Coś z historii walk gloryfikowanych dziś, np. przez naszego przyszłego zbawcę- Smoleńskiego Prezesa, herosów UPA z Polakami na Wołyniu. Polskiej mieścinie zmienionej w twierdzę z własną armią, szpitalem i fabryką broni.
Polski oddział samoobrony.
Z życia twierdzy.
Przebraże to miejscowość, która stała się ostoją dla uciekinierów w czasie rzezi Polaków na Wołyniu. To w niej chronili się bezbronni ludzie przed okrucieństwem UPA.
Preludium zbrodni
Klęska Polski w kampanii wrześniowej rozbudziła nadzieje Ukraińców na odzyskanie suwerenności. Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów, która jeszcze w dwudziestoleciu międzywojennym dokonywała zamachów terrorystycznych na urzędy i instytucje państwa polskiego, ze wzmożoną siłą zaczęła dążyć do urzeczywistnienia swoich planów niepodległościowych. Przywódcy nacjonalistów zdawali sobie jednak sprawę z tego, że dla polskiej mniejszości Wołyń dalej jest integralną częścią Rzeczypospolitej.
Pierwsze przejawy wrogości Ukraińców w stosunku do polskich sąsiadów uwidoczniły się w czerwcu 1941 roku, po wybuchu wojny niemiecko-sowieckiej. Hitlerowcy byli dla Ukraińców wyzwolicielami. Wówczas na Wołyniu jak grzyby po deszczu powstawały posterunki ukraińskiej policji. Naziści nie tylko uzbroili i umundurowali Ukraińców, lecz także dali im szerokie uprawnienia - mogli na przykład przeprowadzać rewizje, dokonywać aresztowań i przesłuchań czy ściągać kontyngenty.
Tamtejsza policja i władze administracyjne niższego szczebla były obsadzone przez działaczy ukraińskiego podziemia. Wiosną 1943 roku większość oddziałów policji i pomocniczych jednostek ukraińskich zbiegła do lasu. Dezerterzy tworzyli zręby Ukraińskiej Armii Powstańczej (UPA). Umundurowani i uzbrojeni zaczęli mordować polskich mieszkańców kresów, przy czym wykazywali się wyjątkowym okrucieństwem. Apogeum zbrodni wołyńskich przypada na 11 lipca 1943 roku, kiedy partyzanci jednocześnie napadli na wiele polskich osad. Płonęły całe wsie. Wyjątek stanowiła miejscowość Przebraże, która stała się miejscem schronienia dla Polaków uciekających przed kulami i siekierami ukraińskich nacjonalistów.
Z historią samoobrony Przebraża wiąże się postać jego rodowitego mieszkańca, podoficera rezerwy Henryka Cybulskiego. Młody ambitny sportowiec, dobrze rokujący długodystansowiec, trenował biegi przełajowe i strzelectwo. Swoją pasję przed wojną rozwijał w Klubie Sportowym Przysposobienia Wojskowego Leśników w Łucku. Mógł w 1940 roku reprezentować Polskę na olimpiadzie w Helsinkach, ale po zajęciu Wołynia przez Armię Czerwoną został zesłany na Syberię. Udało mu się jednak uciec stamtąd i, pokonawszy piechotą tysiące kilometrów, wrócić do rodzinnego Przebraża, gdzie ukrywał się do czasu nadejścia wojsk niemieckich.
Gdy na początku 1943 roku nacjonaliści ukraińscy coraz częściej napadali na Polaków, w wielu wsiach zaczęły się tworzyć oddziały samoobrony, które miały uchronić mieszkańców przed zapędami rezunów. Cybulski został przez mieszkańców wybrany komendantem Samoobrony Przebraża. Przyjął wówczas pseudonim "Harry". Zdawał sobie sprawę z tego, że kilkunastoosobowe grupy uzbrojone w strzelby myśliwskie i kosy nie powstrzymają ataków banderowców, więc postanowił przeprowadzić szkolenie wojskowe mieszkańców okolicznych miejscowości i stworzyć ufortyfikowaną redutę. Konspiracja zaczęła obejmować sąsiednie wsie i kolonie: Chołopiny, Jaźwiny, Mosty, Wydrankę, Zagajnik i Rafałówkę. Zaczęto wówczas budować umocnienia - powstały transzeje i bunkry wokół osad, a z czasem zwarte linie obronne.
