18+
Ta strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich.
Zapamiętaj mój wybór i zastosuj na pozostałych stronach
Główna Poczekalnia (2) Soft (2) Dodaj Obrazki Filmy Dowcipy Popularne Forum Szukaj Ranking
Zarejestruj się Zaloguj się
📌 Wojna na Ukrainie - ostatnia aktualizacja: Wczoraj 19:49
📌 Konflikt izrealsko-arabski - ostatnia aktualizacja: Wczoraj 22:52
🔥 Jeb w łeb - teraz popularne
🔥 salto man ... - teraz popularne

#polacy

Naprawa sprzętu
lukasoon15 • 2012-08-09, 14:59
Jak narody naprawiają sprzęty:
-Amerykanie- kupują nowy, nie opłaca się im naprawiać
-Chińczycy- konstruują nową, lepszą wersję
-Afrykanie- idą strugać kolejną dzidę, jeśli poprzednia się połamała
-Grecy- biorą kredyt na naprawę, potem nie oddają już pieniędzy
-Rosjanie- sprzedają zepsuty towar i kupują spirytus
-Rumuni- kradną jeszcze raz, tym razem sprzęt lepszej jakości
-Niemcy- im nic się nie psuje, bo są solidni
-Polacy- zaczynają napierdalać w popsuty sprzęt aż zadziała. Jeśli nie zadziała to znak że nikt już tego nie naprawi.
Najlepszy komentarz (71 piw)
adiemus36 • 2012-08-09, 15:43
Pierdolenie.

Amerykanie - biorą wszystko na kredyt
Chińczycy - dają miskę ryżu kolesiowi z fabryki żeby zrobił nowy
Afrykanie - jakie kurwa sprzęty ?
Grecy - dostają dofinansowanie od zepsutego sprzętu i kupują nowy
Rosjanie - jadą na zachód
Rumuni - tu się zgadzam
Niemcy - kupuja nowy, bo nie opłaca im sie naprawiać
Polacy - biorą od Niemców ten zepsuty i przekładają części
Pamiętaj o Polsce...
Kiechu • 2012-08-03, 23:36
Filmik jeżeli chodzi o wartość edukacyjną jest gówno warty bo żadnych opisów nie zrobiłem. Chciałem bardziej żeby ruszyło kogoś kto wie co i jak, ale chyba takich głąbów co nie będą wiedzieli co jest przedstawione w filmiku będzie mało.

Polacy w Iraku
zjemcichlep • 2012-07-15, 20:06
Myślałem że na końcu poleci ,,Ale urwał"

Filmik stary ale pomyślałem że dobrze go tu będzie umieścić. Odrazu informuje że chłopaki strzelają z Komara żeby nie prowokować kłutni ,,znaffcuw" z CeSa



PS. Małe ale pierdolnięcie ma
Dziś coś z Serii " Sadol uczy Sadol Bawi "

Chciałbym wam przybliżyć owe wydarzenie które miało miejsce na przełomie 1610r - 1613r.

Człowiekiem Który Dokonał Owego czynu oprócz wielu dzielnych wojaków był hetman Stefan Żółkiewski.



Stanisław herbu ( Uwaga to nie są żarty LUBICZ !! )
Urodził się w 1547 roku pod Lwowem we wsi Turynka natomiast zmarł 7 października 1620 w Mołdawii (podczas odwrotu spod bitwy pod Cecorą ).


WYPRAWA NA MOSKWĘ


"Na Moskwę…
Te dwa słowa oddają stan ducha wielu pokoleń Polaków, żyjących na przestrzeni dziejów.
Bywało, że było to tylko marzenie, senna mara i wspomnienie dawnej chwały."


4 lipca 1610 wojska polskie ówczesnego wojewody kijowskiego (późniejszego - od 1918 roku - hetmanem i kanclerza wielkiego koronnego) Stanisława Żółkiewskiego liczące około 7 tys. żołnierzy rozbiły 35 tys. armię rosyjską wspomaganą przez armię Szwedzką.


W obręb moskiewskich murów wojska polskie wkroczyły 12 września, a 8 października Żółkiewski przybył na Kreml. Car Wasyl Szujski oraz jego bracia Dymitr Szujski i Iwan Szujski zostali więźniami hetmana.

"Bitwa (pod Kłuszynem - dop: kj) stoczona została między wojskami polskimi pod dowództwem hetmana polnego koronnego Stanisława Żółkiewskiego (6556 kawalerii - w tym 5556 husarii, 200 piechoty), a armią rosyjską pod dowództwem kniazia Dymitra Szujskiego (ok. 35 000 wojsk rosyjsko-szwedzkich) oraz szwedzkich posiłków dowodzonych przez Jakuba Pontussona De la Gardie. Atak wojsk Żółkiewskiego rozbił wojska moskiewskie, a następnie skłonił do zaprzestania walki cudzoziemców posiłkujących Szujskiego. Bitwa zakończyła się paniczną ucieczką Szujskiego i ocalałych Rosjan. Pociągnęło to za sobą kapitulację zablokowanej armii Grzegorza Wałujewa w Carewie Zajmiszczu (ok. 8000 ludzi). W obliczu klęski bojarzy zdetronizowali cara Wasyla Szujskiego i obwołali carem królewicza polskiego Władysława, a Żółkiewski wkroczył do Moskwy".



Ostatecznie, na prośbę propolskiego stronnictwa bojarów wojska polskie wkroczyły do Moskwy (druga obecność Polaków na Kremlu – 29 wrzesień 1610 - 7 listopad 1612). Polacy rozpoczęli służbę policyjną w stolicy Rosji. Nadrzędnym celem było „utrzymanie” miasta do przyjazdu cara Władysława. Żółkiewski opuścił miasto by udać się do króla Zygmunta III a dowódcą mianował Aleksandra Gosiewskiego. Jednakże cały czas „bruździł” Polakom patriarcha moskiewski Hermogenes. Na dodatek król Polski nie zamierzał zaprzestać oblężenia Smoleńska. Od połowy marca 1611 zaczęły zbierać się oddziały tzw. pierwszego pospolitego ruszenia pod dowództwem Lapunowa, Trubeckiego i Zarudzkiego.

