1. Zacznijmy od roku 1989 - co prawda formalnie istniał jeszcze wtedy PRL, ale przynajmniej symbolicznie od czerwca tego roku można już mówić o III RP. Jedno z pierwszych zjawisk przedstawionych w mediach jako afera, to "afera alkoholowa". Była ona konsekwencją wykorzystania przez importerów kilku uregulowań dotyczących przywozu alkoholu do Polski. Wszystko zaczęło się, gdy Minister Współpracy Gospodarczej z Zagranicą wydał 30 grudnia 1988 r. zarządzenie, zgodnie z którym nie była wymagana koncesja na niehandlowy import alkoholu. Osoby prywatne, sprowadzające alkohol na własny użytek, płaciły tylko niewielkie cło. W sierpniu 1989 r. podniesiono ceny alkoholu i zaczął się opłacać jego import na dużą skalę. Celnicy korzystali z interpretacji, zgodnie z którą wystarczało zadeklarować, że dany transport alkoholu jest na użytek własny. W ten sposób na granicy odprawiano nawet cysterny wypełnione alkoholem. Później - w miarę kolejnych zmian w prawie - pojawiały się inne mechanizmy wykorzystywane dla sprowadzania alkoholu z niskim cłem (m.in. w listopadzie 1989 r. - importerzy korzystali z luki związanej z faktem, że na towary sprowadzane przez składy celne obowiązywało niższe cło). W lipcu 1990 r. przywrócono kontyngenty na import alkoholu, co można potraktować jako zakończenie "afery alkoholowej".
Jest ona dobrym przykładem, w jaki sposób tego rodzaju zjawiska mogą być generowane przez ułomne regulacje prawne. Przy czym najciekawsze jest to, że pojawiają się osoby, które od początku wiedzą o tychże ułomnościach i potrafią z nich czerpać korzyści. Pojawia się zatem problem zorganizowanych grup interesów, które są w stanie wywrzeć wpływ na proces legislacyjny (czy też na decyzje wysokich urzędników państwa). Jest to z pewnością jeden z ważniejszych mechanizmów generujących afery (przykładem późniejszym jest chociażby "afera hazardowa").
2. W roku 1990 pojawiły się pierwsze krytyczne wzmianki o działalności Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego. Fundusz, który miał zajmować się skupowaniem długu zagranicznego Polski, został powołany dużo wcześniej (początki to rok 1986). Ponieważ cele funduszu były niezgodne z obowiązującym wówczas prawem międzynarodowym, prowadził on działalność w sposób tajny i w efekcie osłabiona była kontrola państwa nad jego operacjami finansowymi. Tymczasem zakup wierzytelności okazał się tylko przykryciem dla wyprowadzania ogromnych środków, przekazanych FOZZ przez Ministerstwo Finansów. Wbrew deklarowanemu celowi działania, FOZZ udzielał kredytów, przyjmował pożyczki, dokonywał skomplikowanych i świadomie zawikłanych operacji na międzynarodowych rynkach finansowych. Tylko część operacji była dokumentowana, a istniejące księgi prowadzono wadliwie. Dodatkowo dziś wydaje się pewne, że FOZZ został powołany przez wojskowe i cywilne tajne służby PRL. W związku z tym współuczestniczył w operacjach finansowych tajnych służb razem z przedsiębiorstwami państwowymi handlu zagranicznego i spółkami handlowymi handlu zagranicznego, kontrolowanymi przez państwo.
Zakończył on działalność w styczniu 1991 r. i został poddany kontroli NIK, co doprowadziło do ujawnienia afery. I tu zaczął się interesujący epizod związany z FOZZ: mianowicie rozpoczęły się procesy sądowe. Od skierowania do sądu pierwszego aktu oskarżenia w 1993 r., sprawa ciągnęła się przez kilkanaście lat i zakończyła dopiero w 2007 r. W międzyczasie część zarzutów się przedawniła.
"Afera FOZZ" jest interesująca z wielu względów, ale dwa jej aspekty są charakterystyczne dla afer gospodarczych III RP. Po pierwsze, w wielu tego rodzaju sprawach przewijają się osoby wywodzące się ze środowiska służb specjalnych. Po drugie, znaczna część afer jest zadziwiającym przykładem słabości polskiego sądownictwa. Ciągnące się latami procesy i stosowanie wszelakich kruczków prawnych dla ich wydłużania, przedawnienia, zadziwiające umorzenia postępowań - to coś "normalnego" w tych przypadkach.
3. Rok 1991 był niewątpliwie rokiem firmy Art-B. Na początku tego roku firma była jedną z najjaśniejszych gwiazd polskiej gospodarki. W drugiej połowie roku jej właściciele - Bogusław Bagsik i Andrzej Gąsiorowski - stali się modelowym wręcz przykładem aferzystów. Jeśli idzie o "aferę Art-B", wiele rzeczy nie jest do dziś jasnych. Wiemy, że wykorzystując hiperinflację i powolny przepływ informacji między bankami, spółka Art-B lokowała "te same pieniądze" w wielu bankach, stosując mechanizm tzw. oscylatora ekonomicznego. Wyłudzone czeki były wielokrotnie oprocentowywane. Dodatkowo, Art-B wykorzystywała sztywny kursu dolara względem złotówki, co w połączeniu z wewnętrzną wymienialnością złotówki i wysokimi stopami procentowymi pozwalało na zarabianie na różnicy między oprocentowaniem lokat złotówkowych a oprocentowaniem lokat dewizowych poza granicami kraju. Wykorzystywano do tego celu tzw. zasłonowe transakcje towarowe.
