18+
Ta strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich.
Zapamiętaj mój wybór i zastosuj na pozostałych stronach
Główna Poczekalnia (2) Soft (5) Dodaj Obrazki Filmy Dowcipy Popularne Forum Szukaj Ranking
Zarejestruj się Zaloguj się
📌 Wojna na Ukrainie - ostatnia aktualizacja: Wczoraj 22:48
📌 Konflikt izrealsko-arabski - ostatnia aktualizacja: Dzisiaj 2:25

#euro



Czy opłata audiowizualna będzie zasilała konta właścicieli TVN i Polsatu?!

Szokująca wydaje się być ostatnia wypowiedź ministra kultury w rządzie Tuska - Bogdana Zdrojewskiego. Zapowiedział on, że część dochodów z opłaty audiowizualnej ma być przekazywana na konta właścicieli TVN i Polsatu (sic!). W tym miejscu zasadnym staje się pytanie o sens wprowadzenia nowego podatku, jakim będzie wspomniana opłata audiowizualna. Czyżby jednym z jej celów miałoby być wprowadzenie możliwości dotowania "zaprzyjaźnionych telewizji" pieniędzmi podatników?

Minister kultury Bogdan Zdrojewski w rozmowie z PAP powiedział, że: "Opłata audiowizualna nie będzie pobierana za odbiór programu telewizyjnego czy radiowego, ale za możliwość tego odbioru. Polskie państwo zagwarantuje każdemu obywatelowi określoną usługę, a to czy ktoś z tego skorzysta czy nie - zależy wyłącznie od niego". To, co jednak najbardziej szokuje, to propozycja ministra Zdrojewskiego, aby ze środków pozyskanych z opłaty audiowizualnej finansować także działalność mediów prywatnych, taki jak Polsat czy TVN:

"Uważam, że w pierwszym roku obowiązywania opłaty audiowizualnej, minimum 10 procent dochodów z niej powinno być przeznaczone na dofinansowanie programów misyjnych, realizowanych przez podmioty prywatne - np. TVN, Polsat, prywatne radia etc. Ta kwota w przyszłości powinna być zwiększana."

Z danych GUS wynika, że 2011 r. w Polsce istniało 13,572 mln gospodarstw domowych. Zakładając, że nowy podatek będzie płaciło regularnie 10 mln gospodarstw po 12 zł miesięcznie (12 zł / m-c - szacunkowe założenie ministerstwa), to w ciągu roku uda się zebrać 1,44 mld zł. 10 procent z tej kwoty to 144 miliony złotych. Warto zadać pytanie, czy jednym z nadrzędnych celów nowego podatku nie będzie przypadkiem wprowadzenie możliwości finansowania "zaprzyjaźnionych telewizji" pieniędzmi podatników uzyskanymi z tytułu tzw. opłaty audiowizualnej?

Źródło


PSL wzywa Polaków do bojkotu brytyjskiej sieci Tesco. Nie możemy być bezczynni i patrzeć, jak premier David Cameron raz po raz obraża Polaków i rozdaje ciosy polskiej rodzinie - argumentuje. Tesco odpowiada, że w Polsce zatrudnia 30 tys. osób i zainwestowało tu ponad 10 mld zł.

Według szefa klubu PSL Jana Burego Cameron jako czołowy polityk wielkiego kraju europejskiego swoją wypowiedzią o polskich emigrantach "pokazuje palcem Polsce, gdzie jest jej miejsce". "Jest to po prostu nieprzyzwoite i skandaliczne. Nie godzimy się z tym jako społeczeństwo i jako Polacy" - powiedział Bury na środowej konferencji prasowej w Sejmie.

Według niego szef brytyjskiego rządu nie chce zauważyć, że od wielu lat brytyjski kapitał w ramach fundamentalnej zasady swobody przepływu kapitału, osób i usług "wchodzi do Polski drzwiami i oknami", budując jedną z największych sieci handlowych Tesco.

"Czas powiedzieć stop takiej polityce premiera Camerona i wzywamy Polaków do tego, żeby bojkotować sklepy sieci Tesco w zakupach. (...) Nie możemy być bezczynni i patrzeć, jak premier Cameron raz po raz obraża Polaków i rozdaje ciosy polskiej rodzinie. Wzywamy Polaków do bojkotu brytyjskiej sieci handlowej Tesco. My też jako Polacy możemy powiedzieć nie panu premierowi Cameronowi i jego polityce, która jest nieprzyjazna i skandaliczna wobec Polski i Polaków" - powiedział Bury.