29 marca zaczęły się w Moskwie zamieszki na wieść o zbliżaniu się Rosjan. Oddziały polskie zaczęły rzeź buntujących się mieszczan (uważa się, że zginęło około 7 tys. ludzi). Niestety twardy opór mas moskiewskich zmusił wojska Gosiewskiego do cofnięcia się na Kreml. 30 marca Polacy podpalili Moskwę. W płomieniach zginęło ok. 8 tys. ludzi nie licząc ludzi, którzy zmarli później z głodu. Mimo wszystko, blokada Moskwy zacieśniała się.

13 czerwca 1611 padł Smoleńsk. Co więcej, dzięki intrygom Gosiewskiego doszło do rozłamu w I pospolitym ruszeniu – Lapunow został zamordowany i część oddziałów moskiewskich rozeszła się do domów. Dodatkowo oddziały Sapiehy przedarły się na Kreml.

29 października na triumfalnym sejmie doszło do wspaniałej sceny – wśród wiwatujących tłumów ulicami Warszawy wiódł hetman Stanisław Żółkiewski przepyszny orszak i dwóch dostojnych więźniów – cara Wasyla Szujskiego i jego brata Dymitra (nieszczęśliwego wodza spod Kłuszyna).

Następnie Wasyl i jego bracia pełzali na kolanach i z wielką pokorą bili czołem przed królewskim majestatem, prosząc o miłosierdzie. Król kazał jeńcom wstać i na znak łaski podał rękę do ucałowania, a kanclerz koronny Feliks Kryski wygłosił obszerną mowę, w której podziękowano Żółkiewskimu za trudy wojenne. Niestety „limit szczęścia” Rzeczpospolitej się wyczerpał. Sapieha nagle zmarł a w Niżnym Nowogrodzie zaczęło formować się II pospolite ruszenie pod wodzą Kuźmy Minina i Dymitra Pożarskiego, które było o niebo lepiej zorganizowane od pierwszego a w dodatku zaczęła „mścić” się decyzja o podpaleniu Moskwy – garnizonowi brakowało żywności.

Wśród nieustannych szturmów moskiewskich Polacy i Litwini zostali zepchnięci do defensywy. Sytuację niewiele poprawiło kilkukrotne dostarczenie żywności przez wojska Chodkiewicza, zwycięzcy spod Kircholmu. Niestety, nie zatrzymało to części wojsk garnizonu od opuszczenia miasta 27 stycznia. Nieopłacone oddziały zawiązały konfederację i ruszyły ku polskiej granicy. Niejako „w zamian” wkroczyło na Kreml część wojsk Chodkiewicza a on sam z resztą rycerstwa wyruszył po prowiant. Następne kilka miesięcy upłynęło na rozpaczliwej obronie Kremla i Kitajgrodu , podczas której doszło do zmiany na najwyższym szczeblu dowodzenia – Gosiewskiego zastąpił Struś. W sierpniu 1612 pod Moskwę dotarło II pospolite ruszenie, przez co sytuacja stała się tragiczna. Nieudana odsiecz hetmana wielkiego litewskiego Karola Chodkiewicza w dniach 1-3 września („utknął” w masach wojsk moskiewskich – zabrakło 1800 metrów do Kremla) niejako przypieczętowała los garnizonu. Na marginesie można wspomnieć w jak skrajnie niekorzystnych warunkach przyszło nam walczyć – miasto pełne rowów, barykad i okopów, ruiny spalonej Moskwy nie sprzyjały jeździe – mimo to husaria gdzie mogła „zmiatała” Rosjan. Ale nasi „utknęli”… Zapanował nieopisany głód: najpierw zjedzono konie, ptaki, psy, koty, szczury, potem zaczęto zjadać świece i obwoluty ksiąg… Wreszcie nasi poczęli jeść trupy ludzkie oraz więźniów. Ale nie to było najgorsze - finalnie zaczęły się morderstwa na tle ludożerskim – po Kremlu i Kitajgrodzie buszowały nocami bandy ludożerców. „Piechota się sama między sobą wyjadła”, „Truszkowski, porucznik piechotny, dwu synów swoich zjadł”, „pan sługi, sługa pana nie był bezpieczen”…

1 listopada padł Kitajgród (ostatni punkt obrony poza Kremlem)– zagłodzeni obrońcy nie byli wstanie walczyć. Ostatecznie, 7 listopada 1612, polski garnizon Kremla skapitulował mając zagwarantowane przez Moskwicinów bezpieczeństwo. Oczywiście, zgodnie z wielowiekową tradycją niedotrzymywania słowa Moskale bestialsko wymordowali większość bezbronnego polskiego rycerstwa. Część jeńców została zamordowana w kilka miesięcy później. Tylko niewielu Polaków przeżyło do wymiany jeńców w 1619. Dzieje „oblężeńców” pokazały, jak wielkim poświęceniem i poczuciem obowiązku wobec ojczyzny wykazali się Polacy broniący Moskwy i praw królewicza Władysława do czapki Monomacha. Odsiecz króla Zygmunta III nie zdążyła na czas. Sobór ziemski w 1613 obrał na cara Michaiła Romanowa.

Użytkowniku.
"Zostaw ślad mądrości swej."


Wszystko Zostało Skopiowane i połączone w jedno.
69 Rocznica rzezi Wołyńskiej
Dalione • 2012-07-11, 14:34
BESTIALSKIE MORDY ZA KTÓRE "POMARAŃCZOWY" DEMOKRATA JUSZCZENKO PRZYZNAŁ TYTUŁ "BOHATERA UKRAINY"

11 lipca 1943 r. miała miejsca kulminacja rzezi wołyńskiej - bandy UPA działając z zaskoczenia zaatakowały 99 wsi i osiedli polskich w powiatach horochowskim i włodzimierskim. Tego dnia zamordowano wiele tysięcy Polaków.