Mechanizm w uproszczeniu był następujący. Po pierwsze, uzyskiwano list gwarancyjny na dużą sumę w dolarach od zagranicznego banku. Po zapłaceniu owym papierem wartościowym za importowany do Polski towar, był on sprzedawany w kraju, nawet po zaniżonej cenie. Następnie pieniądze ze sprzedaży wpłacane były na lokatę terminową w banku polskim. Wreszcie następowało wybranie lokaty wraz z dużymi odsetkami, wykupienie listu gwarancyjnego i spłata kredytu. Tego rodzaju działania to tylko część aktywności Art-B. Do tej pory nie wiadomo m.in., skąd Art-B posiadała znaczny kapitał, niezbędny do opłacalnego zainwestowania w oscylator.
"Afera Art-B" jest doskonałą ilustracją tego, jak - przynajmniej po części - powstawała elita finansowa wolnej Polski. Naprawdę duże pieniądze zarabiane były nie poprzez produkcję, inwestycje czy innowacje. Mechanizmem wykorzystywanym w akumulacji kapitału była inżynieria finansowa, której celem było "przepompowanie" jak największej ilości zasobów publicznych w ręce prywatne.
4. Pierwszy Komercyjny Bank w Lublinie był jednym z pierwszych, które otrzymały licencję bankową po 1989 r. Jego głównym udziałowcem był David Bogatin, obywatel amerykański. Zakładając bank oraz pozyskując środki na jego prowadzenie, Bogatin dopuszczał się działań będących de facto oszustwami. PKBL oferował bardzo wysokie odsetki od lokat - celem było zgromadzenie dużych zasobów, które następnie byłyby wyprowadzane z banku przez udzielanie kredytów, które nie zostałyby spłacone. W 1992 r. wybuchła "afera Bogatina" - okazało się, że właściciel banku jest poszukiwany w USA za przestępstwa podatkowe. Pojawienie się tej informacji w przestrzeni medialnej spowodowało paniczne wycofywanie wkładów. Natomiast sam Bogatin został przekazany władzom amerykańskim.
"Afera Bogatina" nie była szczególnie ważna. Owszem - została nagłośniona medialnie, ale raczej za sprawą ekstradycji Bogatina do Stanów Zjednoczonych. Przywołuję ją z jednego powodu - otóż przyglądając się rozmaitym aferom gospodarczym, łatwo dostrzec, że w miarę regularnie przewijają się w nich te same osoby. Podobnie było i w tym przypadku - ze sprawą PKBL powiązane są osoby, które wcześniej i później pojawiały się w innych zjawiskach aferalnych (takich jak "afera FOZZ" - komisarzem PKBL był Janusz Rejent, dość ważna postać w Funduszu; "afera Polisy" - wspólnikiem Bogatina był Antoni Pieniążek, jeden z uprzywilejowanych akcjonariuszy Polisy; "afera PZU" - w PKBL pracował Grzegorz Wieczerzak). I to, co jest najbardziej frapujące w tym kontekście, to właśnie owo nieustanne krążenie pewnych osób i zasobów, tworzących razem sieć powiązań, co sprawia, że na znaczną część afer nie można patrzeć jako na zjawiska niezależne od siebie.
5. W 1993 r. Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych powołał spółkę Normiko Holding. Nie przynosiła ona dochodów, inwestowała w przedsięwzięcia przynoszące straty, co wydawało się być działaniem zamierzonym. Weźmy chociażby operacje finansowe związane z ratowaniem Banku "Posnania". Normiko przeznaczyła na ten cel 3 mln zł i założyła w tym upadającym banku lokatę terminową. Lokatą zapłaciła za bezwartościowe udziały w spółce Jaxa Press, powiązanej z Elektromisem. Elektromis był właścicielem Banku "Posnania", którego zadłużenie spadło dzięki opisanej operacji o 3 mln zł. Podobnych przykładów można podać więcej. Jedynym źródłem utrzymania Normiko były pieniądze z PFRON. W momencie powstania w 1993 r. spółka otrzymała 20 mln złotych, w rok później kredyt na 4,7 mln złotych. W 1999 r. oceniano, że w latach 1993-1997 PFRON zainwestował w Normiko ponad 45 mln złotych. Część z tych pieniędzy została bezpowrotnie zmarnotrawiona.
