczam iż jestem osobą pełnoletnią i wyrażam zgodę na nie oznaczanie poszczególnych materiałów symbolami kategorii wiekowych na odtwarzaczu filmów