W przypadku napadów na większe kolonie polskie UPA często wykorzystywała element zaskoczenia - atakując w nocy, o świcie lub podczas prac gospodarskich czy niedzielnej mszy św., kiedy mieszkańcy byli skoncentrowani w jednym miejscu. Miejscowość była otaczana kordonem uzbrojonych w broń palną członków UPA, których zadaniem było strzelanie do uciekających. Pozostali napastnicy, członkowie oddziałów samoobrony ukraińskiej współpracujących z UPA, uzbrojeni w siekiery, noże, widły, kosy ustawione na sztorc i inne narzędzia gospodarskie, rozchodzili się po osadzie i mordowali mieszkańców, często ich przy tym torturując. Ofiarami padali Polacy różnej płci i wieku, a także Ukraińcy, którzy pomagali Polakom bądź przeszli z prawosławia na katolicyzm. Teren wsi był starannie przeszukiwany, a na uciekinierów urządzano obławy w okolicznych lasach i na polach.

W drugim typie napadów skierowanych przeciwko polskim mieszkańcom osad ukraińskich lub mieszanych, brały udział mniejsze grupy napastników, także działających z zaskoczenia. Mordy dokonywane na pojedynczych Polakach dotyczyły często uciekinierów z osad lub podróżnych.

Wspólną cechą akcji przeciw Polakom było ogromne okrucieństwo, połączone z rabunkiem mienia i paleniem gospodarstw, a także niszczeniem materialnych śladów polskiej obecności na Wołyniu, takich jak dwory, kościoły i kaplice, a nawet ogrody czy parki.

Próby rozmów czy negocjacji ze stroną ukraińską kończyły się niepowodzeniem.

BESTIALSTWO

Zarówno Ukraińska Powstańcza Armia (UPA), jak i tamtejsze, rdzenne chłopstwo przeszło samo siebie w wymyślaniu sposobów zadawania niewinnym ludziom śmierci. Mordowano wszystkich bez pardonu, nie oszczędzając dzieci, kobiet i starców. Wypruwano płody z łon ciężarnych matek, obcinano piersi, wydłubywano oczy, rozrywano końmi.

Mordów dokonywano z wielkim okrucieństwem, często poprzedzając je wymyślnymi torturami, następnie wsie i osady grabiono i palono. Po dokonanych masakrach do wsi na furmankach wjeżdżali chłopi z sąsiednich wsi ukraińskich, zabierając mienie pozostałe po zamordowanych Polakach.

Jedną z najbardziej krwawych zbrodni w tym czasie była rzeź Polaków w Kołodnie w powiecie krzemienieckim. 14 lipca do wsi wjechało 300 upowców, którzy podzielili się na małe grupy i rozeszli po zagrodach. Domostwa zamieszkane przez Polaków wskazywali im miejscowi Ukraińcy. Po wejściu do domów bandyci mordowali ich przy pomocy siekier lub broni palnej. Rzeź trwała około 3 godzin, według niektórych źródeł zamordowano nawet do 500 osób, w tym wiele dzieci.

A tak wyglądał “krajobraz po bitwie”, którego sprawczynią była “heroiczna UPA” widziany oczami słynnego partyzanta Józefa Sobiesiaka – “Maksa”: “W ciągu pierwszego dnia marszu, na całej trasie, wynoszącej około trzydziestu pięciu kilometrów, nie spotkaliśmy ani jednej wsi zamieszkałej przez ludzi. Chaty były w większości spalone i zrównane z ziemią, a po ruinach błąkały się zdziczałe psy i koty. Tu i ówdzie spod przysypanej śniegiem ziemi sterczały ludzkie kości. Zdawać by się mogło, że jakiś straszliwy demon zniszczenia nawiedził tę nieszczęsną ziemię, pochłaniając człowieka wraz z tym wszystkim, co jego rozum i ręce stworzyły przez wieki. Z przerażeniem patrzyliśmy na tę pustynię, dosłuchując się w poświście wiatru płaczu dzieci i jęku mordowanych kobiet”.

Wybrane metody mordowania i tortur stosowanych przez UPA / OUN:

1. Wbijanie dużego i grubego gwoździa do czaszki głowy.
2. Zdzieranie z głowy włosów ze skóry (skalpowanie).
3. Zadawanie ciosu obuchem siekiery w czaszkę głowy.
4. Zadawanie ciosu obuchem siekiery w czoło.
5. Wyrzynanie na czole "białego orła".
6. Wyłupywanie oczu.
7. Obcinanie nosa.
8. Przebijanie zaostrzonym grubym drutem ucha na wylot drugiego ucha.
9. Obrzynanie warg.
10. Obcinanie języka.
11. Podrzynanie gardła i wyciąganie przez otwór języka na zewnątrz.
12. Rozrywanie ust od ucha do ucha.
13. Pionowe rozrąbywanie siekierą głowy.
14. Skręcanie głowy do tyłu.
15. Robienie miazgi z głowy przez wkładanie głowy w uściski zaciskane śrubą.
16. Cięcie i ściąganie wąskich pasów skóry z pleców.
17. Obcinanie kobietom piersi sierpem.
18. Przebijanie brzucha ciężarnej kobiecie bagnetem.
19. Rozcinanie brzucha i wyciąganie jelit na zewnątrz u dorosłych.
20. Rozcinanie kobietom ciężarnym brzucha i wrzucanie do wnętrza potłuczonego szkła.
21. Rozpruwanie brzuszka dzieciom.
22. Przybijanie bagnetem małego dziecka do stołu.
23. Wieszanie dziecka płci męskiej za genitalia na klamce drzwi.

PARTYZANTKA?

Prawdziwe oblicze OUN – UPA dostrzegł Wołyński Okręgowy Delegat RP Juliusz Kozłowski – “Cichy”, który w swoim liście do kierownictwa politycznego UPA, 25 listopada 1943 roku, pisał:

“Wychowankowie niemieccy narodowości ukraińskiej, a nie Polacy rozpoczęli masowe i barbarzyńskie rzezie bezbronnej ludności polskiej.

