18+
Ta strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich.
Zapamiętaj mój wybór i zastosuj na pozostałych stronach
Główna Poczekalnia (4) Soft (2) Dodaj Obrazki Filmy Dowcipy Popularne Forum Szukaj Ranking
Zarejestruj się Zaloguj się
📌 Wojna na Ukrainie - ostatnia aktualizacja: Dzisiaj 18:40
📌 Konflikt izrealsko-arabski - ostatnia aktualizacja: 5 minut temu
📌 Powodzie w Polsce - ostatnia aktualizacja: Dzisiaj 18:54
🔥 Z dupy takie hamulce - teraz popularne

#partyzantka

CIA odtajniła raporty z 1947 roku dotyczący tzw. Żołnierzy Wyklętych. Trudno zaprzeczyć temu, że ujawnione dokumenty totalnie masakrują nacjonalistyczną wizję historii i nie pozostawią kamienia na kamieniu z hagiograficznej prawicowej literatury o tych bandytach. Zachęcam do lektury.

"Zbrojne bandy, które napadają na pociągi i magazyny. Nie mają poparcia ludności. Ich bezsensowna walka tylko pogarsza sytuację ekonomiczną kraju, powoduje niepotrzebny rozlew krwi i dostarcza rządowi powodów żeby zaciskać aparat opresji."

Raport „Badanie nielegalnej opozycji w Polsce”, napisany przez szpiega CIA odmalowuje negatywny obraz partyzantów antykomunistycznych, którzy nie złożyli broni po II Wojnie Światowej i których nazywa się dziś „Żołnierzami Wyklętymi”. Raport został napisany w 1947 roku, więc wciąż gdy ta partyzantka była aktywna, chociaż jak wspomina autor o nieujawnionym nazwisku – już wygasa i partyzanci przenoszą się do cywilnej, politycznej opozycji. Raport nie mitologizuje, ani nie przedstawia opinii – jest raczej szczerym opisem tamtych niezbyt łatwych faktów, z tradycyjnie amerykańskiego pragmatycznego punktu widzenia. Został właśnie prawie w całości odtajniony. Zapraszam do tej interesującej lektury:

„Ruch oporu w Polsce może być podzielony na dwie grupy: Partyzanci, którzy preferują bezpośredni, zbrojny opór w walce Rządem przez działania partyzanckie i konspiracyjne Podziemie, szersze, ale luźniej zorganizowany ruch który preferuje działać pośrednio przez propagandę i infiltrację agencji rządowych.

Polityczna opozycja Ruchu

Politycznie, Ruch Oporu zawiera wszystkie możliwe elementy od antystalinistów do grup reakcyjnych. Generalnie ekstremiści, szczególnie prawicowi ekstremiści są silniejsi w formacjach Partyzantów, a umiarkowani i liberałowie znacznie częściej znajdują się w Podziemiu.

Podziemie chce powrócić do warunków sprzed 1939 roku i jest bliższe umiarkowanym socjalistom i reformatorom ziemskim Mikołajczyka i Polskiego Stronnictwa Ludowego (PSL). Istnieją niezliczone wyjątki i wariacje od tego wzorca i wiele z grup pseudo-partyzanckich, choć przyznaje, że są frakcją anty-rządową, należy jednak klasyfikować jako czysto bandyckie grupy bez żadnych politycznych celów.

Przywództwo

Ani partyzanci, ani Ruch Oporu nie ma zunifikowanego centralnego przywództwa z dobrze zdefiniowanymi celami. Bez jednego lidera Ruch Oporu składa się z niezliczonych frakcji, które mają ze sobą tylko wspólną opozycję wobec obecnego reżimu i Sowietów.

Największe i najważniejsze grupy to Narodowe Siły Zbrojne i Wolność i Niepodległość. Są one niezależne i mają główne kwatery w Polsce. Do tej ostatniej należy jednak niezliczona liczba band partyzanckich które są wierne tylko swoim wodzom.

Agencje rządowe walczące z Ruchem Oporu

Milicja Obywatelska (Policja) i Ochotnicza Milicja Obywatelska (Policja Ochotnicza)

MO i OMO wykonuje zwykłe funkcje policyjne i nie ma władzy w sprawach politycznych. Są oni tylko częściowo angażowani w działania partyzanckie i jeszcze mniej mają do czynienia z Podziemiem.

Urząd Bezpieczeństwa Publicznego

UBP tak jak NKWD działa jako wyższa agencja policyjna i jej zadaniem jest wykrywanie i niszczenie wewnętrznej opozycji politycznej. W związku z tym jest bardziej zaangażowana w walkę z Podziemiem niż z Partyzantami.

Główny Zarząd Informacji (Służba wywiadowcza)

O ile UBP jest zainteresowane subwersyjną aktywnością polityczną w ogóle, organy GZI interesują się Ruchem Oporu bo niektóre jego elementy otrzymują wsparcie materiałowe zza granicy i dostarczają pomocy zagranicznym agencjom wywiadowczym w antypolskich i antysowieckich operacjach.

Korpus Bezpieczeństwa Wewnętrznego

Ciężar operacji antypartyzanckich w polu spada na KBW, dobrze uzbrojoną i politycznie stabilną elitarną formację która przypomina Waffen-SS albo NKWD. KBW jest zorganizowana w zmotoryzowane regimenty i niezależne bataliony strategicznie rozmieszczone w Polsce.

Armia

Wojsko bierze udział w operacjach antypartyzanckich tylko w ostateczności, gdy siły partyzanckie są zbyt duże żeby mogły z nimi walczyć KBW albo UB. Jednym z tego powodów jest niepewna orientacja polityczna szeregowych żołnierzy, którzy często sympatyzują z Oporem i pozwalają się rozbroić bez oporu. Żeby zniechęcić do tej praktyki, Sztab Generalny wydał rozkaz nakazujący karać śmiercią tych którzy się poddadzą partyzantom.

II. Organizacja

Nie ma standardowej organizacji formacji Partyzantów. Większe grupy, takie jak Szarego, są dobrze uzbrojone i zorganizowane, ale małe bandy mogą nie mieć formalnej organizacji.
Przywódcy band partyzanckich – szczególnie grupy NSZ – są często zawodowymi oficerami dawnego Wojska Polskiego z dużym doświadczeniem w walkach partyzanckich.
Kompozycja szeregów jest heterogeniczna. Chociaż niektórzy walczą z powodów politycznych, część robi to żeby uciec przed władzą, a niektórzy dla podniety i przygody, są też ci którzy dołączyli się jako najemnicy.
W niektórych obszarach istnieje rodzaj partyzanckiej „mobilizacji” w którym mężczyźni obowiązkowo werbowani są aby służyć miesiąc lub dwa w oddziałach leśnych.

Siły

Trudno ocenić dokładnie siły Partyzantów. Na bazie informacji którymi dysponujemy uważa się, że 40 000 do 50 000 ludzi to rozsądne wyliczenie na jesień 1946 roku.

III. Sprzęt

Partyzanci generalnie noszą zdobyczne mundury polskiej armii i są nie do odróżnienia od zwykłych żołnierzy, poza tym że noszą orzełka z koroną na czapce, zamiast orła bez korony obecnego reżimu.
Partyzanci są uniwersalnie dobrze uzbrojeni, głównie w bronie automatyczne i półautomatyczne. Większość z nich to broń niemiecka, ale wiele jest też sowieckiego sprzętu, zdobytego na oddziałach polskich i sowieckich.
Niektórzy partyzanci mają sprzęt radiowy, z którego jednak ze względów bezpieczeństwa korzystają oszczędnie. Większe formacje mają ciężkie uzbrojenie jak moździerze, lekką artylerię i pojazdy silnikowe.

Zaopatrzenie

Ich zaopatrzenie nie jest problemem. Czego nie mogą zdobyć w inny sposób, zdobywają napadając na pociągi i publiczne magazyny.

Relacje z ludnością cywilną

Wielu ludzi, choć z zasady sympatyzuje z Partyzantami, deprecjonuje ich działania, ponieważ uważa, że wywołują bezsensowny rozlew krwi nie osiągając żadnych trwałych celów.

IV. Zidentyfikowane grupy partyzantów

(…) F. NSZ – Narodowe Siły Zbrojne

NSZ wydaje się być największą i najlepiej zorganizowaną grupą oporu. Politycznie jest to skrajna prawica która miała wcześniej kontakty z ONR i Stronnictwem Narodowym – teraz zdelegalizowanymi. Chociaż NSZ oficjalnie odcina się od złego traktowania Żydów, jest odpowiedzialna za wiele antysemickich ekscesów. Głową NSZ jest Bolesław Piasecki. Dowódcą oddziałów jest pułkownik Andrzej Rutkowski. (…)

V. Nastawienie Sowietów

Sowieckie jednostki w Polsce mają zakaz angażowania się w bitwy z Partyzantami. Tylko jeśli zostaną zaatakowane mogą się bronić. Nawet gdy polskie władze proszą o sowiecką pomoc, odpowiedź jest zawsze jedna: „bez konkretnych instrukcji z Moskwy nie możemy wam pomóc”, mimo że wielu z ich wysokich oficerów zostało zabitych przez partyzantów. Niektóre specjalne jednostki, takie jak NKWD mają większą swobodę w walce antypartyzanckiej, ale nawet oni specjalnie się nie angażują.

Podziemie (cywilne)

(…) W ciągu osiemnastu miesięcy od zakończenia wojny, nadzieje (ludności) coraz bardziej malały, aż w końcu zorientowano się, że jest bardzo mała szansa na osiągnięcie celów w bliskiej przyszłości. Z tymi wnioskami wielu Polaków stwierdziło, że Partyzanci walczą po nic.