"Tesco Polska jest firmą zajmującą się działalnością handlową, a nie polityką. Warto przypomnieć, że w Polsce zatrudniamy 30 tysięcy osób i sprzedajemy towary 1500 polskich firm. Dostarczamy produkty ponad 5 milionom klientów tygodniowo, zainwestowaliśmy w Polsce ponad 10 miliardów złotych. Łączna wartość zapłaconych przez Tesco Polska podatków w minionym roku to 456 milionów złotych. Wartość eksportu polskich przedsiębiorstw do sieci Tesco na całym świecie sięgnęła w 2012 roku ponad 330 milionów funtów (niemal 1,7 mld zł)" - oświadczył PAP rzecznik Tesco Polska Michał Sikora.

W niedzielę Cameron zasygnalizował, że prawo imigrantów do zapomogi na dzieci, które pozostały w kraju ojczystym, będzie jednym z punktów negocjacyjnych Londynu z Brukselą w sprawie nowego statusu członkowskiego W. Brytanii w UE. Wskazał przy tym dzieci polskie. Z zapomogi przewidzianej w prawie unijnym korzysta w Wielkiej Brytanii 25659 polskich dzieci, co czyni je największą grupą wśród beneficjentów. Szef MSZ Radosław Sikorski krytycznie wypowiedział się o tych planach na Twitterze. Polskie MSZ podkreśla, że "choć konieczne jest likwidowanie luk w prawie europejskim, to jednak krytykowana przez Camerona unijna polityka nie stanowi luki, ale jest ogólnoeuropejską zasadą, z której korzystają także obywatele brytyjscy".

W środę o tej sprawie z Cameronem ma rozmawiać telefonicznie premier Donald Tusk. Tusk uważa słowa Camerona za niestosowne. "Nikt nie ma prawa wskazywać Polaków jako szczególną grupę, która czegoś nadużywa czy wykorzystuje" - oświadczył we wtorek polski premier. (PAP)

Źródło


David Cameron zapomina, że dzięki taniej sile roboczej z Polski gospodarka Wlk. Brytanii znacząco się wzbogaciła

Brytyjski premier żałuje polskim imigrantom, że dostali od jego rządu m. in. 14 mln funtów na zasiłki dla dzieci. Zapomina, że ci sami polscy imigranci dali wkład do brytyjskiej gospodarki rzędu dziesiątek miliardów funtów.


Kilka dni temu premier Wlk. Brytanii David Cameron zapowiedział, że będzie chciał ograniczyć zapomogi na dzieci dla imigrantów. Chodzi o te dzieci, które zostały w Polsce, a rodzice pacują na Wyspach. Czy jednak warto? Zgodnie z wyliczeniami ekspertów Instytutu Sobieskiego - w ciągu najbliższych siedmiu lat emigranci z Polski znacząco przyczynią się do wzrostu zamożności Wlk. Brytanii. Pracujący w tym kraju Polacy przyczynią się do wzrostu PKB o 63,7 mld euro. Głównie dzięki temu, że stanowią w większości - jak na warunki brytyjskie - tanią siłe roboczą. W tym kontekście warto także podkreślić, że wielka emigracja zarobkowa będzie również głównym powodem osłabienia potencjału rozwojowego poszczególnych polskich regionów. Największy ubytek z powodu emigracji Polaków w latach 2014-2020 odczują na swoim terenie w tworzeniu PKB kraju województwa: Śląskie (-15,0 mld euro), Małopolskie (-12,2 mld euro), Dolnośląskie (-11,8 mld euro), Podkarpackie (-11,6 mld euro) oraz Mazowieckie (-9,6 mld euro).

Czytaj więcej - kliknij tutaj
Oraz kliknij tutaj


Niemcy już wiedzą jak wykorzystać nieudolność rządu Tuska.
Gdy w Polsce zabraknie prądu oni pierwsi będą go nam sprzedawać.


Media zza Odry donoszą, że niemiecki operator systemu przesyłowego 50Hertz GmbH planuję wybudowanie połączeń energetycznych z Polską. Cel? - Gdy w Polsce zabraknie prądu (lata 2016/2017) Niemcy będą gotowi, aby sprzedawać nam nadwyżki swojej drogiej zielonej energii.