Pamiętajcie, że to co obecnie dzieje się na Wołyniu, obarcza cały naród ukraiński, że to Wy i Wasze przyszłe pokolenia płacić będziecie rachunek. Nie wolno Wam protestować po cichu, ulegać zbrodniczemu terrorowi i dalej pozwalać, by wróg Waszymi rękami niszczył Waszą przyszłość. Czyż nie widzicie, że chodzi mu o to, żeby na zakończenie wojny słowo Ukrainiec równoznaczne było ze słowem morderca? Czyn odważny, odpowiedzialny jest z Waszej strony koniecznością.

Rzeź i mord nie budują nigdy bytu niepodległościowego, a wyłączają ze społeczności cywilizacyjnej i są jaskrawym dowodem niedojrzałości państwowej. Broń do tego dzieła w dużej mierze pochodziła z rąk niemieckich, stamtąd przyszło wyszkolenie wojskowe i to właśnie tragicznie związało w opinii świata Wasze imię z Niemcami.

Gdy przyznacie otwarcie, że Niemcy wykorzystali Waszą nienawiść do nas dla szerzenia w Polsce rozszalałego terroru – docenimy Wasze stanowisko. Tylko bowiem uświadomienie obustronnych błędów prowadzić może do zmniejszenia dzielącej nas przepaści”. Władze obecnej Ukrainy muszą mieć świadomość prawdy, że UPA nie była żadną “armią powstańczą”, tylko “kureniami rizunów”, zbrodniczą antypartyzantką powołaną do życia dla dokonania rzezi ludności polskiej na obszarze suwerennego, aczkolwiek okupowanego państwa polskiego.

Wymyśla się nawet działania UPA przeciw nazistowskim najeźdźcom, aby tylko dla zbrodniarzy uzyskać prawa kombatanckie. Trzeba tu dodać, że na terenie Ukrainy nie było ani jednego oddziału UPA. Jedynym działaniem UPA było mordowanie Polaków na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej z wyłączeniem Lwowa. We Lwowie Ukraińcy dokonali kilku zabójstw i przekonali się, że w tym ciągle polskim mieście pod okupacją niemiecką, mimo istnienia ukraińskiej policji nie mogli tego robić bezkarnie” (K. Bulzacki, Polacy i Ukraińcy. Trudny rozwód. Wyd. “Na Rubieży” 1997).

BILANS ZBRODNI

Na początku 1944 roku Polacy znajdowali się już jedynie w miastach, wokół ośrodków samoobrony (różnych grup, oddziałów, placówek, ośrodków i baz samoobrony), które wytrzymały ukraiński napór oraz w oddziałach partyzanckich, które we współpracy z oddziałami Armii Krajowej, m.in. 27. Wołyńską Dywizją AK, próbowały organizować akcje obronne i odwetowe przeciw UPA.

Zbrodnie były dziełem Ukraińskiej Powstańczej Armii, wzmocnionej w marcu i kwietniu 1943 przez dezerterów z Ukraińskiej Policji Pomocniczej, wspomaganej przez ukraińskie chłopstwo zwane czernią, Samoobronni Kuszczowi Widdiły i Służbę Bezpeky OUN-B. Szacuje się, że zbrodniarze z OUN / UPA wymordowali 50-60 tys. Polaków na Wołyniu.

BANDYCI UHONOROWANI

Podczas gdy w Polsce dzieci na lekcjach historii nie usłyszą o Wołyniu i mordercach z OUN-UPA, ukraińskie dzieci (a potem dorośli Ukraińcy) czczą zbrodniarzy jak bohaterów.

Stepan Andrijowycz Bandera przywódca OUN-B (później osobnej organizacji). Odpowiedzialny za rzeź Polaków na Ukrainie. Pośmiertnie otrzymał Wiktora Juszczenki tytuł Bohatera Ukrainy. Prezydent nadał mu go specjalnym dekretem. Swoją decyzję ogłosił podczas uroczystości z okazji obchodzonego na Ukrainie Dnia Jedności. Bandera uzyskał tytuł bohatera "za niezłomny duch w służbie idei narodowej, bohaterstwo i poświęcenie w walce o niezależne państwo ukraińskie".

WNUK BANDERY: "JESTEM DUMNY"

"Jestem dumny, bo krok Juszczenki oznacza oddanie sprawiedliwości historycznej mojemu dziadkowi. Wiem, że wywoła to oburzenie w Polsce i u innych sąsiadów Ukrainy, ale chciałbym, by w swych osądach kierowali się prawdą historyczną, a nie informacjami, które zaplamione są propagandą - powiedział."

Na koniec dialog w wydaniu "Banderowców"
youtube.com/​watch?v=vLlje3pWUEU&feature​=related