Do tego, cele polityczne stały się jasne: za Partyzantami stoi Anders i „Londyńscy” Polacy, a za nimi Anglicy. W umysłach Polaków Anders i grupa londyńska to bogaci kapitaliści i posiadacze ziemscy. Chociaż „Londyńscy” Polacy mają pewną sympatię za walkę przeciw Sowietom i reżimowi warszawskiemu, nie można powiedzieć, że wielu Polaków chciałoby, żeby grupa londyńska przejęła władzę. Zwłaszcza robotnicy i chłopi czują, że powrót grupy londyńskiej do władzy oznaczałby przywrócenie nietolerowanych warunków życia z 1939 roku, z obecną dyktaturą lewicową zamienioną na równie niesmaczną dyktaturę prawicową.

Podobne emocje panują wśród partyzantów, bazowane na oskarżeniach, że […… – niestety 2 następne linijki są utajnione, może chodzić o dokonane zbrodnie…] przez kontynuowanie ich bezsensownej walki tylko pogarszają sytuację ekonomiczną kraju, powodują niepotrzebny rozlew krwi i dostarczają rządowi powodów żeby zaciskać aparat opresji.

III. Komentarz o rozwoju sytuacji w polskim Ruchu Oporu

Szczyt sił Partyzantów w Polsce został osiągnięty wiosną i zimą 1946 roku. Od tamtej pory ich siły stale spadają, częściowo przez działania rządowe, ale w większości ponieważ coraz więcej i więcej partyzantów przekonuje się o bezcelowości dalszych działań partyzanckich i powraca do normalnego życia.

Byli Partyzanci i członkowie AK skanalizowali swoją wrogość do rządu przenosząc się do Podziemia (cywilnego). Z tego powodu gdy Partyzanci słabną, Podziemie staje się silniejsze. Teraz kiedy „legalna” opozycja Mikołajczyka została „pokonana” w ostatnich wyborach i ogłoszono amnestię dla Partyzantów, można oczekiwać, że ten proces będzie trwał dalej i że PSL oraz Partyzanci będą zwracali się do Podziemia jako jedynej pozostałości aktywnego oporu wobec Rządu.”

źródło orginał
Fragmenty wspomnień żołnierza AK, który walczył na Kresach i okresowo pracował w lokalnym szpitalu, pochodzące z książki: Józef Jan Kuźmiński - "Z Iwieńca i Stołpców".

Cytat:

W lutym przyjęto do szpitala 50-letnią kobietę chorą na zapalenie płuc. W trakcie kąpieli z pochwy uwydatnił się 3-4 centymetrowy męski członek. Położono ją na salę kobiecą, z której uciekała cały czas na salę męską, co w końcu lekarze zaakceptowali.[...]
Pewnego lutowego poranka przywieziono z głębi Puszczy Nalibockiej mężczyznę lat 40-42 ze zmiażdżoną stopą nogi lewej. Upadło na nią ścięte drzewo. Konieczna była amputacja nogi, na którą ranny nie wyrażał zgody, chociaż aprobowała propozycję lekarzy małżonka. "Mam umrzeć, to umrę z nogą" - powiedział. Na stole operacyjnym dokonano toalety zmiażdżonej stopy. Dawałem narkozę. Wlałem może siedem buteleczek po 100cm każda eteru. Chory nie śpi. Kazano uzupełnić narkozę chloroformem. Poszło jeszcze siedem buteleczek.
- Chory śpi? Tak, przestał liczyć! No to zaczynamy - powiedział dr Bogdanowicz. Pierwsze ruchy nożycami, piłką, chory krzyknął: Balić! (Boli)
- podlać mu jeszcze parę buteleczek. Toaleta skończona.
- Proszę, niech go pan obudzi - zwrócił się do mnie dr Bogdanowicz
- Nie trzeba mnie budzić, ja nie spał - odzywa się pacjent.
Lekarze nie wierzą, ale pacjent przytacza rozmowy, jakie prowadzili między sobą dr Bogdanowicz i drStrzeszewski.
- A to co wlał we mnie ten młody doktor - wskazał na mnie - to było nic, bo ja wypijam spirytusu samogonowego na posiedzenie 2-3 litry. [...]
Jesienią 1942 r. przyjęto do szpitala 50-letniego mężczyznę, który cierpiąc na bezwiedne oddawanie moczu, zatkał cewkę zapałką owiniętą watą. Miał zakażenie. Uratowano go. Już była zima, gdy tensam pacjent trafił do szpitala. W cewkę wkręcona była śruba o średnicy 1cm. Moszna i członek były obrzęknięte o fioletowym kolorze. [...]

Krótki zapis szkolenia organizowanego przez Stowarzyszenie obronne FIA z zakresu walki w terenie zurbanizowanym. W szkoleniu brali udział również uczestnicy zewnętrzni.

Najlepszy komentarz (30 piw)
nightclaw • 2014-10-07, 20:13
wolę coś takiego niż pierdolenie że jak będzie wojna to dresy będą nas bronić .... bo nie będą. chłopaki się dobrze bawią a i w głowach może coś zostanie. bardziej licze na takich którzy jako tako potrafia sie obchodzic z bronia niż sebe ktory dostanie kałacha i pewnie spierdoli jak przyjdzie co do czego. a wy kacapy nie zazdroście ludziom hobby tylko sami coś zróbcie to może z was sie pośmiejemy
Polska neopartyzantka cz. II
Duentar • 2014-03-10, 1:52
Temat ten jest kontynuacją pierwszej części, która cieszyła się bardzo dużym zainteresowaniem (jak na temat, który nawet nie liznął głównej). Link: Polska neopartyzantka

Rozpocznę cytatem, który rozpoczynał część I:
Duentar napisał/a:

Temat jaki tutaj zamieszczam, będzie dotyczył polskiego Systemu Obrony Terytorialnej, który powstał dzięki pracy Romualda Szeremietiewa i innych oficerów.

Otóż ten właśnie Pan stwierdził, że Polska zawsze budowała partyzantkę jak armia regularna została rozbita, a w Polsce po podbiciu panował jakiś inny władca i że trzeba byłoby stworzyć partyzantkę zanim się coś takiego wydarzy, aby to właśnie ona uniemożliwiała zniszczenie regularnej armii, a w przypadku rozbicia nadal miała możliwość bojową, ale z racji wcześniejszego przygotowania, była bardzo dobrze uzbrojona, miała jasno wytyczone plany działania, plany schronień dla ludzi/łupów itp.



A teraz konkrety:
Polska armia regularna:
- W polskiej armii na jednego oficera przypada 0.43 szeregowca (wg. oficjalnych informacji MONu mamy ok. 30tys oficerów, ok. 30tys. podoficerów (przyjmując, że podoficerowie są dowódcami) i ok. 30tys. szeregowców)
- Szeremietiew przypuszcza, że Wojsko Polskie nie będzie w stanie w przypadku ataku na państwo wystawić nawet jednej dywizji (dywizja 12-15tys. żołnierzy).
- Szacuje się, że jedna brygada jest w stanie skutecznie obronić 150km2 (Szeremietiew nie podaje jednak jak długo, być może uznał czas dla osób, które odbyły zasadniczą służbę wojskową za oczywisty).
- Obecnie dysponujemy 15-stoma brygadami, które są w stanie obronić 0.7% terytorium kraju.
- Zakłada się, że armia, która ma przewagę 3:1 zawsze rozbije przeciwną armię, aby się pokusić o wojnę z Polakami potrzebowałby 300-400 tys. żołnierzy.
- Rosja ma 20 mln rezerw i 2.1 mln rezerwy czynnej (rezerwy, którą można powołać natychmiast)
- Aby bronić Polskę potrzebujemy 1500-2000 brygad armii regularnej (nigdy nie będziemy w stanie takiej armii stworzyć)
Gdyby już teraz ktoś miał wielkie wątpliwości co do wiarygodności powyższych informacji podaję od razu fragment wypowiedzi 40:30

Polska neopartyzantka (a właściwie System Obrony Terytorialnej - szczegóły, które nie zostały ujęte w I części materiału):
- Brygada Obrony Terytorialnej jest w stanie bronić 3.000 km2 terytorium.
- 108 brygad Obrony Terytorialnej wystarczyłoby do obrony kraju
- Szeremietiew oceniał czas na stworzenie Systemu Obrony Terytorialnej na 7 lat (zanim stanowiska ministra objął Klich) i na 9 lat po obecnym ministrze MON.
- 3 miesiące szkolenia w miejscu zamieszkania, które obejmuje przede wszystkim szkolenie strzelnicze, zakładaniem min, posługiwanie się sprzętem przeciwpancernym i przeciwlotniczym.
- pozostałe 9 miesięcy powinny być rozłożone na kilka lat, aby taka osoba miała kontakt z fachem nabytym podczas tych pierwszych 3. miesięcy szkolenia.
- osoba odbywająca szkolenie się jedynie do obrony własnego domu, własnego miejsca zamieszkania.

Szeremietiew napisał/a:

"1 batalion pancerny kosztuje 49 razy drożej niż 1 batalion obrony terytorialnej".



