18+
Ta strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich.
Zapamiętaj mój wybór i zastosuj na pozostałych stronach
Strona wykorzystuje mechanizm ciasteczek - małych plików zapisywanych w przeglądarce internetowej - w celu identyfikacji użytkownika. Więcej o ciasteczkach dowiesz się tutaj.
Obsługa sesji użytkownika / odtwarzanie filmów:


Zabezpiecznie Google ReCaptcha przed botami:


Zanonimizowane statystyki odwiedzin strony Google Analytics:
Brak zgody
Dostarczanie i prezentowanie treści reklamowych:
Reklamy w witrynie dostarczane są przez podmiot zewnętrzny.
Kliknij ikonkę znajdującą się w lewm dolnym rogu na końcu tej strony aby otworzyć widget ustawień reklam.
Jeżeli w tym miejscu nie wyświetił się widget ustawień ciasteczek i prywatności wyłącz wszystkie skrypty blokujące elementy na stronie, na przykład AdBlocka lub kliknij ikonkę lwa w przeglądarce Brave i wyłącz tarcze
Główna Poczekalnia (6) Soft (2) Dodaj Obrazki Dowcipy Popularne Losowe Forum Szukaj Ranking
Wesprzyj nas Zarejestruj się Zaloguj się
📌 Wojna na Ukrainie Tylko dla osób pełnoletnich - ostatnia aktualizacja: Dzisiaj 9:38

#wywiad

Witaj użytkowniku sadistic.pl,

Lubisz oglądać nasze filmy z dobrą prędkością i bez męczących reklam? Wspomóż nas aby tak zostało!

W chwili obecnej serwis nie jest w stanie utrzymywać się wyłącznie z reklam. Zachęcamy zatem do wparcia nas w postaci zrzutki - jednorazowo lub cyklicznie. Zarejestrowani użytkownicy strony mogą również wsprzeć nas kupując usługę Premium (więcej informacji).

Wesprzyj serwis poprzez Zrzutkę
 już wpłaciłem / nie jestem zainteresowany
Inteligencja w PO
neo_1995 • 2013-12-19, 23:14


Sądzę że komentarz niepotrzebny. Widać wyraźnie jacy ludzie nami rządzą Pozdrawiam Sadole
Najlepszy komentarz (126 piw)
d................r • 2013-12-20, 0:00
Stare, ale jare Dobrze przypominać ludziom o takich wpadkach. Ale Pis też jebać jakby co.
Anegdota muzyczna
Tegiesman • 2013-12-19, 11:33
Fragment wywiadu znanego niektórym Artura (Yeti) Rawicza z producentem muzycznym.



Ciekawa anegdota, ukazuje trochę co ludzie mają w głowach.

Polecam poczekać do końca.

Jak nie śmieszy to do piekła!
Najlepszy komentarz (30 piw)
vass • 2013-12-19, 15:17
Nie wiem co w tym śmiesznego, jak słucham "Ona tańczy dla mnie" na toczonych nóżkach, to od razu czuję różnicę
Żart Kałamagi
Orlik • 2013-12-14, 22:17
Żart Mariusza Kałamagi podczas wywiadu.

Najlepszy komentarz (101 piw)
a................m • 2013-12-15, 1:07
Typowe zachowanie przykrego klauna. Kolega z grupy wyskoczył z mądrą tezą, więc ten musiał zrobić zamieszanie wokół siebie. Proste.
Miesięcznik Claudia
b................f • 2013-12-12, 22:29
Wywiad z żulami do miesięcznika claudia



Jak było to chujowo otagowane. Mój pierwszy temat
Najlepszy komentarz (112 piw)
teken • 2013-12-12, 22:34
Tyś kurwa dostał internet dzisiaj ?
Tak w skrócie.
Nudząc się w nocy natrafiłem na ciekawą postać polskiego szpiega, z ogromnym dorobkiem wojskowym i wieloma medalami. Dowodził ułanami podczas wojny polsko-bolszewickiej. Potrójny szpieg, oskarżony o zdradę. Niestety, jak na prawdziwego superszpiega przystało, bardzo mało o nim wiadomo, łącznie z tym jak zginął (prawdopodobnie za swój wkład został nagrodzony przez Polskę kolejnym medalem kalibru 9mm). Zapraszam do lektury:

Jerzy Ksawery Franciszek Sosnowski (ur. 3 grudnia lub 4 grudnia 1896 we Lwowie, zm. 1944 lub 1945 w Warszawie) – major kawalerii Wojska Polskiego, oficer Oddziału II Sztabu Generalnego, który w latach 1926-1934, w Niemczech, kierował placówką wywiadu "IN-3", używający nazwiska Georg von Nalecz-Sosnowski znany także jako Ritter von Nalecz. W ZSRR znany jako Jurek Sosnowski; niektóre źródła błędnie podają Stanisław Sosnowski.