Wschodnioniemiecki operator systemu przesyłowego 50Hertz GmbH planuje rozbudowę połączeń energetycznych z Polską, Czechami, Danią i Szwecją. – Już niedługo podpiszemy umowy w tej sprawie z Polską i Czechami - oświadczył w rozmowie z „Frankfurter Allgemeine Zeitung” (FAZ) przewodniczący zarządu 50Hertz Boris Schucht.

Zalążek bałtyckiej sieci przesyłowej?

W trakcie realizacji są już plany ułożenia drugiego kabla energetycznego na dnie Morza Bałtyckiego do Szwecji. Wszystko wskazuje na to, że jeszcze w tym roku rozpisany zostanie przetarg na ułożenie dalszego kabla do Danii. - Mógłby to być zalążek bałtyckiej sieci przesyłowej – zaznaczył Schucht.

Ważne dla Niemiec

Linie energetyczne na północ i wschód mają wielkie znaczenie dla bezpieczeństwa energetycznego RFN i udanego zwrotu w polityce energetycznej.

- Chodzi nam o to, by rozwój odnawialnych źródeł energii był tak efektywny jak to tylko możliwe – dodał Schucht. Uważa on, że niewykorzystany okresowo w Niemczech nadmiar ekologicznego prądu, powinno się sprzedawać klientom zagranicznym, ale tak, aby nie zagroziło to stabilności działania ich sieci przesyłowych.

Sieci przesyłowe Polski i Czech nie są przystosowane do transportu dodatkowego prądu z RFN i dlatego od lat dochodzi na tym tle do konfliktów z Niemcami.

Źródło


„Jak mieszkać, to w Saksonii, jak pracować, to tylko w Bawarii” – powiadają Niemcy. Nie jest tajemnicą, że najlepiej zarabia się na południu kraju, szczególnie w Monachium. Natomiast najniższe ceny mieszkań i najmu są w miastach dawnej NRD, m.in. w Lipsku. Jak wygląda pod względem wydatków życie polskiego emigranta w Niemczech?

Polak przyjeżdżający do pracy w Niemczech rzadko może sobie pozwolić na zakup mieszkania lub domu. Pierwsze lokum imigranta to albo wynajęta kawalerka albo współdzielone z innymi lokatorami tzw. WG (niem. Wohngemeinschaft), czyli wspólnota mieszkaniowa. Pod względem najniższych cen króluje Saksonia, szczególnie zaś Lipsk, gdzie jednopokojowe mieszkanie (30 m2) wynająć można już za 300–330 euro (1,2–1,4 tys. zł), zaś pokój (18 m2) w trzyosobowej komunie za 200–280 euro (800–1,1 tys. zł). Inaczej jest w starych landach, gdzie koszty życia (ale i zarobki) są sporo wyższe. Tutaj wynajęcie takiego jednopokojowego lokalu kosztuje od 480 do nawet 700 euro (2–2,9 tys. zł) w centralnych dzielnicach. W stolicy kraju płaci się ok. 450–600 euro (1,8–2,5 tys. zł). – Za wynajem 65m2 płacimy z mężem 430 euro (1,8 tys. zł). Woda, prąd i inne opłaty to 100 euro (400 zł) rocznie, 30 euro (120 zł) kosztuje nas internet – mówi Kaja, mieszkanka Lipska. Przeważnie dodatkowe koszty są już w cenie, wtedy w ofercie widnieje oznaczenie Warmmiete (czynsz ciepły), czyli czynsz ze wszystkimi opłatami. Jeśli nie, dochodzą inne koszty utrzymania. Za wodę płaci się w Niemczech ok. 1,8 euro/m3 (7,4 zł) oraz 92,03 euro (380 zł) rocznej opłaty stałej za jej przesył. Wywóz śmieci to przeciętnie koszt 21–25 euro (86–103 zł) na miesiąc (najdroższy pod tym względem jest Hamburg – 33 euro/136 zł miesięcznie), prąd zaś 60–80 euro (250–330 zł). Za pakiet internetowy z telefonem i routerem (16 000 kB/s, bezpłatne rozmowy na telefony stacjonarne w Niemczech, minuta połączenia za granicę 1,9 centa) trzeba liczyć 20–30 euro (82–123 zł). Nie w każdym landzie równie łatwo jest znaleźć mieszkanie. Np. rok 2011 był bardzo trudny dla przyjeżdżających do Bawarii. Zniesiono tam bowiem obowiązkową służbę wojskową, wyrównały się też dwa roczniki maturzystów, które jednocześnie poszły na studia po przeprowadzonej niegdyś reformie szkolnictwa. – Przyjechałam do Monachium na staż w listopadzie 2011 r. – mówi Olga, która do maja pracowała w jednej z niemieckich firm jako praktykantka. – Już przed przyjazdem szukałam mieszkania zarówno przez internet, jak i przez znajomych. Na próżno. Gdy przybyłam na miejsce, zaczęłam chodzić na spotkania z ludźmi poszukującymi współlokatorów do WG. Do jednego ogłoszenia zgłaszało się 30–40 osób, które przychodziły razem ze mną oglądać mieszkanie. Szanse były niewielkie – dodaje. Dzięki koleżance przyjaciółki Olga znalazła kąt u dwóch Niemek w zachodniej części miasta. Za wynajem siedmiometrowego pokoju płaciła miesięcznie 200 euro (800 zł) – po znajomości.