Lista tematów omawianych w materiale filmowym znajdziecie w spojlerze. Na kolorem turkusowym zaznaczam tematy odnoszące się tylko do Systemu Obrony Terytorialnej, czerwonym to co uznałem za bardzo ważne i żółtym za średnioważne. Na uwagę osób wierzących w siłę małych armii oraz dla czcicieli polskiego wojska, polecam dwa fragmenty:

49:10 O budowie Systemu Obrony Terytorialnej (wojska takiego jakie ma Szwajcaria przystosowanego do polskich warunków)

46:00 O tym jak zawodowi żołnierze unikają ćwiczeń poligonowych (na przykładzie obsługi moździerzy, która przyniosła zwolnienia lekarskie)



Przygotowałem dla Was dokładny spis tematów w wykładzie Szeremietiewa:

ukryta treść
0:20 O temacie wykładu (wstęp)
- 3:20 Do czego jest wojsko i do czego jest resort obrony?
- 3:50 Dlaczego wybuchają wojny?
- 4:15 Dlaczego mamy od kilkuset lat problem z naszą obronnością?
- 5:00 Jakie zadania ma Ministerstwo Obrony?
*5:10 O myśli Sun Tzu ("Sztuka wojny")
**5:45 O przygotowaniu takiego systemu obrony, aby atak się nie opłacał
**7:10 O Szwajcarii podczas II wojny światowej i jej systemu obronnego
***9:00 O Szwajcarskim systemie obronnym obecnym
**10:30 O systemie obronnym oraz o tym w jaki sposób powinniśmy budować swój system obronny
**11:40 O podstawowych prawach żołnierza
**13:10 O zarobkach żołnierzy i kształtowaniu się morali wojskowych oraz o przekupywaniu wojska przez obce siły
***14:00 Machiavelli o nieopieraniu się na żołnierzach zaciężnych i o honorze żołnierzy zaciężnych na przykładzie "Ogniem i Mieczem" (chodziło p.Szeremietiewowi o Niemców - dop. Duentar) i o obleganiu Malborka (w 15:20)
16:00 O stanowisku MONu (mówiące o wojnie nie będzie) i różnicach w myśleniu polskiego MONu i Szwajcarów
16:30 O uzależnieniu naszego bezpieczeństwa na funkcjonującym ładzie międzynarodowym
- 17:15 O ładach międzynarodowych i o modlitwach Mickiewicza o wojnę powszechną (która stworzyłaby sytuację do wyłonienia się suwerennej Polski przez zburzenie dotychczasowego ładu międzynarodowego)
*18:20 Ład Wersalski oraz o jego zburzeniu (i ponownej utracie przez Polskę niepodległości)
*18:45 Ład Jałtański oraz jego zmiana
*19:50 O przyszłych próbach zmiany dotychczasowego ładu międzynarodowego przez Rosję
*20:50 O przesłankach, które świadczą o przyszłych zmianach ładu międzynarodowego
*21:50 O słowach Rostowskiego o nadchodzącej wojnie
*22:40 O osłabieniu się pozycji Stanów Zjednoczonych na świecie
*23:15 O możliwej konfrontacji Moskwa-Pekin
**23:25 O możliwości poprawy rosyjskich szans na konflikcie z Chinami przez podporządkowanie sobie części Europy
24:45 Pytanie: czy polskie środki jakimi obecnie dysponujemy są w stanie nas obronić oraz o roli jaką miałoby spełnić NATO
25:30 Czy obecnie (już teraz) grozi na nas inwazja? (przypominam, materiał jest z 22.11.2011, ale nie wiem jaki pogląd na sytuację międzynarodową ma p. Szeremietiew obecnie)
26:10 O lotnictwie i marynarce wojennej jako siłach, które można wykorzystywać zawsze (nawet w okresie pokoju), które nie potrzebują poboru (+ przykłady używania takich sił bez ingerencji piechoty i pozostałych sił lądowych)
- 28:00 Jaką marynarką wojenną i lotnictwem dysponujemy
*29:00 O polskich samolotach F16

- 30:25 O polskiej obronie przeciwlotniczej
[color=red]31:25 O "przyjaciołach" ze wschodu (o zaopatrywaniu się w rakiety ISKANDER, przenoszeniu przez nie ładunków jądrowych oraz używaniu jej jako broni niszczącej elektronikę i inne systemy)

- 34:40 O wierze Szeremietiewa w pokojowe pertraktacje z Rosją
36:05 O Zapad 2009 (o ćwiczeniach, w których Rosja miałaby użyć głowic jądrowych na Polskę, o ćwiczeniach desantu rosyjskiej armii na plaże polskie etc.)
39:40 O pomyśle Szeremietiewa na obronę granicy polskiej
40:30 O obecnych siłach jakimi dysponujemy
44:05 Szeremietiew o naszej polskiej armii:
- O braku wart w naszym wojsku i najmowaniu służb ochrony (420 mln rocznie)
- O braku kuchni i najmowaniu kateringu (70 mln rocznie)
- O braku wojskowych odpowiedzialnych za porządek i najmowaniu firm sprzątających (187 mln (nie zrozumiale p. Szeremietiew się wysłowił))
45:05 O zawodowych żołnierzach, konsekwencjach i totalnej demoralizacji polskiego wojska

46:40 O konflikcie asymetrycznym i perspektywie prowadzenia przez Polskę wojny partyzanckiej
- 49:10 O budowie Systemu Obrony Terytorialnej (wojska takiego jakie ma Szwajcaria przystosowanego do polskich warunków)
- 50:20 O obecnych doświadczeniach ogromnych armii w konfliktach asymetrycznych
- 51:10 O prowadzenia wojny w warunkach miejskich
- 52:00 O opłacalności wchodzenia do wojny z krajem, który będzie prowadził działania partyzanckie
- 53:35 Czy nas stać na utworzenie Systemu Obrony Terytorialnej?

- 55:10 Czy siły polityczne, które mają wpływ na kraj, mają świadomość na konieczności utworzenia takiego systemu? (oraz o dokonaniach Klicha, który zniszczył ostatnie struktury Systemu Obrony Terytorialnej, które wprowadził Szeremietiew)

Odpowiedzi na pytania:
59:05 O obcych służbach i agentach wpływu
1:03:20 Temat z poprzedniego materiału: o strukturze polskiej armii (dziwny stosunek w hierarchii polskiej armii, gdzie na jedną osobę z kadry przywódczej przypada 0.43 szeregowca)
1:05:20 O strategiach wojennych Rosji (Aleksandra Dugina utworzeniu imperium azjatycko-europejskiego ze współpracy z Niemcami)
1:07:00 O wyobrażeniu sobie narodu i władzy przez Rosjan (różnica w patrzeniu na władzę cywilizacji turańskiej i łacińskiej)
1:12:10 O amerykańskiej tarczy antyrakietowej (i słabym przywódcy Stanów Zjednoczonych i innych baśniach, które obiecały nam Stany)

1:15:45 O szkoleniu w Systemie Obrony Terytorialnej
1:17:30 Obalenie mitu, że szkolenie wojskowe jest jedynie stratą czasu
1:22:55 Pobór i szkolenie polskich żołnierzy (wg. ministra Klicha oraz jego stanowisku utrzymywania jedynie armii, która będzie wysyłana na misje)
1:24:50 O NSR oraz o tym, że nasi oficerowie nie mają kim dowodzić i o zawieszonym poborze
1:28:00 O "doświadczeniach" jakie nabywają nasi żołnierze np. w Afganistanie i Iraku
1:30:00 Czy misje zagraniczne gwarantują nam interwencje naszych sojuszników (i NATO) obrony naszego kraju?
1:31:30 O korzyściach jakie uzyskaliśmy w Iraku (jakie otrzymała Polska [piękny gest Szeremietiewa] i jakie otrzymał pan Belka) i co uzyskamy w Afganistanie
1:34:00 O sprzęcie, który jest zakupywany do uczestnictwa w Afganistanie (oraz o tym, że ten sprzęt tam już zostanie - nie opłaca się ściągać tego sprzętu z powrotem do Polski)


Bardzo proszę o rady i sugestie, które pomogłyby mi przygotowywać Wam materiały na wyższym poziomie, niż do tej pory. Zawsze da się coś poprawić

Specjalnie dla Was, dla Sadistic.pl
Duentar, a właściwie
Zbigniew Gatkowski
"Nazywać każdą rzecz jej odpowiednim imieniem"
Leśni Bracia
Vof • 2013-09-07, 15:03
Leśni bracia - bałtyccy żołnierze wyklęci

„Antysowiecki ruch oporu jest jednym z najbardziej niedocenianych konfliktów dwudziestego wieku, szczególnie na Zachodzie. Przez ponad dziesięć lat licząca setki tysięcy bojowników nacjonalistyczna partyzantka toczyła przeciwko Sowietom skazaną na niepowodzenie wojnę w straceńczej nadziei, że Zachód przyjdzie im w końcu z pomocą”...

Przejęcie Europy Wschodniej przez komunistów nie było pokojowym procesem. Między sympatykami Sowietów a tymi, którzy im się sprzeciwiali, często wybuchały walki; robotnicy wywoływali zamieszki w reakcji na brutalność komunistów, a chłopi zbroili się przeciwko władzom, opierając się kolektywizacji. W większości wypadków był to spontaniczny wyraz powszechnego gniewu, który szybko tłumiono. Czasami jednak opór przybierał bardziej zorganizowane formy.

