Poniżej przedstawiam tekst zaczerpnięty od Polaka mieszkającego na Litwie, konkretnie w Wilnie. Tekst powinien uciąć dywagacje na temat słuszności transparentu kibiców Lecha. Sam początkowo się oburzyłem, ale po zagłębieniu w temat popieram inicjatywę.
Zachęcam do zapoznania się....
Futbol ma tę wspaniałą cechę, że ujawnia prawdę o ludziach. Nie tylko tych na boisku, ale i tych co wokół niego.
6 czerwca byłem na stadionie LFF na meczu piłkarskim między Polonią Wilno i wileńskim Żalgirisem. Mecz zapowiadał się ciekawie - Żalgiris to znany klub, gra w A klasie – najwyższej lidze, Polonia o stopień niżej. Chciałem zobaczyć na co stać naszych piłkarzy. Pierwszego gola strzeliła Polonia, lecz potem Żalgiris przejął inicjatywę i wbił 8 goli. Gra jak gra, najważniejsze to co na trybunach i wokół nich. Kibiców Polonii zebrało się około 50, a kibiców Żalgirisu zebrało sie z 40-50. Doping lepszy daliśmy my swoim, a Żalgirisu w ogóle słychać nie było, choć na trybunach działają od 20 lat, a my zaledwie od tego sezonu.
Po meczu, przy wejściu zasadziło się na nas około 15 ultrasów Żalgirisu i wspomagających ich około 120 litewskich skinheadów, których wcześniej w ogóle nie było na meczu. Doszło do krótkiej, ale ostrej bijatyki. Wybiegli znienacka, całą bandą, z okrzykiem "Lietuva lietuviams" (Litwa Litwinom). Doszło do spięcia i wymiany ciosów. Paru naszych na ziemi, ale flaga obroniona. Policja, która kręciła sie przy stadionie nic nie zrobiła. Spacerkiem obserwowała wydarzenia, dopiero po jakimś czasie włączyli syreny, na dźwięk których Litwini porozbiegali sie tak szybko jak się pojawili. Krzyczeli, że „to czeka tych co kibicują Polakom”.
Żyję tu już na tyle długo, że byłem pewny, iż to nastąpi. Byłem pewny, że Litwini długo nie wytrzymają, że nie pogodzą się z istnieniem w Wilnie polskiego klubu dopingowanego w polskim języku, tak samo jak nie mogą pogodzić się z polskimi nazwiskami, czy polskimi nazwami ulic, a przede wszystkim z polską historią Wileńszczyzny. Bezsilna złość najbardziej zakompleksionych wybuchła w środę pod stadionem. I tak będzie już zawsze. Czy wyciągniemy z tego naukę? Kibice wiedzą o co chodzi, ale chciałbym skierować swe słowa i do reszty moich rodaków. Już dawno wyciągnąłem swoje wnioski, a stadionowa bójka jest dla mnie tylko potwierdzeniem.
Niestety już znaleźli się polskojęzyczni, mentalni niewolnicy i medialni promotorzy pojednania za litewskie pieniądze. Już piszą, że to niby margines, że to kibicowskie sprawy. Owszem – są kibicowskie sprawy, ale nie w tym przypadku, bo przeciw nam zjednoczyli się szowinistyczni kibice różnych klubów i skinheadzi, którzy z żadną kibicowską ekipą nie trzymają. Im chodziło nie o sprawy klubowe, ale przede wszystkim o narodowe! Wszystkim tutejszym „pojednawcom” radzę, aby poszli na kolejny mecz Polonii. Może jak dostaną po twarzy od litewskich „braci Litwinów” (o ile nie będą potrafili się obronić) to przestaną wypisywać bzdury o pojednaniu i wielokulturowości. Wielokulturowość to skończyła się tutaj w 1939 roku, nikt z Litwinów nie chce się też z nami jednać. A może „pojednawcy” polecą na skargę do służb litewskiego państwa? Od razu im podpowiem, żeby nie liczyli na ich policję. My całe szczęście nigdy na nią nie liczyliśmy dlatego nie byliśmy zaskoczeni tym, że biernie przyglądała się akcji litewskich szowinistów i bijatyce. I dobrze… damy sobie radę, tylko co w podobnej sytuacji zrobią wielcy patrioci Republiki Litewskiej?
Trzeba walczyć za swoje, a nie błagać ich o akceptację – Litwini nigdy nas TUTAJ jako Polaków nie zaakceptują. Dostrzegam to nie tylko na przykładzie kibiców Żalgirisu i ich sojuszników. Taką samą postawę przyjmują władze tego państwa zabraniające pisać po polsku, taką samą postawę przyjmują urzędnicy okradający Polaków z ich ziemi (co jest znacznie gorsze niż parę siniaków nabitych na meczu), taką samą postawę przyjmują ci wszyscy tak zwani „zwykli, porządni Litwini”, którzy krzywią się w autobusie gdy rozmawiam po polsku. Nawet mnie to nie dziwi. Choć oficjalnie oni budują swoją tożsamość na fikcyjnych wizjach „odwiecznej stolicy”, „bałtyjskiego szczepu”, „wschodniej Litwy” to w głębi serca wiedzą że to bzdury. Stąd ich frustracja, stąd ich dążenie do wynarodowienia nas – prawowitych mieszkańców tej ziemi. Zamiast wierzyć w złudzenia o „porządnych Litwinach” i to że „większość taka nie jest” trzeba się jednoczyć i walczyć swoją tożsamość i swoje polskie sprawy. Na stadionie i poza nim, wszędzie. Ci wszyscy „Litwini polskiego pochodzenia” żyjący dalej tymi złudzeniami są jak przysłowiowy czarny niewolnik, w nocy po cichu przebierający się w ubranie swojego pana i udający białego. Ja jestem wolnym wileńskim Polakiem! Na stadionie i poza nim. Zwracam się do wszystkich Polaków żyjących na Wileńszczyźnie. Nie możemy pozwalać by nam dyktowano warunki w taki sposób, tu jest nasz dom! Na tablicach i w podręcznikach piszą Vilnius ale przecież to Wilno.
Żródło :
polskamlodziezwilna.blogspot.com/2012/06/nic-nowego.html
P.S. To mój drugi post więc w razie czego chuje w drugą dziurę