W tygodniu w stołówce, w weekend w domu

Wbrew powszechnej opinii żywność w Niemczech nie jest o wiele droższa niż w Polsce. Niektóre produkty za Odrą kupimy nawet taniej, np. jogurty czy nabiał. Przerażać mogą natomiast ceny pieczywa – za bułkę trzeba zapłacić od 25 do nawet 90 centów (1–3,7 zł). Chleb to wydatek 1,2 euro (5 zł), gdy zaopatrujemy się w supermarkecie (np. Lidl, Penny Markt, Netto), a gdy mamy ochotę na wieloziarnisty bochenek z pobliskiej piekarni, z naszej kieszeni ubędzie nawet 2,5–3,8 euro (10–16 zł). A co np. z obiadami? – W dni powszednie, gdy jestem w pracy, najczęściej jadam w stołówce pracowniczej – mówi Marcel, pracownik jednej z monachijskich firm technologicznych, zajmującej się produkcją kart czipowych. – Koszt porządnego obiadu wynosi 6 euro (25 zł), za coś bardziej wykwintnego trzeba zapłacić ok. 8 euro (33 zł). W weekendy czasem zabieram syna do restauracji, czasem gotuję garnek pomidorówki. Myślę, że wydaję na konsumpcję tak do 500 euro (2 tys. zł) miesięcznie, ale przyznam, że nie oszczędzam na jedzeniu – dodaje. Zupę w restauracji czy barze można zjeść za 3,5–6 euro (14–25 zł), ceny makaronów wahają się w granicach 6–9 euro (25–37 zł), zaś chcąc zjeść potrawę mięsną, trzeba wyłożyć na ladę 10–17 euro (41–70 zł).

Autem lub rowerem

Kryzys gospodarczy i rosnące ceny benzyny skutecznie odstraszają Niemców od jazdy samochodem. Mało kto do pracy dojeżdża własnym autem. Mieszkańcy większych miast korzystają ze środków komunikacji publicznej. W Berlinie miesięczny bilet (na strefy A i B) kosztuje 50,8 euro (209 zł), w Monachium na obszar trzech „ringów” (podstref) – 55,8 euro (230 zł), zaś w Dreźnie na całe miasto – 50,5 euro (208 zł). Najbardziej tłoczno jednak nie jest wcale na ulicach, ale... na ścieżkach rowerowych. Dwa kółka to szybki, niedrogi i do tego zdrowy sposób na dojazd do celu. – Rower to w Niemczech świetne rozwiązanie komunikacyjne – mówi Robert, od ponad siedmiu lat pracownik sklepu i serwisu rowerowego „Little John Bikes” w Saksonii. Faktycznie: jazda ścieżką rowerową jest tu bezpieczna i wygodna, dlatego wiele osób zamiast samochodu kupuje rower. – Nie polecam na nim oszczędzać. Nowe dwa kółka to wydatek ok. 400–500 euro (1,6–2 tys. zł), ale używane, całkiem przyzwoite, można kupić nawet za 25 euro (103 zł). Ważne by był sprawny i miał światło, inaczej płaci się mandat. Sam jeżdżę rowerem do pracy, jeśli tylko jest pogoda. Z domu mam do swojego sklepu 12 kilometrów. Autem zajmuje mi to pół godziny, ale często muszę stać na światłach lub w korku. Rowerem przemierzam ten odcinek w 40–45 minut – dodaje. Przegląd roweru w warsztacie kosztuje ok. 30 euro (123 zł). W miastach nie ma problemu z zaparkowaniem pojazdu, praktycznie każde niemieckie miasto ma gęstą sieć dróg rowerowych. Na dłuższych trasach osoby bez samochodu chętnie korzystają z oferty centrali współpodróżnych (tzw. Mitfahrgelegenheit), będącej formą bezpiecznego autostopu. Pasażerowie znajdują kierowcę, który jedzie w tym samym kierunku i wszyscy dzielą się kosztami przejazdu. Za taką „podwózkę” np. z Hamburga do Kolonii płaci się ok. 22–25 euro (90–103 zł), podczas gdy za podróż pociągiem 59–83 euro (243–341 zł). Te ostatnie są jednak w Niemczech dość niezawodne i punktualne.

