W Afryce sezon czystek trwa cały rok
📌
Wojna na Ukrainie
- ostatnia aktualizacja:
Dzisiaj 5:32
📌
Konflikt izrealsko-arabski
- ostatnia aktualizacja:
Dzisiaj 3:27
#plemię
Zrzutka na serwery i rozwój serwisu
Witaj użytkowniku sadistic.pl,Od czasu naszej pierwszej zrzutki minęło już ponad 7 miesięcy i środki, które na niej pozyskaliśmy wykorzystaliśmy na wymianę i utrzymanie serwerów. Niestety sytaucja związana z niewystarczającą ilością reklam do pokrycia kosztów działania serwisu nie uległa poprawie i w tej chwili możemy się utrzymać przy życiu wyłącznie z wpłat użytkowników.
Zachęcamy zatem do wparcia nas w postaci zrzutki - jednorazowo lub cyklicznie. Zarejestrowani użytkownicy strony mogą również wsprzeć nas kupując usługę Premium (więcej informacji).
Wesprzyj serwis poprzez Zrzutkę już wpłaciłem / nie jestem zainteresowany
Najniebezpieczniejsze plemiona na świecie.
chyba kogoś będzie łeb bolał po plemiennym sądzie...
Serio nie wiem. Najpierw pierdolnęła ośka a później dindu nuffinium, którego się naćpali, wzięło górę i film popłynął.
Najlepszy komentarz (38 piw)
c................k
• 2019-08-12, 22:48
Trzy wątki i każdy nierozwiązany
Po udanej operacji przeszczepu serca, 16-letni człekokształtny inicjuje taniec zwycięstwa charakterystyczny dla swojego gatunku. Mam nadzieję, że to serce nie zostało przeszczepione od człowieka. Największy niesmak budzi jedyna przedstawicielka homo sapiens widoczna na filmiku, która naśladuje te żałosne "kocie" ruchy
źródło - facebook
źródło - facebook
Odwaga, profesjonalizm, wyszkolenie, nerwy ze stali. Tak, to cechy 2 mieszkańców Afryki prezentowanych poniżej.
Odwaga Bobiego przy nich wymięka: Odważny Bobi
Źródło: facebook (stronka shalom asayag)
Odwaga Bobiego przy nich wymięka: Odważny Bobi
Źródło: facebook (stronka shalom asayag)
Najlepszy komentarz (94 piw)
łeb_prosiaka
• 2016-01-18, 21:19
dlaczego lew liże sobie dupe po posiłku?
żeby zabić smak czarnucha
żeby zabić smak czarnucha
Te bezczelne kradzieże ze szczególnością upodobały sobie czarne grupy etniczne. (AKCJA OD 55 s.) Taką grupę śmiało można nazwać plemieniem anarchistów lub czarną zorganizowaną grupą przestępczą. Jedna i druga nazwa pasuje jak ulał do ludzi na filmie.
Indiana Jones i dwóch jego studentów podczas wyprawy do zaginionego w afrykańskiej puszczy miasta, wpadli w ręce dzikiego plemienia. Uwięziono ich w chacie, przed którą postawiono uzbrojonych w straszliwe dzidy wielkich Murzynów z kośćmi w nosach. Wczesnym rankiem do chaty wszedł kacyk z kilkoma ludźmi:
- Musimy poddać was próbie odwagi - powiedział i kazał wyprowadzić jednego ze studentów.
Dzicy wrzucili studenta do bajora w którym aż roiło się od krokodyli. Boże, jak ten chłopak walczył. Po dwóch godzinach porozrywał paszcze wszystkim gadom i wylazł na brzeg przy aplauzie przyglądających się temu wszystkiemu czarnoskórych. Gdy wydawało się, że chłopak wywalczył sobie wolność, dzicy rzucili się na niego i rozerwali go na strzępy, po czym każdy zjadł surowy kawałek mięsa pochodzącego z nieszczęśnika.
- Ej, co tu jest grane? – zapytał jednego z pilnujących Indiana Jones – przecież ten chłopak wykazał się wspaniałą odwagą i siłą. Czego żeście go, kurwa, zeżarli?
- Nasza wiara mówi, że gdy zje się człowieka to przejmuje się jego cechy. – odpowiedział strażnik – Ten był dzielny i silny więc ci którzy go skonsumowali też będą silni i dzielni.
