18+
Ta strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich.
Zapamiętaj mój wybór i zastosuj na pozostałych stronach
Strona wykorzystuje mechanizm ciasteczek - małych plików zapisywanych w przeglądarce internetowej - w celu identyfikacji użytkownika. Więcej o ciasteczkach dowiesz się tutaj.
Obsługa sesji użytkownika / odtwarzanie filmów:


Zabezpiecznie Google ReCaptcha przed botami:


Zanonimizowane statystyki odwiedzin strony Google Analytics:
Brak zgody
Dostarczanie i prezentowanie treści reklamowych:
Reklamy w witrynie dostarczane są przez podmiot zewnętrzny.
Kliknij ikonkę znajdującą się w lewm dolnym rogu na końcu tej strony aby otworzyć widget ustawień reklam.
Jeżeli w tym miejscu nie wyświetił się widget ustawień ciasteczek i prywatności wyłącz wszystkie skrypty blokujące elementy na stronie, na przykład AdBlocka lub kliknij ikonkę lwa w przeglądarce Brave i wyłącz tarcze
Główna Poczekalnia (5) Soft Dodaj Obrazki Dowcipy Popularne Losowe Forum Szukaj Ranking
Zarejestruj się Zaloguj się
📌 Wojna na Ukrainie Tylko dla osób pełnoletnich - ostatnia aktualizacja: Wczoraj 20:05
📌 Konflikt izrealsko-arabski Tylko dla osób pełnoletnich - ostatnia aktualizacja: Wczoraj 19:40

#książka

Hitler założycielem Izraela ? książka Hannecke Kardela
V................s • 2012-08-23, 5:11
Ciekawe to wrzucam
"Fragmenty noty wydawniczej

OD WYDAWCY

"Eichmann wspominał - a nie ma powodów, by mu nie wierzyć -Że Żydzi znajdowali się nawet wśród szeregowych czlonków SS, choć sam fakt żydowskiego pochodzenia takich ludzi jak: Heydrich, Milch, Hans Frank i in. był sprawą ściśle poufną - wiedziała o tym jedynie garstka ludzi... " (Hannah Arendt, Eichmann w Jerozolimie, ZNAK, Kraków 1987,s.228).

Z biegiem lat o tych faktach dowiadywały się coraz szersze rzesze ludzi, tak jak w niedalekiej przeszłości o zbrodni katyńskiej - i tych, którzy za nią stali - wiedziało wbrew oficjalnej propagandzie każde polskie dziecko już w szkole podstawowej. Dzisiaj o licznych Żydach wśród notabli III Rzeszy Niemieckiej oraz o finansowaniu partii hitlerowskiej przez te same żydowskie banki, które wcześniej finansowały Lenina, Trackiego i Stalina otwarcie mówi się wśród badaczy historii najnowszej. Niemniej informacje te nadal wzbudzają emocje i dodatkowe komentarze typu: "Zamierzano całkowicie wyniszczyć europejskich Żydów. Wykonawcą tego był jeden z najbardziej wpływowych nazistów, szef policji bezpieczeństwa i SD, SS-obergruppen-fuhrer, kierownik Głównego Urzędu Bezpieczeństwa SS, Heydrich, który sam, choć brzmi to niewiarygodnie i zarazem straszliwie, był w 50 % potomkiem żydowskiego narodu, czyli pólżydem". (Otto Ogiermann, Do ostatniego tchu, EDITIONS DU DIALOGUE, Paryż 1983, s.72). Dla nas nie brzmi to ani niewiarygodnie, ani straszliwie. Takie są fakty, a z faktami się nie dyskutuje. Hennecke Kardel przytacza w trzymanej przez Państwa książce wiele faktów pozornie już dziś powszechnie znanych, ale pierwszy raz w polskim przekładzie, w jednym miejscu zgromadzonych i wydanych. Ilość poważnych źródeł, do których dotarł Autor, sprawia, że książka broni się sama i jest inspiracją do dalszego studiowania poruszonych tutaj spraw. Niewątpliwie jest ona godnym uwagi uzupełnieniem naszej wiedzy na temat Adolfa Hitlera i jego Tysiącletniej Rzeszy.

