18+
Ta strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich.
Zapamiętaj mój wybór i zastosuj na pozostałych stronach
Główna Poczekalnia (6) Soft (1) Dodaj Obrazki Filmy Dowcipy Popularne Forum Szukaj Ranking
Zarejestruj się Zaloguj się
📌 Wojna na Ukrainie - ostatnia aktualizacja: Dzisiaj 0:09
📌 Konflikt izrealsko-arabski - ostatnia aktualizacja: 35 minut temu
🔥 Precyzyjny odstrzał dzików - teraz popularne

#morderstwo

Wyrok w sprawie prętu w dupie
a................3 • 2013-11-24, 14:40
Błagania otyłego nastolatka o zaniechanie kary więzienia, w sprawie sodomizacji kolegi metalową rurką
Najlepszy komentarz (70 piw)
djoshin • 2013-11-24, 14:59
fernando będzie mamusią na celi
Mija 70. rocznica akcji "Erntefest" (Dożynki) - największej egzekucji w niemieckich obozach koncentracyjnych. W ciągu dwóch dni 3 i 4 listopada 1943 r. w obozach na Majdanku w Lublinie oraz w Trawnikach i Poniatowej rozstrzelano ok. 42 tys. Żydów.

Egzekucje stanowiły zakończenie operacji Reinhardt, której celem była zagłada Żydów mieszkających na terenie Generalnego Gubernatorstwa.

Obóz Majdanek

Decyzję oprzeprowadzeniu Erntefest podjął jeszcze w lecie 1943 r. sam Heinrich Himmler. Przygotowania do akcji na Majdanku podjęto już pod koniec października 1943 r. – na tyłach obozu w pobliżu krematorium zatrudniono więźniów do kopania trzech rowów o długości 100 metrów i głębokości od 1,5 m do 3 m.

Prace przygotowawcze
3 listopada podczas porannego apelu nakazano wystąpić więźniom żydowskim, których następnie poprowadzono na pole piąte obozu. Tam zmuszono ich, aby się rozbierali, a następnie wpędzano do wykopanych dołów, gdzie nakazywano im układać się twarzą do ziemi. Wtedy zabijani byli strzałem w tył głowy. Gdy zwłoki wypełniły dno rowu, następnym ofiarom kazano układać się na plecach zabitych, i tak kolejno, aż do wypełnienia się dołu po brzegi trupami.

Egzekucja rozpoczęła się o 6. rano i trwała do zapadnięcia zmroku. Dla zagłuszenia odgłosów strzałów z głośników umieszczonych na samochodach nadawano muzykę marszową i taneczną. Łącznie na Majdanku tego jednego dnia wymordowano ponad 18 tys. Żydów - więźniów obozu jak też spędzonych tu więźniów z podobozów na terenie Lublina.

Jak mówi historyk z Państwowego Muzeum na Majdanku Wojciech Lenarczyk, kluczową rolę w przeprowadzeniu akcji „Erntefest” odgrywał element zaskoczenia - o akcji wcześniej niewiele wiedziała załoga obozu, samej egzekucji dokonywały specjalne niemieckie jednostki SS i policji, które przybyły z zewnątrz, a kopane wcześniej rowy - jak utrzymywano - miały służyć obronie przeciwlotniczej. - Nikt nie wyobrażał sobie i nie mógł się domyślać, że to przygotowania do egzekucji o tak wielkich rozmiarach - zaznaczył Lenarczyk.

Tego samego dnia 3 listopada 1943 r. – według podobnego scenariusza jak na Majdanku - w obozie w Trawnikach Niemcy zamordowali ok. 10 tys. Żydów, a następnego dnia w obozie Poniatowej - ponad 14 tys. Żydów. Były tam przeniesione zakłady produkcyjne z likwidowanego getta warszawskiego.

Lenarczyk dodał, że akcja „Erntefest” objęła także pomniejsze obozy pracy, w których byli więźniowie żydowscy m.in. w Puławach, gdzie około 400 osób pracowało w tamtejszym tartaku. Tam spędzono Żydów najpierw do jednego baraku, ale kiedy nakazano im wyjść, oni stawiali opór, mieli broń i zaczęli strzelać. Wtedy Niemcy wrzucili granaty do baraku. Więźniowie, którym udało się wydostać z baraku, byli rozstrzeliwani w czasie ucieczki.