Drugi ze studentów zapłakał:
- Nie martw się, coś wymyślę – pocieszył go Indi.
Rankiem następnego dnia do chaty znowu wkroczył kacyk ze swoją świtą. To co zobaczyli wprawiło wszystkich dzikusów w osłupienie. O ścianę opierał się wypięty student z opuszczonymi do kolan spodniami a słynny archeolog rżnął go w dupala z błogim wyrazem twarzy. Gdy skończył obaj popatrzyli na swoich prześladowców i jednocześnie z uśmiechem powiedzieli:
- Smacznego.
- Musimy poddać was próbie odwagi - powiedział i kazał wyprowadzić jednego ze studentów.
Dzicy wrzucili studenta do bajora w którym aż roiło się od krokodyli. Boże, jak ten chłopak walczył. Po dwóch godzinach porozrywał paszcze wszystkim gadom i wylazł na brzeg przy aplauzie przyglądających się temu wszystkiemu czarnoskórych. Gdy wydawało się, że chłopak wywalczył sobie wolność, dzicy rzucili się na niego i rozerwali go na strzępy, po czym każdy zjadł surowy kawałek mięsa pochodzącego z nieszczęśnika.
- Ej, co tu jest grane? – zapytał jednego z pilnujących Indiana Jones – przecież ten chłopak wykazał się wspaniałą odwagą i siłą. Czego żeście go, kurwa, zeżarli?
- Nasza wiara mówi, że gdy zje się człowieka to przejmuje się jego cechy. – odpowiedział strażnik – Ten był dzielny i silny więc ci którzy go skonsumowali też będą silni i dzielni.
Drugi ze studentów zapłakał:
- Nie martw się, coś wymyślę – pocieszył go Indi.
Rankiem następnego dnia do chaty znowu wkroczył kacyk ze swoją świtą. To co zobaczyli wprawiło wszystkich dzikusów w osłupienie. O ścianę opierał się wypięty student z opuszczonymi do kolan spodniami a słynny archeolog rżnął go w dupala z błogim wyrazem twarzy. Gdy skończył obaj popatrzyli na swoich prześladowców i jednocześnie z uśmiechem powiedzieli:
- Smacznego.
Wpis zawiera treści oznaczone jako przeznaczone dla dorosłych, kontrowersyjne lub niezweryfikowane
Kliknij tutaj aby wyświetlić wpis
Kliknij tutaj aby wyświetlić wpis
Najlepszy komentarz (31 piw)
Milczus
• 2013-05-01, 21:47
Od kiedy piszemy "murzyn" z wielkiej litery?
Korowai to plemię z Nowej Gwinei, które buduje domy na drzewach. Budowa takiego domu zajmuje około 2 tygodnie, w prace angażuje się całe plemię. Życie na 30-metrowych drzewach sprawia, że moskity i inne owady nie są tak uciążliwe.
Całość w źródle
Kilka zdjęć w komentarzach
Źródło
Całość w źródle
Kilka zdjęć w komentarzach
Źródło
Najlepszy komentarz (63 piw)
BongMan
• 2012-12-04, 16:02
Jestem zmuszony uznać tutaj wyższość psów nad kotami... Koty muszą się same wspinać na drzewa, a ten pies ma od tego murzyna
Temat ten poruszył mnie 12 lat temu, wtedy bardzo iteresowałem się takimi rzeczami, teraz chciałem zobaczyć, czy coś w sprawię się ruszyło, jedye co to wiele stron z informacjami na ten temat znikło, a znaleźć można tylko, że planowana jest nowa wyprawa, tylko pod auspicjami chińskich mediów.
Do rzeczy...
Dropa także Dropowie, Drok-pa, Dzopa, Dzopowie (chiński: 杜立巴) to nazwa pochodzącej ponoć z kosmosu rasy karłowatych obcych, którzy wylądowali niedaleko granicy chińsko-tybetańskiej około 12000 lat temu. Brak jakichkolwiek potwierdzonych dowodów, że takie istoty istniały i że miało miejsce takie lądowanie.
Odkrycie
Wedle tego, co twierdził Chi Pu Tei (chiński: 齊福泰), profesor archeologii na Uniwersytecie Pekińskim, w roku 1938 on i jego studenci wyruszyli na ekspedycję, mającą na celu zbadanie jaskiń w paśmie Bajan Kara Ula w Himalajach, niedaleko chińskiej prowincji Qinghai. Jaskinie wydawały się łączyć i tworzyć system tuneli i podziemnych magazynów. Mówi się, że ściany miały przekrój prostokątny i pokryte były czymś w rodzaju szkliwa, jakby były wycięte w górze przy pomocy wysokiej temperatury.