Wielu mieszkańców było rezerwistami Wojska Polskiego bądź osadnikami wojskowymi, co ułatwiło budowanie struktur, które z czasem przybrały charakter wojskowy. Adam Kownacki, pseudonim "Mały", tak zapamiętał początki reduty: "Wkrótce zaczęło się w Przebrażu tworzenie regularnych oddziałów. Najpierw plutonów, a później kompanii. Jednocześnie został powołany sąd polowy, na którego czele stanął były kierownik szkoły Stanisław Bochniewicz. Utworzono również duszpasterstwo, na którego czele stanął ksiądz Stanisław Szczypta. Później powstał także szpital polowy, obsługiwany przez felczerów Kałużyńskiego i Błażejczaka. Przebraże miało również swój sztandar. (...) Bezpieczni byliśmy tylko wewnątrz linii obronnych. Wszyscy którzy udali się za nie, najczęściej ginęli".
Na początku obrońcy Przebraża mieli tylko nie najlepszą broń, zakopaną jeszcze w czasie kampanii wrześniowej lub porzuconą przez Armię Czerwoną w 1941 roku. Uruchomili nawet dwa działa z porzuconych na bagnach radzieckich czołgów. Z czasem nawiązali jednak kontakt ze stacjonującymi w pobliskim Łucku Niemcami i za płody rolne dostawali od nich broń i amunicję. Rozpoczęli też współpracę z radziecką partyzantką. W zamian za kwatery, wyżywienie i informacje o ruchach sotni banderowców, Rosjanie zaczęli nie tylko dostarczać sprzęt, lecz także współpracować z oddziałami samoobrony przeciwko Ukraińcom.
Z początkiem lata 1943 roku sytuacja obrońców stawała się coraz trudniejsza. Rezuni mordowali już nie dziesiątki, lecz setki Polaków, a na Wołyniu znikały całe wsie i kolonie. Ci, którzy ocaleli, ściągali do Przebraża, które zaczęło przypominać polską wyspę na ukraińskim morzu. Stwarzało to problemy z zapewnieniem bytu mieszkańcom Przebraża.
Równocześnie z powstaniem samoobrony wojskowej starszyzna sołectwa Przebraża powołała komendę cywilną. Na jej czele stanął Ludwik Malinowski, pseudonim "Lew", były legionista i podoficer Wojska Polskiego. To on stał się przywódcą tamtejszej ludności. Dzięki niemu w ośrodku samoobrony powstały jadłodajnie. Zdecydował też, żeby uchodźców przydzielać do istniejących domostw, a równocześnie budować dla nich baraki mieszkalne i szałasy. Żeby wyżywić coraz większą liczbę mieszkańców, stworzył na terenie ośrodka system upraw i hodowli. W Przebrażu otwarto nawet polską szkołę, rusznikarnię i miniaturową fabrykę broni.
Ponadto to właśnie Malinowski stał się inicjatorem akcji ratunkowych poza liniami obrony. Kolumny polskich podwodów zajeżdżały do niezaatakowanych jeszcze siedlisk i na furmankach pod osłoną konspiratorów wywoziły wszystkich ludzi do Przebraża. Czasami takie wyprawy były organizowane w ostatniej chwili, tak jak miało to miejsce w kolonii Kołki - gdy wyjeżdżały ostatnie wozy wypełnione Polakami, na drugim skraju wsi już pojawiły się sotnie banderowskie, szykujące się na "czyszczenie wsi z Lachów".