Praca ta, pisana przez niemieckiego autora, nie pozbawiona jest niemieckiej optyki wydarzeń, niekiedy trudnej do przyjęcia dla polskiego czytelnika. Ale jest to dodatkowy atut i zaleta tej książki, gdyż nieczęsto możemy zapoznać się z tak wnikliwą, choć pisaną z niepolskich pozycji, analizą pewnych faktów z historii najnowszej. Taką arcyciekawą próbą całościowego spojrzenia na fenomen Żydów czynnie współtworzących najbardziej chyba antyżydowski system w historii jest niniejsza pozycja. Twórca idei syjonistycznej Teodor Herzl sugerował w 1896 roku w swojej programowej broszurze Der Judenstaat (Państwo Żydowskie), iż nie mogło być mowy o narodzeniu się politycznego syjonizmu bez antysemityzmu. Dlatego później jego uczniowie nieraz uciekali się do antysemickich prowokacji, aby integrować ogół Żydów wokół często niepopularnej wśród nich idei syjonistycznej. Niemiecki badacz historii najnowszej Hennecke Kardel stawia w niniejszej książce tezę podobną - choć dalej idącą, że bez dojścia w demokratycznych wyborach Hitlera do władzy w Niemczech i rozpętania przez niego antysemickiej nagonki, a później tzw. "Ostatecznego Rozwiązania" kwestii żydowskiej nie powstałaby w tak krótkim czasie polityczna koniunktura dla zrealizowania syjonistycznych planów - odbudowy po wiekach diaspory Państwa Izrael. Nas Polaków te fakty, połączone przez Autora w całość nie szokują, gdyż niejednokrotnie mogliśmy zetknąć się z tą niczym nie uzasadnioną sympatią Żydów w stosunku do naszych wrogów: Niemiec i komunizmu. Było tak w czasie I wojny światowej i wojny z bolszewikami w 1920 roku, w 1939, gdy Żydzi witali bramami triumfalnymi nie tylko oddziały Armii Czerwonej, ale także i Wehrmachtu, a przecież i współcześnie, gdy oskarżani jesteśmy o autorstwo Holocaustu. Wzajemna miłość niemiecko-żydowska trwa natomiast przez wieki, tak że nawet po brawurowej akcji Mossadu z 11.V.1960 roku porwania z Argentyny hitlerowskiego zbrodniarza wojennego żydowskiego pochodzenia Adolfa Eichmanna i po pokazowym procesie, na którym skazano go na śmierć, odezwały się w Izraelu głosy w jego obronie. Na przykład słynny filozof i pisarz żydowskiego pochodzenia, znawca chasydyzmu Martin Buber nazwał egzekucję Eichmanna "błędem o wymiarach historycznych", gdyż jego zdaniem powstała sytuacja mogła "przyczynić się do wymazania winy odczuwanej przez wielu młodych ludzi w Niemczech". Jaki interes ma żydowski intelektualista w przezwyciężaniu poczucia winy, w której wychowuje się urzędowo niemiecką młodzież od czasu II wojny światowej? Gdzie jest sens historii, w której na scenie naprzeciw siebie stają potęgi inspirowane przez de facto te same idee, gdyż ezoteryczne źródła nazizmu nie różnią się specjalnie od ezoterycznych źródeł syjonizmu? Po której stronie powinniśmy w historii stawać, gdy tak jak w II wojnie światowej mamy do wyboru antychrześcijańskie potęgi: narodowo-socjalistycze Niemcy, komunistyczną Bolszewię, masoński Zachód. Wydaje się, iż jedyną receptą jest po prostu pozostać sobą, aby i inni sobą pozostać mogli.

(...)

Rafał Mossakowski

Fragmenty książki

Badając kwestię mordów na Żydach, które są faktem historycznym, zobaczymy, że wśród tych, którzy ich dokonywali trudno jest znaleźć ludzi nie mających żydowskiego pochodzenia żeby wymienić choćby trzech namiestników na Wschodzie: Heydricha, Franka i Rosenberga. (...) Czytelnik musiałby długo szukać, by znaleźć niezwykle pouczającą, a prawie całkowicie niedostępną na rynku księgarskim książkę "Zanim przyszedł Hitler" (1964), której autorem jest niemiecko-żydowski wykładowca akademicki Dietrich Bronder. Pisze on co następuje: "żydowskiego pochodzenia lub spokrewnieni z żydowskimi rodzinami byli: fuehrer i kanclerz Rzeszy Adolf Hitler; jego zastępcy: minister Rzeszy Rudolf Hess i marszałek Rzeszy Hermann Goering; Gregor Strasser, dr Josef Goebbels, Alfred Rosenberg, Hans Frank i Heinrich Himmler; ministrowie Rzeszy von Ribbentrop (który niegdyś wypił bruderszaft ze słynnym syjonistą, zmarłym w 1952 roku pierwszym prezydentem Izraela Chaimem Weizmannem) i von Keudell; gauleiterzy Globocznik (tępiciel Żydów), Jordan i Wilhelm Kube; wysocy funkcjonariusze SS Reinhard Heydrich, Erich von dem Bach-Zelewski i von Kaudell II; bankierzy i sponsorzy Hitlera przed 1933 rokiem Ritter von Stauss (wiceprzewodniczący Reichstagu) i von Stein; feldmarszałek i sekretarz stanu Milch, podsekretarz stanu Gauss; starzy towarzysze partyjni Hanffstaengel (szef biura prasowego NSDAP dla prasy zagranicznej (późniejszy doradca Roosevelta) i prof. Haushofer". Powyższa lista nie jest pełna, ale jest prawdziwa, co sprawdzić może każdy, kto bliżej zainteresuje się, jaki jest związek między chorobliwą nienawiścią Hitlera i jego paladynów do ich krewniaków, a powstaniem państwa Izrael.