Jednym z często spotykanych mechanizmów aferalnych, czego przykład stanowi właśnie "afera Normiko", jest drenaż środków ze Skarbu Państwa, przeprowadzony w taki sposób, że w agencji państwowej utracona zostaje kontrola nad sposobem, w jaki wydawane są owe środki. Stwarza to okazję do nadużyć, które mogą w niektórych przypadkach przybrać trwały charakter. Należy dodać, że "afera Normiko" to tylko jedna z afer związanych z PFRON.
6. W roku 1994 rozpoczęła się tzw. afera sprzętowa. Oszuści przekonywali kierownictwo sanepidów i szpitali, że są gotowi zapewnić od producentów darowiznę w postaci specjalistycznego sprzętu medycznego. Manipulując kierownictwem instytucji, skłaniali je do podpisania dokumentów, które miały być rzekomo tylko nieistotną formalnością. Dyrekcje kilkudziesięciu szpitali i kilku sanepidów dały się oszukać i przyjęły "darowiznę". Po pewnym czasie pojawiało się żądanie dokonania zapłaty za "darowiznę". Naliczane były przy tym odsetki. Kolejny etap to sprzedaż długów - na rynku wierzytelności były one cenione, jako należące do jednostek budżetowych.
Co ważne, jeden z członków grupy pracował w Ministerstwie Zdrowia i Opieki Społecznej, dzięki czemu oszuści przedstawiali dokument wydany przez to ministerstwo, który miał stanowić gwarancję zapłaty za sprzęt ze środków publicznych. Śledztwo wykazało, że oszuści działali wspólnie w spółkach polskich i szwajcarskich. Na ich konta w bankach szwajcarskich wpływały pieniądze z tych spółek. Postacią kluczową dla sprawy był dyrektor Biura do Spraw Prywatyzacji i Zamówień Publicznych MZiOS (w latach 1993-1995), a później doradca ministra zdrowia - to jego listem polecającym posługiwali się oszuści. Co ciekawe, osoba ta do roku 1986 była dyrektorem Departamentu Techniki Medycznej w MZiOS, zwolnionym po kontroli NIK. Zwolnienie to było skutkiem działania bardzo podobnego do tego przeprowadzonego w latach 1994-1996.
Pewna część afer, szczególnie tych z lat 90. miała swoje wyraźne korzenie w PRL. Bez odwołania się do wiedzy o tamtych czasach nie da się zrozumieć rzeczywistości nas otaczającej (przy tym nie idzie tu o banalną konstatację, że większość aferzystów funkcjonowała jakoś wcześniej w poprzednim systemie). Przypadek "afery sprzętowej" jest szczególny: oto w latach 90. w pewnym sensie powtórzony zostaje mechanizm aferalny, sprawdzony już w latach 80., a zatem w innym kontekście społeczno-politycznym. Mechanizm ten ponownie okazuje się skuteczny...
7. W 1995 r. zakończyła się prywatyzacja Cementowni Ożarów (rozpoczęta w 1992 r.). 75% akcji kupił Holding Cement Polski (powiązany z kapitałem irlandzkim). W raporcie NIK z 1997 r. wskazywano na szereg nieprawidłowości związanych z przebiegiem tej prywatyzacji. Kontrolerzy NIK zwracali na przykład uwagę na preferowanie przez Ministerstwo Przekształceń Własnościowych oferty HCP, mimo że finansowo była porównywalna z innymi, a dodatkowo budziła pewne zastrzeżenia. Dużo później okazało się, jakie były tego przyczyny. Otóż negocjacje w imieniu inwestorów prowadził Marek Dochnal. Po aresztowaniu tego ostatniego, stwierdzono, że przekazał on łapówkę dyrektorowi generalnemu w Ministerstwie Przekształceń Własnościowych (do dziś jest ścigany listem gończym). Dlatego zapewne oferta HCP okazała się bezkonkurencyjna.
Nie może dziwić, że prywatyzacje są procesami generującymi afery. Rozważmy rzecz z takiej oto perspektywy: to dzięki prywatyzacji (a raczej dzięki "podłączeniu się" pod prywatyzację) można radykalnie powiększyć majątek i - metaforycznie rzecz ujmując - przeskoczyć z ligi okręgowej do ekstraklasy. Innymi słowy, kluczowe są tu pojęcia pośrednictwa i własności. Nie może więc dziwić, że afery prywatyzacyjne są relatywnie częste. W powyższym przykładzie należy podkreślić jeszcze jedną rzecz: otóż w wielu przypadkach raporty NIK wskazują na nieprawidłowości związane z procesami prywatyzacji, rzadko się jednak zdarza uzupełnienie tej wiedzy o dodatkowy kontekst. W tym przypadku raport NIK, czytany jednocześnie z informacjami o działaniach Marka Dochnala, pokazuje, jak rzeczywiście przebiegała ta konkretna prywatyzacja. Można domniemywać, że w wielu innych przypadkach wyglądało to podobnie.