Badacze znaleźli ustawione w rzędy groby, w których spoczywały niewielkie, mające 138 cm wzrostu, szkielety. Szkielety posiadały nienormalnie wielkie głowy oraz małe, chude i kruche kości. Któryś z członków ekipy badawczej zasugerował, że mogą to być pozostałości nieznanego gatunku goryla górskiego. Ponoć profesor Chi Pu Tei odpowiedział: Czy ktoś kiedyś widział, żeby małpy grzebały swych zmarłych w grobach?
Na grobach nie było żadnych napisów; zamiast tego w jaskini znaleziono setki dysków o średnicy 30 cm - znanych jako Dyski Dropów - z których każdy posiadał pośrodku 20-milimetrowe otwory. Ponoć każdy z dysków posiadał inskrypcje w postaci dwóch spiralnych rowków, biegnących od krawędzi do otworu w centrum dysku, co przypominało nieco Dysk z Fajstos. Dyski oznakowano wraz z innymi znaleziskami odkrytymi przez ekspedycję i złożono na 20 lat w magazynach Uniwersytetu Pekińskiego. Przez cały ten czas próby odcyfrowania zapisu nie odniosły rezultatu.
Kiedy około roku 1958 dyski dokładnie przebadał Dr Tsum Um Nui z Pekinu, stwierdził on, że każdy rowek składał się w gruncie rzeczy z serii malusieńkich hieroglifów o nieznanym kształcie i pochodzeniu. Rządki hieroglifów były tak maleńkie, że aby je wyraźnie zobaczyć, potrzeba było szkła powiększającego. Wiele z hieroglifów zniszczyła erozja. Kiedy Dr Tsum odszyfrował symbole, okazało się, że opowiadają one historię o katastrofie statku kosmicznego Dropów i o tym, że większość rozbitków została zabita przez miejscowych mieszkańców.
Wedle profesora Tsum Um Nui, jedna z linijek hieroglifów mówi o tym, że "Dzopowie zlecieli z chmur w swym pojeździe. Dziesięć razy przed wschodem słońca nasi mężczyźni, kobiety i dzieci skrywali się w jaskiniach. Kiedy w końcu zrozumieli język migowy Dropów, zdali sobie sprawę, że przybysze mają pokojowe intencje…" W innym miejscu mowa jest o "żalu" plemienia Ham, że statek obcych rozbił się w tak odległym i niedostępnym pasmie górskim, iż nie było możliwości zbudowania nowego, który umożliwiłby Dropom powrót na własną planetę.
Ponoć raport Dra Tsuma ukazał się w profesjonalnym żurnalu w roku 1962 i podobno został tak wyśmiany przez środowisko naukowe, że Doktor sam postanowił wyemigrować do Japonii, gdzie zmarł. Pekińska Akademia Prehistorii już nigdy więcej nie pozwoliła mu wydawać żadnych publikacji ani opowiadać o swych znaleziskach.
"Tsum Um Nui" nie jest prawdziwym chińskim nazwiskiem i sugerowano, że postać ta jest albo fikcyjna, albo że w istocie był on Japończykiem, którego nazwisko odczytywano zgodnie z zasadami wymowy chińskiej.
Dalsze prace badawcze
W roku 1965 Profesor Chi Pu Tei oraz jego czterech kolegów otrzymali w końcu pozwolenie na opublikowanie historii. Wydali ją pod tytułem "Zapis rowkowy dotyczący statków powietrznych, które, wedle zapisów na dyskach, wylądowały na ziemi 12000 lat temu".
Zapisy - 716 dysków ze spiralnymi rowkami - odkryte później w tych samych jaskiniach opowiadają o kosmicznym próbniku, wysłanym przez mieszkańców innej planety. Po wylądowaniu w górach Bajan Kara Ula, mówią ponoć teksty, pokojowe intencje obcych przybyszy zbiły z tropu członków plemienia Ham, mieszkańców sąsiednich jaskiń, którzy polowali na przybyszów z kosmosu, zabijając ich.