(...)

Generał policji i służby bezpieczeństwa Reinhard Heydrich zajmujący się zwalczaniem Żydów dokonał ciekawego odkrycia. Odkrył mianowicie pewnego człowieka. Człowiek ów był katolickim Żydem urodzonym w Hajfie, znał hebrajski i jiddisz, tak jak niemiecki. Jako dziecko przybył z ojcem do Solingen. Potem zaniosło go do Linzu, gdzie na długo przed anschlussem walczył dla Hitlera. Po ucieczce z Austrii wstąpił do SS. W gimnazjum w Linzu historii uczył go prof. Leopold Poetsch, który jak pamiętamy wpajał Adolfowi Hitlerowi antyżydowskie poglądy. Adolf Eichmann - bo o nim mowa - ambitny i rokujący wielkie nadzieje unterfuehrer SS, spotkał się z Adolfem Hitlerem, który podczas leśnego spaceru ujął za ramiona i długo patrzył w oczy człowiekowi, który chodził do tej samej szkoły co on. Resztę załatwił Heydrich dostarczając nowemu współpracownikowi odpowiednią metrykę z Solingen i wprowadzając go w obowiązki. W inne sprawy wtajemniczył go żydowski oficer SS Leopold von Mildenstein, przyjaciel syjonistów, który opracował plan mający na celu "wzbudzenie u możliwie największej liczby Żydów chęci wyjazdu do Palestyny". Gdy koledzy z SS dziwili się, co szuka w ich organizacji Żyd Eichmann odznaczający się typowym semickim nosem ("przecież on ma na gębie klucz do synagogi"), słyszeli w odpowiedzi: "Nie gadać tyle! Rozkaz fuehrera!" Każdy rozumiał, bo fuehrer miał zawsze rację. Więc Eichmann bez przeszkód mógł ze swego berlińskiego biura rozwinąć szeroką działalność, za którą, jak stwierdził, na początku lat sześćdziesiątych podczas procesu w Jerozolimie jego obrońca Servatius, powinien otrzymać order. A mianowicie za jego niezwykłe zasługi dla żydowskiej kolonizacji Palestyny. Badacz nazwisk Gerhard Kessler pisał w swojej pracy opublikowanej w 1935 roku, że nazwisko "Eichmann" pochodzi z początku XIX wieku, kiedy to wielu Żydów przybierało nowe nazwiska, "aby oderwać się od swych przodków i od historii swojego narodu". Gestapo Heydricha nawiązało ścisłe stosunki z żydowską organizacją Hagana działającą w Palestynie. Było to całkiem logiczne, gdyż według Eichmanna "wszystkie partie i związki zrzeszone w Światowej Organizacji Syjonistycznej są nadzorowane przez jedną centralną instancję, która odgrywa niezwykle ważną rolę w życiu politycznym Żydów. Nosi ona nazwę Hagana, co oznacza samoobronę ". Jeden z palestyńskich syjonistów prowadzący w Berlinie negocjacje ze służbą bezpieczeństwa Heydricha nazywał się Schkolnik. Był to późniejszy premier Izraela Levi Eszkol, który latem 1965 roku wyjawił tygodnikowi "Der Spiegel": "Przebywałem tam krótko w początkowym okresie rządów Hitlera ". Komendant Hagany, urodzony w Polsce, Feivel Polkes spotkał się z hauptscharfuehrerm SS Adolfem Eichmannem po raz pierwszy w lutym 1937 roku. Obaj Żydzi zawarli porozumienie i wypili bruderszaft w winiarni "Traube " niedaleko Zoo. Eichmann wręczył Polkesowi pisemne oświadczenie: "Wywierany będzie nacisk na ogólnokrajowe przedstawicielstwo Żydów w Niemczech, aby zobowiązywało emigrujących Żydów do wyjazdu do Palestyny, a nie do jakiegokolwiek innego kraju. Leży to całkowicie w interesie Niemiec i gestapo przedsięwzięto już odpowiednie kroki." Feivel Polkes zaprosił swojego nowego przyjaciela Eichmanna do starej ojczyzny. 2 października 1937 roku w Haifie redaktor gazety "Berliner Tageblatt" nazwiskiem Eichmann zszedł na ląd z pokładu "Romanii". Pan redaktor pragnął rozejrzeć się nieco po kraju. Zobaczył wiele ciekawych rzeczy, porozmawiał z wieloma ludźmi i po powrocie zameldował: "Narodowe kręgi żydowskie są bardzo zadowolone z radykalnej polityki niemieckiej w stosunku do Żydów, gdyż dzięki niej liczba ludności żydowskiej w Palestynie wzrosła do tego stopnia, że w dającej się przewidzieć przyszłości będzie tu więcej Żydów niż Arabów". Gminy Żydowskie w Berlinie i wszystkich wielkich miastach Rzeszy organizowały kursy hebrajskiego i przygotowywały przede wszystkim młodych Żydów do "Alijah", czyli emigracji do Palestyny. Centralny Komitet Pomocy i Odbudowy przekształcił się w Ogólnokrajowe Przedstawicielstwo Żydów Niemieckich , które ostatecznie nazwało się Ogólnokrajowym Zrzeszeniem Żydów w Niemczech i wraz z urzędem Eichmanna koordynowało emigrację Żydów do Palestyny. Panowała pełna harmonia, nie było żadnych scysji czy konfliktów. Raaman Melitz z Jerozolimy ustalił liczby dla punktu zbornego w Niederschoenhausen: "82% wyjechało do Palestyny, 9% do Brazylii, 7 % do Południowej Afryki, 1% do USA i 1% do Argentyny". Przy poparciu władz państwowych młodzi Żydzi przygotowywali do nowego życia w Palestynie na rolniczych i rzemieślniczych kursach w Waidhofen nad rzeką Ybbs, w Altenfelden w Górnej Austrii, w Ruednitz koło Berlina i w Schwiebichen na Śląsku.Z Rexingen w Wirtembergii wszyscy Żydzi w liczbie 262 wyemigrowali do Palestyny. Po wojnie wrócił tylko jeden. Do wybuchu wojny z 500.000 Żydów wyemigrowało ponad 300.000 w większości młodych i energicznych ludzi.