8. W 1996 r. w ramach Programu Powszechnej Prywatyzacji 512 przedsiębiorstw państwowych (ówcześnie było to ok. 10% majątku Skarbu Państwa) zostało przekształconych w spółki akcyjne, których akcje posiadały Narodowe Fundusze Inwestycyjne. NFI zarządzane były przez firmy, których wynagrodzenie nie było powiązane z wynikami funduszy. Z kontroli NIK wynikało, że działalność NFI wskazuje na scenariusz mający na celu maksymalizację zysków firm zarządzających, a nie maksymalizację wartości majątku funduszy. Jak się wydaje, cały proces tworzenia i zarządzania NFI był po prostu mechanizmem służącym uwłaszczeniu części klasy politycznej.
Jadwiga Staniszkis wielokrotnie w swoich pracach posługiwała się pojęciem kapitalizmu politycznego. Kategoria ta odnosi się m.in. do działań, poprzez które kapitał polityczny w sposób zorganizowany przekształca się w kapitał finansowy (czy też szerzej - związany z własnością), znajdujący się w rękach prywatnych. Jak się wydaje, "afera NFI" jest doskonałym przykładem ilustrującym to zjawisko: oto politycy arbitralnie wybierają firmy, którym przekazywana jest kontrola nad majątkiem Skarbu Państwa. I jedyne zyski, które się pojawiają, to właśnie zyski owych firm i rad nadzorczych funduszy (pozostających całkowicie pod kontrolą polityków).
9. W marcu 1997 r. Ministerstwo Finansów (mimo negatywnych opinii niektórych departamentów) pozytywnie zaopiniowało wniosek Laboratorium Frakcjonowania Osocza o poręczenie kredytu inwestycyjnego, udzielonego przez konsorcjum banków. Był to jeden z najważniejszych elementów tzw. afery LFO. Punkt wyjścia był następujący: w Mielcu miała zostać wybudowana fabryka osocza krwi, co miało uniezależnić Polskę od dostaw z zagranicy. Pierwsze plany pojawiły się już w roku 1994. Szybko zaczęły się dziać dziwne rzeczy. Skończyło się na tym, że firma - nie będąca technicznie w stanie wybudować fabryki - wyłudziła od państwa poręczenie kredytu na wykonanie tej strategicznej inwestycji. Państwo zobowiązało się wobec konsorcjum bankowego do zagwarantowania spłaty kredytu, a inwestycja nie została zrealizowana. Mimo niedopełnienia warunków umowy i dezaktualizacji zobowiązania państwa, banki otrzymały pieniądze. W całej sprawie pojawiły się niejasne powiązania polityczne i finansowe głównych aktorów - także z podmiotami zagranicznymi.
W przypadku "afery LFO" (ale też wspomnianej wcześniej "afery sprzętowej") można zobaczyć, w jaki sposób lokalne mechanizmy aferalne powiązane są z działaniami firm zagranicznych. Aż prosi się w tym wypadku o użycie kategorii wziętych z teorii zależności. Z tej perspektywy Polska jest krajem peryferyjnym czy półperyferyjnym i idzie o to, by tę peryferyjność utrzymać. Aby tak się stało - czyli w tym przypadku, żeby nie powstało krajowe laboratorium frakcjonowania osocza - prowadzone są działania, które uniemożliwiają powstanie instytucji konkurencyjnych dla tych umiejscowionych w państwach centrum.
10. W roku 1998 kończyło powoli swoje istnienie towarzystwo ubezpieczeniowe Polisa. Jego działalność była w tym czasie opisywana przez media, stała się też przedmiotem zainteresowania NIK. W 1992 r. Polisa rozpoczęła sprzedaż akcji w obrocie pozagiełdowym. Co istotne - spółki Skarbu Państwa, powiązane ze znajomymi kierownictwa Polisy, ubezpieczały się w niej oraz zostawały jej akcjonariuszami. Emitowane były akcje uprzywilejowane, których sprzedaż ograniczona została do wybranych nabywców. Głównymi posiadaczami pakietów akcji uprzywilejowanych były osoby związane z najwyższymi władzami w państwie (zasadniczo były to osoby powiązane również z SdRP). Mimo braku znaczących zysków z działalności ubezpieczeniowej, Polisa wypłacała wysokie dywidendy akcjonariuszom, a zarazem fałszowane były jej sprawozdania finansowe. Jednocześnie organ uprawniony do nadzoru nad Polisą, czyli Państwowy Urząd Nadzoru Ubezpieczeń, zwlekał z interwencją mimo posiadanych informacji o nieprawidłowościach.
Była już mowa o kapitalizmie politycznym. Inną kategorią, również spopularyzowaną przez Jadwigę Staniszkis, którą należy wspomnieć w kontekście afer w latach 90., jest postkomunizm. Postkomunizm to coś więcej niż dziedzictwo PRL. To cały kompleks powiązań i zależności nomenklaturowych (w szerokim znaczeniu), który przetrwał upadek komunizmu i stał się platformą dla rozmaitych działań. Część z tych działań, jak w przypadku Polisy, miała niewątpliwie charakter aferalny.