Istnieje możliwość, iż domniemane Dyski Dropów są w istocie dyskami Bi, przedmiotami wykonanymi ludzką ręką. W całych Chinach odnaleziono tysiące takich dysków, szczególnie w prowincjach południowo-wschodnich. Średnica dysków Bi waha się od kilku centymetrów do ponad metra i zazwyczaj są one wykonane z jadeitu lub nefrytu z z niewielkim, centralnie położonym, okrągłym lub kwadratowym otworem, podobnie jak domniemane Dyski Dropów. Większość dysków Bi datuje się na okres neolitu (ok. 3000 lat p.n.e.), lecz znajdowano je jeszcze w grobowcach dynastii Shang. Dyski Bi z okresów późniejszych, po dynastii Shang, są zazwyczaj bardziej ozdobne, a ich powierzchnię pokrywają ornamenty w kształcie smoków, węży, a czasem ryb, i wykorzystywano je do ceremonii rytualnych. Większość neolitycznych dysków Bi odnaleziono w grobowcach i umieszczone były pod głową lub pod stopami zmarłego. Istnieje teoria, wedle której miało to pomagać duchowi zmarłego. Na żadnym z dysków Bi nie znaleziono żadnego pisma czy spiralnych rowków, jak to opisuje historia Dropów, przytaczana przez autorów takich, jak Hartwig Hausdorf.
Dyski Dropów mają ponoć 30 centymetrów średnicy. Jednakże jedna czarno-biała fotografia, co do której Hausdorf i inni autorzy twierdzą, iż przedstawia ona Dysk Dropów, wyraźnie pokazuje, że dysk spoczywa na siedzeniu fotela, ma kilkadziesiąt centymetrów średnicy i żadnych oznaczeń. [NOTA OD TŁUMACZA - w istocie Hausdorf i inni badacze kilkakrotnie podkreślali, iż fotografia ta przedstawia najprawdopodobniej model Dysku Dropów].
Rosyjskie badania
Rosyjscy naukowcy poprosili o obejrzenie dysków i kilka z nich wysłano do Moskwy w celu dalszego zbadania. Odskrobano z talerzy przyklejone do nich grudki skalne i poddano je chemicznej analizie.
Ku zdumieniu naukowców, dyski zawierały duże ilości kobaltu oraz innych substancji metalicznych. Kiedy umieszczono je na specjalnych wirujących stołach - wedle słów Dra Wiaczesława Zajcewa, który opisał eksperymenty w radzieckim czasopiśmie "Sputnik" - wibrowały one albo "brzęczały" w niezwykłym rytmie, jak gdyby przebiegał przez nie prąd elektryczny. Albo, wedle słów jednego z naukowców, "jak gdyby tworzyły część jakiegoś obwodu elektrycznego". Najwyraźniej musiały być niegdyś poddane niezwykle silnym napięciom oraz wystawione na ekstremalne fluktuacje temperatur.
"Przypominają starożytne twarde dyski i obracają się zupełnie jak twarde dyski komputerów, które znamy obecnie. Być może gdybyśmy potrafili odczytać owe prastare twarde dyski, uzyskalibyśmy więcej odpowiedzi."
Zdjęcia Wegerera
W roku 1974 Ernst Wegerer, Austriacki inżynier, sfotografował dwa dyski, które odpowiadały opisom legendarnych talerzy. Zwiedzał z przewodnikiem Muzeum Banpo w Xi'an, kiedy w jednej z gablot zauważył kamienne dyski. Twierdzi, że w środku każdego dysku znajdował się otwór oraz jakieś hieroglify, tworzące częściowo zatarty spiralny rowek.
Wegerer poprosił kierownictwo Muzeum Banpo o większą ilość informacji na temat tych artefaktów. Kierowniczka nie wiedziała nic o historii owych kamieni, choć potrafiła opowiedzieć historię każdego z innych eksponatów, wykonanych z gliny. Wiedziała tylko, że owe dyski były nieznaczącymi "obiektami kultu".
Wegererowi pozwolono wziąć jeden z dysków w dłoń. Oszacował ich wagę na 1 kg, a średnicę na 30 cm. Na jego zdjęciach nie widać hieroglificznego zapisu, albowiem częściowo się skruszył, a ponadto flesz z aparatu fotograficznego zatarł szczegóły, takie jak spiralne rowki.