Młodość i służba w WP
Był synem Józefa, inżyniera, współwłaściciela firmy budowlanej we Lwowie i Ady z domu Czarnowskiej. W sierpniu 1914 roku służył w 1 Pułku Piechoty Legionów. W grudniu został skierowany do szkoły oficerów kawalerii w Holicach. Walczył na froncie rosyjskim. Następnie ukończył kurs dowódców broni maszynowej w Bruck an der Leitha, a w marcu 1918 roku kurs lotniczy w Wiener Neustadt.
Po odzyskaniu niepodległości wstąpił do Wojska Polskiego. W czasie wojny polsko-bolszewickiej dowodził szwadronem w 8 Pułku Ułanów Księcia Józefa Poniatowskiego. Został odznaczony czterokrotnie Krzyżem Walecznych. Po zakończeniu wojny został przeniesiony do 13 Pułku Ułanów Wileńskich w Nowej Wilejce. 3 maja 1922 roku został zweryfikowany w stopniu rotmistrza ze starszeństwem z 1 czerwca 1919 roku i 243. lokatą w korpusie oficerów jazdy. Uczestnik międzynarodowych wyścigów konnych w Paryżu i Berlinie. Żonaty z Aleksandrą Tomerjus, starszą o 18 lat. Małżeństwo zostało rozwiązane krótko po rozpoczęciu przez Sosnowskiego misji szpiegowskiej w Berlinie.

Działalność wywiadowcza w Oddziale II Sztabu Generalnego
W 1926 roku został zwerbowany przez kpt. Mariana Chodackiego do pracy w Oddziale II Sztabu Generalnego. Po krótkim przeszkoleniu został wysłany do Berlina i stanął na czele placówki wywiadu głębokiego "In-3". Podawał się tam za polskiego bogatego barona, Ritter von Nalecza, niechętnego Józefowi Piłsudskiemu, zwolennika nawiązania przyjaznych stosunków z Niemcami oraz członka ponadnarodowej organizacji do walki z bolszewizmem.
Szybko zdobył popularność w berlińskich kręgach towarzyskich. Nawiązał romans z Benitą von Falkenhayn, powinowatą szefa niemieckiego Sztabu Generalnego w latach 1914-1916. W grudniu 1926 roku namówił ją do współpracy z polskim wywiadem. Benita, dzięki swoim znajomościom, była dobrze zorientowana w sytuacji Reichswehry. Kolejnym agentem Sosnowskiego został, poznany na wyścigach konnych, Günther Rudloff, oficer Abwehry w Berlinie. Rudloff zgodził się na współpracę, gdyż był zadłużony u Sosnowskiego. Szybka zgoda wysokiego oficera Abwehry, który na dodatek ujawnił część niemieckiej agentury działającej w Polsce, wzbudziła wątpliwości zwierzchników Sosnowskiego. Kolejne sukcesy szpiega uspokoiły Oddział II Sztabu Generalnego WP. Następnymi agentami Ritter von Nalecza zostały Irene von Jena, pracownica oddziału budżetowego Ministerstwa Reichswehry oraz Renate von Natzmer z działu inspekcji niemieckiego naczelnego dowództwa. Tę pierwszą zwerbował dzięki, kolejnej już, zmianie tożsamości. Irene von Jena nienawidziła Polaków, wobec tego Sosnowski początkowo podawał się za fikcyjnego brytyjskiego dziennikarza, Gravesa. Po przyzwyczajeniu agentki do swojej osoby ujawnił prawdziwą tożsamość[1].
Kolejnymi agentkami zostały prawdopodobnie Lotta von Lemmel i Izabela von Tauscher, również pracownice naczelnego dowództwa Reichswehry.
Zwerbowana agentura dostarczała polskiemu wywiadowi cennych informacji i dokumentów. W 1929 roku, za pośrednictwem Renate von Natzmer, Sosnowski zdobył kopię planu gry wojennej przeciwko Polsce - "Organisation Kriegsspiel". Za plan ten chciał najpierw uzyskać kwotę 40 000 marek. Zwierzchnicy, podejrzewając Sosnowskiego o zmowę z agentką, nie zgodzili się na tak wysoką zapłatę. Ponadto uważali, że dokument nie jest autentyczny, a cała sprawa została zainspirowana przez Abwehrę. Ritter von Nalecz obniżył cenę, a gdy i to nie dało efektu wysłał plan do Warszawy za darmo.
Do 1934 roku placówka "In-3" uważana była za główne źródło informacji polskiego wywiadu o Reichswehrze. Przez cały okres swojej działalności pochłonęła 2 miliony złotych.

