18+
Ta strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich.
Zapamiętaj mój wybór i zastosuj na pozostałych stronach
Główna Poczekalnia (5) Soft (5) Dodaj Obrazki Filmy Dowcipy Popularne Forum Szukaj Ranking
Zarejestruj się Zaloguj się
📌 Wojna na Ukrainie - ostatnia aktualizacja: Dzisiaj 18:39
📌 Konflikt izrealsko-arabski - ostatnia aktualizacja: Dzisiaj 4:40
🔥 Śmierć na tankowcu - teraz popularne

#honor

Kto Chwat ten Chwyta!!
dobrebonasze • 2014-12-31, 16:29
I jak dalej będą mówić w mediach, że jest jak jest i zniechęcać młodzież do Patriotyzmu( nie mylić z patriotyzmem medialnym i propagowaniu pedalstwa) to faktycznie zostanie nas kilka tysięcy z milionów, którzy nie boją się systemu ani układów UE i całego syfu którego narobili przez lata!
i znowu będą się wyśmiewać, że konno na czołgi!
A nawet Urwa na żółwiu pojadę! ale jak przyjebiem to poczujecie!!!
Pozdro dla Rezerwistów WP MW
i tych co mają ten Naród w Sercu a Państwo w Dupie!


Zapomniałem! Szczęścia w nowym roku wszystkim z pominięciem pedałów, feministek, ciapatych i całego europedalstwa!
Zgnojenie ciapatego
kexio • 2014-11-20, 21:15
Fragment z filmu Honour (2014), który polecam. Biały dobrze gada i przy okazji równa z ziemią ciapatego.
Krótki pokaz, jak z honorem rozstać się z ukochaną

Najlepszy komentarz (48 piw)
l................5 • 2014-11-04, 9:12
A potem się dowództwo dziwi że chłopaki ryzykują idąc w miasto na afgańskie kurewki. Stres na wojnie przejebany, a na fajne cycki nawet popatrzeć nie można - mimo to generał pewnie ma u siebie cały dysk twardy zajebany pornusami.
Japońska
Jedrass • 2014-09-03, 21:49
Wyspa Lubang, Filipiny, 9 marca 1974 roku.
Zaszeleściły zarośla i z dżungli wyszedł mężczyzna w sile wieku. Był potwornie brudny, a twarz miał pociętą ukąszeniami owadów. Ubrany był w łachman, w którym z trudem można było rozpoznać resztki munduru. Przez ramię miał przewieszony postrzępiony wojskowy plecak, a w prawej ręce trzymał karabin Arisaka wz.99. U jego boku kołysał się długi samurajski miecz. Stanął na skraju dżungli i spojrzał na dwóch oczekujących go ludzi. Jeden był młokosem o zawadiackiej twarzy, ubranym w dżinsy i podkoszulek. Drugi był starszym człowiekiem, około sześćdziesięcioletnim. Miał na sobie wypłowiały mundur z dystynkcjami majora japońskiej armii. Na jego widok obdartus z dżungli stanął na baczność i zasalutował.
Major przemówił:
- Poruczniku Onoda! Wojna zakończyła się dwadzieścia dziewięć lat temu, a my ją przegraliśmy. Rozkazuję wam złożyć broń.
Zamek karabinu szczęknął metalicznie i na ziemię zaczęły wypadać naboje. Człowiek nazwany porucznikiem Onodą zrzucił plecak, z którego wysypało się kilka granatów. Chwilę potem na plecaku wylądował karabin.
Po pooranej bruzdami twarzy starego wojownika popłynęły łzy.