Nie samym chlebem emigrant żyje

Każdy emigrant oprócz potrzeb podstawowych ma jeszcze inne – kulturalne, rozrywkowe, podróżnicze. Za bilet do kina trzeba zapłacić 6–8 euro (25–33 zł). W większości kompleksów kinowych w jeden dzień w tygodniu (najczęściej we wtorek) bilety są tańsze (5,5–5,8 euro/23–24 zł). Trochę więcej pieniędzy zostawia się w kasie teatru, np. od 15 do 55 euro (62–226 zł) za przyjemność obejrzenia opery „Carmen” w Aachen. – Jak spędzam czas wolny? Lubię weekendowe wypady za miasto: nad jezioro lub w góry – odpowiada zapytany o sposób na nudę Marcel. – Jeżdżę samemu lub z przyjaciółmi. Zrzucamy się na paliwo, na miejscu kupujemy coś do jedzenia i picia, wędrujemy lub wypoczywamy na plaży – relacjonuje. Raz w tygodniu chodzi pograć w siatkówkę, której amatorskie mecze co sobotę organizuje Stowarzyszenie Polskich Studentów i Absolwentów w Monachium. Może przyjść każdy, płaci się 5 euro (20 zł) przeznaczone na wynajem sali do gry. Marcel uwielbia też basen. – Szacuję, że miesięcznie przeznaczam tak do 100 euro (411 zł) na wydatki związane z wolnym czasem – wyznaje.

Przykładowe ceny w Niemczech:
• Chleb (w supermarkecie) – 1,2–1,5 euro (5–6 zł)
• Chleb (w piekarnii )– 2,5–3,8 (10–16 zł)
• Bilet jednorazowy (Monachium) – 2,5 euro (10 zł)
• Bilet miesięczny (Berlin) – 5,8 euro/24 zł (strefy: A i B)
• Litr benzyny (super) 1,62 euro (6,7 zł)
• Ser żółty – ok. 5 euro (21 zł) za kg
• Kawa w kawiarni – 2,7–4 euro (11–16 zł)
• Bilet do kina – 6–8 euro (25–33 zł)


Źródło


Po wejściu do Unii rozpadają się rodziny, a Polska wymiera

Spadek liczby urodzeń sięgający kilkudziesięciu tysięcy rocznie, rozpad więzi rodzinnych, a także przyspieszenie procesu starzenia się społeczeństwa, to rezultat emigracji Polaków po wstąpieniu kraju do Unii Europejskiej – wynika z najnowszego raportu Komitetu Badań nad Migracjami PAN.

Według raportu, przedstawionego dziś na posiedzeniu senackiej komisji emigracji i łączności z Polakami za granicą, po wstąpieniu Polski do UE pojawiło się wiele regionów, które w istotny sposób zaczęły odczuwać skutki dynamicznego i masowego odpływu mieszkańców. „Wynikająca z permanentnej emigracji depopulacja, w połączeniu z niskimi wskaźnikami urodzeń oraz starzeniem się społeczeństwa, powodują znaczące zaburzenia w rozwoju społeczno-gospodarczym i rzutują na przyszły rozwój tych regionów” - napisano w raporcie.

Jak przypomniał przewodniczący Komitetu Badań nad Migracjami PAN prof. Marek Okólski, GUS szacuje liczbę polskich emigrantów czasowych na ok. 2 mln 17 tys. (wyjechali za granicę, ale w ewidencjach widnieją jako mieszkańcy kraju). Najwięcej osób wyjechało z województw śląskiego, małopolskiego i dolnośląskiego, ale w odniesieniu do ludności faktycznie zamieszkałej liczba emigrantów jest największa na Opolszczyźnie (10,6 proc. ludności), Podlasiu, (9,1 proc.), Podkarpaciu (8,4 proc.) oraz na Warmii i Mazurach (7,5 proc.).