Zdemaskowanie i powrót do Polski
Jesienią 1933 roku Abwehra wpadła na trop polskiej siatki wywiadowczej. O wydanie Sosnowskiego był podejrzewany porucznik Józef Gryf-Czajkowski, podwójny agent, współpracownik niemieckiego wywiadu, a wcześniej poprzednik Sosnowskiego na stanowisku w Berlinie. Do rozpracowania Ritter von Nalecza została użyta także aktorka Lea Kruse, jego kolejna kochanka.
W dniu 27 lutego 1934 roku Gestapo aresztowało Sosnowskiego w jego berlińskim mieszkaniu przy Lützowufer 36 w trakcie odbywającego się tam hucznego przyjęcia. Po kilku dniach do aresztu trafiło kilkadziesiąt osób, w tym Benita von Falkenhayn, Renate von Natzmer i Irene von Jena. Aresztowania uniknął inny agent Sosnowskiego, Günther Rudloff, który twierdził, że znajomość z Sosnowskim miała mu pomóc w uzyskiwaniu informacji wywiadowczych. Proces Sosnowskiego i jego agentów rozpoczął się w lutym 1935 roku, wyrok zapadł 16 lutego. Benitę von Falkenhayn i Renate von Natzmer skazano na karę śmierci przez ścięcie toporem. Jerzy Sosnowski i Irene von Jena otrzymali wyroki dożywotniego pozbawienia wolności.
W kwietniu 1936 roku Sosnowskiego wymieniono na 7 agentów Abwehry. Został awansowany do stopnia majora i osadzony w areszcie domowym. Wkrótce odżyły stare wątpliwości Oddziału II Sztabu Generalnego co do lojalności Sosnowskiego. Abwehra podjęła działania dezawuujące jego działalność w Niemczech. Zastanawiano się także nad charakterem stosunków łączących go z Rudloffem, który nie został aresztowany. Jerzy Sosnowski został oskarżony o nierzetelność finansową i łatwowierność, później dodano także zarzut zdrady głównej. 29 marca 1938 rozpoczął się proces przed Wojskowym Sądem Okręgowym w Warszawie. Oskarżony nie przyznał się do zarzucanych mu czynów.
17 czerwca 1939 Sosnowski został skazany za zdradę i współpracę z Niemcami na 15 lat pozbawienia wolności i 200 000 złotych grzywny. Wyrok był nieprawomocny, nie doszło do rozpatrzenia sprawy w kolejnej instancji, gdyż wybuchła wojna.
Dzisiaj historycy wątpią w słuszność tamtego wyroku.