źródła:
Władysław Siemaszko, Ewa Siemaszko, Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej Wołynia 1939-1945, Warszawa 2000; Grzegorz Motyka,Ukraińska partyzantka 1942-1960, Warszawa 2006; Władysław Filar, Wołyń 1939-1944, Toruń 2003 (za: prawy.pl)
Edward Prus (salon24.pl); fragment artykułu za: rp.pl; oraz wiele innych.
Najlepszy komentarz (40 piw)
ostatni • 2012-07-11, 16:21
@up, pierdolicie. Najwięksi wrogowie narodu polskiego, chmielnicki, bandera są uważani powszechnie za bohaterów narodowych przez ukraińców. Taka jest prawda. Wiem, że było trochę propagandy przed tym jebanym euro, ale fakty są takie a nie inne. Ukraińcy sami zgłaszali się do ruskiej armii by krwawo zwalczać powstania w czasie zaborów. Nie mam za grosz poszanowania dla tego "narodu". Ta lista tortur w temacie jest 10 razy za krótka. Brakuje np. zbierania niemowlaków z całej wsi i nabijania ich brzuszkami na sztachety w płocie. Mój dziadek służył w straży granicznej w latach 45-47 właśnie w okolicach Bełza. Tam trwała nadal regularna wojna z UPA. To co opowiadał przechodziło ludzkie pojęcie, a jest to zupełnie dzisiaj zatajane. Jeśli te zwierzęta złapały polskiego żołnierza to na początek musiał zjeść swoją książeczkę wojskową, potem kilka dni tortur i śmierć. Polacy byli tak przerażeni, że w nocy patrole ostrzeliwały się wzajemnie. Strażnice natomiast przypominały drewniane kioski porozrzucane na środku stepu. Dziadek opowiadał, że przez te 2 lata poza jakimiś przepustkami, nie przespał ani jednej nocy tak jak jego koledzy, w przeciwnym razie chachły (tak mówi się na te ścierwa na wschodzie) podpaliłyby ich żywcem. Z tymi zwierzętami poradzić sobie mogą tylko ruscy. Żal dupę ściska, że takie urodzajne tereny są pod panowaniem tych zwierząt. A wystarczyłoby żeby Wiśniowiecki dostał w XVII odpowiednie wsparcie od polskiej zapyziałej szlachty i króla i nie byłoby dzisiaj tego bydła. Drugim ziomkiem, który robił porządek z tymi zwierzętami był Piłsudski. Ale teraz robi się w lewackich szkołach wodę z mózgu pierdoląc, że był dyktatorem itd. Kolejnym absurdem jest wspieranie ukraińców z akcji wisła. Te kurwy nawet pomniki sobie stawiają np. w Białym Borze. No cóż, ten pojebany polski naród sam się wykończy na własne życzenie
WINIARSKI vs KUBIAK
H................g • 2012-07-10, 0:55
Ale jebnął mu

Najlepszy komentarz (47 piw)
DiesIrae • 2012-07-10, 12:53
Dobrze że nie skończył jak ten:
Zarcik o emigrantach
amatorka_protein • 2012-06-15, 23:42
Polacy dostali oficjalne ostrzeżenie - jeszcze jedna zadyma i wszyscy zostaną deportowani spowrotem do UK.

Coż za ironia, ja tez dostalem ostrzezenie Pozdro dla wszystkich, odlaczam sie od internetsow na jakis czas
Najlepszy komentarz (31 piw)
owiecs • 2012-06-16, 16:07
Nikt nie wie o co chodzi, ale dają piwo z dobrego serca. I ja też dam, a co, bo mnie kuhwa stać
Ubezpieczalnia
Kriski • 2012-06-08, 14:05
Po czym poznać że w Niemczech jest za wielu Polaków?
.
.
.
-Cyganie ubezpieczają swoje mieszkania...
Najlepszy komentarz (74 piw)
ferro • 2012-06-08, 14:09
no kurwa, dowcipniś z Ciebie.
Obraz Polaka rasowego
HoseBanditos • 2012-06-05, 0:46
Warto przeczytać. Ile procent naszego społeczeństwa pasuje do tej opowieści. Dosyć długie ale niech Was to nie zraża.

Dotychczas mówiąc o rasowym Polaku, miało się na myśli faceta z brzuszkiem, leżącego przy niedzieli na wersalce przed telewizorem, w koszulce na ramiączkach i przechodzonych spodniach popijającego piwko, czekającego aż żona poda mielone z ziemniakami na obiad. Dzięki rewolucji mentalnej i kulturowej rasowy Polak się zmienił.

Niedzielna wizyta o umówionej godzinie. Szkaradny, świeżo wybudowany domek na niewielkiej działce za miastem – w nowo powstającym osiedlu. Jeden z tych projektów kupionych po taniości i zrealizowanych siłami oszczędności rodziców oraz kredytu bankowego na 35 lat. Obok podobne domy, jedne mniejsze, drugie większe. Nowobogackich od drobnomieszczańskich odróżnia wielkość działki, poziom kiczu, metraż i kolor ścian (ci pierwsi obowiązkowo na żółto, ci drudzy – na biało). Cisza i pustki jak po wybuchu bomby atomowej. Tylko z oddalonego o jakieś 300 metrów kościoła niosą się odgłosy odprawianego nabożeństwa.

Dzwonek do drzwi, cisza. Jeszcze raz. Nikt nie odpowiada. Okna zamknięte, naciskam na klamkę. Drzwi zamknięte na klucz. Wyciągam telefon, dzwonię. Nikt nie odbiera. Hmm… może poszli do kościoła? Ale nie, przecież Szymon nie chodzi do kościoła. Już na studiach drwił z kościoła i wierzących. Zawsze opowiadał, że jak go w podstawówce matka do kościoła wyganiała, to ona szedł z kumplami na lody. Jak się ostatnio widzieliśmy chwalił się, że przed ślubem to z siedem lat nie był w kościele. No nic, poczekam te 15 minut.

Z kościoła słychać śpiew jakiejś pieśni, oraz szum wywołany przez opuszczających świątynie wiernych. Stukanie obcasów i ogólny galimatias. Dwie minuty później w naszą stronę zmierza fala powodziowa samochodów. Wszystkie wypucowane i błyszczące. Jeden za drugim. Co jakiś czas jakaś starsza pani na ogromnym ruskim rowerze zmierza w stronę wsi, albo rodzina z dziećmi która doszła do wniosku, że wygodniej te 500 metrów przejść pieszo niż zajmować samochodem każdy wolny centymetr w promieniu 300 metrów od kościoła.

Pod sąsiednie domy podjeżdżają samochody, parkują na podjeździe. Wysiadają z nich całe rodziny. Pod bramę podjeżdża też Szymon swoim czarnym Passatem B6 kombi 2.0 TDI. Obok niego żona Lena, a z tyłu w fotelikach dziecięcych Julka i Kubuś. Parkuje, studzi turbinę po 300 metrowej podróży, gasi silnik i i otwiera drzwi. Siema – krzyczy. Ubrany w białą koszulę z krótkim rękawem, granatowy krawat, spornie i buty od garnituru. Lena trochę przytyła po drugiej ciąży. Ma na sobie obcisłą sukienkę na niewidzialnych ramiączkach na której odznaczają się jej wszystkie wałki i fałdki. Otwierają tylne drzwi samochodu i wypinają dzieci z fotelika.