Niemal trzydzieści lat wcześniej – 17 grudnia 1944 roku Hiroo Onoda, 23-letni absolwent szkoły japońskiego wywiadu Nakano otrzymał przydział do Brygady Sugi. Przed wyjazdem wezwał go do siebie major Yoshimi Taniguchi. Przemówił do młodego żołnierza tymi słowami:
„W żadnym wypadku nie wolno ci się poddać. Walka może trwać trzy lata, może dłużej, ale bez względu na to ile potrwa, wrócimy po ciebie. Tak długo, jak w twojej brygadzie będzie chociaż jeden żołnierz masz wypełniać obowiązki dowódcy. W żadnym wypadku nie wolno ci odebrać sobie życia.”
Młody porucznik wziął sobie te słowa do serca bardziej, niż jego dowódca przypuszczał.
Obrazek
Porucznik Hiroo Onoda w 1944 roku.

Wkrótce dołączył do brygady stacjonującej na filipińskiej wyspie Lubang. Jego pierwszym zadaniem było wysadzenie w powietrze niewielkiego portu oraz pasa startowego. Niestety – wykonanie zadania uniemożliwili mu wyżsi rangą oficerowie brygady, którzy mieli inne priorytety.
W lutym Amerykanie wylądowali na wyspie i dosłownie zmiażdżyli ogniem japońską brygadę. Nietknięte urządzenia portowe oraz cały pas startowy bardzo ułatwiły im desant. Z całej brygady ocalało zaledwie kilkunastu żołnierzy, którzy w małych grupach uciekli w góry. Grupa Onody składała się z czterech ludzi: jego samego, kaprala Shoichi Shimada oraz szeregowców Kinshichi Kozuka i Yuichi Akatsu. Zaszyli się w gęstej dżungli i postanowili przeczekać inwazję Amerykanów. Żaden z nich nie miał wątpliwości, że wkrótce ich armia odbije Lubang i wtedy wyjdą z dżungli, by zasilić jej szeregi.
Dni zamieniły się w tygodnie, a tygodnie w miesiące. Skromny zapas ryżu, jakim dysponowali już dawno się skończył. Jedli więc orzechy kokosowe i zielone banany popijając wodą ze strumieni. Od czasu do czasu schodzili do jakiejś wioski i porywali krowę lub prosiaka. Któregoś grudniowego dnia w 1945 roku podczas wędrówki przez dżunglę natknęli się na ulotkę z informacją, że wojna zakończyła się 15 sierpnia i wszyscy ukrywający się żołnierze japońscy mają wyjść z dżungli. Tekst na ulotce podpisany był przez generała Tomoyuki Yamashitę – dowódcę Czternastej Armii Lądowej.
Wszyscy czterej zgodnie uznali, że to podstęp Amerykanów i postanowili pozostać w ukryciu. Potem wiele razy znajdywali podobne ulotki, jednak nie zwracali już na nie większej uwagi. Postanowili wypełnić swoją misję do końca. Jaki by ten koniec nie był.
Amerykanie zdawali sobie sprawę z tego, że w filipińskim interiorze oraz na wyspach Pacyfiku ukrywają się japońscy żołnierze, którzy nie przyjmują do wiadomości faktu, że ich kraj przegrał wojnę. Z samolotów zrzucano nad dżunglą ulotki wzywające ich do poddania się, gazety informujące o zakończeniu wojny, listy pisane przez rodziny oraz rozkazy japońskich dowódców nakazujące im złożenie broni. Nie zawsze odnosiło to pożądany skutek. Niezachwiana wiara niektórych żołnierzy w boskość cesarza, w ostateczne zwycięstwo japońskiej armii, a przede wszystkim - bezwzględne posłuszeństwo rozkazom były silniejsze od wszystkich niedogodności życia w dżungli: duchoty, ulewnych deszczy, robactwa i głodu. Dalej trwali na posterunkach i prowadzili wojnę, która już się dawno skończyła.
Na wyspie Lubang nie było już Amerykanów, więc Onoda i jego towarzysze zaczęli atakować miejscowych wieśniaków. Tu jakiś most wysadzili w powietrze, tam spalili szopę z zapasami. Przypadkowo napotkanych Filipińczyków uznawali za szpiegów i zabijali. Mieszkańcy Lubangu nie pozostali dłużni – cały czas urządzali ekspedycje mające na celu znalezienie i zabicie intruzów. Śmiertelna gra w chowanego trwała lata.