Różne wersje dalszych losów Jerzego Sosnowskiego
Sosnowski ewakuowany z więzienia na wschód miał zostać zastrzelony 16 września 1939 roku przez konwojentów w okolicach Jaremcza. Niektóre źródła podają, że stało się to 17 września w okolicach Brześcia nad Bugiem. Miało się to stać na mocy ustnego polecenia dla Służb Więziennych, ażeby w razie wybuchu wojny po cichu "zlikwidować" więźniów, których uwolnienie wskutek działań wojennych, bądź przez obcy wywiad, mogło być niebezpieczne dla państwa polskiego. Nie zachowały się jednak żadne pisemne potwierdzenia rzeczonego rozkazu, część więc historyków podaje w wątpliwość prawdziwość tych przypuszczeń.
Wedle innej wersji konwojenci jedynie postrzelili Jerzego Sosnowskiego, a później w szpitalu przejął go radziecki wywiad. Miał zostać aresztowany 2 listopada 1939 i przetransportowany do więzienia na Łubiankę. Tam pod wpływem współwięźnia, byłego oficera radzieckiego wywiadu, Piotra Zubowa oraz śledczej Zoji Woskriesienskiej rzekomo został przekonany do współpracy z radzieckimi służbami. W efekcie Sosnowski przekazał wywiadowi ZSRR dwa nierozpracowane przez Niemców źródła informacji oraz służył jako ekspert w sprawach polskich. Między innymi w1940 roku miał uczestniczyć w przesłuchaniach generała Mieczysława Boruty-Spiechowicza oraz zasugerować zwerbowanie księcia Janusza Franciszka Radziwiłła.
Krążące pogłoski, jakoby po podpisaniu układu Sikorski-Majski nie został zwolniony, a przeniesiony do więzienia w Saratowie, podjął głodówkę i zmarł na skutek wycieńczenia oraz zatrucia żołądkowego wywołanego zapaleniem jelita nie odpowiadają prawdzie. W świetle dostępnych publikacji, jeszcze przed układem major Sosnowski zadeklarował się jako przeciwnik ustroju przedwojennej Polski i podjął współpracę z NKWD jako oficer do zadań specjalnych. Po wybuchu wojny niemiecko-radzieckiej kierował szkoleniem szpiegów i dywersantów w Saratowie, gdzie w 1942 roku awansował do stanowiska zastępcy kierownika obwodowego urzędu NKWD. W 1943 awansował do stopnia pułkownika.
W 1943 roku Sosnowski został skierowany do okupowanej Polski, gdzie prowadził zadania specjalne na rzecz Armii Ludowej. Nie jest jasne, czy po scaleniu Armii Ludowej z Ludowym Wojskiem Polskim pozostał w polskiej służbie. Zoja Woskriesienska-Rybkina twierdzi, że tak się stało, ale dostępne materiały archiwalne tego nie potwierdzają.
We wrześniu 1944 Jerzy Sosnowski przedostał się z Pragi do lewobrzeżnej Warszawy z zadaniem specjalnym, po czym zaginął bez wieści. Zoja Woskriesienska-Rybkina pisze, że "zginął podczas wyzwalania Warszawy", ale nie podaje bliższych szczegółów. Iwan Sierow utrzymuje, że został rozstrzelany na rozkaz kierownictwa Armii Krajowej. Paweł Sudopłatow podczas śledztwa w 1958 roku winą za śmierć Sosnowskiego obarczył Nikitę Chruszczowa i podał, że stało się to w 1945. Oskarżenie to Sudopłatow powtórzył w swojej książce wydanej w 1996. Działalność Sosnowskiego stała się kanwą scenariusza niektórych odcinków emitowanego serialu telewizyjnego - "Pogranicze w ogniu", w reżyserii Andrzeja Konica.

Żywcem zerżnięte z wikipedii.

Od siebie dodam, że doczekał się też książki autorstwa Mariana Zacharskiego (emerytowanego generała, byłego funkcjonariusza wywiadu) pt. "Operacja Reichswehra" o której nie mogę wiele napisać, bo dopiero planuję się w nią zaopatrzyć.

Dodatkowo istnieje strona poświęcona staraniom niektórych osób o rehabilitację Sosnowskiego, z kilkoma dodatkowymi informacjami i zdjęciami. Adresu niestety nie wkleję, bo nie mam 20 postów Jednak każdy, kto zainteresuje się tematem może łatwo na nią trafić przez google.

A na koniec streszczenie w formie filmiku:
"Po operacji leżała w kale, brudzie i smrodzie"
K................y • 2013-11-17, 19:05
Dawno nie było tu narzekania na naszą kochaną służbę zdrowia, więc przytoczę fragmenty pewnego artykułu-wywiadu. Jak za długie to do dokumentu.



Niedowład kończyn, postępujące uszkodzenie kręgosłupa, nieoperacyjna przepuklina, nieuleczalne problemy z trawieniem i wydalaniem, utrata funkcji seksualnych. Kalectwo. To skutek 116 dni pobytu w warszawskim szpitalu na Banacha. Grażyna Garboś-Jędral padła ofiarą serii potężnych błędów ze strony lekarzy, którzy nazywali ją "roszczeniową pacjentką". Renomowany szpital ma zapłacić rekordowe 5 mln zł odszkodowania. Wyrok na razie jest nieprawomocny. Ostatecznie sprawa rozstrzygnie się - przed sądem apelacyjnym - za kilka dni: 21 listopada.

Zakrawa na ironię fakt, że pani Grażyna jako radca prawny broniła tamtejszych lekarzy w sądzie w sprawach o błędy medyczne. I - jak mówi - żadnej nie przegrała. Dziś sama jest ofiarą tych błędów.