Podchodzę bliżej, witam się. Szymon tłumaczy, że wraca właśnie z kościoła, a Lena dodaje, że już za chwilę bierze się za obiad. Szymon uświadamia mnie, że i tak mam szczęście, bo zapomnieli całkiem o mnie, a po sumie zawsze mają w zwyczaju podskoczyć na zakupy do miasta, do Biedronki. Tylko tym razem wrócili, bo Julka zalała się piciem i nie będzie jak łajza przecież się pokazywać z nimi na mieście. No, a skoro już jestem…

Szymon do kościoła chodzić jednak zaczął. Żona mu karze, która przecież przed ślubem także była ateistką. Zresztą trzeba pójść, dziećmi się pochwalić. Zobaczyć jak są inni poubierani, czym podjeżdżają pod kościół. Jasne. Apropo… nowa fura. Zgadnij za ile?! No właśnie… połowa ceny rynkowej. A ma wszystko… wersja Highline w opcji ze skórą i dużym navi. I powiem ci stary, że nie narzekam. Drugi rok i tylko płyny wymieniam. Zresztą co się ma psuć?! 50 000 km, rocznik 2007 – prawie nówka. Że na szybach 2006? Bo to końcówka 2006 roku tak naprawdę. Spalanie max 3,5 litra na setkę.

Wchodzimy do domu, Lena już zdążyła się przebrać w dresowe ciemne spodnie i koszulkę na ramiączkach. Na nogach ciapy, miga plasterkiem przeciw otarciowym naklejonym na piętę. Krząta się pomiędzy salonem, a kuchnią. Rozkłada jakieś przekąski, siada przed zlewem w kuchni i zaczyna obierać ziemniaki. Szymon pokazuje salon, który jest dumą każdego domu. Sorki za burdel, ale wiesz… sypialnia jeszcze nie wykończona, dlatego śpimy wszyscy tutaj. Lena słysząc tłumaczenia męża, stara się dyskretnie i jak najszybciej pochować rozbebłaną pościel i piżamy do schowka w wersalce. Siadaj i częstuj się. Na stole stoją paliuszki wetknięte w szklankę i sok pomarańczowy w znanym, Biedronkowym opakowaniu. Szymon polewa. Degustuję, nic specjalnego i jakby rozrzedzonego wodą, ale co mi szkodzi… mówię, że dobre nawet. Szymon rzuca ceną złoty pięćdziesiąt za litr. Spróbuj paluszków, tylko 80 groszy za opakowanie.

Sięga po pilota i włącza 40 calową plazmę podłączoną do kina domowego z nagłośnieniem 5.1 niedbale rozstawionym po pokoju. Uruchamia dekoder Cyfrowego Polsatu i skacze po kanałach. Kiedy już przeleci wszystkie kilkadziesiąt pozycji, manifestując tym samym, że ma Familijny HD z HBO i Cinemaxem, a nie tylko podstawowy Mini HD, włącza na VIVA Polska i tak już zostawia. Kiedy tylko zerknę w którąkolwiek inną stronę niż powinienem, z ust Szymona leci komentarz dotyczący produktu na który właśnie zerknąłem. I tak np. tamto to jest skórzany fotel za 299 zł kupiony w promocji Jyska. Mam wrażenie, że Szymon jest mistrzem okazji. Wszystko w jego domu kupione jest taniej niż po cenie rynkowej i to sporo taniej. O przepraszam… wszystko oprócz TV i laptopa. To są najdroższe na świecie i najlepsze modele. Czuję jak się w czasie oglądania serialu z lokowaniem produktu.

Lena woła Szymona i cichaczem zwraca mu uwagę, ze coś tam się skończyło, w związku z tym obiad będzie niekompletny. Ten próbuje coś jej tłumaczyć, w końcu ona wraca do garów, a on na kanapę obok mnie. Zaczynam zauważać, że moja zapowiedziana ale zapomniana wizyta ze względu na nieudany niedzielny shopping zaczyna być coraz większym problemem. W końcu proponuję, że może podskoczymy do tej Biedronki, skoro i tak nic konkretnego nie robimy, a Lena jeszcze z godzinę będzie robić obiad.

Szymon ożywa. Jakby tylko czekał na tę propozycję. Idzie po listę zakupów, bierze z szafki kluczyki od auta. Po wyjściu z domu stwierdza, że nawet lepiej, bo nam Lena nie będzie dupy zawracać. Ostatnio jakby zawsze miała te gorsze dni w miesiącu. Tylko się czepia o wszystko. Wsiadamy do samochodu, który zdążył się solidnie nagrzać od stania na słońcu. Uchylam szybę. Szymon uruchamia silnik, zamyka szybę którą uchyliłem i ustawia klimę na 16 stopni. Szum wentylatorów zagłusza nie tylko ustawione na minimalną głośność RMF FM, ale i normalną rozmowę. Wciska gaz w podłogę, mnie wciska w fotel, z tyłu słyszę jak przesuwają się po podłodze jakieś klamoty. Po 13 sekundach mamy ze 120 km/h – ograniczenie na osiedlowej drodze 30 km/h. Widzisz jak napierdala? No… o, kontrolka poduszek ci się świeci. Tak ma być. W tym samochodzie, jak się świeci, to znaczy, że wszystko jest w porządku. Po chwili ciszy i wytraceniu prędkości do rozsądnych 60 km/h na piątym biegu… Aaa co ci będę ściemniał… samochód jest po lekkim gongu. Ale doszedłem do wniosku, że pierdziele. Każdy używany samochód miał jakąś przygodę, więc jaki jest sens płacić 2x tyle za realny przebieg i bezwypadkowość? No popatrz na siebie. Dałem za niego tyle co ty za swoją Astrę, a jednak to dwa inne światy. A ty co masz z tego, że jest bezwypadkowy? Do tej pory też tak myślałem, ale teraz, odkąd Rychu sprawdził mi tam czy coś dłubane było i stwierdził że tak, doszedłem do wniosku, że to jebię. Ważne, że jedzie.