Działo się to zwłaszcza w tych częściach Europy, w których już wiedziano, jak to jest żyć pod sowieckim knutem. Szczególnie w państwach bałtyckich oraz przyszłej zachodniej Ukrainie pojawiły się nacjonalistyczne ruchy, których członkowie byli dobrze zorganizowani, nastawieni patriotycznie i gotowi walczyć aż do śmierci. W przeciwieństwie do sąsiadów z południa nie mieli złudzeń co do intencji Stalina. Doznawszy już radzieckiej okupacji na początku wojny, w powojennych latach nie widzieli niczego nowego, a raczej postrzegali je jako kontynuację procesu, który się zaczął w 1939 i 1940 roku.


Znaczek pocztowy przedstawiający bohatera litewskiej partyzantki Jonasa Žemaitisa-Vytautasa

Antysowiecki ruch oporu jest jednym z najbardziej niedocenianych konfliktów dwudziestego wieku, szczególnie na Zachodzie. Przez ponad dziesięć lat licząca setki tysięcy bojowników nacjonalistyczna partyzantka toczyła przeciwko Sowietom skazaną na niepowodzenie wojnę w straceńczej nadziei, że Zachód przyjdzie im w końcu z pomocą. Ta wojna ciągnęła się jeszcze w latach pięćdziesiątych, a jej skutkiem były dziesiątki tysięcy ofiar po obu stronach.

Największy opór stawiano w zachodniej Ukrainie, gdzie między 1944 a 1950 rokiem liczba ludzi zaangażowanych w działalność partyzancką sięgnęła prawdopodobnie 400 tysięcy. Jak już jednak pokazałem, sytuacja na Ukrainie była niezwykle skomplikowana i miała związek z czystkami etnicznymi.

Do bardziej „nieskażonego” antysowieckiego oporu dochodziło w krajach bałtyckich, a zwłaszcza na Litwie, która według raportów szwedzkiego wywiadu miała „najlepiej zorganizowane i najbardziej zdyscyplinowane ze wszystkich grup partyzanckich”. We wszystkich trzech krajach bałtyckich partyzanci byli znani pod wspólną nazwą „leśnych braci”. W pełnej narodowej dumy atmosferze, dominującej od lat dziewięćdziesiątych, ich wyczyny stały się dosłownie legendarne.

Bitwa o Kalniškės

Gdy jesienią 1944 roku Armia Czerwona przetoczyła się przez kraje bałtyckie, dziesiątki tysięcy Estończyków, Łotyszy i Litwinów zeszły do podziemia. Nie zrobili tego z lekkim sercem. Na długi czas porzucili domy i majątki, stracili kontakt z rodzinami i przyjaciółmi, często głodowali. Niektórzy pomieszkiwali u znajomych, przenosząc się co parę tygodni z miejsca na miejsce, tyleż by nie nadużywać gościnności gospodarzy, ile i dla uniknięcia wykrycia. Większość uciekła do lasu, gdzie żyła bez dachu nad głową czy odpowiedniego ubrania. Jesień przywiodła deszcze, które zamieniły wiele obszarów w prawdziwe mokradła; zima – szczególnie dwie pierwsze powojenne zimy – była nadzwyczaj mroźna w tej części Europy. Ranni lub ci, którzy chorowali, nie mogli żywić nadziei na właściwą opiekę.

Naiwnością byłoby sądzić, że wszyscy, którzy zdecydowali się na tę walkę i warunki, uczynili to z czystego patriotyzmu. W 1944 roku ich liczba powiększyła się o mężczyzn usiłujących uniknąć poboru do Armii Czerwonej oraz tych, którym dawne polityczne powiązania dawały powody do obawiania się Sowietów. Później dołączyły do nich rodziny uciekające przed deportacją, rolnicy opierający się kolektywizacji lub nowe grupy politycznych przeciwników Związku Radzieckiego. Jednak centrum stanowiła silna, zorganizowana grupa tych, którzy byli oddani walce o demokrację i niepodległość. Wielu było wojskowymi: „dobrymi żołnierzami”, mówiąc słowami jednego z litewskich dowódców partyzanckich, „którzy nie obawiali się oddać życia za ojczyznę”. Ta centralna grupa nadzorowała podział ludzi na oddziały, zorganizowane na podobieństwo wojskowych, odpowiedzialne za kopanie bunkrów i budowanie leśnych schronień, za gromadzenie jedzenia oraz zapasów i – co najważniejsze – za organizowanie partyzanckich operacji.


Emblemat litewskich partyzantów

Od samego początku ci nieustraszeni mężczyźni i kobiety podjęli bardzo ambitne działania, zwłaszcza na Litwie. Na północnym wschodzie kraju oddziały partyzanckie, liczące 800 lub więcej ludzi, toczyły zażarte boje z Armią Czerwoną. W centrum wielkie grupy bojowników terroryzowały sowieckich funkcjonariuszy, a nawet przeprowadzały ataki na ich urzędy i budynki sił bezpieczeństwa w centrum Kowna. Na południu zastawiali skomplikowane zasadzki na oddziały NKWD, organizowali zamachy na komunistycznych przywódców, a nawet napadali na więzienia w celu odbicia schwytanych towarzyszy.

Nie ma tutaj miejsca, by się pokusić o przytoczenie całej listy bitew i potyczek, które stoczono w pierwszym roku po wkroczeniu Sowietów. Zamiast tego opiszę jedną, która z upływem lat urosła do rangi symbolu. Do bitwy o Kalniškės doszło w lesie na południu Litwy dokładnie tydzień po oficjalnym zakończeniu wojny. Toczyła się między licznym oddziałem NKWD z pobliskiego garnizonu w mieście Simnas a małą, lecz zdeterminowaną grupą partyzantów dowodzonych przez Jonasa Neifaltę, pseudonim Lakūnas („Lotnik”).

Neifalta był inspirującym dowódcą, dobrze znanym w regionie z opierania się tak Sowietom, jak i nazistom. Były oficer znajdował się od czasu pierwszej okupacji kraju w 1940 roku na sowieckiej liście skazanych na odstrzał. Schwytano go w 1944 roku i został postrzelony w pierś, ale zdołał uciec ze szpitala, w którym Sowieci umieścili go pod strażą. Gdy doszedł do siebie w gospodarstwie krewnego, jesienią wraz z żoną Albiną uciekli do lasu. Następne pół roku spędzili na zbieraniu ludzi, szkoleniu ich i przeprowadzaniu błyskawicznych operacji przeciwko Sowietom i ich współpracownikom.

By położyć kres działalności Neifalty, 16 maja 1945 roku do lasów Kalniškės pomaszerowała silna jednostka NKWD. Otoczyła obszar, na którym Neifalta się ukrywał, i zaczęła zaciskać pierścień. Rozumiejąc, że są w pułapce, Neifalta i jego zwolennicy wycofali się głęboko w las na wzgórze i przygotowali się do bitwy. Bronili się bohatersko, zadając z broni ręcznej oraz granatami ogromne straty Sowietom – według partyzantów było ponad 400 ofiar (chociaż Rosjanie podali liczbę będącą jedynie ułamkiem tamtej). Jednak po kilku godzinach partyzantom zaczęło brakować amunicji. Neifalta pojął, że jedyną nadzieją na przeżycie jest próba przedarcia się przez kordon. Korzystając z resztek amunicji, około dwóch tuzinów partyzantów przebiło się przez radzieckie linie i uciekło, znajdując schronienie na pobliskich bagnach Žuvintas. Zostawili zwłoki czterdziestu czterech towarzyszy – ponad połowę ich początkowego stanu – w tym żonę Neifalty, która zginęła z pistoletem maszynowym w rękach.
Sam Neifalta przeżył, by walczyć dalej, ale nie trwało długo, nim dopadło go przeznaczenie. W listopadzie tego roku on i jego towarzysze zostali kolejny raz otoczeni w pobliskiej, odosobnionej zagrodzie i Neifalta zginął w wymianie ognia.


Gazeta wydawana przez litewski ruch oporu pod okupacją sowiecką

Kiedy Litwini wspominają antysowiecką insurekcję z lat czterdziestych i pięćdziesiątych, właśnie takie historie opowiadają. Takie bitwy stały się symbolem wszystkiego tego, co chcą pamiętać na temat własnego bohaterstwa i szlachetności sprawy.

Jeśli jednak spojrzeć na nią obiektywnie, bitwa pod Kalniškės ujawnia także wiele powodów, dla których taki opór był skazany na niepowodzenie. Przede wszystkim Sowieci mieli dużo lepsze zaopatrzenie – to nie im skończyła się amunicja. Także liczebnie znacznie przewyższali partyzantów pod Kalniškės, podobnie jak w niemal każdej innej bitwie tamtego okresu. Chociaż uważa się, że w latach 1944–1956 w ruch oporu na Litwie było zaangażowanych około 100 tysięcy ludzi – a Estonia i Łotwa szczyciły się kolejnymi 20–40 tysiącami – było to niczym w porównaniu z milionami żołnierzy, jakich Sowieci mogli zmobilizować natychmiast po pokonaniu Niemiec. Na poziomie lokalnym oznaczało to, że Sowieci mogli sobie pozwolić na stracenie w jednej bitwie dziesiątków, a nawet setek ludzi. Partyzanci – nie.

Bez względu na to, jak naszym zdaniem szlachetni czy odważni byli litewscy bojownicy, ich operacje przeciwko Sowietom miały istotne słabe punkty. Chociaż partyzanci byli bardzo dobrzy w błyskawicznych akcjach, nie mogli mieć nadziei na sprostanie sile wroga w zaciętej walce. Bitwa o Kalniškės jest wzorcowym przykładem tego, co się działo, kiedy takie grupy były zmuszone do walki na warunkach Sowietów. Dużo bardziej sensowne byłoby rozdzielanie się na małe oddziałki, które łączyłyby się tuż przed atakiem, a potem ponowne rozpraszały – i rzeczywiście taką taktykę partyzanci potem przyjęli. Ale do lata 1945 roku utrzymywali w określonych miejscach duże grupy bojowe. Jak Neifalta przekonał się na własnej skórze, większe oddziały dużo łatwiej było znaleźć i zniszczyć.