(...)

Po anschlussie Austrii, awansowany w międzyczasie i bogaty w doświadczenia, oficer SS Adolf Eichmann przeniósł się do Wiednia, gdzie w pałacu Rotszyldów wraz z żydowskimi współpracownikami urządził Centralne Biuro d/s Żydowskich Emigrantów.

(...)"

źródło : naszawitryna.pl
Graham Masterton - Ciało i krew
Jamka • 2012-08-15, 11:47
Jest to jedna z najdziwniejszych, zarazem najbardziej porąbanych fabuł w książkach jakie miałam okazję przeczytać. Dlatego daję krótką recenzje (nie jest mojego autorstwa) i serdecznie polecam

Terence Pearson z niewiadomych przyczyn morduje swoje dzieci, ścinając im głowy sierpem. Twierdzi, iż uczynił to, aby uchronić je przed jeszcze gorszym przeznaczeniem. Dzieci odziedziczyły, bowiem geny przerażających istot – ludzi roślin, które odwiedzały w średniowieczu rolników. Potworom przewodzi Zielony Wędrowiec i wraz ze swymi kompanami zjawia się zawsze tam, gdzie zdarzają się klęski nieurodzaju. Zawiera on dziwną umowę z rolnikami oferując im urodzaj w zamian za potomstwo. Ten, kto przyjmuje propozycje potwora zmuszony jest dotrzymać swojej obietnicy i ofiarować mu swe dzieci. Potomkowie farmerów stają się następnie przedmiotem krwawego rytuału. Zielony Wędrowiec, aby nie stać się w całości rośliną i utrzymać w sobie człowieczy pierwiastek potrzebuje, co jakiś czas nowych ludzkich wnętrzności, które wydobywa właśnie z dzieci rolników.
Tymczasem fragment tkanki mózgowej syna Pearsona trafia do instytutu, w którym przeprowadzane są eksperymenty genetyczne na zwierzętach. Preparat zostaje wszczepiony gigantycznej świni, która uwolniona przez ekologów wydostaje się na wolność.
książka na prezent
rAv433 • 2012-07-29, 15:13
Szukam książki dla mojej koleżanki o jakieś patomorfologi, anatomopatologii lub czymś związanym z krwią. Chodzi mi bardziej o jakieś ciekawostki, fajne przypadki chorób niż jakąś książkę naukową. Ma po prostu zajebiście zaciekawić moją koleżankę która się tym i tak już interesuje. Liczę na waszą pomoc. Nakurwiać!!
No to się pochwaliła
WyscigowyJELCZ • 2012-07-19, 23:17
czyżby koniec związku a dziecko nie pozna tatusia?



nie widzialem tego tutaj wcześniej
Najlepszy komentarz (57 piw)
x................s • 2012-07-20, 0:20
ure all wrong, typiara jest na zmywaku gdzieś w anglii i wraca z bachorem do chłopaka w polsce dlatego typ jest przekonany, że nie jego.
Instytut
Kaśka • 2012-05-04, 21:03


Cytat:

Tytułowy Instytut to mieszkanie w centrum Krakowa. Nikt nie wie, dlaczego tak się nazywa, ani jaka jest jego pełna historia. W spadku po babci dostaje je Agnieszka - trzydziestopięciolatka po przejściach, znajdująca się na życiowym rozstaju, rozwodząca się z mężem i walcząca o prawo do opieki nad nastoletnią córką. Akcja rozpoczyna się w momencie, gdy Agnieszka wraz ze współlokatorami odkrywa, że ktoś ją uwięził w Instytucie. Jedyną wskazówką, o co chodzi napastnikom są napisy na ścianie nakazujące mieszkańcom wynieść się z mieszkania.