Łuny znad Wołynia
Do Ukraińców w końcu dotarła informacja, że w Przebrażu tysiące osób znalazło schronienie za okopami i bunkrami. W celu likwidacji tej polskiej reduty dowództwo UPA zaczęło ściągać z terenu kurenie. Tworzono też całe tabory tak zwanych siekierników - zgraje Ukraińców, które po zdobyciu reduty miały za pomocą noży i siekier "oczyszczać" zdobyty bastion z Polaków, a na wozy pakować ich cały dobytek.
Po wielu potyczkach i podjazdach na przełomie lipca i sierpnia 1943 roku doszło do trzech ataków na Przebraże i okoliczne wsie. W każdym z nich brało udział od czterech do sześciu tysięcy banderowców. Po stronie polskiej były cztery kompanie, liczące około 600-800 żołnierzy, i oddział zapasowy, składający się z około 200 uzbrojonych konspiratorów. Każdy z frontalnych ataków był poprzedzany paleniem okolicznych wsi. Czerwone łuny, które unosiły się całymi dniami i nocami nad redutą, miały wywołać panikę wśród jej obrońców.
Próby zastraszenia i zaskoczenia Polaków nie powiodły się, ponieważ wszyscy obrońcy byli przygotowani na ewentualny atak i nocowali nie w chałupach, lecz w specjalnie wybudowanych koszarach. Zgodnie z przedwojennym regulaminem wojskowym pełnili służby i warty. Każdy atak rezunów został odparty. Do obrońców, którzy z taką zawziętością bronili swoich pozycji, przylgnęła wtedy nazwa "Lwy Przebraża". Żołnierzom samoobrony bardzo pomogli wówczas sowieccy partyzanci, którzy dotrzymali umowy. W razie potrzeby przybywali Polakom z pomocą i od tyłu atakowali ukraińskie kurenie.
Te wydarzenia tak zapamiętał żołnierz 4 Kompanii Obrony Przebraża, Mirosław Łoziński: "Stworzono długi pas obrony. Jego rubież wynosiła 20 kilometrów, a głębokość obrony 10. Wokół wykopano bunkry, mogące pomieścić osiem osób wraz z uzbrojeniem. Oprócz tego, wykopano rowy strzeleckie łączące jeden z drugim. (...) To, że każdy atak kończył się niepowodzeniem, było efektem ich [Ukraińców] niskiego morale i słabego wyszkolenia. Tam, gdzie upowcy natrafili na zdecydowany opór i celny ogień, szli w rozsypkę i uciekali, nie zważając na rozkazy dowódców. Zachowywali się po prostu tchórzliwie. Działali w myśl założonego planu. Byli pewni zwycięstwa i nie spodziewali się oporu".
Po kilkumiesięcznych próbach zdobycia reduty Ukraińcy zrezygnowali z ataków frontalnych. Wciąż dochodziło jednak do potyczek. W tym czasie Polacy przeszli do ofensywy i zaczęli napadać na wsie ukraińskie, będące bazami wypadowymi UPA. Jedną z najsłynniejszych akcji samoobrony był rajd do obleganego przez nacjonalistów ukraińskich zamku Radziwiłłów w miejscowości Ołyka w styczniu 1944 roku - schronienie znalazło tam prawie dwa tysiące Polaków.
Wiosną 1944 roku samoobrona Przebraża stała się częścią tworzonej w tym rejonie 27 Wołyńskiej Dywizji Piechoty Armii Krajowej. Gdy Wołyń został zajęty przez nacierającą na zachód Armię Czerwoną, a władzę objęli komuniści, rozpoczęła się akcja repatriacyjna ludności Przebraża. Większość mieszkańców została osiedlona w miejscowości Niemodlin oraz na Opolszczyźnie. Żołnierzy i kadrę dowódczą wcielono do 1 Armii Wojska Polskiego, z którą przeszli cały szlak bojowy do Berlina.
Dziś nie ma już Przebraża. W tym miejscu znajduje się ukraińska osada Hajowe, a wszelkie oznaki polskości zostały starannie zamazane. Jedyną pamiątką po tamtych wydarzeniach jest cmentarz wojenny.
Czytaj więcej na
facet.interia.pl/obyczaje/historia/news-przebraze-ostoja-polskosci-na-...