Ten moment totalnej chujni
#izolacja
Ten moment totalnej chujni
Lubisz oglądać nasze filmy z dobrą prędkością i bez męczących reklam? Wspomóż nas aby tak zostało!
W chwili obecnej serwis nie jest w stanie utrzymywać się wyłącznie z reklam. Zachęcamy zatem do wparcia nas w postaci zrzutki - jednorazowo lub cyklicznie. Zarejestrowani użytkownicy strony mogą również wsprzeć nas kupując usługę Premium (więcej informacji).
Wesprzyj serwis poprzez Zrzutkę już wpłaciłem / nie jestem zainteresowany
W ciągu miesiąca, zmarło conajmniej 41 000 ludzi
z powodu Covid-19.
Co każdy widzi za oknem. Brak policji. Puste ulice i wyścigi.
Jakiś typek pseudo gangsta się ścigal na motorze.
Zabił się. No i był pogrzeb.
Na pogrzebie ktos wyjąl giwere, ale nie zdążył nic zrobić, bo go pocieli nożami.
Na filmiku parada pogrzebowa. Na zdjecie pogrzeb. Pelna izolacja.
Próbuję dojrzeć gdzie ten człowiek jest podpięty do liny..... Jego uprząż nie wygląda tak, sama jest podpięta do siebie...
Nie ma letko
Materiał całkowicie skopiowany z onet.pl (04.09.2013), ale nie każdy na ten portal wchodzi, a temat wart jak najbardziej uwagi kazdego Sadola.
Ale samo zjawisko jest zajebiście efektowne.
W 1978 w rosyjskiej tajdze odnaleziono sześcioosobową rodzinę, która żyła tam przez 40 lat. Byli zupełnie odcięci od świata zewnętrznego. Do najbliższych sąsiadów mieli 150 kilometrów, nie widzieli nic o II wojnie światowej ani o lądowaniu na Księżycu.
Tajga nie jest zbyt przyjazna. Choćby z powodu zim, które są bardzo długie - mrozy przychodzą we wrześniu, śnieg leży do maja. To dom dla niebezpiecznych niedźwiedzi i głodnych wilczych watah. To ostatni, i co za tym idzie, największy taki las na Ziemi. Rozciąga się od arktycznych rejonów Rosji, na południe do Mongolii i na wschód aż do Pacyfiku. To prawie 12 milionów kilometrów kwadratowych.
Lato dociera tam na kilka miesięcy. Ale kiedy tajga kwitnie, może się wydawać nawet przyjazna.
W 1978 helikopter szukał w tajdze dobrego miejsca do lądowania. Na pokładzie była załoga geologów. Wtedy zobaczyli oni coś, czego nie powinno tam być. Setki kilometrów od granicy Mongolskiej, niedaleko od zbocza góry, spostrzegli polanę pokrytą długimi ciemnymi bruzdami. Pilot zszedł niżej i wtedy stało się jasne, że to ogród, a więc dowód na obecność ludzi.
To było zdumiewające odkrycie. Ogród znajdował się 150 kilometrów od najbliższych ludzkich siedzib.
Naukowcy, którzy mieli poszukiwać rudy żelaza, ostatecznie założyli bazę 16 kilometrów dalej. Zabrali prezenty dla ewentualnych mieszkańców tajgi i prowadzeni przez geologa, Galinę Pismenskayę, wyruszyli na zwiady.
– Wybraliśmy piękny dzień i zapakowaliśmy prezenty dla naszych potencjalnych przyjaciół – powiedziała Pismenskaya. – Ale zabrałam też pistolet.
Jak tylko ekipa wdrapała się na wzniesienie zaczęła napotykać ślady działalności człowieka - ścieżki, kłodę położoną w poprzek strumienia, aż w końcu małą szopę wypełnioną suszonymi ziemniakami.
– Przy strumieniu stał dom. Zniszczony przez czas i deszcz. Było tam okno, wielkości kieszeni na moim plecaku. Trudno było uwierzyć, że mieszkają tam ludzie. Ale mieszkali. Nasz przyjazd został zauważony – relacjonuje. – Mężczyzna wyglądał jak z bajki. Był bosy, przerażony, ale uprzejmy. Musieliśmy coś powiedzieć, więc zaczęłam "Witajcie. Przyszliśmy z wizytą".
Nie odpowiedział od razu – opowiada dalej Pismenskaya. – Ale wreszcie się odezwał: "Skoro podróżujecie z tak daleka, to możecie wejść".
W środku - istne średniowiecze. Jedna izba, bardzo brudna. Dwie kobiety, przerażone zaczynają szlochać i krzyczeć. – Zdaliśmy sobie sprawę, że musimy stamtąd wyjść jak najszybciej – mówi geolog.
Ekipa oddaliła się od chaty. Po pół godziny pojawił się ojciec z córkami. Dziewczyny nadal były przerażone, ale ciekawość wzięła górę. – Zapytaliśmy czy kiedykolwiek jedli chleb. Mężczyzna odpowiedział "Ja tak. One nie. Nawet nigdy go nie widziały". Jego język był zrozumiały, natomiast siostry rozmawiały po swojemu, ich język zakłócony był przez długie życie w izolacji.