Instytut to gęsta i duszna powieść grozy, którą czyta się z podwyższonym ciśnieniem. Rozpoczyna się naprawdę intrygująco. Dzięki doskonałemu wyczuciu konwencji i popkulturowych klisz Żulczyk umiejętnie buduje atmosferę zaszczucia. To gotowy pomysł na miejską legendę. Miejscem akcji przewrotnie czyni najzwyklejsze w świecie mieszkanie - dzięki temu horror, jaki gotuje bohaterem wydaje się szczególnie prawdopodobny. Rozgrywający się w mieszkaniu koszmar przerywają obszerne retrospekcje, w których Agnieszka odmalowuje życie swoje i swoich przyjaciół. Jej losy to historia przeciętności i walki z codziennością. Zmęczona, zniechęcona, zniszczona rutyną, pragnie już tylko świętego spokoju. Podobnie skonstruowane są postaci drugoplanowe: pozująca na alterglobalistkę Iga, Sebastian - dresiarz o gołębim sercu, nawiedzona ezoteryczna Weronika i tajemniczy, żyjący poza nawiasem społeczeństwa Rumun

Wywiad z bacą
BongMan • 2012-03-22, 16:35
Wywiad z bacą:
- Baco, jak wygląda wasz dzień pracy?
- Rano wyprowadzam owce, wyciągam flaszkę i piję...
- Baco, ten wywiad będą czytać dzieci. Zamiast flaszka mówcie książka.
- Dobra. Rano wyprowadzam owce, wyciągam książkę i czytam. W południe przychodzi Jędrek ze swoją książką i razem czytamy jego książkę. Po południu idziemy do księgarni i kupujemy dwie książki, które czytamy do wieczora. A wieczorem idziemy do Franka i czytamy jego rękopisy.
Wpis zawiera treści oznaczone jako przeznaczone dla dorosłych, kontrowersyjne lub niezweryfikowane
Kliknij tutaj aby wyświetlić wpis
Fragment książki Ozzy'ego
Spilihp_85 • 2012-01-23, 16:26
Fragment książki Ozzy'ego Osbourne'a "Ja, Ozzy. Autobiografia"

"Autobiografia Ozzy’ego Osbourne’a – ikony i legendy rocka, wokalisty Black Sabbath, jednej z najpopularniejszych na świecie grup hardrockowych."

Cytat:

W pewnej chwili zaczęliśmy się zastanawiać, skąd się bierze, kurwa, ta cała koka. Wiedzieliśmy tylko, że przyjeżdża w nieoznakowanych vanach, zapakowana w kartonowe pudełka. W każdym pudełku było około trzydziestu fiolek – trzy warstwy po dziesięć
– z których każda miała zalaną woskiem zakrętkę.
Mówię wam, ten koks był najbielszym, najczystszym i najsilniejszym towarem, jaki możecie sobie wyobrazić. Jeden niuch i jesteście królami wszechświata.
Chociaż uwielbialiśmy robić za odkurzacze, wiedzieliśmy, że wybuchłaby afera, gdybyśmy zostali nakryci z jedną taką nielegalną dostawą, zwłaszcza w Stanach. Nie bardzo śmiechało mi się kiblować w amerykańskim pierdlu i do śmierci wypinać dupę przed kutasem jakiegoś studwudziestokilowego gangstera. Ale kiedy byłem w ciągu, miałem coraz większą paranoję i po pewnym czasie wmawiałem już sobie, że nasz diler z uniwerku pracuje w FBI, LAPD lub pieprzonej CIA.
Któregoś wieczoru wybraliśmy się całą paczką do kina w Hollywood na Francuskiego łącznika. Gorzej nie mogliśmy trafić. Fabuła jest oparta na prawdziwej historii dwóch nowojorskich tajniaków, którzy rozpracowują międzynarodową szajkę przemytników heroiny.
Gdy przewijały się napisy końcowe, miałem już przyśpieszony oddech.
– Skąd się biorą fiolki z koką zapieczętowane jebanym woskiem? – zapytałem Billa.
Wzruszył ramionami.
I poszliśmy do klopa, żeby wciągnąć kilka ścieżek.
Kilka dni później leżę sobie koło basenu, popijam piwko i palę dżointa, próbując spowolnić bicie serca, kiedy zjawia się nasz szemrany typek i siada przy mnie. Jest rano, więc w jednej ręce trzyma kubek z kawą, w drugiej – „Wall Street Journal”.
A ja nawet w łóżku jeszcze nie byłem.
„Nadarza się okazja – myślę sobie – pociągnąć gościa za język. Wybadam, co w nim siedzi”. No więc pochylam się do niego i pytam:
– Widziałeś Francuskiego łącznika, ten nowy film?
Uśmiecha się i kręci głową.
– A powinieneś – mówię. – Strasznie ciekawy.
– Na pewno. – Koleś się śmieje. – Tylko czemu miałbym chodzić
na takie filmy, skoro mam to na co dzień?
Gdy tylko to usłyszałem, zlałem się zimnym, swędzącym potem. Będą jeszcze kłopoty z tym facetem. Miałem złe przeczucia.
– Słuchaj, stary – pytam – dla kogo pracujesz?
Odkłada gazetę i popija kawę.
– Dla rządu Stanów Zjednoczonych – odpowiada.
O mało co nie wystrzeliłem z leżaka i nie skoczyłem w żywopłot.
Ale w głowie mi się kręciło i od dawna nie używałem nóg. „No pięknie – myślę sobie – wszyscy mamy przejebane”.
– Chryste, stary, wyluzuj – mówi, gdy widzi moją minę.
– Nie jestem z FBI. Nie pójdziesz siedzieć. Masz tu samych przyjaciół. Pracuję dla Amerykańskiej Agencji do spraw Żywności i Leków.
– Czego?
– FDA.
– Chcesz powiedzieć, że cały ten koks… pochodzi…
– Niech ci się wydaje, Ozzy, że to prezent od Świętego Mikołaja.
Bo chyba wiesz, co się mówi o Świętym Mikołaju?
– Co?
– Tam, skąd pochodzi, jest dużo śniegu.
Gość patrzy na zegarek i mówi, że jest umówiony na spotkanie. Dopija kawę, wstaje, klepie mnie po ramieniu i spierdala. Więcej już o tym nie myślałem. Potem wróciłem do domu, żeby
zasilić się koksem i parę razy buchnąć z bonga.
Siedzę sobie na sofie, przede mną bateria zamkniętych fiolek z kokainą, obok wielka micha z gandzią, i kroję pierwszą tego dnia ścieżkę koki. Nagle jestem mokry od potu, zimnego i swędzącego jak przedtem. „Jasny chuj – myślę – zżera mnie dziś paranoja!”.
W tym momencie do pokoju wchodzi Bill z piwem i mówi:
– Masz tu jak w piecu, Ozzy. Czemu nie włączysz AC? – I wysuwa głowę za drzwi balkonowe, żeby po raz pierwszy od wielu dni poczuć na sobie promienie słońca.
A ja się zastanawiam: co to za „AC” w mieszkaniu? I raptem olśnienie: klimatyzacja. Ciągle zapominałem, że mieszkania w Ameryce są nowocześniejsze niż na Wyspach. W sumie nie tak dawno przyzwyczajałem się do nowości, jaką był dla mnie sracz w domu, a tu proszę: automatyczna regulacja klimatu. No więc wstaję i zaczynam się rozglądać za termostatem. „Pewnie jest gdzieś w ścianie” – myślę. Po kilku minutach bingo! Urządzenie tkwi w zakamarku przy frontowych drzwiach. Skręcam temperaturę i wracam do swojej koki i gandzi.
Jak w bajce.
Ale gdy wciągam przez nos pierwszą ścieżkę, słyszę coś dziwnego.
Czy to?…
Nie…
Cholera, całkiem jak…