Przebieg zdarzeń pod Kalniškės był znamienny dla tego, co się działo w całym kraju: Sowieci lokalizowali pojedyncze grupy partyzanckie i wykańczali jedną po drugiej. Partyzanci przekonali się, że bardzo trudno jest im walczyć, gdyż nie koordynowali strategii na poziomie krajowym. Państwowe organy, które kierowały nimi na początku, zostały zlikwidowane przez radziecką tajną policję zimą 1944/1945 roku, a próby ponownego zjednoczenia ruchu oporu nastąpiły dopiero w roku 1946. Lokalni dowódcy partyzantów, tacy jak Jonas Neifalta, skłaniali się ku działaniu w izolacji: mieli znikomy kontakt z dowódcami z innych regionów i walczyli o czysto lokalne cele. Koordynowanie na wielką skalę poszczególnych działań partyzanckich było niemożliwe.

Dlatego właśnie rozpaczliwa obrona pod Kalniškės symbolizuje wszystkie słabości ruchu oporu: niedostatek zasobów, wysoki wskaźnik strat, błędną taktykę oraz brak spójnej strategii na poziomie narodowym. Jedyną ich przewagą było oddanie dla sprawy, o którą warto było walczyć, oraz wręcz straceńcza odwaga. Takich cech nie można nie doceniać, zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę ich inspirujący wpływ na przyszłe pokolenia bojowników.

Co do samego Jonasa Neifalty, on także uosabiał zarówno męstwo partyzantów, jak i ich wady. Przejmując inicjatywę i dając przykład, inspirował swoich ludzi, z którymi dzielił wszystkie niebezpieczeństwa i niewygody. Nie była to forma przywództwa zamyślonego na długie przetrwanie: Neifalta przeżył swoich towarzyszy spod Kalniškės tylko o pół roku.

Sowiecki terror

Radziecka kampania przeciwko partyzantom była tak samo skuteczna i bezlitosna, jak przejmowanie przez nich władzy w Europie Wschodniej. Musiało tak być. Sowietów bardzo niepokoił zarówno zasięg, jak i determinacja członków ruchu oporu na Litwie. Na początku najważniejsza dla nich musiała być walka z Niemcami, więc po prostu nie mogli sobie pozwolić na to, by partyzanci zagrozili liniom zaopatrzeniowym dla frontu. W 1944 roku Ławrientij Beria, szef NKWD, rozkazał oczyścić Litwę z partyzantów „w ciągu dwóch tygodni” i oddelegował do tego jednego ze swoich najbardziej zaufanych podwładnych, generała Siergieja Krugłowa. Wśród żołnierzy, jakich Krugłow miał do dyspozycji, były dwie jednostki, które dopiero co zakończyły przeprowadzanie masowych deportacji Tatarów krymskich do Kazachstanu.

Krugłow był bezlitosnym, błyskotliwym strategiem, który instynktownie rozumiał, że partyzantów nie da się pokonać wyłącznie siłą militarną. Od samego początku do antypartyzanckich operacji starał się włączać lokalne litewskie bataliony, przede wszystkim w celu wywarcia wrażenia, że jest to bardziej wojna domowa aniżeli opór przeciwko sowieckiej okupacji. Pod jego przewodnictwem wszelkie metody były dozwolone, pod warunkiem że wspierały antypartyzancką krucjatę, i jego żołnierze rozpoczęli świadomą i rozmyślną kampanię terroru.


Oddział "leśnych braci"

Jedną z sowieckich metod było stosowanie tortur. Zwykle było to bicie, tak powszechne i brutalne, iż mówi się, że w jednym z okręgów Litwy 18 procent podejrzanych przez milicję zmarło w trakcie śledztwa8. Do innych technik należało rażenie prądem, przypalanie papierosem, przytrzaskiwanie rąk i palców więźniów drzwiami oraz podtapianie. Pewną bojowniczkę torturowano tak samo jak bohatera Roku 1984 George’a Orwella: Eleonorę Labanauskienė zamknięto w toalecie wielkości budki telefonicznej z pięćdziesięcioma szczurami. Oficjalnie tego rodzaju tortury były źle widziane przez władze, ale w rzeczywistości sankcjonowano je na każdym poziomie sowieckiej administracji. Sam Stalin stwierdził przed wojną, że stosowanie tortur jest „absolutnie właściwe i pożyteczne”, gdyż „przynosi rezultaty i znacznie przyśpiesza demaskowanie wrogów ludu”. Co najmniej do końca lat czterdziestych tajne służby radzieckie nadal cieszyły się stalinowską aprobatą dla tortur.

Chociaż istotnie dostarczały one władzom informacji, to miały także inne, mniej korzystne skutki. We wszystkich partyzanckich pamiętnikach można przeczytać dumne stwierdzenia, że „leśni bracia” woleliby zginąć, niż się poddać, i istnieją liczne opowieści o partyzantach usiłujących desperacko wyrwać się z okrążenia. To nie jest mit: sowieckie raporty także opisują nadzwyczajną determinację zarówno ukraińskich, jak i litewskich partyzantów, by nie dać się wziąć żywcem. Raport litewskiej milicji ze stycznia 1945 roku mówi o tym, jak oddziały służb bezpieczeństwa otoczyły dom z dwudziestoma pięcioma partyzantami, którzy odmówili poddania się nawet po tym, gdy dom został podpalony. Pięciu z nich wyrwało się na zewnątrz i czołgało po polu w kierunku załogi karabinu maszynowego, usiłując go uciszyć. Zostali zastrzeleni jeden po drugim, ale nie zrezygnowali z zadania. Reszta oddziału nadal strzelała z płonącego budynku, aż ten w końcu zapadł się i ich pogrzebał. Taka determinacja była jedynie częściowo spowodowana odwagą. Pewność, że będą torturowani, a przypuszczalnie także obawa przed tym, co mogliby ujawnić w trakcie przesłuchania, dostarczała partyzantom silnej motywacji, by nie dać się wziąć żywcem.

Stosowanie tortur to tylko jeden z elementów systemu terroryzowania tak partyzantów, jak i wspierającej ich ludności. Do innych sposobów zastraszania należały publiczne egzekucje przez powieszenie miejscowych przywódców partyzantki, deportacje podejrzanych o powiązanie z ruchem oporu i wystawianie na pokaz zwłok na rynku. W swoim pamiętniku Jozuas Lukša podaje sześć przypadków, kiedy trupy partyzantów wystawiono w wioskach, niekiedy w obscenicznych pozach, w celu sterroryzowania ludności – w ten sposób potraktowano ciało jego brata. Czasami NKWD zmuszał mieszkańców, by przyszli i przyglądali się zabitym, przy czym reakcję widzów obserwowano, by stwierdzić, po czyjej stronie stoją. „Jeśli widzieli, że przechodzący obok zwłok ludzie okazywali smutek lub żałość, aresztowali ich i torturowali, żądając ujawnienia imion i nazwisk zabitych”. Liczne opowieści mówią o okazywaniu nieżyjących dzieci rodzicom, którzy nie mogli ujawnić uczuć, bo to by ich zdradziło.

Cena za ujawnienie sympatii w podobnej sytuacji mogła być wysoka. Gorliwi funkcjonariusze nie wahali się atakować przyjaciół lub członków rodzin partyzantów, jeśli uważali, że to może wywabić rebeliantów z kryjówki. Najłagodniejsza kara, jakiej ci ludzie mogli się spodziewać, to aresztowanie i przesłuchanie, za którymi szła groźba zesłania na Sybir. Przypuszczalnie był to kolejny powód, dla którego partyzanci nie byli skłonni się poddawać. Wielu otoczonych przykładało granat do głowy i wysadzało się w powietrze, przede wszystkim po to, żeby nie można ich było rozpoznać i prześladować ich rodzin. Czasami Sowieci próbowali chirurgicznej rekonstrukcji, ale „w takich okolicznościach nawet ojciec nie rozpoznałby syna”.


Litewski generał Motiejus Pečiulionis-Miškinis

Niekiedy siły bezpieczeństwa posuwały się do stosowania jeszcze bardziej brutalnych metod wobec miejscowej ludności. Palenie domów i zagród było na Litwie dość rozpowszechnionym sposobem karania podejrzanych o przynależność do partyzantki i terroryzowania całych wspólnot. W końcu praktyki tej zakazał sam dowódca służb bezpieczeństwa, ale wydaje się, iż jego obiekcje wynikały nie z tego, że działanie to było nielegalne, ale z tego, iż podejrzewał, że niektóre jego oddziały napadają na niewinnych cywilów, by unikać walki z partyzantami. Wewnętrzne śledztwo ujawniło, że palono nie tylko budynki – niekiedy wraz z nimi palono ludzi. Na przykład 1 sierpnia 1945 roku dowodzony przez starszego lejtnanta Lipina pluton NKWD podłożył ogień pod dom w wiosce Švendriai w pobliżu Šiauliai. Według obecnego tam żołnierza, rodzina znajdowała się wówczas w środku:

Szeregowiec Janin podpalił dom z zewnątrz. Kiedy stara kobieta, robiąc znak krzyża, wyszła z budynku, a za nią dziewczyna, Lipin kazał im wrócić. Kobiety zaczęły uciekać. Lipin wyjął pistolet i zaczął do nich strzelać, ale chybił. Jeden żołnierz zastrzelił starą, podczas gdy Lipin pobiegł za dziewczyną i strzelił do niej z bliska. Potem rozkazał dwóm żołnierzom, by wzięli ciała i wrzucili przez okno do domu. Żołnierze złapali staruszkę za ręce i nogi i wrzucili do płonącego budynku, a potem zrobili to samo z ciałem dziewczyny. Niebawem przez inne drzwi wybiegł z wnętrza stary mężczyzna i syn. Żołnierze otworzyli ogień, ale nie trafili. Potem mnie i dwóm innym żołnierzom rozkazano złapać i zabić syna, ale nie udało się nam to, gdyż było ciemno i tamten uciekł. Wracając, zaczęliśmy przeczesywać pole żyta. Znaleźliśmy starszego mężczyznę; był ranny i czołgał się w zbożu. Jeden z żołnierzy go dobił i zanieśliśmy zwłoki do domu.