Okólski podkreślił, że w ostatnich latach obserwuje się wzrost migracji także z województw, w których zjawisko to nie było dotąd znacząco nasilone – świętokrzyskiego, dolnośląskiego i pomorskiego. Według raportu, poakcesyjna emigracja oznacza ubytek urodzeń sięgający kilkudziesięciu tysięcy osób rocznie (w 2011 – 37,5 tys.), jednak – jak zaznaczył szef Komitetu – liczby te nie uwzględniają rzeczywistej dzietności Polek za granicą, która jest dwukrotnie wyższa niż w kraju.

Jak powiedział Okólski, na skutek emigracji następuje też intensyfikacja procesu starzenia się społeczeństwa. Zakładając, że emigranci czasowi ani ich dzieci nie powrócą do kraju, by tu się osiedlić, a w konsekwencji liczba urodzeń w Polsce będzie mniejsza o 10 proc., wówczas stan ludności będzie w 2035 r. mniejszy o dodatkowe 2,5 mln osób.

„Niekorzystnej zmianie ulegnie struktura wieku: grupa poniżej 15. roku życia będzie mniejsza o ok. 10 proc., grupa w wieku 20-64 lata mniejsza o 7 proc., podczas gdy grupa osób najstarszych, w wieku 65 lat i więcej, będzie mniejsza jedynie o 4 proc.” – czytamy w raporcie.

Część raportu poświęcono też skutkom ekonomicznym migracji. Podkreślono w nim, że mimo stosunkowo dużego transferu dochodów migrantów do Polski (w 2007 r. stanowiły one blisko 2,5 proc. polskiego PKB), ich wpływ na rozwój gospodarczy Polski jest dość skromny. Pieniądze te wydawane są na bieżącą konsumpcję, co ma wpływ na budżet centralny (poprzez VAT), ale negatywnie przekłada się na budżety samorządów (brak wpływów z tytułu podatków PIT i CIT).

Okólski zwrócił też uwagę na związane z emigracją przemiany polskich rodzin oraz rozpad więzi rodzinnych. Według raportu liczba rozwodów w latach 2004-2011 wyniosła 519,1 tys., co oznacza, że udział rozwodów po akcesji Polski do UE w ogólnej liczbie rozwodów z lat 1990-2011 wynosi aż 52 proc. Najwyższe współczynniki rozpadu małżeństw doświadczają województwa, które charakteryzują się wysokim poziomem odpływu migrantów – dolnośląskie, lubuskie, zachodnio-pomorskie i warmińsko-mazurskie.

Jak powiedział Okólski, emigracja oznacza też rozpad rodzin wielopokoleniowych, co będzie skutkowało koniecznością wypracowania skuteczniejszych form instytucjonalnej opieki nad osobami starszymi, które pozostaną w kraju.

Raport został przedstawiony w wersji wstępnej; końcowa ma być opublikowana wiosną przyszłego roku.

Źródło
Dotacja z UE
R................Q • 2013-12-08, 14:54
Dotacja z UE do krów w grze.

Przedsiębiorcza banda Rumunów uzyskała od UE w ramach dopłat rolniczych pomoc w wysokości 500.000 euro na hodowlę 1860 krów. Ktoś może sobie pomyśleć, co w tym dziwnego, złożyli poprawny wniosek, to i dostali. Jest tylko mały problem, te krowy...to facebookowe krowy. Egzystują wirtualnie w grze „Farmville”. Wciągu trzech lat na krowę przypadło od 100 do 150 euro. Gdy się szanowne gremium urzędników połapało, zastopowało strumień pieniędzy. A kombinatorzy zaskarżyli decyzję do sądu. Swoją skargę uzasadnili tym, że nigdzie w rozporządzeniach nie stoi, że to muszą być prawdziwe krowy.









źródło 1
źródło 2
źródło 3
Najlepszy komentarz (100 piw)
Miisiek89 • 2013-12-08, 15:15
Rumun to nie cygan.
Nasz rząd ciagle stara sie wprowadzic Polske do strefy EURO dlaczego powinnismy sie na to NIE zgadzac ? Sz.P. Robert Gwiazdowski wyjasnia sytuacje Grecji i wszystkie absurdy dlaczego placimy im nasze pieniadze, aby mogli je oddac niemcom i tym od białej flagi.

Rudy oddaje kasę
Scareface101 • 2013-11-01, 15:50
Szarpał bym ją jak Reksio szynkę
Najlepszy komentarz (61 piw)
GoldRoger777 • 2013-11-01, 15:59
Żadna porządna dziewczyna nie rozebrałaby się przed rudym. ŻADNA