Będąc w podstawówce,chodziliśmy na szaber na truskawki.Jako małolaci nie bardzo dbaliśmy o szkody jakie robiliśmy.Nie dość że zjadaliśmy truskawy.To jeszcze przy okazji niszczyliśmy krzaki. Młodzi głupi. Ganiał nas gość pare razy,ale że starszy był to zawsze się zdążyło uciec.
Chodził z nami do szkoły wnuczek tego gościa i opowiadał jak to dziadek się wkurwiał,że szarańcza mu w szkodę wchodzi. Spreparował naboje do dubeltówki tak,że zamiast śrucin nasypał soli kamiennej. Przyczaił się na nas w krzakach i jak na czworakach rabowaliśmy płody rolne,wypalił.Tylko raz.Ale za to skutecznie.
Huk,wrzask kolesia i spierdalanie że sam diabeł by nas nie dogonił. Sześć kryształków soli utkwiło w dupie kumpla się okazało.Szpital,konsternacja,panika.Potem przyszło wyjaśnienie że to sól.Wkurwienie rodziców kumpla.Noc z dupą w misce z zimną wodą. Wpierdol .
Jakie były konsekwencje w stosunku do dziadka?Nie wiem. Wtedy nie miało to dla nas znaczenia.
Do teraz jak się spotkamy gdzieś z kumplami,pada zawsze to samo pytanie .
-Ty Wojtek.
-Co?
-Idziemy na truskawki?

Szkoda psiaka, do końca siedział wiernie przy panu.