Następnego ranka żołnierze wrócili do spalonego domu, by zabrać ciało starszego mężczyzny na dowód, że wyeliminowali grupę „bandytów”. W pogorzelisku ujrzeli ciało nastolatka, który spłonął żywcem. Nie chcąc dźwigać zwęglonych ciał, ukradli świnię i dwie owce, należące do zabitych, po czym wrócili na posterunek.
Istnieją oczywiście liczne przykłady, że w domach palono żywcem także partyzantów, którzy nie chcieli się poddać, ale takie relacje jak przytoczona wyżej stanowią dowód, że takich praktyk nie byli skłonni akceptować nawet Sowieci. Terror stosowany na oślep bowiem skłaniał ludzi do przyłączenia się do ruchu oporu, zarówno z powodu oczywistego wstrętu wobec poczynań, których byli świadkami, jak i z obawy, że sami mogliby się stać kolejnymi ofiarami. Zdecydowanie usztywniał także postawę partyzantów i istotnie zapewniał im sprawę, o którą warto było walczyć. Radziecka doktryna zalecała dużo bardziej zogniskowany terror, skierowany bezpośrednio wobec tych, którym można było udowodnić wspieranie ruchu oporu: na wszystkich innych należało sprawiać wrażenie, że są stosunkowo bezpieczni tak długo, jak długo będą unikać partyzantów jak ognia. Jednak oficjalna polityka nigdy nie była egzekwowana i sadystycznym lokalnym oficerom często latami uchodziły na sucho przypadkowe akty terroru.

W miarę jak nasilały się walki partyzanckie, radzieckie metody stawały się coraz bardziej wyrafinowane. W 1946 roku zorganizowano całe oddziały fałszywych partyzantów w celu schwytania tych prawdziwych. Takie grupy udawały, że pochodzą z innego rejonu kraju, i podczas umówionego spotkania z prawdziwymi partyzantami zabijały ich oraz wszystkich świadków. Mordowano także i okradano cywilów, podszywając się pod partyzantów i przysparzając im tym samym złej sławy.

Oprócz tworzenia fałszywych band Sowieci zaczęli umieszczać agentów w oddziałach prawdziwej partyzantki. Czasami wykorzystywali w tym celu komunistów lub bałtyckich repatriantów, którzy w czasie wojny mieszkali w Związku Radzieckim, ale częściej usiłowali werbować członków ruchu oporu, by zwrócić ich przeciwko dawnym towarzyszom broni. Największym źródłem rekrutów były amnestie z 1945 i 1946 roku. Zgodnie z warunkami tych abolicji partyzanci uzyskaliby uniewinnienie, gdyby wyrzekli się swojej działalności i oddali przynajmniej jedną sztukę broni. W praktyce jednak aparat bezpieczeństwa groził tym ludziom deportacją, jeżeli nie zgodzili się szpiegować swoich towarzyszy, a nawet przystać do oddziałów partyzanckich w roli agentów NKWD. W takiej sytuacji większość z nich robiła jedyne, co było możliwe: zgadzali się pracować na rzecz sił bezpieczeństwa, a potem nic nie robili. Niektórzy ugięli się jednak pod naciskiem i zaczęli donosić na byłych przyjaciół.


Nazwiska partyzantów zamordowanych przez sowiecki aparat bezpieczeństwa

Przypuszczalnie największym sukcesem radzieckich szpiegów była infiltracja centralnej organizacji litewskiego ruchu oporu. Wiosną 1945 roku służba bezpieczeństwa zwerbowała lekarza nazwiskiem Juozas Markulis, który stał się jednym z najcenniejszych agentów. W trakcie następnych miesięcy Markulis zdołał przekonać partyzantów, że przewodzi podziemnej grupie wywiadowczej; zaczęto mu ufać do tego stopnia, że kiedy partyzanci próbowali stworzyć nową zwierzchnią organizację, Demokratyczny Ruch Oporu (Bendras Demokratinis Pasipriešinimo Sąjūdis, BDPS), Markulis został wybrany na jednego z przywódców. Milicja zdobyła pewną kontrolę nad tą organizacją dzięki Markulisowi, który wykorzystał swoją pozycję, by zachęcić partyzantów do demobilizacji i złożenia broni. Obietnicą fałszywych dokumentów udało mu się zdobyć listę członków partyzantki, a nawet ich zdjęcia. Za sprawą takich i podobnych akcji kilku regionalnych dowódców aresztowano, zabito, a w jednym przypadku na wschodzie kraju zastąpiono agentem Markulisa.

Na początku lat pięćdziesiątych Sowieci zorganizowali specjalistyczne grupy w celu wyszukiwania i monitorowania komórek partyzanckich na konkretnych obszarach. Ich zadaniem było stworzenie kompletnego dossier poszukiwanych partyzantów – nazwisk, pseudonimów, zwyczajów, metod kamuflażu i sygnalizowania, pomocników i kontaktów z innymi oddziałami – a potem ich wyeliminowanie. Ponieważ liczba partyzantów zaczęła topnieć, podobnie jak poparcie dla nich wśród ludności, ruch oporu nie mógł wiele zrobić, by się przed tym ochronić. Resztę partyzantów wytropiono jednego po drugim i wyeliminowano.

Partyzanci czy „bandyci”?

Były premier Estonii Mart Laar przedstawia w swojej historii estońskiej partyzantki opowieść o legendarnym bojowniku Antsie Kaljurandzie, który stał się znany jako „Ants Straszliwy”. Wedle tej opowieści Ants miał zwyczaj listownego ogłaszania swego przybycia w danej okolicy. Pewnego razu powiadomił kierownika restauracji w Parnawie, że określonego dnia o konkretnej porze zjawi się na obiad i spodziewa się szczególnie smacznego posiłku. Kierownik lokalu natychmiast powiadomił władze. W wyznaczony dzień restaurację otoczyły hordy tajniaków z NKWD, gotowych wyskoczyć z ukrycia i pojmać słynnego partyzanckiego dowódcę. Ants oszukał ich wszystkich, nadjechał radzieckim samochodem, z radzieckimi wojskowymi tablicami rejestracyjnymi, i w mundurze wysokiego rangą oficera. Niczego nie podejrzewając, enkawudziści zostawili go w spokoju. Po spożyciu obfitego posiłku Ants zostawił szczodry napiwek i włożył pod talerz karteczkę ze słowami: „Wielkie dzięki za obiad, Ants Straszliwy”. Kiedy enkawudziści się zorientowali, po partyzancie i jego kradzionym samochodzie dawno nie było śladu.


Ants Kaljurand, znany jako "Ants Straszliwy"

Podobne relacje ujawniają pewien problem ze zrozumieniem tego, co się działo podczas wojny partyzanckiej. Jest zwyczajnie nie do pomyślenia, by jakikolwiek leśny dowódca nabrał zwyczaju zawiadamiania listownie o swoim przybyciu albo że posuwałby się do takich popisów dla zjedzenia posiłku – a jednak podobne historie są powtarzane bez końca, jakby były prawdziwe. Litewski partyzant Juozas Lukša dostrzegł istotną rolę mitów w inspirowaniu ludzi, ale przyznał, że wiele z nich to bzdury: „Ludzie sympatyzowali z partyzantami”, napisał w 1949 roku, „zatem opowieści o ich heroicznych wyczynach były często przesadzone w takim stopniu, że ostawał się jedynie cień prawdy”.

Biorąc pod uwagę współczesną sympatię dla wszystkich, którzy się opierali radzieckim represjom, łatwo jest wpaść w uwielbienie. Bez względu jednak na to, jak bardzo podobałoby się nam wyobrażanie sobie partyzantów na wzór Robin Hooda, większość z nich ani trochę nie pasowała do tego romantycznego obrazu. Większość wstąpiła do ruchu oporu nie z bohaterstwa, ale by uniknąć aresztowania, deportacji lub wcielenia do Armii Czerwonej. I pozostawali w lesie tylko tak długo, jak długo korzyści przeważały nad ryzykiem: ogromna większość wróciła do cywilnego życia przed upływem dwóch lat.
Chociaż większość partyzantów wybrała opór ze względów narodowościowych i patriotycznych, było wielu takich, którzy ukrywali się przed Sowietami wyłącznie dlatego, że kolaborowali z Niemcami i chcieli uniknąć kary. Niektórzy byli podczas wojny mocno zaangażowani w antysemickie pogromy i masakry.