W sprawie pani Grażyny nie wszystko jest zupełnie jasne. [...] Bezsprzeczne jednak pozostaje: kobieta trafiła do szpitala z zawałem serca, z którym lekarze uporali się szybko i skutecznie, a mimo to - po pobytach w różnych szpitalach - wróciła do domu dopiero pół roku później: z I grupą inwalidzką, niezdolnością do podjęcia pracy oraz prowadzenia samodzielnej egzystencji.

Joanna Berendt/Gazeta.pl: Kiedy zaczyna się pani historia?

Grażyna Garboś-Jędral: - 9 lat temu, na początku czerwca 2004 r. Dostałam zawału. Z mojego domu pod Warszawą zadzwoniłam po karetkę. Chcieli mnie zawieźć do Pruszkowa. A ja wiedziałam, że w tamtym szpitalu nie było wtedy sprzętu ratującego życie pacjentom po zawale. [...] Powiedziałam, że mają mnie więc zawieźć na Banacha, gdzie dawniej pracowałam jako radca prawny. [...] Mimo zawału zaczęłam się awanturować, grozić prokuratorem...
Poskutkowało. Na Banacha sprawnie założyli mi stent, dlatego żyję. [...]

To co się takiego wydarzyło?

- Niedługo po zabiegu dostałam strasznych bólów. Okazało się, że ok. 1 proc. osób, które przeszły zawał, doświadcza takich bólów. To tzw. neuralgia międzyżebrowa. Lekarze postanowili wykonać mi przeciwbólową blokadę nerwów międzyżebrowych.

No i tu zaczyna się gehenna. Przyszedł do mnie dr A.* i założył mi tę blokadę na łóżku szpitalnym (z którego przy okazji spadłam, bo tak mnie naćpali Dolarganem...). Zero antyseptyki, zero dezynfekcji... Dopiero później dowiedziałam się, że ten zabieg przeprowadza się na sali operacyjnej albo zabiegowej. A on niemal dzień po dniu, nakładał mi tę blokadę na łóżku szpitalnym, trzymając ampułki z Depo-Medrolem w szafce przy moim łóżku, mimo 12 ostrzeżeń na ulotce o konieczności zachowania ostrożności aseptycznej. I ja grzeczna, pokorna, obolała na wszystko się godziłam.

Potem opowiadał w sądzie jakieś śmieszne rzeczy, że on przecież ręce umył... Powinien był wiedzieć, czym to się może skończyć.

Czym się skończyło?

- Jestem inwalidką I grupy, niezdolną do samodzielnej egzystencji. Stwierdzono u mnie trwałe kalectwo w stopniu znacznym.

Jak do tego doszło?

- Najpierw wszystko było w porządku. 2 lipca wypisali mnie, a 4 lipca miałam jechać do sanatorium do Konstancina. Wróciłam do domu szczęśliwa, że nic mnie już nie boli, że dobrze się czuję... Budzę się następnego dnia, a ból wrócił! Tylko z drugiej strony. I narastał. Więc do sanatorium postanowiłam pojechać przez szpital na Banacha. Tam, na izbie przyjęć, powiedzieli, że wszystko jest w porządku. Nałożyli mi jeszcze jedną blokadę i napisali, że "nie ma przeciwwskazań", bym pojechała. [...]

Z tym bólem pojechałam do sanatorium. Tam zaczęły się problemy z chodzeniem. Karmili mnie, ale nie pomagali. Zero diagnostyki.

I po 10 dniach pobytu w sanatorium budzę się o 4 nad ranem i mnie nie boli! Co za ulga! W końcu... - pomyślałam. Czułam tylko, że nogi mi cierpną. Wstałam, udało mi się nawet wejść do wanny. Myślałam, że kąpiel pomoże.

Nie pomogła, a drętwienie postępowało. O 6 rano już po ścianach szłam do gabinetu lekarza, błagając o pomoc. Pół godziny później pielęgniarka niemal zaniosła mnie z powrotem do łóżka, bo już nie byłam w stanie iść. Jak mnie w tym łóżku położyła, tak już nie wstałam. Przez 4 kolejne godziny nikt mi nie pomógł.

Zadzwoniłam do domu, przyjechali córka z mężem. Dopiero dzięki ich interwencji - a raczej awanturom, bo od ich krzyków dach się trząsł! - zgodzili się zawieźć mnie do szpitala.

Trafiła pani z powrotem na Banacha?

- Tak. Lekarz powiedział mi, że jest jakiś ogromny ucisk na rdzeń i trzeba natychmiast operować. [...] Podał mi nawet telefon ze słowami, że jeżeli mam jakieś życiowe sprawy do załatwienia, to najlepiej teraz. Wiem już, jak to jest żegnać się z życiem, bliskimi.