Nagle Bill wpada przez otwarte drzwi balkonowe z przerażeniem na twarzy. W tym samym momencie słychać trzask drzwi na drugim końcu domu i hałas, jakby trzech facetów staczało się po schodach. Wreszcie do pokoju wlatują zasapani Tony, Geezer i jeden z technicznych, Amerykanin o imieniu Frank. Są już częściowo ubrani z wyjątkiem Franka, który pojawił się w samych majtkach.
Patrzymy na siebie… i krzyczymy jednym głosem:
– Syreny!!!
Wycie było takie, jakby na podjazd wjechało całe jebane LAPD!
A więc nalot! Kurwa mać! Kurwa mać!!!
– Bierzcie koks! Bierzcie koks! – wrzeszczę.
Frank rzuca się do stolika, zgarnia fiolki z kokainą, ale potem tylko biega w kółko, włosy stoją mu dęba, fajka w ustach, slipy wrzynają się w dupę.
Przypominam sobie jeszcze o czymś.
– Bierzcie marychę! Bierzcie marychę!
Frank znów przyskakuje do stolika, chwyta michę z gandzią, ale przy okazji upuszcza fi olki z koką. Łazi więc na czworakach i próbuje wszystko pozbierać. Ja tymczasem nie mogę się ruszyć. Zanim usłyszałem syreny, serce napieprzało mi trzy razy szybciej niż zwykle. Teraz waliło, jakby chciało mi rozerwać klatę.
B-b-b-b-b-b-b-b-b-b-bum!
B-b-b-b-b-b-b-b-b-b-bum!
B-b-b-b-b-b-b-b-b-b-bum!
Nim się pozbierałem, Bill, Geezer i Tony dali nogę. No więc jestem tylko ja, Frank i tyle koki, że cała boliwijska armia mogłaby z nią pomaszerować na Księżyc i z powrotem.
– Frank! Frank! – krzyczę. – Tutaj! Do klopa! Prędzej!
Frankowi udało się jakoś dźwignąć na nogi i przenieść wszystko do kibla w holu przy drzwiach frontowych. Szorujemy do środka i zamykamy drzwi na klucz. Syreny tak wyją, że idzie dostać pierdolca. Wozy policyjne zatrzymują się przed domem z piskiem opon. Rozmowy przez radio. I pukanie do drzwi.
Bam! Bam! Bam!
– Otwierać! – woła gliniarz. – Prędzej, otwierać!
Ja i Frank klęczymy na ziemi. Z powodu paniki próbowaliśmy najpierw opróżnić michę, potem pozbyć się kokainy. Wsypaliśmy marychę do umywalki, a resztę do kibla. No i kicha! Umywalka i kibel nie dały rady, zaczęły się wypełniać mętną, brązową wodą. Chcieliśmy przepchnąć zioło przez kolanko za pomocą szczotki klozetowej, ale daremny wysiłek. Rury były zatkane.
A musieliśmy jeszcze pozbyć się kokainy.
– Nie ma wyjścia – mówię do Franka – wciągamy cały koks.
– Odpierdoliło ci czy co?! – on na to. – Chcesz umrzeć?
– A byłeś kiedyś w więzieniu, Frank? Ja byłem i nie zamierzam tam wracać.
No więc zaczynam otwierać fi olki i wysypywać zawartość na podłogę. Padam na czworaki, przysuwam nos do płytek i ssę ile wlezie.
Bam! Bam! Bam!
– Otwierać! Wiemy, że tam jesteście!
Frank patrzy na mnie, jakbym postradał zmysły.
– Jeszcze chwila – mówię. Mam czerwoną twarz, czuję mrowienie w nogach, oczy pulsują. – Gliny wyważą drzwi i będziemy w dupie!
– Kurde, stary. – Frank siada przy mnie na czworakach. – Nie wierzę, że to robię.
Musieliśmy wciągnąć po sześć lub siedem gramów. Wtem słychać na dworze jakieś tupanie.
– Pst! – mówię. – Słuchaj.
I znowu: tup, tup, tup, tup… Coś jakby kroki.
Słyszę, jak otwierają się frontowe drzwi. I jakaś kobieta mówi po hiszpańsku. Pokojówka! Pokojówka wpuszcza gliniarzy! Kurwa!
Tłukę kolejną fiolkę i przykładam nos do podłogi. A tu męski głos:
– Dzień dobry pani. Chyba ktoś na terenie rezydencji wcisnął guzik alarmu.
Znieruchomiałem w połowie niucha.
Guzik alarmu?
Pokojówka tłumaczy coś po hiszpańsku, policjant odpowiada, potem słychać kroki dwóch osób w holu, a męski głos staje się wyraźniejszy. Gliny w domu!
– Zazwyczaj montuje się go przy termostacie systemu klimatyzacji – mówi. – O, jest. Tu, na ścianie. Jeśli naciśnie pani ten guzik, słyszymy alarm na posterunku w Bel Air i wysyłamy kilku funkcjonariuszy, żeby sprawdzili, czy wszystko w porządku. Pewnie ktoś nacisnął go przez pomyłkę, gdy ustawiał termostat. Pani nawet nie wie, jak to się często zdarza. Pozwoli pani, że zresetuję system. O, już jest dobrze. No to my się zbieramy. W razie problemów proszę dzwonić, tu jest nasz numer telefonu. Można też nacisnąć guzik. Oficer dyżurny czuwa dwadzieścia cztery godziny na dobę.
– Gracias – dziękuje pokojówka.
Drzwi frontowe zamykają się, pokojówka idzie do kuchni. Nareszcie mogę wypuścić z płuc powietrze. Jasny gwint, blisko było!
Patrzę na Franka. Na jego twarzy biały proszek miesza się z gilami, z lewej dziurki w nosie leci krew.
– To znaczy…
– Właśnie. – Kiwam głową. – Ktoś musi pokazać Billowi, jak obsługiwać to kurestwo