We wrześniu 1949 roku szeregowy Akatsu stwierdził, że ma już dość i odłączył się od grupy. Przez sześć miesięcy żył samotnie w dżungli zanim poddał się Filipińczykom. Wojskowe samoloty rozrzuciły potem nad wyspą ulotki, w których szeregowy Akatsu wzywał towarzyszy do pójścia w jego ślady. Pisał, że spotkał się z serdecznym przyjęciem ze strony Filipińczyków. Onoda i pozostali dwaj żołnierze nie dali mu jednak wiary. Uznali, że dawny towarzysz jest zdrajcą i próbuje wciągnąć ich w pułapkę.
W 1953 roku kapral Shimada został ranny w nogę podczas strzelaniny z wieśniakami. Onoda i Kozuka odciągnęli go do swojej kryjówki. Brak lekarstw znacznie przedłużył jego powrót do zdrowia. Rok później został zastrzelony przez Filipińczyków.
Zostało ich tylko dwóch. Przez kolejne dziewiętnaście lat Onoda i Kozuka kontynuowali swoją beznadziejną partyzantkę uprzykrzając życie wieśniakom i unikając patroli filipińskiej armii, które przeczesywały dżunglę.
W październiku 1972 roku zakradli się do jednej z wiosek z zamiarem spalenia zapasów ryżu zebranego przez „wrogów”. Zostali zauważeni przez policyjny patrol, który natychmiast otworzył ogień. Szeregowy Kozuka dostał dwiema kulami i zginął na miejscu. Miał 51 lat, z których 27 spędził ukrywając się w niedostępnej dżungli. Onoda został sam.
Śmierć Kozuki odbiła się szerokim echem w Japonii. Uznano, że skoro on mógł ukrywać się przez 27 lat, w takim razie istnieje szansa, że porucznik Onoda również jeszcze żyje. Wysłano misje poszukiwawcze na wyspę, ale mający za sobą lata życia w dżungli żołnierz zdołał uniknąć wykrycia.
W lutym 1974 roku na starego partyzanta natknął się przypadkowo Norio Suzuki – młody, zbuntowany anarchista, który nieco wcześniej wyleciał z uniwersytetu i teraz przemierzał świat z plecakiem.
Dwaj outsiderzy szybko się ze sobą zaprzyjaźnili. Suzuki próbował przekonać Onodę, że wojna naprawdę już dawno się skończyła i że powinien wrócić do Japonii. Stary żołnierz odparł, że zrobi to tylko wtedy, gdy jego dowódca wyda taki rozkaz.
Suzuki wrócił do Japonii ze zdjęciami, na których pozował razem z Onodą. Przedtem jednak umówił się z przyjacielem, że będzie na niego czekał za dwa tygodnie na skraju dżungli w pobliżu jednej z wiosek. Po powrocie do domu odszukał dawnego dowódcę Onody – majora Yoshimi Taniguchi, który już od dawna był w cywilu i prowadził księgarnię. Razem z nim wrócił na wyspę Lubang i stawił się w ustalonym z Onodą miejscu.
9 marca 1974 roku, po niemal trzydziestu latach w ukryciu żołnierz, który nie chciał się poddać stanął ponownie twarzą w twarz ze swoim dowódcą, który rozkazał mu złożyć broń. Onoda miał przy sobie miecz, sprawny karabin, 500 nabojów i kilkanaście granatów. Rzucił je na ziemię po czym się rozpłakał.
Podczas trzech dekad w dżungli Onoda i jego ludzie zabili trzydziestu ludzi i ranili około stu. Mimo tego prezydent Filipin Ferdinand Marcos zdecydował się go ułaskawić.
W Japonii witano starego żołnierza jak bohatera. Próbowano nawet namówić go do startu w wyborach parlamentarnych. Napisał książkę „No surrender: My Thirty-Year War”, w której opisał trzy dekady życia w filipińskiej dżungli. Nie odnalazł jednak w Japonii spokoju i nie mógł się przystosować do nowego trybu życia. W 1975 roku wyjechał do Brazylii, gdzie mieszkał jego brat i zajął się hodowlą bydła. Został przewodniczącym lokalnej japońskiej społeczności i pojął za żonę swoją rodaczkę. W 1984 roku wrócili razem do Japonii. Onoda zajął się działalnością społeczną. Założył sieć szkół survivalowych dla młodych ludzi, które szybko zdobyły popularność. W 1996 roku wrócił na wyspę Lubang i podarował 10 tysięcy dolarów miejscowej szkole. Żyje do dzisiaj w Japonii.
Obrazek