11. W 1999 r. z funkcji prezesa PKP został odwołany Jan Janik. Z jego działalnością od 1996 r. związana jest "afera wekslowa". Przy wykorzystaniu zasobów spółek Skarbu Państwa powiązanych z PKP, wystawione zostały przez zarządzające nią osoby weksle, które umożliwiały wytransferowanie pieniędzy z PKP. Członkowie zarządu PKP podejmowali niekorzystne ekonomicznie decyzje dotyczące spółek powiązanych z PKP. W raporcie NIK z 2001 r. można przeczytać: Stwierdzono, że środki z dotacji budżetowych i kredytów bankowych wykorzystywane były przez PKP z naruszeniem zasad legalności, celowości, rzetelności i gospodarności. Kontrola wykazała przy tym, że działania niektórych członków Zarządu PKP oraz prezesów spółek Kolsped Sp. z o.o. i Viafer S.A. miały charakter korupcyjny i uzasadniają podejrzenie popełnienia przez te osoby przestępstwa. Ogólna kwota środków wydatkowana lub rozdysponowana z naruszeniem prawa lub niegospodarnie zamknęła się kwotą blisko 500 mln zł. Istnieje również groźba powstania zobowiązań wekslowych na kwotę ponad 580 mln zł.
W największym skrócie można powiedzieć, że "afera wekslowa" wydaje się sztandarowym przypadkiem traktowania instytucji państwowej jako pasa transmisyjnego dla zdobycia zasobów. Co ważne - tego rodzaju instrumentalne traktowanie instytucji państwowych i samorządowych wydaje się być powszechne, aczkolwiek zazwyczaj nie przyjmuje aż tak skrajnej postaci.
12. W roku 2000 miało miejsce zdarzenie, które później zostało określone jako "afera TON AGRO". Towarzystwo Obrotu Nieruchomościami AGRO S.A. to spółka zależna Agencji Własności Rolnej Skarbu Państwa. Celem jej utworzenia było zapewnienie AWRSP zysków ze sprzedaży szczególnie wartościowych gruntów należących do Skarbu Państwa. AWRSP zaobserwowała bowiem, że nabywcy ziemi położonej w szczególnie korzystnych lokalizacjach, szybko ją odrolniają i mogą sprzedać po dużo wyższych cenach. W ten sposób pośrednie ogniwo zarabiało najwięcej, a traciła Agencja.
Okazało się jednak, że TON AGRO nie zawsze spełniało dobrze swoje zadania - w niektórych przypadkach było wręcz przeciwnie. Najprawdopodobniej dochodziło bowiem do przekazywania poufnych informacji na temat planowanego przekształcenia gruntów rolnych w budowlane. Dzięki temu nabywca płacił za ziemię uprawną i mógł ją po przekształceniu sprzedać drożej jako grunty przeznaczone pod inne cele niż rolnicze lub wykorzystać na potrzeby własnej inwestycji.
Najbardziej znana sprawa, w ramach której TON AGRO miało doprowadzić do strat AWRSP i Skarbu Państwa, to sprzedaż działek w Bielanach Wrocławskich. Było to 20,6 hektara leżących w gminie Kobierzyce, koło trasy wylotowej z Wrocławia, przy planowanej autostradzie. AWRSP chciała, by grunty sprzedano po uprzednim ich odrolnieniu i zleciła to zadanie TON AGRO Wrocław. Jednak według władz tej spółki, wójt gminy Kobierzyce twierdził, że nie zgodzi się na zmianę w planie zagospodarowania przestrzennego, ponieważ planuje w pierwszym rzędzie korzystnie sprzedać działki należące do samorządu. Prywatni inwestorzy pomimo takiego postawienia sprawy kupili te 20,6 ha w styczniu 2000 r., jako ziemię uprawną, za 20,9 mln złotych płatne w ratach. Po zaledwie miesiącu Rada Gminy Kobierzyce na ich wniosek rozpoczęła procedurę wprowadzania zmian w planie zagospodarowania przestrzennego, o co miało się rzekomo bezskutecznie dopominać TON AGRO Wrocław (nie znaleziono śladów takich prób). W lipcu 2001 r. doszło do sprzedaży już odrolnionych działek za 41,6 mln złotych warszawskiej spółce. Następnego dnia tę samą ziemię spółka sprzedała za 53,4 mln zł francuskiemu koncernowi Auchan. Półtora roku dzielące styczeń 2000 i lipiec 2001 r. doprowadziło do osiągnięcia zysku w wysokości 32,5 mln zł.
W lutym 2003 r. został zatrzymany prezes TON AGRO Wrocław. Zostały mu postawione zarzuty związane m.in. z niegospodarnością przy sprzedaży gruntów, na których budowany był hipermarket Auchan. W lutym 2005 r. do sądu trafił akt oskarżenia w sprawie niegospodarności przy tej transakcji. Oprócz prezesa, oskarżono jego zastępcę i trzy osoby z warszawskiej centrali AWRSP, które nadzorowały i zaakceptowały transakcję. Linia obrony opierała się na "hipotetyczności strat", jakie miał ponieść Skarb Państwa. Nie sposób bowiem ustalić, czy straty w ogóle zaistniały. Przy braku rzeczywistej i możliwej do ustalenia szkody nie można udowodnić zajścia przestępstwa. Sędzia prowadzący sprawę zaakceptował takie rozumowanie i uznał, że nie udowodniono oskarżonym złamania prawa, a tym samym muszą oni zostać uznani za niewinnych. Wyrok tej treści zapadł w czerwcu 2008 r.
