Sprawa z RPA sprzed kilku miesięcy. Aktywistka Amnesty International, 27-letnia Amber Amour przyjechała do RPA prowadząc kampanię społeczną skierowaną przeciw gwałcicielom.
Nie spodziewała się chyba, że sama padnie ofiarą gwałtu.
Zaczęło się od tego, że pani Amour po przyjeździe do hotelu... poszła ze swoim przyszłym oprawcą (kolor skóry nieistotny, aczkolwiek wszyscy się domyślamy, jaki
) pod prysznic. Jak sama mętnie tłumaczyła, w jego pokoju była ciepła woda, a u niej nie, więc chciała skorzystać i się umyć.
Jeszcze nie spadliście z krzesła? To czekajcie dalej.
Pani Amour się z nim pocałowała, po czym jej... hmm... przyjaciel? ją zgwałcił, a ona straciła przytomność, następnie... zostawił ją w łazience. Co zrobiła ofiara gwałtu?
Relację na instagramie, gdzie zamieściła swoje łzawe zdjęcie i opisała sytuację.
A, zapomniałbym. Tak wygląda wspomniana piękność (przed i po):
polishexpress.co.uk/kobieta-umiescila-w-sieci-dramatyczna-relacje-z-gw...
Ja pierdolę. Co z tym światem się odczynia...