Po kilku wizytach geolodzy poznali historię rodziny Lykov. Ojciec, Karp Lykov był staroobrzędowcem - członkiem fundamentalistycznej sekty prawosławnej. On i jego współwyznawcy byli prześladowani. Najgorzej było, gdy komuniści zdobyli władzę. Po tym jak brat Lykova został zastrzelony, zgarnął on rodzinę - żonę i dwójkę dzieci - i uciekł do lasu.
Wycofywali się coraz głębiej w tajgę, aż w końcu zbudowali sobie stałą siedzibę. Urodziło się jeszcze dwoje dzieci. Żadne z nich nie miało nigdy kontaktu z ludźmi poza swoją rodziną.
Dzieci co prawda wiedziały, że istnieją miasta, że istnieją państwa inne niż Rosja, ale było to dla nich abstrakcją. Ojciec nauczył je czytać, ale czytać mogły tylko Biblię i modlitewniki.
Przeżycie tak głęboko w tajdze graniczyło z cudem. Jednak jakoś się udało. Buty mieli z kory, ubrania z konopii.
To, co Lykov zabrał podczas ucieczki - np. czajnik - zniszczyło się. Naczynia z kory brzozowej nie były zbyt wytrzymałe, więc gotowanie stało się o wiele trudniejsze.
Czystej wody i drewna było pod dostatkiem. W tajdze można było znaleźć także maliny, jagody i orzechy.
Jednak rodzina co jakiś czas znajdowała się na skraju głodu. Nie mieli czym polować, mogli tylko kopać pułapki. Byli bardzo wytrzymali - chodzili boso nawet podczas 40 stopniowych mrozów.
Radzieccy geolodzy byli jednak zaskoczeni inteligencją Lykovów. Tylko ojciec nie chciał uwierzyć, że człowiek postawił stopę na księżycu, dzieci były bardzo otwarte.
Początkowo stary Lykov zaakceptował tylko jeden prezent od przybyszy - sól. – Życie bez niej przez cztery dekady to była prawdziwa tortura – powiedział. Ale, ostatecznie, cywilizacja okazała się pokusą nie do odparcia i rodzina coraz więcej czasu spędzała w obozie geologów.
Najsmutniejsze było to, że niedługo po odkryciu zaczęli chorować. W krótkim okresie zmarła matka i trójka dzieci. Z powodu nieodpowiedniej diety chorowały na niewydolność nerek.
Po śmierci dzieci geolodzy chcieli zmusić ojca i córkę do porzucenia tajgi. Nie udało się.
Karp Lykov zachorował na zapalenie płuc. Naukowcy chcieli go przetransportować helikopterem do szpitala, ale starzec nie zgodził się. Zmarł we śnie w lutym 1988 roku.
Ostatnia córka, Agafia, nie chciała opuścić domu, nawet po śmierci ojca.
– Byliśmy zmuszeni ją tam zostawić – przyznali geolodzy.
Źródło: onet
Z lewej Agafia, z prawej Natalia:
Dmitry (z lewej) i Savin:
Karp, Dmitry i Agafia z rosyjską panią geolog:
Prowizoryczne groby:
Filmik (po rusku ale warto):
W dalszym ciągu szukam o nich więcej info i zdjęć.
Pewnego dnia w 1988 roku Oh Dae-su - przeciętny, żonaty mężczyzna - zostaje porwany przez tajemniczych sprawców. Dae-su budzi się w odizolowanym pokoju, w którym znajduje wszystkie rzeczy niezbędne do przeżycia. Mijają dni, a żadni porywacze nie pojawiają się więcej w pokoju Dae-su. Mężczyzna spędza czas oglądając telewizję, a z wiadomości dowiaduje się, że w tajemniczych okolicznościach została zamordowana jego żona. Dae-su najpierw próbuje uciec z pokoju. Kiedy to się nie udaje chce popełnić samobójstwo, ale to również okazuje się niemożliwe. W końcu nie pozostaje mu nic innego, jak czekać na to, co się wydarzy i z dna na dzień coraz bardziej nienawidzić człowieka, który zgotował mu taki los. Mija 15 lat. Równie nagle, jak niegdyś został porwany, Dae-su zostaje wypuszczony na wolność. Tajemniczy mężczyźni zostawiają go w środku miasta z portfelem pełnym pieniędzy i telefonem komórkowym. Dae-su postanawia odnaleźć osobę odpowiedzialną za jego uwięzienie i zniszczenie mu życia. Kiedy jednak dochodzi do spotkania ze znienawidzonym wrogiem proponuje od Dae-su układ. Jeśli w przeciągu pięciu dni Dae-su dowie się dlaczego został porwany, wtedy prześladowca sam popełni samobójstwo. Jeśli mu się to nie uda, wtedy zginie kobieta, na której naszemu bohaterowi zależy najbardziej
Jeśli chcesz wyłączyć to oznaczenie zaznacz poniższą zgodę:
Oświadczam iż jestem osobą pełnoletnią i wyrażam zgodę na nie oznaczanie poszczególnych materiałów symbolami kategorii wiekowych na odtwarzaczu filmów