"Afera TON AGRO" wskazuje na pewną fundamentalną sprawę, jeśli idzie o afery gospodarcze. Otóż znaczna część przywoływanych tutaj przez mnie przypadków, to zjawiska, które przebiegały w sposób legalny, bez złamania prawa, albo też prawo zostało złamane jedynie gdzieś na marginesie całej sprawy. Inaczej rzecz ujmując, cechą charakterystyczną znacznej części afer jest to, że litera prawa nie została naruszona, a mimo to dobro wspólne wyraźnie ucierpiało.
13. Rok 2001 to apogeum tzw. afery Stella Maris. SM to wydawnictwo Archidiecezji Gdańskiej, założone w 1989 r. Około 1998 r. jego kierownictwo zaczęło handlować fakturami. Osoby kierujące spółkami zawierały umowy-zlecenia, umowy o dzieło oraz umowy związane z zapłatą prowizji, które w rzeczywistości nie miały związku z wykonaną pracą. Przedstawiane faktury były jednak podstawą zapłaty. Pieniądze trafiały na konta spółek konsultingowych, które po potrąceniu prowizji przelewały je na konta spółki kościelnej jako podwykonawcy. Z kont spółki kościelnej, po potrąceniu kolejnej prowizji, pieniądze powracały do osób, które zatwierdziły fikcyjne umowy. Spółka kościelna mogła wykazywać dowolnie wysokie zyski, ponieważ była zwolniona z płacenia podatku dochodowego na mocy przepisów regulujących działanie tego typu instytucji. Chociaż sprawę kwalifikowano jako pranie brudnych pieniędzy, mechanizm w niej wykorzystany należy nazwać raczej "brudzeniem pieniędzy" - wyprowadzaniem ich z legalnego obrotu na prywatne konta lub do "funduszy specjalnych" firm. System działał do roku 2002 i ok. 30 spółek przepuściło przez niego ok. 67 mln złotych.
Wspomniałem już wcześniej o zasobach aferowych i krążących osobach. Jak się wydaje z pewnej perspektywy, większość afer polega na umiejętnej konwersji różnych typów kapitałów. Najczęściej jest to konwersja kapitału politycznego na ekonomiczny. Ale nie tylko - w przypadku "afery Stella Maris" (ale też nieco mniej znanej "afery salezjańskiej") miała miejsce konwersja kapitału społecznego instytucji religijnych na kapitał ekonomiczny.
14. W 2002 r. nastąpiła prywatyzacja Fabryki Wagon S.A. Zakłady te, zajmujące się budową i remontami wagonów oraz lokomotyw, zostały włączone do Programu Powszechnej Prywatyzacji i ich akcje przekazano NFI. NFI Hetman ogłosił przetarg na 33% akcji Fabryki Wagon S.A. w marcu 2002 r. Jeszcze przed nadejściem terminu wskazanego w ogłoszeniu o przetargu, postępowanie zostało zamknięte, ponieważ jako nabywcę wybrano szwajcarską spółkę Partner Marketing AG, powiązaną z inwestorami pochodzącymi ze Słowacji. Nie miała ona jednak odpowiednich zezwoleń wymaganych do nabycia ponad 25% akcji spółki i wniosła o rozwiązanie umowy. NFI Hetman zgodził się na to i przystał na podzielenie akcji na dwie części - 24% dla Partner Marketing AG i 9% dla jej warszawskiej spółki-córki Partner Group Sp. z o.o. Nie przeprowadzono ponownego postępowania przetargowego i nie doszło do rozpatrzenia, czy inne oferty nie są korzystniejsze. Tymczasem spółka powiązana z Partner Marketing AG - Tetrawagon AG - posiadała już 19,29% akcji FW S.A., kupionych od NFI Jupiter. W ten sposób na przełomie marca i kwietnia 2002 r. "grupa słowacka" (osoby kontrolujące Tetrawagon i Partner Marketing) zdobyła pakiet kontrolny w FW S.A. - 52,29% udziałów.
Po sprzedaży FW S.A. nastąpiło drastyczne pogorszenie sytuacji finansowej spółki. Jej majątek został w dużej części wytransferowany do stworzonej przez Słowaków szwajcarskiej spółki Fabryka Wagon Holding AG. Działo się tak poprzez umowy dotyczące m.in. pośrednictwa spółki szwajcarskiej w zakupie materiałów do produkcji wagonów czy pośrednictwa i działań marketingowych. Spółce FWH AG płacono za pośrednictwo, ale nie doprowadziła ona do podpisania żadnego nowego kontraktu. Przez półtora roku działalności "grupy słowackiej" w FW S.A. pogarszały się wyniki finansowe przedsiębiorstwa. Wreszcie 11 września 2003 r. została ogłoszona jego upadłość.