Pani przeżyła.

- Bo ten lekarz, fantastyczny człowiek, dokonał cudu! Uratował mi życie i jakąkolwiek władzę w nogach. [...] Nieważne jak, ale chodzę... Dopiero dużo później się dowiedziałam, że szanse na zapewnienie mi jakiejkolwiek sprawności w nogach - wynosiły 5 proc. Tak wielkie było uszkodzenie rdzenia.

Skąd się wzięło to uszkodzenie?

- Okazało się, że na rdzeń uciskał ropień. Pan doktor już po operacji naprowadził mnie na to, skąd się ten ropień wziął. Zapytał mnie wprost: "Proszę powiedzieć, co pani zrobiono na tym odcinku kręgosłupa około trzech tygodni wcześniej?"

W pierwszej chwili nie rozumiałam. Zaskoczyłam dopiero, kiedy wyjaśnił, że musiało to być ok. 25 czerwca. [...] Powiedziałam mu, że byłam tu w szpitalu, leżałam na kardiologii i zakładano mi blokadę przeciwbólową... "No to przy okazji blokady prawdopodobnie wszczepiono pani gronkowca, bo miała pani ropień, który uciskał na rdzeń" - powiedział.

Wyniki badań posiewowych wykazały jednak, że to nie gronkowiec, tylko... salmonella pokarmowa. "Nigdy w życiu o czymś takim nie słyszałem!" - tak mi powiedział. To chyba jedyny taki przypadek wszczepienia komuś salmonelli pokarmowej w kręgosłup w Europie, o ile nie na świecie...

Chce pani powiedzieć, że trzy tygodnie chodziła z tą bakterią, a ona w tym czasie nigdzie się poza ten ropień nie rozprzestrzeniła?

- Dobrze pani pyta. Żyję tylko cudem. [...] Na Bloku "D", na którym leżałam, gdy doszło do zakażenia, przez kilka miesięcy szalała bakteria salmonelli, na wszystkich ośmiu piętrach. Odnotowano na nim 10 przypadków zakażeń wśród pacjentów kardiologii - choć to wyszło na jaw dużo później. W tamtym czasie władze szpitala ani nie ostrzegały pacjentów przed zagrożeniem, ani nie zgłosiły go w sanepidzie. Ale ktoś musiał o tym wiedzieć, bo wśród wszystkich antybiotyków, które mi podawano, przepisano mi również Ciprofloksacynę, lek najnowszej generacji wyjątkowo silnie zwalczający salmonellę. Do tej pory nie wiadomo, kto mi go przepisał, bo z karty choroby to nie wynika.

[...]

Zrobił się ropień, przeszła pani operację jego usunięcia... I co dalej? Wypisano panią do domu?

- Jeszcze nie. Dolna część mojego ciała ciągle była sparaliżowana. Po tej operacji 14 lipca miałam też porażone zwieracze, nie mogłam się wypróżnić. Pielęgniarki zrobiły mi więc 24 lipca lewatywę. Na ubikacji. Zabieg trzeba było przerwać, bo dostałam straszliwych boleści. Tak strasznych, że wyłam z bólu. To nie było ludzkie, ja po prostu wyłam...

Dopiero na prośby mojej córki pielęgniarki dały mi środki przeciwbólowe i zasnęłam. Ale przez cały czas wyciekała ze mnie jakaś brązowa wydzielina pomieszana z krwią. Jak się później okazało, podczas lewatywy doszło do poważnego urazu, niemal przebicia, błony śluzowej jelita grubego. Wtedy jeszcze tego nie wiedziałam, nie rozumiałam, co się ze mną działo.

A co na to lekarze?

- Jeden wpisywał, że krwawienie jest z hemoroidów. Ale drugi pisał już, że krwawienia z hemoroidów nie stwierdził. Tak sobie pisali. A ja dopiero później dowiedziałam się, że w praktyce lekarskiej jest przyjęte, że każde krwawienie z odbytu powinno zostać precyzyjnie zdiagnozowane, bo może być oznaką ciężkiej choroby.

No ale przecież musieli wykonywać pani jakieś badania.