Ja, Ozzy Autobiografia Wydawnictwo TELBIT
Copyright © Wydawnictwo TELBIT 2010 - 2011
.



Inne fragmenty książki: ozzy.net.pl/?page_id=73

Nie mogę nigdzie znaleźć ebooka, gdyby ktoś miał linka proszę o podzielenie się.
MARKIZ DE SADE - STO DWADZIEŚCIA DNI SODOMY, CZYLI SZKOŁA LIBERTYNIZMU



Kim jest Markiz de Sade nie muszę przedstawiać.

Akcja powieści „Sto dwadzieścia dni Sodomy” rozgrywa się w początkach XVIII wieku, u schyłku panowania ludwika XIV. Czterech niezwykle bogatych libertynów, którzy swą fortunę zawdzięczają zbrodni i sprzeniewierzeniu udaje się do – niedostępnego dla zwykłego śmiertelnika – zamku Silling, gdzie mają zamiar oddać się niesłychanym orgiom seksualnym. Mężczyznom towarzyszą czterdzieści dwie zniewolone osoby: córki a zarazem żony, młodzi chłopcy i dziewczęta w wieku od dwunastu do piętnastu lat (uprowadzeni z dobrych domów w ramach selekcji, której głównym kryterium były piękne ciała, jędrne pośladki, dziewicze pochwy i odbyty oraz duże penisy), ośmiu jebaczy (których wybór podyktowany został monstrualnymi rozmiarami ich członków), cztery straszliwie brzydkie służące (rozkładające się w mdłym fetorze z tasiemcami wydobywającymi się z ich odbytnic), trzy znakomite kucharki wraz z pomocami kuchennymi oraz cztery sławne prostytutki (urozmaicające opowiadaniami pobyt w zamku). U celu podróży, kobiety zostają uświadomione, że dla świata są już martwe. Słowa te nie pozostawiają żadnych złudzeń co do losu, jaki czeka te stworzenia ludzkie. Wszelkie poczynania w zamku – ukrytym w Czarnym Lesie, za niedostępnymi górami, poza granicami Francji – zostają uregulowane ścisłymi rozporządzeniami, które – zgodnie z libertyńską przekorą – zostaną przez ich autorów naruszone, podobnie jak przekroczone zostaną ramy czasowe wyprawy i nie tylko seksualnie, ale też fizycznie będą naruszone ciała ofiar.

„Sto dwadzieścia dni Sodomy” składa się z obszernego wprowadzenia oraz czterech części mających postać dziennika obejmującego sto dwadzieścia dni pobytu kompanii w upiornym zamku. Każdy miesiąc oddany jest dyspozycji jednej z prostytutek-narratorek, której zadaniem jest opowiedzenie stu pięćdziesięciu interesujących historii z własnego życia, co daje razem sześćset „rozmaitych dań”, „mających zaspokoić apetyt” czytelnika i czterech libertynów, którzy – gdy jakiś epizod szczególnie przypadnie im do gustu – natychmiast oddają się jego realizacji.

„Bo jakkolwiek ludzie by się tego obawiali, filozofia powinna powiedzieć wszystko”.
(Sade)


horror.com.pl
Przewracanie strony
Pener • 2012-01-09, 20:01
dla leniwych
Najlepszy komentarz (112 piw)
s................n • 2012-01-09, 20:09
Macbook zjebany na podłogę - browar.
Dwie kozy i taśma filmowa
yarzapp • 2012-01-05, 2:48
Dwie kozy żują taśmę filmową.
W pewnym momencie jedna mówi do drugiej:
- Ty, daje radę ten film.
- No, całkiem niezły jest.
- Ale i tak książka była lepsza.
Wpis zawiera treści oznaczone jako przeznaczone dla dorosłych, kontrowersyjne lub niezweryfikowane
Kliknij tutaj aby wyświetlić wpis
Najlepszy komentarz (99 piw)
K................k • 2012-01-05, 3:25
Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji zobligowała nas do oznaczania kategorii wiekowych materiałów wideo wgranych na nasze serwery. W związku z tym, zgodnie ze specyfikacją z tej strony oznaczyliśmy wszystkie materiały jako dozwolone od lat 16 lub 18.

Jeśli chcesz wyłączyć to oznaczenie zaznacz poniższą zgodę:

  Oświadczam iż jestem osobą pełnoletnią i wyrażam zgodę na nie oznaczanie poszczególnych materiałów symbolami kategorii wiekowych na odtwarzaczu filmów
Funkcja pobierania filmów jest dostępna w opcji Premium
Usługa Premium wspiera nasz serwis oraz daje dodatkowe benefity m.in.:
- całkowite wyłączenie reklam
- możliwość pobierania filmów z poziomu odtwarzacza
- możliwość pokolorowania nazwy użytkownika
... i wiele innnych!
Zostań użytkownikiem Premium już od 4,17 PLN miesięcznie* * przy zakupie konta Premium na rok. 6,50 PLN przy zakupie na jeden miesiąc.
* wymaga posiadania zarejestrowanego konta w serwisie
 Nie dziękuję, może innym razem