Była już mowa o prywatyzacjach i o tym, dlaczego towarzyszą im zjawiska, które można określić mianem afer. Trzeba to uzupełnić o jeszcze jeden element. Otóż o ile w przypadku cementowni z Ożarowa firma zmieniła właściciela, ale przetrwała i nadal funkcjonuje, to pewna część działań tego rodzaju prowadzi do upadłości prywatyzowanych przedsiębiorstw, po wytransferowaniu ich zasobów. Przypadek Fabryki Wagon jest tu modelowy.
15. 10 kwietnia 2003 r. w Sejmie uchwalono Ustawę o zmianie ustawy o grach losowych, zakładach wzajemnych i grach na automatach. W sierpniu tego roku pojawiły się podejrzenia wobec Jerzego Jaskierni i innych posłów uczestniczących w pracach nad ustawą - zarzucano im korupcję i niejasne związki (także biznesowe) z przedsiębiorcami lobbującymi na rzecz jak najmniejszego opodatkowania zysków z automatów do gier. Główny wątek "afery hazardowej" czy też "afery jednorękich bandytów", dotyczył właśnie opodatkowania tychże automatów. W projekcie ustawy przyjęto, że zryczałtowany podatek będzie wynosił 200 euro miesięcznie od automatu. Kontrowersje i podejrzenia o korupcję były związane ze zmianą tego ustalenia w czasie prac sejmowych na podatek wynoszący 50 euro miesięcznie, który miał rosnąć co roku, aż do osiągnięcia sumy 125 euro miesięcznie. Ustawę forsowano w Sejmie pomimo negatywnych opinii policji - nie wprowadzała ona bowiem rozwiązań uniemożliwiających pranie brudnych pieniędzy za pomocą automatów.
Cechą charakterystyczną pewnej części afer gospodarczych jest udział osób, które znajdują się bardzo blisko elit władzy. W "aferze hazardowej" (tej opisywanej powyżej i tej świeżej, ujawnionej w 2009 r.) widać to doskonale. Wiąże się z tym zjawisko konfliktu interesów. Mamy oto sytuację podwójnej lojalności osób istotnych dla procesu legislacyjnego: względem państwa i względem ludzi, z którymi prowadzi się interesy albo pozostaje w bliskiej zażyłości.
16. Do roku 2004 przez dziesięć lat trwała "afera korupcyjna w Ministerstwie Finansów". Grupa skorumpowanych urzędników ministerialnych, działając wspólnie z gangsterami, zapewniała przedsiębiorcom możliwość uzyskiwania znaczących ulg podatkowych. Za odpowiednią opłatą dochodziło do wydawania korzystnych dla określonych podatników interpretacji przepisów, co było sprzeczne z interesem Skarbu Państwa. Najbardziej znany wymiar tej afery związany jest z uzyskaniem przez Henryka Stokłosę uchylenia na poziomie Ministerstwa Finansów decyzji dotyczących podatków. W latach 1999-2001 wysocy rangą urzędnicy MF uchylili pięć decyzji wydanych przez Izbę Skarbową w Pile, które dotyczyły zobowiązania Stokłosy do zapłacenia zaległych podatków.
Zjawiskiem organicznie powiązanym z aferami jest korupcja. Możemy o niej mówić w przypadku większości afer, przy czym czasami jest to istota afery (jak w tym przypadku), a czasami występuje ona tylko na jej marginesie. Warto też dodać, że korupcja to jedna z przyczyn pozostawania w sytuacji konfliktu interesów.
17. W grudniu 2005 r. sprzedaż swoich usług rozpoczęła firma Digit Serve. Jej oferta związana była z inwestycjami na rynku walutowym (forex), a jedną z osób, które firmowały przedsięwzięcie, był Bogusław Bagsik, kluczowy bohater "afery Art-B". Oferując duże zwroty z inwestycji, firma wyłudzała pieniądze. Dopóki pojawiali się nowi klienci, Digit Serve pozyskiwał środki na wypłacanie - w rzeczywistości nieistniejących - zysków. Pierwsze oznaki zniecierpliwienia klientów żądających zwrotu zainwestowanych środków spowodowały wytransferowanie zysków aferzystów poza zasięg polskiego wymiaru sprawiedliwości. Na przełomie czerwca i lipca 2007 r. przerwano wypłaty dla klientów i rozpoczęto maskowanie śladów działalności.
Wspominałem już o krążeniu ludzi i zasobów w kontekście poszczególnych afer - dotyczyło to jednak przede wszystkim postaci z drugiego planu. Tymczasem zdarzają się też spektakularne powroty aferzystów, jak w "aferze Digit Serve". Jak się wydaje, jest to przypadek wiele mówiący o postrzeganiu świata przez osoby chcące pomnożyć swoje zasoby. Zdawałoby się, że wchodzenie w interesy z Bogusławem Bagsikiem, w kontekście wiedzy o tej osobie, to przedsięwzięcie bardzo ryzykowne. Tymczasem nie brakowało chętnych do inwestowania z nim. Być może kryje się za tym pewien typ racjonalności - spróbujmy go zatem zrekonstruować. Otóż Bagsik (zapewne również inni aferzyści) jest postrzegany jako osoba, która wie, jak zarobić pieniądze. A że będzie to najprawdopodobniej działanie po części nielegalne? Cóż - to przecież jedyny sposób, żeby się dorobić. Nie może zatem dziwić, że afery traktowane są jako coś "normalnego".