- Tak, robili mi badania per rectum, czyli paluchem - zamiast kolonoskopii, o którą błagałam niemal codziennie. Bo w jednym z najlepiej wyposażonych diagnostycznie szpitali w tym kraju najważniejszym narzędziem diagnostycznym chirurga jest jego palec... Potem w sądzie prof. F. z Kliniki Neurochirurgii, na której wtedy leżałam, mówił, że lekarze nie widzieli potrzeby robienia mi kolonoskopii.
- Przecież oni prawie cały miesiąc pozwolili mi tak leżeć z tym krwawieniem, z tym bólem... Mimo moich próśb, błagań nawet palcem nie kiwnęli... A nie, przepraszam! Paluch - to akurat jedyne, czym kiwali...

Źródło

Część druga, "Lekarz dowcipkował, że wpierw włożyłam sobie palec z salmonellą do kręgosłupa, a potem zrobiłam sobie nim dziurę w dupie":

- Mąż odszedł. Sytuacja go przerosła. Ale nie mam żalu. Miesiącami dzień w dzień bez słowa skargi mył mi tyłek, zmieniał pampersy i masował to porżnięte po operacjach ciało... On i córka przez dwa lata żyli z ropą, krwią i gównem. Dwa lata! Nie dziwię się, że nie wytrzymali. Nikt normalny by tego nie wytrzymał.

[...] Przewieziono panią na OION. Co się stało?

- Trzy dni przed tym zrobiła mi się przetoka. Miejsce uszkodzenia błony śluzowej mi zgniło i zrobiła mi się dziura między pochwą i jelitem. 25 sierpnia - czyli miesiąc po tym, jak mi źle wykonano tę lewatywę - kał zaczął mi się wylewać przez pochwę.

Pielęgniarki natychmiast zawołały lekarza urologa. Ale pan doktor przyszedł i najpierw się na nie wydarł, czemu mnie nie umyły, skoro "cała w gównie jestem" - użył dokładnie tych słów. A kiedy zorientował się, co się dzieje, to się roześmiał! I błyskotliwie zauważył: "Rzeczywiście, gówno jej pochwą wychodzi!".

Co takiego?

- Tak! Powiedział to w obecności kilku innych osób. Wcześniej, kiedy zgłaszałam problemy z oddawaniem moczu - miałam ropomocz i krwiomocz... - to powiedział tylko: "Jak szczała, tak będzie szczać". [...]

Ale wracając do pana doktora, to był z niego rzeczywiście przyjemniaczek. Jak pytałam o niego pielęgniarki, to mówiły, że on już tak ma.

Wobec innych pacjentów też się tak zachowywali?

- Nie mam pojęcia! Ale proszę sobie wyobrazić, że jeden z lekarzy - tego akurat dobrze znałam - chodził po szpitalu i dowcipkował, że wpierw włożyłam sobie palec z salmonellą do kręgosłupa, a potem ten sam palec włożyłam sobie do dupy i zrobiłam sobie w nim dziurę...

Nie chce się wierzyć. Skąd pani wie, że tak mówił?

- Znajomi ze szpitala mi donosili. Przecież ja tam wcześniej pracowałam, pomogłam wielu osobom... I dlatego nie wiem, dlaczego lekarze tak się wobec mnie zachowywali. Może chodziło o to, że po tym, jak przez kilka lat broniłam ich w sądzie, to nagle znalazłam się po drugiej stronie barykady.

Lekarze dopiero, jak zrobiła się pani ta przetoka, zorientowali się, że lewatywa doprowadziła do uszkodzenia jelita grubego?

- To mnie zaczęło wtedy świtać, że ta przetoka to chyba przez tę lewatywę. Co do lekarzy - ciężko powiedzieć, bo do tej pory żaden tego nie przyznał, choć jedna z biegłych w sądzie stwierdziła, że nie ma co do tego wątpliwości.

A co się stało, jak już zrobiła się pani ta przetoka?

- Po trzech dniach byłam w takim stanie, że zaczęłam tracić przytomność. Po prostu umierałam. [...]

Był piątek po południu i wszyscy albo już wyszli do domu, albo byli w blokach startowych. I mój mąż musiał biegać po całym szpitalu i robić awantury, bo nie było nikogo, kto by się mną zajął. W końcu sam zawiózł mnie na łóżku na OION. Dosłownie im mnie wepchnął na tym łóżku, kazał mnie przyjąć, mówiąc, że umieram. Łaskę mu zrobili, że mnie przyjęli. I tam to dopiero zaczął się horror...

"Dopiero"?

