Witam.
Widzę że pojawiło się sporo wpisów o polskich poetach dlatego chciałbym przybliżyć nieco jednego z najbardziej niedocenianych współczesnych poetów.
Czasie mego życia i czasie mej śmierci. Słońce, słońce, ubóstwiam cię bardziej niż ciemności, choć znam twe iluzje i twą nędzę. O pustynie, na które uciekałem, by zginąć lub skonać. I nie umrzeć przy tym. Oto ucieczka w wolność straszliwą i złowieszczą. Potem nieubłagane powroty, ciężar czasu i nowych podróży. Życie, życie, które jesteś nieustającą, potworną agonią i płomiennymi urodzinami. Ten wielki , długi szok, wstręt i zachwyt, który stawal się moim grobem, krzyżem i nadzieją...Czyż wszelkie nadzieje bywają tylko złudzeniem i są daremne?... Nie! nie! Trwam dzieki nim i miłościom. O serce moje, które zmienne jesteś ; tak różne jak moich kilka twarzy. Mam dla was czułość i nienawiść palącą jak ogień. O istoty ludzkie, mogę was znieść, lecz trudno mi czasami znieść wasze życie. O poezjo i sztuko, które ocalacie byt i nadajecie mu sens. Święta naiwności... Osiągałem pustkę, aby stawać się później po stokroć pełniejszym. O poezjo i sztuko, mój drogi okręcie, mój orle szalony. I ty mój losie trwożliwy, przeklinany tylekroć , nieubłagany. Floro, fauno, wszystkie zwierzęta- wzywam was oto- otoczcie moje wiary, zwątpienia i wszelkie cmentarze boskim natchnieniem. Lecz może Stwórca...
Dość!... Dość! Nie sięgam dziś nieba, by je obalać lub utrwalać. Stałem się zbyt smutnym, o jakże okropnym dla siebie nawet. Więc dość!...Spokój i cisza opanowują ziemię. By potem!...lecz dość! Zbyt wiele potu, rozpaczy, łez i krwi.
Kazmierz Ratoń (1942-1983) urodził sie w Sosnowcu. Jego poezja jest dość hermetyczna i nieprzenikalna, nie do zrozumienia dla ludzi młodych i zdrowych, dla których ból i cierpienie są rzeczami abstrakcyjnymi znanymi jedynie z literatury czy filmów. Ratoń chorował na gruźlicę mózgu, najcięższą postać gruźlicy pozapłucnej, która nieleczona lub niedostatecznie wcześnie wykryta powoduje nieodwracalne uszkodzenia neurologiczne, psychiczne i charakterologiczne. Załatwiano mu szpitale, sanatoria, lecz ten nie potrafił poddać się reżimom szpitalnej terapii, zwłaszcza, że chciano go wyleczyć później także z alkoholizmu.
Zacząłem kochać tylko siebie
I tylko siebie nienawidzieć.
Żyłem już tylko sobą -
I tak zacząłem umierać.
Za życia wydał jeden tomik Gdziekolwiek pójdę, doceniony zresztą i nagrodzony w roku 1974 nagrodą Roberta Gravesa przyznaną przez Zarząd Główny Polskiego Pen-Clubu. Kazimierz Ratoń nazywany jest „poetą cierpienia prawdziwego” gdyż doskonale wiedział, czym jest prawdziwe cierpienie i obłęd spowodowany wyniszczającą chorobą. Chory od jedenastego roku życia najpierw na gruźlicę płuc, a później na gruźlicę kości i mózgu – najcięższą odmianę gruźlicy pozapłucnej umierał żywcem, bez znieczulenia. Całe jego życie było codzienną walką z cierpieniem, walką ze spoglądaniem na swoje ciało, które uważał za rozpadająca się padlinę toczoną przez robactwo.
