#kanar
Rozśpiewany tramwaj
A to gapa!
ale wiecie, że wystarczyło kupić bilet?
Moje miasto Dzierżoniów, takie piękne
Do agresji na drodze dochodzi coraz częściej, ale taką sytuację widzimy po raz pierwszy. Jak poinformował nas uczestnik zdarzenia wczoraj wracał wraz z dzieckiem ze Świdnicy. Na jednym z przystanków w Dzierżoniowie zauważył stojącego kontrolera biletów. Jak twierdzi przystanął samochodem i powiedział dziecku, że tak wygląda osoba wystawiająca mandaty za brak biletu. Po krótkiej wymianie zdań raczej nie należących do cenzuralnych doszło do szarpaniny między uczestnikami zdarzenia, po czym kierowca samochodu wsiadł do auta i próbował odjechać. Kontroler biletów niestety nie pozwolił na to, co widać na załączonym filmie i rzucił się na maskę samochodu, który z impetem odjechał. Po zaistniałej akcji jeden jak i drugi mężczyzna zgłosił sprawę na policję. Kontroler biletów poinformował, że został potrącony, kierowca samochodu, że zaatakował go agresywny kontroler biletów. Sprawa z pewnością znajdzie swój finał w sądzie. Pytanie, czy osoba wykonująca zawód kontrolera biletów komunikacji miejskiej bez względu na zaistniałą sytuację powinna się tak zachować?
Potem to wszystko tak wygląda. Złapią jakiegoś tam dyrektora na korupcji- to pretensje, że się go czepiają. Nagrają polityka jak kręci lody pod stołem- to pretensje, że się go kurwa czepiają, jakby nie mieli kogo. Złapią pijanego lekarza, to ejszcze kurwa wielki żal, że z kamerami się potem pchają do szpitala, żeby pokazać jego pysk.
I tak ze wszystkim, a zaczyna się od przekonania, że gapowicz to wielka ofiara kanarów. Kurwa, mnie w tamtym roku złapali jak miałem bilet 4 minuty po upływie godziny. Dałem dowód, wypisał mandat i zajęło to 3 minuty. Dla niektórych pewnie jestem frajer, bo wszak mogłem się rzucać jak pojeb i bohatersko spierdolić
Chociaż i tak kary za brak biletu są niebotycznie wysokie. 240 zł Krakowie to już jest absolutne przegięcie. W normalnym kraju 20 Euro/Funtów.
Idę do baru "Bambino" i zamawiam barszcz ukraiński. I dostaję ten barszcz. I siadam z nim przy stoliku. I jeszcze na ceracie leży marchewka, co komuś z rosołu wypadła, to sobie ją zjadam od razu jako przystawkę. Ja się nie boję żyć. Po świętach Bożego Narodzenia zostało babci pół kilo pasztetu, miska bigosu, pół beczki śledzi w oleju, dwa pieczone łososie i dwa karpie w galarecie, w tym jeden śmierdzący. Babcia to chciała wyrzucić kotom na podwórko, a ja powiedziałem, że nie, że ja zjem. I zjadłem. I żyję. I dobrze.
Próbuję tego barszczu. Smakuje, jakby ktoś buraka zalał wrzątkiem z czajnika, napluł i zamieszał. I ja za to 4,70 zł zapłaciłem. To jest prawie pięć złotych. Idę do bufetu z reklamacją. Pytam, gdzie w moim barszczu przyprawa Maggi, gdzie pieprz, gdzie ocet, gdzie liść laurowy i ziele angielskie.
- Nie ma, przyprawy zabronione - mówi pani na kasie. - Takie rozporządzenie. Od ministra.
- Gotujecie bez przypraw?
- I bez wody. Też nie wolno. Ale sól wolno.
- Ale ja nie lubię soli.
- Może pan dostać barszcz bez soli.
Wracam do stolika z moim barszczem bez przypraw. Obok siedzi jakaś pani w berecie i płacze. Na talerzu ma dewolaja zawiniętego w gazetę. Pytam, czemu zawinęła kotleta w gazetę. Odpowiada, że dla smaku. Jest to pewien pomysł. Rozglądam się za jakąś begonią, czy też filodendronem, żeby liści narwać i do barszczu wrzucić. Patrzę, a pod oknem dziad w płaszczu stoi i do mnie mruga. Zaraz podchodzi, siada przy stoliku i mówi, że ma towar. Pytam, jaki towar.
- Ziele angielskie, kminek, Vegeta. Co pan chcesz. Mam wszystko.
- Po ile Vegeta?
- Pięć gramów - pięć złotych.
- Panie, za tyle to ja mogę pół kilo Vegety kupić.
- Ale to jest z pewnego źródła. Własna hodowla. A nie ten syf, co na mieście sprzedają.
Daję mu pod stołem pięć złotych, a on mi wciska w łapę zawiniętą w sreberko Vegetę. Wsypuję przyprawę do barszczu i mieszam. Próbuję. Jest lepiej. Diler się uśmiecha, wstaje od stolika i gwiżdże głośno na palcach. Staruszka w berecie wyjmuje z torebki karabin i celuje we mnie. Przez okno wpada granat hukowy. Padam na ziemię, dzwoni mi w uszach, ktoś wykręca mi ręce na plecach i kuje kajdankami. Bar “Bambino” wypełnia się mgłą gazu łzawiącego. Słyszę strzały, słyszę krzyki, słyszę łkanie i modlitwy rannych. Zrywam się z podłogi, biegnę przed siebie, a dokoła latają kule i granaty. Rzucam się przez okno, wypadam na ulicę razem z szybą, podnoszę się i uciekam na tramwaj. Łzy lecą mi z oczu, krew leje się po twarzy, w pysku czuję smak buraka zalanego wrzątkiem z czajnika. Ktoś do mnie podchodzi. Ktoś się zainteresował drugim człowiekiem. To kanar. Nie mam biletu.
zajebane gdzieś z internetów
Jeśli bar dostaje dotacje to może używać do produkcji dań jedynie produktów z jakiegośtam załącznika, w który jest tylko sól.
Jeśli chcesz wyłączyć to oznaczenie zaznacz poniższą zgodę:
Oświadczam iż jestem osobą pełnoletnią i wyrażam zgodę na nie oznaczanie poszczególnych materiałów symbolami kategorii wiekowych na odtwarzaczu filmów