- Zapadła decyzja, by wyłonić mi stomię - czyli sztuczny odbyt na brzuchu - aby przetoka mogła się zagoić. Tomografia i USG nie wykazały niczego istotnego, więc w końcu zlecili mi kolonoskopię. Ale ponieważ miałam kompletnie zapchane jelita - w wyniku stanu zapalnego zamknęło mi się światło jelita - kierownik oddziału kazał kupić w szpitalnej aptece preparat X-Prep i wypić 6 litrów wody...

I się zaczęło. Cała ta zawartość jelit zaczęła mi się przez tę przetokę wylewać. Trwało to godzinami, aż odparzeń dostałam... Wyłam z bólu! Przez cały weekend musiała być ze mną córka albo mąż, by mnie obmywać. W końcu pielęgniarka zlitowała się i powiedziała córce, aby kupiła Sudocrem, żeby mi te bąble nie popękały. Trochę pomogło... Nie wiem, co by było, gdyby nie mąż i córka... Do badania ostatecznie i tak nie doszło, bo mimo tego, przez co przeszłam, uznano, że "źle było przygotowane jelito grube".

Czyli robi się pani przetoka, wyjątkowo paskudna. Nie wiadomo, skąd się wzięła, kolonoskopii zrobić nie można. Mają wyłonić pani stomię. I co się dzieje?

- Pani ginekolog, która była u mnie dwa razy na OION-ie i wiedziała o przetoce, zleciła konsultację u siebie na oddziale. Ja wtedy w ogóle nie chodziłam, miałam bezwładne nogi, ciągle traciłam przytomność.

Więc mąż z córką najpierw próbowali mnie przewieźć do pani ginekolog na łóżku, ale okazało się, że nie mieszczę się z nim do drzwi gabinetu. Przełożyli mnie więc na kozetkę - nikt im w tym nie pomagał. Dopiero do gabinetu pani doktor zawołano rehabilitantów, aby ułożyli mnie na łóżku ginekologicznym. Wszystko to trwało prawie godzinę.

Tymczasem przychodzi pani doktor i zaczyna krzyczeć, że nie będzie mnie badać, bo "tu wszędzie jest kał!". Że czemu ja jej to łóżko zabrudziłam i kto to teraz będzie sprzątać?! Nawet się do mnie nie zbliżyła. A ja tam leżałam naga, bezwładna, brudna...

Źródło/Więcej.
Ocenę i komentarz pozostawiam Wam.
Najlepszy komentarz (42 piw)
Avalanger • 2013-11-18, 22:42
Ja PIERDOLĘ.. Naprawdę sadystyczne, nie doczytałem jeszcze tekstu nawet do większej połowy, gdy herbata wyleciała mi z ręki. I to jest WARSZAWSKI szpital-klinika (który zresztą kojarzę), a co dopiero musi być w lokalnych ambulatoriach, małych mieścinach? Kurwa mać.
Dlatego właśnie nie preferuję leczenia publicznego.

Nikomu nie życzę czegoś takiego, a kobita powinna dostać całą tę sumę co do grosza, z pensji tych skurwysynów. Najlepiej, żeby wypracowali te pieniądze w kamieniołomach z ciapatymi ruchającymi ich od tyłu.
Zamiotę sobię
Fakerę • 2013-11-07, 12:24
Oj chyba nie w porę

Najlepszy komentarz (22 piw)
qhash • 2013-11-07, 13:07
smaczna ta dziennikarka
Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji zobligowała nas do oznaczania kategorii wiekowych materiałów wideo wgranych na nasze serwery. W związku z tym, zgodnie ze specyfikacją z tej strony oznaczyliśmy wszystkie materiały jako dozwolone od lat 16 lub 18.

Jeśli chcesz wyłączyć to oznaczenie zaznacz poniższą zgodę:

  Oświadczam iż jestem osobą pełnoletnią i wyrażam zgodę na nie oznaczanie poszczególnych materiałów symbolami kategorii wiekowych na odtwarzaczu filmów
Funkcja pobierania filmów jest dostępna w opcji Premium
Usługa Premium wspiera nasz serwis oraz daje dodatkowe benefity m.in.:
- całkowite wyłączenie reklam
- możliwość pobierania filmów z poziomu odtwarzacza
- możliwość pokolorowania nazwy użytkownika
... i wiele innnych!
Zostań użytkownikiem Premium już od 4,17 PLN miesięcznie* * przy zakupie konta Premium na rok. 6,50 PLN przy zakupie na jeden miesiąc.
* wymaga posiadania zarejestrowanego konta w serwisie
 Nie dziękuję, może innym razem