Hiroo Onoda nie był ostatnim japońskim żołnierzem, dla którego wojna trwała o kilkadziesiąt lat dłużej, niż w rzeczywistości. W grudniu 1974 roku pilot samolotu Indonezyjskich Sił Powietrznych zauważył z powietrza małą chatkę ukrytą w dżungli na wyspie Morotai. Wysłany na miejsce patrol znalazł w niej japońskiego szeregowca Teruo Nakamurę.
Pięć lat temu, w 2005 roku na filipińskiej wyspie Mindanao odnaleziono dwóch 80-letnich mężczyzn podających się za żołnierzy armii japońskiej. Posiadane przez nich dokumenty potwierdziły ten fakt. Obydwaj należeli do słynnej Dywizji Panter walczącej na Mindanao z Amerykanami. Staruszkowie Yoshio Yamakawa i Tsuzuki Nakauchi twierdzili, że podczas jednej z operacji odłączyli się od oddziału i zabłądzili w dżungli. Od tamtego czasu ukrywali się w tropikalnym lesie przez 60 lat obawiając się kary śmierci za dezercję.
Ocenia się, że do dzisiaj na Filipinach i wyspach Pacyfiku może się ukrywać kilkudziesięciu japońskich żołnierzy, którzy nie złożyli broni po II Wojnie Światowej.
UK: Minister ds. imigracji podał się do dymisji
e................y • 2014-06-25, 13:47
W kontekście ostatnich wydarzeń zwanych "aferą podsłuchową" wrzucam tekst o "wpadce" ministra ds. imigracji w UK. Tu widać odmienność kultury politycznej i to, że niektórzy politycy są wstanie postąpić honorowo i powiedzieć "zawiodłem wyborców".
Rzecz miała miejsce już jakiś czas temu. Ale wrzucam tak dla porównania.

Mark Harper, minister ds. imigracji, jedna z „najjaśniejszych gwiazd koalicji”, typowany na następcę Camerona w Partii Konserwatywnej zrezygnował ze stanowiska, po tym jak wyszło na jaw, że przez siedem lat zatrudniał u siebie w charakterze sprzątaczki nielegalną imigrantkę.

W rezygnacji złożonej na ręce premiera Davida Camerona, Harper napisał m.in., że „powinien był dokładnie sprawdzić dokumenty sprzątaczki.”, Eks- minister twierdzi bowiem, że obejrzał dokumenty kobiety, kiedy ją przyjmował i wówczas – działo się to siedem lat temu -wyglądało na to, że są w porządku. Kiedy w 2010 roku trafił do Urzędu Rady Ministrów Camerona, uznał, że nie ma potrzeby weryfikować prawa sprzątaczki do stałego pobytu, ponieważ sądził, że wystarczyło sprawdzenie z 2007 roku. Podobnie zachował się we wrześniu 2012 roku, kiedy awansował na ministra ds. imigracji – również uznał, że dalsze sprawdzanie nie było konieczne. Pod koniec ubiegło roku, kiedy weszła w życie ustawa zobowiązująca pracodawców do rygorystycznego sprawdzania, czy pracownicy mają prawo do zatrudnienia, Harper stwierdził, że należałoby sprawdzić czy wszystkie dokumenty sprzątaczki są porządku.