Zwłaszcza ukraiński ruch partyzancki wspierał się na brutalnej rasistowskiej ideologii, ale także w państwach bałtyckich niektóre oddziały partyzanckie miały mroczną historię. Pułk „Żelazny Wilk” na Litwie powstał w czasie wojny jako organizacja faszystowska. Chociaż rasistowska baza grupy zmalała znacznie do lata 1945 roku, to w opowiadanych przez bojowników historiach nadal pojawiały się antysemickie elementy. Przypuszczalnie nic dziwnego, że niektórzy na Zachodzie patrzyli podejrzliwie na ich motywy. Arcybiskup Canterbury wygłosił mowę sugerującą, że bałtyccy partyzanci są faszystami, których deportacja była usprawiedliwiona. Chociaż jego uwagi były z pewnością nieopatrzne, zawierały dość prawdy, by część błota przylgnęła.


Jonas Žemaitis-Vytautas

Jeszcze bardziej problematyczne dla partyzantów było twierdzenie przez Rosjan, że nie są bojownikami o wolność, a zwykłymi „bandytami”. Łatwo było to obalić, kiedy partyzanci toczyli zaciekłe walki z oddziałami radzieckiej armii, ale dużo trudniej, kiedy zostali zmuszeni zwrócić się przeciwko cywilom. Jak już wykazałem, partyzanci na Litwie doznali na początku tak ciężkich strat, że musieli zmienić taktykę. Począwszy od lata 1945 roku, ogromną większość zabitych stanowili cywile – głównie komunistyczni funkcjonariusze, którzy otwarcie współpracowali z Sowietami. To samo działo się w zachodniej Ukrainie oraz na Łotwie i w Estonii, gdzie ruch oporu nie był nigdy na tyle potężny, by otwarcie stawić czoło radzieckim siłom, więc cywile od samego początku byli głównym celem. Nieuchronnie ginęli niewinni ludzie i życzliwość wobec partyzantów zaczęła słabnąć.

Partyzanci musieli więc stąpać po kruchym lodzie. Żeby odnieść sukces, musieli się ustawiać na pozycji alternatywnej władzy, zdolnej narzucić swoją wolę ludziom. I trzeba było to zrobić bez piętnowania tych ludzi. Z jednej strony byli zobowiązani karać wszystkich, którzy ze zbytnim zapałem współpracowali z Sowietami, a z drugiej strony musieli przyznać, że wielu lokalnych funkcjonariuszy nie miało wyboru. Na terenach, na których partyzanci byli silni, mogli przynajmniej na jakiś czas narzucić własną formę porządku prawnego. Jednak na obszarach, gdzie byli słabi, ich działanie ograniczało się jedynie do naruszania prawa i porządku. Uzyskiwanie pomocy od wyczerpanej latami chaosu i rozlewu krwi ludności stawało się coraz trudniejsze.

Jak Sowieci, partyzanci posuwali się czasami do terroru. Niekiedy przemoc była jedynie wynikiem gniewu, frustracji lub rodziła się w ogniu walki. W marcu 1946 roku w estońskim miasteczku Osula partyzanci przypuścili atak na miejscowy „batalion niszczycielski” lub inaczej milicję ochotniczą. Była to po części próba narzucenia przez ruch oporu swojej władzy w okolicy, ale także akt odwetu za okrucieństwa milicji. Partyzanci sporządzili listę winnych funkcjonariuszy i na czas egzekucji uwięzili ich w aptece. Według świadków operacja przerodziła się wkrótce w krwawą orgię:

Leśni bracia zaczęli zabijać pojmanych zgodnie ze swoją listą. Wkrótce się zorientowali, że nie obejmuje ona wszystkich, których chcieli na niej mieć. Skutkiem zabijania część z nich wpadła w szał i zaczęła strzelać do kobiet i dzieci, których nie mieli w spisie. Zabito całe rodziny członków władz, którzy przysporzyli leśnym braciom cierpień. Na chwilę kobietom udało się powstrzymać rozlew krwi. W pewnym momencie odwiodły partyzantów od zastrzelenia żony dowódcy „batalionu niszczycielskiego”, mówiąc, że nie powinno się zabijać ciężarnej.

Uważa się, że tamtego dnia zastrzelono trzynaścioro ludzi, zanim partyzanci się rozproszyli i wycofali do swojej kryjówki.
W innych wypadkach istniały bardziej wyrachowane, polityczne powody terroryzowania społeczności. Usiłując powstrzymać reformę rolną, litewscy partyzanci atakowali czasami chłopów, którym przyznano ziemię z rozparcelowanych majątków. Według radzieckich raportów z prowincji Alytus w sierpniu 1945 roku partyzanci napadli z tego powodu trzydzieści jeden rodzin i zabili czterdzieści osiem osób:

Wśród zabitych było 11 osób w wieku od 60 do 70 lat, siedmioro dzieci od 7 do 14 lat i 6 dziewcząt w wieku od 17 do 20 lat. Wszystkie ofiary były biednymi rolnikami, którzy otrzymali ziemię [skonfiskowaną] bogatym kułakom. (…) Żadna z ofiar nie pracowała dla partii ani innych państwowych urzędów.

W latach późniejszych, kiedy gospodarstwa rolne kolektywizowano siłą, partyzanci uciekali się do palenia zbiorów, niszczenia maszyn spółdzielni rolnych i zabijania żywego inwentarza. Ponieważ jednak kolektywne gospodarstwa miały dostarczać kontyngenty do rządowych magazynów, często jedynymi poszkodowanymi byli sami rolnicy. Chcąc zgromadzić zapasy, partyzanci nie mieli wyboru, jak włamywać się do spółdzielczych składów. Ponieważ teraz należały one do całej gminy, cała gmina ponosiła straty. Według niektórych historyków wraz z upływem czasu akcje partyzantów zaczęły bardziej przypominać społeczny obstrukcjonizm niż ruch oporu.

Wielu zaczęło także zadawać pytania, do czego ta utrzymująca się przemoc ma niby doprowadzić. Stawało się coraz bardziej oczywiste, że partyzanci walczą o przegraną sprawę, i większość cywilów pragnęła jedynie, by przemoc ustała. Wielu ludzi zmuszonych do opowiedzenia się po którejś ze stron porzuciło niechętnie narodowościowe poglądy na rzecz stabilności. Pod koniec lat czterdziestych donoszenie na grupy partyzanckie stało się coraz bardziej powszechne, robili to nie tylko płatni informatorzy i byli partyzanci, których skłoniono do zmiany stron, ale i zwykli obywatele. W 1948 roku do większości aresztowań i zabójstw partyzantów – więcej niż siedmiu na dziesięciu – doszło dzięki pozyskaniu informacji. Innymi słowy – zostali zdradzeni.

Koniec ruchu oporu

Jednym z największych błędów partyzantów w krajach bałtyckich było przekonanie, że toczone przez nich walki są w głównej mierze zmaganiami wojskowymi. W rzeczywistości byli atakowani na kilku frontach – nie tylko militarnym, ale też ekonomicznym, społecznym i politycznym. Sowieci od samego początku rozumieli, w jak wielkim stopniu partyzantka zależy od pomocy lokalnych wiejskich społeczności. Zaczęli zatem demontować owe wspólnoty z bezwzględnością, która wprawiła bojowników w osłupienie.

Pierwszy cios nastąpił zaraz po zakończeniu wojny, gdy komuniści zapoczątkowali reformę rolną. To była kwestia, która podzieliła społeczeństwo, przy czym biedni i bezrolni znaleźli się naturalnie w dużo korzystniejszej sytuacji niż ci zmuszeni do oddania części majątku. Było dużo bardziej prawdopodobne, że do partyzantów przystaną średnio zamożni rolnicy niż biedniejsi chłopi – stworzyło to zalążek walki klas i pozwoliło władzom przedstawiać partyzantów jako reakcjonistów. Może się to wydawać nieistotne, ale w rzeczywistości było to ważne polityczne zwycięstwo komunistów, którzy mogli twierdzić, że są obrońcami biedoty. Wraz z innymi politycznie korzystnymi posunięciami, takimi jak przyznanie Litwinom Wilna – miasta, do którego zawsze rościli sobie prawa, ale go nie kontrolowali – oznaczało to, że na Litwie nie każdy był tak skłonny wspierać partyzantów, jak działo się to w pozostałych państwach bałtyckich.


Weterani litewskich oddziałów "leśnych braci", 2009

Drugi cios spadł w późnych latach czterdziestych, kiedy Sowieci ponownie podjęli proces deportacji wrogów politycznych. Między 22 a 27 maja 1948 roku z Litwy wywieziono ponad 40 tysięcy ludzi; w marcu następnego roku dołączyło do nich kolejne 29 tysięcy. Deportacje 43 tysięcy mieszkańców Łotwy na Syberię położyły kres nadziejom na skuteczną walkę. Chociaż na krótką metę wydarzenia te sprawiły, że więcej ludzi pragnęło uciec do lasu i przyłączyć się do partyzantów, to zarazem pozbawiły ich wsparcia lokalnych mieszkańców. Od tego momentu partyzanci nie mogli już polegać na tym, że okoliczna ludność dostarczy im żywność i inne zapasy. Przeciwnie – musieli wyjść z ukrycia i rekwirować to, czego potrzebowali, informując tym samym władze o swojej obecności.