Wjeżdżamy na parking pod Biedronkę. Jak na niedzielę, ruch jest ogromny. Parking wygląda na pełny, ale Szymon ma na to sposób. Parkuje pod samymi drzwiami zastawiając stojak na rowery i blokując dostęp do wózków. Studzi turbinę, wyłącza silnik, wysiadamy. Patrzę, że tył samochodu jest na szlaku manewrowym, zwracam uwagę. Chuj z tym… popatrz na innych. Stawiają gdzie się da, a im bliżej wejścia tym lepiej. Jak w japońskim teleturnieju.

Bierzemy koszyk. Szymon 3x zastanawia się nad każdym produktem jakby kryły one jakiś podstęp. Sprawdza cenę, porównuje. Wybiera tańszy i do koszyka. I tak kolejne produkty. Następnie dokłada dwie zgrzewki jakiegoś taniego piwa. Wyciąga telefon, uzgadnia coś z żoną, liczy. Wychodzi mu jakaś suma coś ok. 48 zł. Odkłada koszyk, sięga po portfel. W przegródce na banknoty widać 50. złotówkę. Upewniony chowa portfel do kieszeni, bierze koszyk i podchodzimy do kasy. Dzień dobry? Siateczka? 54 zł 95 groszy. Ej jakim cudem??? - oburza się Szymon. Pokaż mi ten paragon – parska na kasjerkę. Sprawdza, liczy, dodaje, wyciąga telefon… Kurwa… puszka kukurydzy jest droższa o ponad 3 zł. Co to kurwa ma być? W chuja sobie walicie? Kasjerka ze strachem w oczach i z wyuczoną grzecznością, tłumaczy, że promocyjna cena dotyczyła opakowania którego już nie ma, a Szymon przez pomyłkę wziął inne. Nie przekonuje go to, Krzyczy, wrzeszczy, stwierdza, że płaci podatki, więc niech ona ruszy dupę i to załatwi. Przekonuję go, żeby dał spokój. Nie ma co robić dymu o 7 zł, tym bardziej, że wszystko wskazuje na to, że się pomylił. A nawet jeśli to celowe działanie, to najwyżej niech następnym razem dokładnie czyta wywieszki z cenami. Ale on nie daje za wygraną. Prosi o rozmowę z kierownikiem. Tego nie ma, ale kasjerka po konsultacji przez telefon, zgadza się na spuszczenie tych kilku złotych i wyrównanie do ceny promocyjnej. Szymon wykorzystuje sytuację i chce jeszcze LM-y lite te znad kasy gratis i sobie dopiero pójdzie. Kasjerka daje mu tę paczkę i wychodzimy.

Ja palę się ze wstydu, ale Szymon jest z siebie dumny. Widziałeś jak kurwę nauczyłem? Tłumaczę mu, że kasjerki nie są winne przekrętom, ale on stwierdza, że jestem frajerem. Wyciąga papierosa z darmowej paczki, odpala. Dmucha wychodzącym ze sklepu ludziom prosto w twarz. Kiedy wypala połowę papierosa, kiepuje resztę butem na chodniku. Wsiadamy do samochodu i wracamy. Jakieś pół kilometra przed celem, Szymon ostro hamuje, coś sobie przypomniał. Wyciąga z kieszeni koszuli prawie pełną paczkę papierosów, opuszcza szybę w drzwiach i energicznie wyrzuca paczkę w krzaki. Zamyka szybę, odjeżdża. Coś ty zrobił? –pytam. No co ty… Lena nie wie, że palę. Zajebałaby mnie. Wjeżdżamy na podjazd, wysiadamy. Dlaczego do garażu nie wjeżdżasz? A nie chce mi się…

Staram się delikatnie wykręcić z obiadu. Nie to, że nie ufam pani domu, po prostu obiad o godzinie 13:00 to jak dla mnie jakaś pomyłka. Owszem – na wsi. Jeśli wstaje się o 5 rano, je śniadanie i idzie do obrządku, i tak świątek, piątek czy niedziela, to naturalne jest, że godzina 12-13 (czyli 7-8 godzin później) zjada się obiad. Ale w mieście, gdy każdy śpi przy niedzieli do 10:00, jedzenie śniadania i 1,5 godziny po nim obiadu, trąci paranoją. Nic z tego. Muszę zjeść ze wszystkimi, bez tego mnie nie wypuszczą. Julka i Kubuś jedzą z nami, papląc się jedzeniem, wyciągając je z ust i robiąc układanki na stole. Lena tłumaczy im, że tak nie wolno. Szymon zdradza mi ceny kurczaków, ziemniaków oraz wszystkich elementów składowych obiadu. Jest dumny z tego, że nigdzie nie uda mi się ich kupić taniej.

Następnie rozmowa obowiązkowo schodzi na pracę. Szymon zajmuje jakieś angielskobrzmiące stanowisko w jakiejś dosyć dużej firmie. Kiedy wpisałem w Google to co on mi powiedział, że tym jest, to wyszło mi, że to coś w rodzaju telemarketera. Ale on jest z pracy dumny. Opisuje to jako bardzo odpowiedzialne stanowisko bez którego firma by się zawaliła. Oczywiście w pracy jest niezastąpiony i tylko dlatego nie ma perspektywy awansu, bo wszędzie są układy. Zarabia bardzo dobrze, po średnią krajową to nawet teraz się nie schyli.

Mimo deklarowanych dobrych zarobków swoich i żony, znaczną część wydaje na zdrapki konkursowe, totlotka i inne badziewia, a zwykłe zakupy to tourne po promocjach w najtańszych sklepach oferujących najbardziej parszywe artykuły spożywcze, przemysłowe i garderobo-podobne. W ogóle to cud, że udało nam się spotkać, gdyż Szymon jest bardzo zapracowany. Po pracy robi bliżej nieokreślone coś, co zajmuje go do tego stopnia, że nigdy na nic nie ma czasu.