Okazało się, że papiery zginęły, ale kobieta miała kopie, więc Harper przekazał je do Home Office. Na ich podstawie stwierdzono, że sprzątaczka nie miała pozwolenia na pracę, więc pracowała nielegalnie. UK Border Agency wszczęła śledztwo. Prowadzący dochodzenie nie ujawniają, na razie, czy dokumenty były sfałszowane, czy też minister świadomie zatrudnił osobę bez uprawnień.

Jak informuje „Independent”- premier Cameron z żalem przyjął dymisję „jednego z najlepszych ministrów” i pochwalił za „honorowe zachowanie” - Harper nie musiał składać dymisji, do czasu zakończenia śledztwa.

thepolishreview.co.uk/index.php/home/kategoria-2/866-uk-minister-ds-im...
Przemysław Holocher: Dawkins znaczy mniej niż świnia?

Wojujący antykatolicyzm zawsze prowadził do wypaczeń, ukucia zbrodniczej ideologii i nierzadko wcielenia tejże ideologii w życie. Przykłady znane i powszechne? Rewolucja Francuska: ok. 80 tysięcy ofiar. Niemiecki narodowy socjalizm: 20 milionów ofiar. Internacjonalny komunizm: 80-100 milionów ofiar. A wszystko to w imię nowego, antykatolickiego ładu.

Także dzisiaj, niczym echo lat minionych pojawiają się głosy ludobójców. Ci ludobójcy jednak podobnie jak ich poprzednicy nie mienią się mordercami, oni chcą być uznani za obrońców praw człowieka, ludzi oświeconych zrywających ze starymi dogmatami.

Za jeden z takich autorytetów chciałby być uważany 72-letni profesor Richard Dawkins. Mimo tego, że do spotkania ze Stwórcą zostało mu już niewiele czasu, nie odpuszcza swojego antyreligijnego radykalizmu. Chce pouczać innych jak żyć, podczas gdy sam jest podwójnym rozwodnikiem. „Lekarzu ulecz samego siebie” brzmi przysłowie zacytowane przez Jezusa (Łk 4, 23). Czym tym razem chciał zaszokować rottweiler Darwina?

Dawkins kilka dni temu opublikował na swoim Twitterze znamienne słowa: „W granicach znaczeniowych słowa «człowiek», odnoszących się do kwestii moralności aborcji, każdy płód jest w mniejszym stopniu człowiekiem niż dorosła świnia".

Okazuje się, że według racjonalizmu prof. Dawkinsa, świni bliżej jest do człowieka, aniżeli płodowi. Ja sądzę natomiast, że świni jest bliżej do człowieka, niż niektórym dorosłym osobnikom. Ale pozostawmy tą kwestię na boku. Rozumiem, że antykatolicki, amoralny rozum ludzi myślących w ten sposób, może faktycznie nie zauważyć człowieka w 6-tygodniowym dziecku. Jeśli ktoś nie chce czegoś zobaczyć, to tego po prostu nie ujrzy.

Ale jakim cudem Dawkins nie dostrzega człowieka w 6 miesięcznym, czy 9 miesięcznym płodzie? Tego nie jestem w stanie zrozumieć. Podążajmy jednak dalej tym zbrodniczym tokiem myślowym. Co miał na myśli autor?

Abyśmy mieli pewność, że są to myśli ludobójcze sam zainteresowany odniósł się do jednego z wpisów na swoim Twitterze: internauta stwierdził "(…) Zgadzam się z tym, ale nie oznacza to, że płód nic nie znaczy", Dawkins ripostował: "Nie powiedziałem, że tak nie jest. Powiedziałem jedynie, że znaczy mniej niż świnia.”

Rzecz jasna, można to uznać za prowokację, jednakże z człowiekiem, który zniża się do takiego argumentu, nie powinno się nawet podejmować dyskusji. Mógłby się pojawić, dajmy na to pan Kowalski, który stwierdził by, że Dawkins znaczy dla niego mniej niż świnia, dlatego może go zabić, a następnie zjeść – niewiele różniłoby się to od twierdzenia profesora. Różnica byłaby taka, że owe dziecko, znajdowałoby się w 8 miesiącu rozwoju, a Dawkins w 72 roku życia.