Kilka dni po wizycie Wegerera kierowniczkę odwołano ze stanowiska bez podania przyczyny. Zniknęła ona, podobnie jak dwa kamienne dyski, wedle słów Profesora Wanga Zhijuna, dyrektora Muzeum Banpo w roku 1994.
Dowody
W latach, które nastąpiły po odkryciu pierwszego dysku, archeologom i antropologom udało się dowiedzieć więcej na temat odległego górskiego pasma Bajan Kara Ula. Duża część z owych informacji posłużyła do potwierdzenia historii, zapisanej na dyskach.
Legendy, które najwyraźniej przetrwały w tym rejonie mówią o małych, mizernych ludziach o żółtych twarzach, którzy "nadeszli z chmur dawno, dawno temu". Ludzie ci mieli wielkie, bulwiaste głowy oraz słabe, chude ciała i byli tak brzydcy i odrażający, że wszyscy od nich stronili. "Ludzie na szybkich koniach" polowali na brzydkie karły. Co dziwne, opisy "najeźdźców" pasowały ponoć do opisu szkieletów, znalezionych w jaskiniach przez Profesora Chi Pu Tei’a.
Do rzeczy...
Dropa także Dropowie, Drok-pa, Dzopa, Dzopowie (chiński: 杜立巴) to nazwa pochodzącej ponoć z kosmosu rasy karłowatych obcych, którzy wylądowali niedaleko granicy chińsko-tybetańskiej około 12000 lat temu. Brak jakichkolwiek potwierdzonych dowodów, że takie istoty istniały i że miało miejsce takie lądowanie.
Odkrycie
Wedle tego, co twierdził Chi Pu Tei (chiński: 齊福泰), profesor archeologii na Uniwersytecie Pekińskim, w roku 1938 on i jego studenci wyruszyli na ekspedycję, mającą na celu zbadanie jaskiń w paśmie Bajan Kara Ula w Himalajach, niedaleko chińskiej prowincji Qinghai. Jaskinie wydawały się łączyć i tworzyć system tuneli i podziemnych magazynów. Mówi się, że ściany miały przekrój prostokątny i pokryte były czymś w rodzaju szkliwa, jakby były wycięte w górze przy pomocy wysokiej temperatury.
Badacze znaleźli ustawione w rzędy groby, w których spoczywały niewielkie, mające 138 cm wzrostu, szkielety. Szkielety posiadały nienormalnie wielkie głowy oraz małe, chude i kruche kości. Któryś z członków ekipy badawczej zasugerował, że mogą to być pozostałości nieznanego gatunku goryla górskiego. Ponoć profesor Chi Pu Tei odpowiedział: Czy ktoś kiedyś widział, żeby małpy grzebały swych zmarłych w grobach?
Na grobach nie było żadnych napisów; zamiast tego w jaskini znaleziono setki dysków o średnicy 30 cm - znanych jako Dyski Dropów - z których każdy posiadał pośrodku 20-milimetrowe otwory. Ponoć każdy z dysków posiadał inskrypcje w postaci dwóch spiralnych rowków, biegnących od krawędzi do otworu w centrum dysku, co przypominało nieco Dysk z Fajstos. Dyski oznakowano wraz z innymi znaleziskami odkrytymi przez ekspedycję i złożono na 20 lat w magazynach Uniwersytetu Pekińskiego. Przez cały ten czas próby odcyfrowania zapisu nie odniosły rezultatu.
Kiedy około roku 1958 dyski dokładnie przebadał Dr Tsum Um Nui z Pekinu, stwierdził on, że każdy rowek składał się w gruncie rzeczy z serii malusieńkich hieroglifów o nieznanym kształcie i pochodzeniu. Rządki hieroglifów były tak maleńkie, że aby je wyraźnie zobaczyć, potrzeba było szkła powiększającego. Wiele z hieroglifów zniszczyła erozja. Kiedy Dr Tsum odszyfrował symbole, okazało się, że opowiadają one historię o katastrofie statku kosmicznego Dropów i o tym, że większość rozbitków została zabita przez miejscowych mieszkańców.
Wedle profesora Tsum Um Nui, jedna z linijek hieroglifów mówi o tym, że "Dzopowie zlecieli z chmur w swym pojeździe. Dziesięć razy przed wschodem słońca nasi mężczyźni, kobiety i dzieci skrywali się w jaskiniach. Kiedy w końcu zrozumieli język migowy Dropów, zdali sobie sprawę, że przybysze mają pokojowe intencje…" W innym miejscu mowa jest o "żalu" plemienia Ham, że statek obcych rozbił się w tak odległym i niedostępnym pasmie górskim, iż nie było możliwości zbudowania nowego, który umożliwiłby Dropom powrót na własną planetę.