Ostateczny cios partyzanckim liniom zaopatrzeniowym zadała polityka kolektywizacji, która niemal wyeliminowała z rolnictwa prywatne osoby. Kiedy prawie wszystkie gospodarstwa znalazły się w posiadaniu państwa, zniknęli sympatyzujący z bojownikami chłopi, na których ci mogliby polegać. Kolektywizacja w państwach bałtyckich była nawet intensywniejsza niż w innych krajach bloku komunistycznego. Na początku 1949 roku skolektywizowanych było jedynie 3,9 procent litewskich gospodarstw rolnych, 5,8 procent estońskich i około 8 procent łotewskich. Kiedy polityka kolektywizacji została formalnie ogłoszona, wielu wieśniaków się jej opierało, ale później, gdy licznych chłopów ukarano deportacjami, reszta dostosowała się do nowych zasad. Pod koniec tego roku pod kontrolę państwa zostało oddanych 62 procent litewskich gospodarstw rolnych. W Estonii i na Łotwie, gdzie partyzantka nie była tak silna, a opór był mniej zorganizowany, było to odpowiednio 80 i 93 procent.
Po zniszczeniu sieci wsparcia partyzantów w kraju jedynym ich ratunkiem była pomoc z Zachodu. W desperacji słali na Zachód emisariuszy, by ci domagali się wsparcia. Najbardziej znany był Litwin Juozas Lukša, który przeszedł granicę z Polską i na początku 1948 roku dotarł do Paryża. Miał ze sobą listy do papieża i Organizacji Narodów Zjednoczonych, opisujące brutalne deportacje, jakie odbywały się na Litwie. Jednak wysiłki Lukšy, by wzbudzić zainteresowanie Zachodu dla jego sprawy, spełzły na niczym. Pomijając kilka niezdecydowanych działań zachodnich agencji wywiadowczych, partyzantów z krajów bałtyckich pozostawiono samym sobie.

W 1950 roku, kiedy Lukša wrócił na Litwę, toczyła się tam walka o przegraną sprawę. Rzesze partyzantów, którzy zapełniali lasy między 1944 a 1947 rokiem – w liczbie nawet do 40 tysięcy – teraz stopniały do zaledwie dwóch tysięcy. Do lata 1952 roku pozostało ich prawdopodobnie jedynie pięciuset. Powrót Lukšy był wielkim wydarzeniem dla Sowietów. Tropiły go dosłownie tysiące enkawudzistów, którzy przeczesywali lasy w okolicach Punii i Kazlų Rūdy. W końcu został zdradzony przez kogoś, kogo uważał za przyjaciela, wciągnięty w zasadzkę i zastrzelony. Taki sam los spotkał – jednego po drugim – wszystkich leśnych dowódców na Litwie. W 1956 roku, dwanaście lat po rozpoczęciu zmagań, ostatnie partyzanckie grupy zostały ostatecznie zlikwidowane.

Narody męczenników

Pomimo przerażającej skuteczności radzieckich sił bezpieczeństwa partyzancka sprawa nigdy nie została całkiem przegrana. Nawet po schwytaniu w 1956 roku ostatniego wielkiego dowódcy Adolfasa Ramanauśkasa – pseudonim Vanagas („Jastrząb”) – w przepastnych litewskich lasach pozostało około czterdziestu pięciu partyzantów. Jeszcze w 1965 roku milicja otoczyła dwóch pozostałych na wolności partyzantów: zastrzelili się, by uniknąć uwięzienia. Ostatniemu litewskiemu partyzantowi, Stasysowi Guidze, ukrywanemu przez ponad trzydzieści lat przez pewną wieśniaczkę, udało się uniknąć pojmania aż do śmierci w 1986 roku.

Dwaj bracia, Estończycy Hugo i Aksel Mõttus, zostali w końcu schwytani przez policję w 1967 roku. Przez dwadzieścia lat, w ciągu których na skutek głodu i chorób stracili ojca, brata i siostrę, mieszkali w zimnych i wilgotnych leśnych bunkrach. Wszystkich krewnych pogrzebali w lesie. W lecie 1974 roku partyzant Kalev Arro został zastrzelony przez radzieckich funkcjonariuszy, na których natknął się w wiosce Võrumaa. Ale ostatni estoński partyzant, August Sabbe, zginął dopiero cztery lata później, kiedy w sierpniu 1978 roku próbowało go aresztować KGB. Sabbe chciał uciec, wskakując do rzeki Võhandu, ale utonął.


Adolfas Ramanauskas-Vanagas - bohater litewskiej partyzantki antykomunistycznej

W szczytowym okresie zimnej wojny, kiedy kraje bałtyckie znajdowały się pod radzieckim panowaniem, nie dało się uniknąć wniosku, że tacy ludzie zmarnowali sobie życie. Jak ci zapomniani japońscy żołnierze, którzy przebywali na odległych pacyficznych wysepkach do lat siedemdziesiątych, albo jak samotnik Manuel Cortés, hiszpański republikanin, który ukrywał się przed Franco do 1969 roku, również ostatni partyzanci prowadzili wojnę długo po tym, gdy reszta świata poszła swoją drogą. Stawiali na nowy konflikt między Stanami Zjednoczonymi i ZSRR i za błędną ocenę sytuacji zapłacili życiem oraz więzieniem i deportacją bliskich. Mimo całej odwagi i patriotyzmu ich opór wobec sowieckiej władzy zdawał się ostatecznie nie mieć znaczenia.

Nie można jednak lekceważyć wpływu, jaki wojna partyzancka miała na późniejsze ruchy oporu. Postępowanie Sowietów z partyzantami i ich rodzinami, choć na krótką metę skuteczne, doprowadziło jedynie do powstania całych zastępów permanentnie niezadowolonych ludzi. To ci, których wykluczono z uczestnictwa w życiu społecznym i których dzieciom odmówiono pracy i dostępu do wykształcenia, staną się później najbardziej aktywnymi członkami ruchów dysydenckich w krajach bałtyckich.

W latach sześćdziesiątych, siedemdziesiątych i osiemdziesiątych ludność tych państw opierała się represjom i chociaż nigdy nie podniosła ponownie broni przeciwko Sowietom, wciąż inspirowały ją wspomnienia partyzanckich bojów. Bez końca opowiadano leśne historie; w domach śpiewano partyzanckie pieśni, co znalazło później odzwierciedlenie w tallińskiej „śpiewającej rewolucji”. Powielano i rozpowszechniano pamiętniki partyzantów, takie jak autorstwa Juozasa Lukšy Partizanai, który się stał bestsellerem na Litwie krótko po ogłoszeniu przez nią niepodległości w 1990 roku. Partyzancka wojna do tego stopnia zainspirowała jednego z pierwszych postradzieckich premierów Estonii, że później on również napisał książkę na ten temat.
Historia bitwy o Kalniškės, którą zrelacjonowałem na początku rozdziału, stanowi idealny przykład tego, w jaki sposób partyzantka inspirowała – i nadal inspiruje – kolejne pokolenia. Po latach historia bitwy przeniknęła do folkloru, powstały pieśni unieśmiertelniające ostatnią heroiczną batalię. Zamiast blednąć z czasem, historia w istocie zyskiwała głębię i oddźwięk. W latach osiemdziesiątych byli partyzanci wrócili do Kalniškės i wznieśli sanktuarium dla poległych towarzyszy, w którym odprawiono uroczystości w rocznicę bitwy. W 1989 roku stało się to źródłem napięć w stosunkach z Sowietami. Stacjonujący w pobliskim radzieckim garnizonie żołnierze celowo odbywali ćwiczenia w czasie rocznicowych obchodów i strzelali nad głowami zgromadzonych ludzi. W nocy zniszczyli świątynię. Jednak po uzyskaniu przez Litwę niepodległości wzniesiono nowy pomnik, a ciała poległych pod Kalniškės partyzantów ekshumowano i godnie pochowano. Dzisiaj bitwę wciąż upamiętniają doroczne uroczystości, w których uczestniczą byli partyzanci i ich rodziny, przedstawiciele litewskiego rządu i wojska, a także lokalni politycy i uczniowie. Wydarzenie urosło do rangi symbolu nie tylko bohaterstwa partyzantów, ale i zmagań o niepodległość Litwy, które trwały niemal pół wieku.

Nie należy dzisiaj lekceważyć zmagań leśnych braci jako bezsensownego poświęcenia. Ich skazana na porażkę walka nie jest tylko pewną historią o tragicznym zakończeniu – od wczesnych lat dziewięćdziesiątych stała się także częścią ogólnej historii, którą wieńczy odzyskanie niepodległości przez wszystkie trzy kraje bałtyckie. W tym kontekście ofiary poniesione przez partyzantów i ich bliskich oraz zwolenników są przynajmniej częściowo usprawiedliwione. Mimo dziesiątków tysięcy zabitych po obu stronach oraz wegetujących na uchodźstwie i zmarnowanych egzystencji obywatele Litwy, Łotwy i Estonii widzą teraz w czynach leśnych braci sprawę wartą zachodu i źródło narodowej dumy.

źródło: histmag.org/Lesni-bracia-baltyccy-zolnierze-wykleci-8346
Major Ponury
Suka_Blyat • 2012-11-08, 19:11
Jan Piwnik ps. "Donat", "Ponury" (ur. 31 sierpnia 1912 we wsi Janowice k. Ostrowca Świętokrzyskiego, zm. 16 czerwca 1944 pod wsią Jewłasze na Nowogródczyźnie) – porucznik Wojska Polskiego i aspirant Policji Państwowej, okrzyknięty przez społeczeństwo majorem, pośmiertnie awansowany do stopnia pułkownika (2012); legendarny dowódca partyzancki Armii Krajowej w Górach Świętokrzyskich i na Nowogródczyźnie.





Wiki

Cześć i chwała Bohaterom!