Na tym jednak nie koniec wywodu, ponieważ wg. Dawkinsa kolejnym argumentem przemawiającym za aborcją jest stwierdzenie, że… świnie czują ból, a płód tego bólu nie czuje. Doprawdy? Wszystkim którzy tak twierdzą polecam scenę z filmu dokumentalnego, „Niemy Krzyk”, w którym ów płód ucieka przed śmiercionośnym narzędziem.

Ale nawet jeżeli by tak było, na pewnym etapie rozwoju, to czy upoważnia nas to do zabójstwa? Czy możemy na ten przykład sprawić by pan Dawkins nie czuł bólu i równocześnie go uśmiercić? Znalazło by się co najmniej kilka sposobów. Świat doszedł do miejsca w którym pojawili się filozofowie nowego porządku, którzy chcą nam wmówić, że zabicie człowieka nie jest niczym złym – wystarczy, że człowiek ten nie znajduje się na odpowiednim poziomie rozwoju, jest upośledzony, lub da się go zabić „humanitarnie” ponieważ nie odczuwa bólu.

Ktoś kiedyś powiedział, że historia przypomina koło, nie sądziłem jednak, że tak szybko wrócimy do punktu wyjścia. „Oświeceniowcy” zawsze w imię swych racji najpierw musieli wymordować wszystkich którzy nie pasowali do kanonu nowego ładu, a że było ich wielu to ofiary szły nawet w dziesiątkach milionów.

Richard Dawkins znajduje się zapewne u kresu swych dni, Miłościwy Bóg być może nie zabrał go z tego świata tylko dlatego, że jeszcze żywi nadzieję na to, że profesor się opamięta i nawróci, ponieważ znaczy on dla Niego więcej niż świnia. Natomiast jeżeli się nie opamięta i nie nawróci, niezaprzeczalnie będzie odczuwał ból i cierpienie, jak naucza nas Kościół Katolicki.

Przemysław Holocher - jeden z liderów Ruchu Narodowego, Honorowy Prezes Obozu Narodowo Radykalnego, pomysłodawca i jeden z organizatorów Marszu Niepodległości. Prywatnie przedsiębiorca, mąż i ojciec.

prawy.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=2707%3Ap...
Dżudo Honor 7
TRQPL • 2014-01-23, 15:15
Chciałem przypomnieć Tym którzy widzieli oraz zaprezentować Tym którzy nie widzieli. Produkcję Zespołu Filmowego Skurcz z 1999r.
Obsada:
Ciemny fighter to Bartosz Walaszek
Biały mistrz to Grzegorz Paraska


Ponieważ niektórzy nie pojmują (nie mam Im tego za złe ) oparów absurdu w jakich są tworzone współczesne produkcje spod znaku "Git Produkcja". Chciałbym przypomnieć ich korzenie.

Etiudę tą charakteryzuje specyficzny styl produkcji, nawiązujący do filmów klasy B, kina akcji lat 80-tych oraz wschodnich sztuk walki. Przepełniona jest ironicznym i często absurdalnym poczuciem humoru.

To jest dziedzictwo Git Produkcji. Do Monthy phyton'a bardzo im daleko i nigdy nie osiągną nawet 50% tego co MP.
Lecz warto zauważyć pewne podobieństwa.

Chętne korzystanie z czarnego i absurdalnego humoru. Wiele z ich produkcji wydaje się być czystym wygłupem.
Ich część jest jednocześnie kpiną z polskiego społeczeństwa oraz szerzej aktualnych tematów z życia Polaków (np. KAPITAN BOMBA - CZAS WYBORÓW ODC.88). Zainteresowanych odsyłam do czeluści Internetu
Pamiętajcie że poczucie humoru jest jak dupa każdy ma swoje. I nie które są obsrane.