Ponoć raport Dra Tsuma ukazał się w profesjonalnym żurnalu w roku 1962 i podobno został tak wyśmiany przez środowisko naukowe, że Doktor sam postanowił wyemigrować do Japonii, gdzie zmarł. Pekińska Akademia Prehistorii już nigdy więcej nie pozwoliła mu wydawać żadnych publikacji ani opowiadać o swych znaleziskach.
"Tsum Um Nui" nie jest prawdziwym chińskim nazwiskiem i sugerowano, że postać ta jest albo fikcyjna, albo że w istocie był on Japończykiem, którego nazwisko odczytywano zgodnie z zasadami wymowy chińskiej.
Dalsze prace badawcze
W roku 1965 Profesor Chi Pu Tei oraz jego czterech kolegów otrzymali w końcu pozwolenie na opublikowanie historii. Wydali ją pod tytułem "Zapis rowkowy dotyczący statków powietrznych, które, wedle zapisów na dyskach, wylądowały na ziemi 12000 lat temu".
Zapisy - 716 dysków ze spiralnymi rowkami - odkryte później w tych samych jaskiniach opowiadają o kosmicznym próbniku, wysłanym przez mieszkańców innej planety. Po wylądowaniu w górach Bajan Kara Ula, mówią ponoć teksty, pokojowe intencje obcych przybyszy zbiły z tropu członków plemienia Ham, mieszkańców sąsiednich jaskiń, którzy polowali na przybyszów z kosmosu, zabijając ich.
Istnieje możliwość, iż domniemane Dyski Dropów są w istocie dyskami Bi, przedmiotami wykonanymi ludzką ręką. W całych Chinach odnaleziono tysiące takich dysków, szczególnie w prowincjach południowo-wschodnich. Średnica dysków Bi waha się od kilku centymetrów do ponad metra i zazwyczaj są one wykonane z jadeitu lub nefrytu z z niewielkim, centralnie położonym, okrągłym lub kwadratowym otworem, podobnie jak domniemane Dyski Dropów. Większość dysków Bi datuje się na okres neolitu (ok. 3000 lat p.n.e.), lecz znajdowano je jeszcze w grobowcach dynastii Shang. Dyski Bi z okresów późniejszych, po dynastii Shang, są zazwyczaj bardziej ozdobne, a ich powierzchnię pokrywają ornamenty w kształcie smoków, węży, a czasem ryb, i wykorzystywano je do ceremonii rytualnych. Większość neolitycznych dysków Bi odnaleziono w grobowcach i umieszczone były pod głową lub pod stopami zmarłego. Istnieje teoria, wedle której miało to pomagać duchowi zmarłego. Na żadnym z dysków Bi nie znaleziono żadnego pisma czy spiralnych rowków, jak to opisuje historia Dropów, przytaczana przez autorów takich, jak Hartwig Hausdorf.
Dyski Dropów mają ponoć 30 centymetrów średnicy. Jednakże jedna czarno-biała fotografia, co do której Hausdorf i inni autorzy twierdzą, iż przedstawia ona Dysk Dropów, wyraźnie pokazuje, że dysk spoczywa na siedzeniu fotela, ma kilkadziesiąt centymetrów średnicy i żadnych oznaczeń. [NOTA OD TŁUMACZA - w istocie Hausdorf i inni badacze kilkakrotnie podkreślali, iż fotografia ta przedstawia najprawdopodobniej model Dysku Dropów].
Rosyjskie badania
Rosyjscy naukowcy poprosili o obejrzenie dysków i kilka z nich wysłano do Moskwy w celu dalszego zbadania. Odskrobano z talerzy przyklejone do nich grudki skalne i poddano je chemicznej analizie.