Po obiedzie przychodzi czas na obrabianie dupy wszystkim znajomym którym wyraźnie dobrze się wiedzie. Każdy ma pracę załatwioną po znajomości, na pewno nie zarabia tyle ile deklaruje, jego żona się puszcza, a dzieci są głupie. W dodatku nowy samochód na pewno jakiś lipny jest. Ulep z dwóch, albo ojciec mu kupił. Padają co najmniej dwie propozycje robienia wspólnych interesów polegających na kupnie czegoś taniego i sprzedania tego drogo, ew. zrobienia czegoś co inni robią od lat i chuja się dorobili – ale przecież my damy radę, a jeszcze jak nam szwagier pomoże…

A może grill? I piwko? A jakże… przecież bez tego ani niedziela, ani spotkanie towarzyskie nieważne. Promocyjna kiełbasa uciachana na szybko, promocyjna butelka ketchupu i zgrzewka promocyjnego piwa z Biedronki. Przed domem promocyjny plastikowy stół z równie promocyjnymi plastikowymi krzesłami, przysłonięte promocyjnie zakupionym parasolem. Szymon wytacza grilla, który czysty to był ostatnio jak go zakupili na wiosennej promocji w Tesco. Rozpala przy pomocy jakichś dziwnych chemikaliów i już po trzech minutach smród podobny do palonego plastiku powoduje, że mam ochotę wymiotować, a sąsiadów zmusza do zamknięcia okien. Szymon otwiera piwko, częstuje, odmawiam, przecież samochodem przyjechałem. No jak chcesz, dobre piwo, wychodzi 1,50 zł za puszkę. Potem drugie, trzecie, czwarte. Na talerzu lądują spalone kiełbaski polane ketchupem który wygląda tak, jakby wycisnąć butelkę dobrego ketchupu do 10. litrowego wiaderka z wodą, wymieszać i rozlać po butelkach. Piąte piwko, szóste.

Szymon już coraz bardziej zaczyna tracić panowanie nad językiem. Maska opada, a spod niej wyłania się sfrustrowany i styrany życiem trzydziestolatek. Żona go wkurwia bo tylko się czepia, chce żeby się częściej mył i bez przerwy w domu siedział. Bachory są przeszkodą w urządzeniu dobrej balangi ze znajomymi ze studiów. Starzy już nie chcą z nimi zostawać i wszystko na jego głowie. Kutas który mu sprzedał samochód zrobił go w chuja, bo miał być bezwypadkowy, od pierwszego właściciela i z oryginalnym niskim przebiegiem. A okazał się być poleasingowy, od Turka który przydzwonił nim w coś większego. A tak mu wszyscy polecali tego handlarza. Kredyt tak go ciśnie, że jak zapłacą raty kredytu na dom, TV i samochód to od rodziców muszą pożyczyć bo im nawet na zakupy w Biedronce nie starcza. A tak w ogóle, to nie ma tam u was jakiejś roboty dla mnie? Bo szef wkurwia, tylko przycina gdzie się da, kumple z pracy wykorzystują i tylko czekają na wpadkę.

Szymon cieszy się, że wpadłem. Tak chciał pogadać, a z tymi chujami to się nie da – mamrocze ledwo zrozumiale po ósmym piwie. Ile to myśmy się nie widzieli… a on tak się cieszy, chociaż spotkanie umawiamy już drugi rok. Chętnie by chciał, żebym z nim, Leną i dzieciakami pojechał na wakacje nad Bałtyk, albo ewentualnie na sylwestra do Zakopanego. Och jak on się cieszy – manifestuje to tym, że co chwilę rzuca mi się na szyję i ściska ile fabryka dała.

Robi się ciemno, Lena schowała piwo, więc i Szymon powoli dochodzi do siebie. Pomagam sprzątać. Mówi żebym olał. On to później zrobi i na noc się śmieci wypali w piecu. Małżonka która położyła już dzieci spać, teraz obserwuje nas niedyskretnie z okna. To sygnał, że powinienem się zbierać, chociaż Szymon protestuje. Chce, żebym został jeszcze z godzinkę… tak do ósmej. Widząc coraz bardziej zmarszczone czoło Leny, podejmuję twardą decyzję, że wracam do siebie. Żegnam się z małżonką, 5 razy żegnam się z Szymonem który każdorazowo rzuca mi się na szyję i szlocha jak bardzo się cieszy. Żebym wpadał częściej i że musimy się na piwo ustawić oraz najebać tak jak za czasów studiów. Przytakuję, chociaż wiem, że kolejna wizyta pewnie albo przypadkiem, albo za jakieś dwa lata.

Odchodzę. Na osiedlu zrobił się smog ze spalonych śmieci. Szymon który ledwo trzyma się na nogach otwiera bramę i stara się wprowadzić samochód do garażu. Jakby synchronicznie, to samo robią wszyscy pozostali sąsiedzi. No tak. Mszy już dzisiaj nie będzie, więc nie ma sensu trzymać samochodów na widoku. Nikt ich już dzisiaj nie będzie oglądał.

Kilka dni później od innego znajomego dowiaduję się, ze byłem u Szymonów. Podobno nadal jeżdżę tym starym gratem i strasznie sie spedaliłem, bo chodzę w koszulach jakichś i dziadkowych marynarkach. Nadal nie mam baby i pewnie walę gruchę przy pornusach. O pracy nawet nie wspominałem, ale widać, że nie mam się czym chwalić. I ogólnie się sztywniak zrobiłem jak jakiś lamus. Piwa się nie napiłem bo mam słabą głowę i bym Szymonowi nie dotrzymał kroku, za to Lena jest wkurzona, bo rozpiłem jej męża, nie mógł spać w nocy tylko śpiewał “Niech żyje wolność”.

zródło
Najlepszy komentarz (37 piw)
.................. • 2012-06-05, 11:05
Przestańcie te chujowe obrazki/gify wstawiać o nieczytaniu. Inni mają to w dupie, że nie czytaliście, do tego spamujecie.