Chory
Z wyjętymi wnętrznościami
Z wyjętym sercem
Z wyjętym mózgiem
Gnijący szkielet
Gnijące mięso
Gnijący grób
Zmurszały krzyż
Trudno wyobrazić sobie żeby miłość była dostępna dla człowieka tak zniszczonego cierpieniami fizycznymi połączonymi z cierpieniami duszy. Z wypowiedzi ludzi, którzy znali Ratonia wynika, że poeta nie poznał nigdy kobiet, a równocześnie sprawiły mu one wielki ból. Jan Marx przytacza cytat, który doskonale obrazuje gorycz niespełnienia w miłości, cytat ten pochodzi z dziennika poety: „Kobiety nie będą mnie sądzić”. Mimo wszystko poeta często przytacza w swojej twórczości obraz dam, nie jest to jednak obraz zbyt piękny i z całą pewnością niewiast Ratoń nie ubóstwia, często jest to wizerunek kobiety gwałconej lub rozpustnicy:
Kobieta
części ciała zespolone stawami
wnętrzności wzmocnione biodrami
serce oddychające sutkami
Kobieta
strzępy mięsa uformowane w rzeźby
gładkie i wilgotne w zakończeniach
rzeźby miękkie i cuchnące
Poeta sprowadza do poziomu rynsztoka zarówno miłość jak i jej symbol- kobietę. Bulwersuje przekonaniem, że wszystkie są kurwami, a ich mężczyźni jedynie klientami: na tym polega – zdaniem poety- miłość. To bardziej wysublimowane, lepsze i spełnione uczucie, może pojawić się jedynie w śnie. Kobieta z krwi i kości utożsamiona zostaje z rozczarowaniem i destrukcją, fizjologią i marzeniem – dającym złudną nadzieję i codzienne umieranie nadziei : ” Kobieta/ brzuch i uda rozdzielone kroczem/ kroczem o oddechu agonii/ Kobieta jest śmiercią/ długą i bolesną śmiercią” ( “Nie ruszaj się” )..
Kazimierz Ratoń w tym czasie żył już tylko samym sobą i umieraniem. Nie zdecydował się- jak inni “poeci przeklęci- na samobójstwo, bo wciąż “żył z kobietami, które nie istnieją i nie żył z kobietami innymi”. Czuł obrzydzenie do trywialnej rzeczywistości lecz nie ulegał mirażom rezygnacji i apatii. Tylko marzenia na jawie i w śnie pozwalały mu dalej trwać. Tylko tęsknota.
Jego wiersze są może obsesyjne, ale wolne od stylizacji, pisane ze środka cierpienia, swoista "agonia oddychającego jeszcze mięsa". Ratoń umierał żywcem, bez znieczulenia, przez wiele lat. Snuł się po Warszawie coraz bardziej umarły, widmowy, odrażający fizycznie. Oglądał świat przez pryzmat śmierci. Sam był personifikacją umierania, stał się człowiekiem widmem, żywym trupem odczuwającym rzeczywistość jak cmentarzysko. Choroba wyniszczała jego organizm, tak jak leki psychotropowe popijane denaturatem lub wodą brzozową, bowiem na piwo czy wódkę nie było go stać. Był nędzarzem, jednak nie dało mu się w żaden sposób pomóc, należał do tego typu ludzi, wobec których bezsilna jest jakakolwiek filantropia czy pomoc społeczna. Nieszczęśliwy człowiek pokrzywdzony przez los i życie.
Lecz oto żyjesz jeszcze nie żyjąc
Błazeński grymas wstrząsa twoim ciałem
Jest jedynym objawem istnienia
Lecz oto żyjesz jeszcze udając życie
Bełkotliwe strugi modlitw i przekleństw
Pozostawiasz za umęczonym ciałem
Lecz oto żyjesz jeszcze w ostatnich godzinach
Z twego ciała wypływa niemy jęk
Jęk zabijanego zwierzęcia
Dlaczego nie przestaniesz żyć
"Umarł w styczniu 1983 roku. Trudno jednak dokładnie określić dzień śmierci. Podaje się, iż stało się to 14 stycznia, ale równie dobrze mogła nastapić trzy lub dwa dni wcześniej. Niektórzy mówią nawet o grudniu. Umierał samotnie, w samym centrum Warszawy, wśród butelek po wodzie brzozowej, odoru denaturatu, na posłanym szmatami tapczaniku. Poeta Kazimierz Ratoń." (B. Bocheński "Kloszard z Emilii Plater", Nowa Trybuna Opolska 1994 nr 12 s 11)
Pochowała go opieka społeczna na dalekim Żoliborzu, w Wólce Węglowej.
Muzyczna interpretacja jednego z Jego wierszy wykonana przez Black Metalowy zespół "Non Opus Dei"