Ku zdumieniu naukowców, dyski zawierały duże ilości kobaltu oraz innych substancji metalicznych. Kiedy umieszczono je na specjalnych wirujących stołach - wedle słów Dra Wiaczesława Zajcewa, który opisał eksperymenty w radzieckim czasopiśmie "Sputnik" - wibrowały one albo "brzęczały" w niezwykłym rytmie, jak gdyby przebiegał przez nie prąd elektryczny. Albo, wedle słów jednego z naukowców, "jak gdyby tworzyły część jakiegoś obwodu elektrycznego". Najwyraźniej musiały być niegdyś poddane niezwykle silnym napięciom oraz wystawione na ekstremalne fluktuacje temperatur.
"Przypominają starożytne twarde dyski i obracają się zupełnie jak twarde dyski komputerów, które znamy obecnie. Być może gdybyśmy potrafili odczytać owe prastare twarde dyski, uzyskalibyśmy więcej odpowiedzi."
Zdjęcia Wegerera
W roku 1974 Ernst Wegerer, Austriacki inżynier, sfotografował dwa dyski, które odpowiadały opisom legendarnych talerzy. Zwiedzał z przewodnikiem Muzeum Banpo w Xi'an, kiedy w jednej z gablot zauważył kamienne dyski. Twierdzi, że w środku każdego dysku znajdował się otwór oraz jakieś hieroglify, tworzące częściowo zatarty spiralny rowek.
Wegerer poprosił kierownictwo Muzeum Banpo o większą ilość informacji na temat tych artefaktów. Kierowniczka nie wiedziała nic o historii owych kamieni, choć potrafiła opowiedzieć historię każdego z innych eksponatów, wykonanych z gliny. Wiedziała tylko, że owe dyski były nieznaczącymi "obiektami kultu".
Wegererowi pozwolono wziąć jeden z dysków w dłoń. Oszacował ich wagę na 1 kg, a średnicę na 30 cm. Na jego zdjęciach nie widać hieroglificznego zapisu, albowiem częściowo się skruszył, a ponadto flesz z aparatu fotograficznego zatarł szczegóły, takie jak spiralne rowki.
Kilka dni po wizycie Wegerera kierowniczkę odwołano ze stanowiska bez podania przyczyny. Zniknęła ona, podobnie jak dwa kamienne dyski, wedle słów Profesora Wanga Zhijuna, dyrektora Muzeum Banpo w roku 1994.
Dowody
W latach, które nastąpiły po odkryciu pierwszego dysku, archeologom i antropologom udało się dowiedzieć więcej na temat odległego górskiego pasma Bajan Kara Ula. Duża część z owych informacji posłużyła do potwierdzenia historii, zapisanej na dyskach.
Legendy, które najwyraźniej przetrwały w tym rejonie mówią o małych, mizernych ludziach o żółtych twarzach, którzy "nadeszli z chmur dawno, dawno temu". Ludzie ci mieli wielkie, bulwiaste głowy oraz słabe, chude ciała i byli tak brzydcy i odrażający, że wszyscy od nich stronili. "Ludzie na szybkich koniach" polowali na brzydkie karły. Co dziwne, opisy "najeźdźców" pasowały ponoć do opisu szkieletów, znalezionych w jaskiniach przez Profesora Chi Pu Tei’a.
Najlepszy komentarz (26 piw)
c................s
• 2012-08-22, 14:32
Znam sprawę, fascynujące tyle, że wszystko tajne w chuj.
To nie jedyny dowód na odwiedzanie nas w przeszłości przez Obcych.
Ta ruda menda z Wiejskiej też musi być z innej planety, nie ma wątpliwości.
Piwo!
To nie jedyny dowód na odwiedzanie nas w przeszłości przez Obcych.
Ta ruda menda z Wiejskiej też musi być z innej planety, nie ma wątpliwości.
Piwo!
Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji zobligowała nas do oznaczania kategorii wiekowych
materiałów wideo wgranych na nasze serwery. W związku z tym, zgodnie ze specyfikacją z tej strony
oznaczyliśmy wszystkie materiały jako dozwolone od lat 16 lub 18.
Jeśli chcesz wyłączyć to oznaczenie zaznacz poniższą zgodę:
Oświadczam iż jestem osobą pełnoletnią i wyrażam zgodę na nie oznaczanie poszczególnych materiałów symbolami kategorii wiekowych na odtwarzaczu filmów
Jeśli chcesz wyłączyć to oznaczenie zaznacz poniższą zgodę:
Oświadczam iż jestem osobą pełnoletnią i wyrażam zgodę na nie oznaczanie poszczególnych materiałów symbolami kategorii wiekowych na odtwarzaczu filmów