18. W 2006 r. zakończyła się "afera Warszawskiej Grupy Inwestycyjnej" - w kwietniu tego roku Komisja Papierów Wartościowych i Giełd odebrała WGI licencję maklerską. WGI była firmą zajmującą się inwestowaniem pieniędzy klientów na rynkach wysokiego ryzyka. Dzięki wytworzeniu odpowiedniej aury, zatrudnieniu polityków i medialnych ekspertów oraz sponsorowaniu sportu i popularnonaukowych wykładów, pozyskała wielu klientów. W pewnym momencie organa kontrolne rynku finansowego odkryły nieprawidłowości w działaniu firmy. Przed zablokowaniem konta inwestycyjnego WGI, prowadzonego przez amerykańską instytucję finansową Wachovia Securities, z konta tego wychodziły środki na różne, często niejasne inwestycje. Odzyskano tylko część pieniędzy, które zostały ostatecznie zajęte przez amerykański wymiar sprawiedliwości. Większość pieniędzy zainwestowanych przez klientów zniknęła. Z powodu braków w dokumentacji nie można ustalić, jak duża część to straty wynikające z nieudolnego zarządzania powierzonymi pieniędzmi oraz czy i w jakim stopniu doszło do defraudacji. Niemniej jednak wiele wskazuje, że była to świadoma polityka firmy.
Sporo działań aferalnych, nakierowanych na drenowanie nie zasobów państwowych, ale raczej oszczędności ludzi, osiąga sukces dzięki stworzeniu wizji swego rodzaju elitarności czy też ekskluzywności podejmowanych działań. Stwarza się aurę okazji, z której trzeba skorzystać. Podobnie zresztą było w przypadku "afery Digit Serve". Jak się wydaje, również wiele mówi to o części społeczeństwa polskiego i o istniejących przekonaniach na temat tego, w jaki sposób można zarobić.
19. Na początku 2007 r. Komisja Nadzoru Finansowego rozpoczęła postępowanie kontrolne w sprawie spółki Interbrok. Była to firma zajmująca się pośrednictwem i doradztwem finansowym. W 2001 r. zaczęła inwestować na rynku transakcji walutowych (forex). Szybko zaczęła oferować niezwykle atrakcyjne stopy zwrotów z inwestycji. Co ważne: kolejni klienci mogli powierzać swoje pieniądze tylko dzięki poleceniu ich przez innego, już zaangażowanego inwestora. Początkowo spółka osiągała zyski, lecz później działała jak typowa piramida finansowa: to napływ klientów zapewniał Interbrok płynność finansową. Spółka nie reklamowała się, a jedynie korzystała z tzw. marketingu szeptanego. Takie postępowanie umożliwiało roztaczanie aury wyjątkowości i elitarności. Wreszcie w lutym 2007 r. KNF powiadomiła prokuraturę o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez właścicieli.
Przykład "afery Interbrok" pokazuje, że tzw. piramidy finansowe to nie tylko początek lat 90. (można tu przypomnieć Bezpieczną Kasę Oszczędności Lecha Grobelnego) i transformacja ustrojowa, ale zjawisko, które regularnie powraca w nowych wcieleniach. Żywotność tego mechanizmu wydaje się być charakterystyczna dla systemu kapitalistycznego w ogóle.
20. W listopadzie 2008 r. rozpoczęto śledztwo w sprawie niegospodarności w spółce Chemia Polska. Jego podstawą było zawiadomienie ze strony NIK, stanowiące efekt kolejnego raportu dotyczącego tak zwanego Trójkąta Buchacza. Cała sprawa rozpoczęła się dużo wcześniej - jej początki to rok 1994. To wówczas skomplikowane przekształcenia własnościowe doprowadziły do tego, że powoływane przez państwo spółki (Polski Fundusz Gwarancyjny, Międzynarodowa Korporacja Gwarancyjna oraz Chemia Polska), które zasilane były przede wszystkim należącymi do Skarbu Państwa akcjami przedsiębiorstw, obejmowały nawzajem swoje akcje. W ten sposób trzy spółki kontrolowały się nawzajem, a Skarb Państwa stał się w nich mniejszościowym udziałowcem. Kolejne rządy nie mogły odzyskać kontroli nad majątkiem należącym do Skarbu Państwa, z powodu braku na to zgody osób zarządzających spółkami z "trójkąta". Tymczasem pieniądze tych spółek były marnotrawione (m.in. przez błędne decyzje o poręczeniu kredytów), a one same nie realizowały swoich zadań statutowych. Mimo formalnego odzyskania kontroli przez Skarb Państwa w 2002 r. - "trójkąt" (choć już bez Polskiego Funduszu Gwarancyjnego) funkcjonuje do dnia dzisiejszego.