Masakra dokonana 3 i 4 listopada 1943 r. należy do największych masowych egzekucji przeprowadzonych przez hitlerowców w czasie II wojny światowej. Niemcy nazwali ją kryptonimem "Erntefest", czyli "Dożynki" - miała na celu wymordowanie resztek ludności żydowskiej na Lubelszczyźnie. Ówczesny dowódca SS na terenie dystryktu lubelskiego Jakob Sporrenberg, który organizował i nadzorował akcję „Erntefest”, w 1952 r. został skazany za zbrodnie wojenne na karę śmierci i powieszony.

Eksterminacji Żydów na terenie Generalnego Gubernatorstwa hitlerowcy dokonywali w ramach akcji Reinhardt - prowadzonej od marca 1942 r. do listopada 1943 r. W Lublinie mieścił się sztab akcji, którym kierował dowódca SS i policji w dystrykcie lubelskim SS-Obergrupenfuerer Odilo Globocnik.

Akcja Reinhardt rozpoczęła się od likwidacji getta lubelskiego 16 marca 1942 r. Następnego dnia do obozu zagłady w Bełżcu przybyły dwa transporty Żydów z gett w Lublinie i we Lwowie – łącznie ok. 3 tys. osób.

Zagłada ludności żydowskiej dokonywała się głównie w trzech obozach śmierci - w Bełżcu, gdzie wymordowano ok. 440 tys. ludzi, w Sobiborze - 250 tys., w Treblince - ok. 900 tys. Wiele osób, zwłaszcza chorych i takich, których nie można było transportować do obozów, zamordowano w masowych egzekucjach przeprowadzanych w miejscowościach, w których mieszkali.

Bełżec dziś
Treblinka
W wyniku akcji Reinhard zamordowano w sumie ponad 1,5 mln Żydów z Polski, ale też deportowanych tu z innych państw Europy m.in. Niemiec, Austrii, Czech, Słowacji, Holandii, Francji.

Piece
zajebane z onet.pl
Wielka, tłusta i okropnie brzydka murzyna drze ryja bo mordują jej męża, zapewne jest niewinny, nie stawiał oporu przy aresztowaniu i nic nie zajebał... NOOT!

Najlepszy komentarz (62 piw)
T................a • 2013-11-02, 16:54
"co pani robiii co pani robiii"
Gry wideo a śmierć
zuzanna71 • 2013-10-11, 12:56
Kilka cytatów z jednej ze stron, którą dzisiaj odwiedziłam, był tam ranking śmierci związanych z grami wideo:

1. Matka niejakiego Daniela Petrica to kolejna ofiara przemocy związanej z grami. Po tym, jak 17-letniemu Danielowi zabrano płytę z jego ulubionym Halo 3, rodzice postanowili ją schować w domowym sejfie. Rozumowanie całkiem słuszne, nie docenili jednak poziomu agresji, jaki u nastolatka może wzbudzić odebranie jego ulubionej zabawki. Nieopatrznie też położyli płytę obok broni kaliber 9 mm. Domyślacie się ciągu dalszego? Daniel, jak na rasowego psychola przystało, poprosił swoich rodziców żeby zamknęli oczy, bowiem ma dla nich niespodziankę. Chwilę po tym oddał strzały w ich głowy, w wyniku których jego matka zmarła natychmiast a ojciec odniósł bardzo poważne obrażenia.

2. Skąd wziąć pieniądze na abonament do ulubionej gry MMO, kiedy rodzice – przestraszeni sytuacją – przestają opłacać go co miesiąc? Przed tym problemem stanął w 2007 roku pewien Wietnamczyk. Postanowił go rozwiązać w mało humanitarny sposób – z kawałkiem liny zaczaił się on na pewną 81-letnią kobietę, udusił ją, a ciało zakopał przed domem. Dinh The Dan nie poszedł jednak do więzienia, bowiem miał raptem… 13 lat.

3. W przypadku kolejnego wydarzenia trudno jednoznacznie stwierdzić, czy zgubny wpływ na psychikę Devina Moore’a faktycznie miały gry, czy gdzieś w jego umyśle siedział morderca. Jednak po strzeleckiej orgii, którą postanowił urządzić na ulicach jednego z miast w Alabamie na pierwsze strony gazet trafiła informacja, że nastolatek uwielbiał serię Grand Theft Auto. Po zabiciu trzech policjantów problemy miał nie tylko sam skazany (które skończyły się wraz z wykonaniem kary śmierci w 2005 roku), ale również firma Sony, która została pozwana przez Jacka Thompsona, znanego ze swojej niechęci do kontrowersyjnych gier wideo.

4. Śmiertelnie poważnie do tematu podszedł także Chen Rong-yu. 23-letni Koreańczyk postanowił wziąć udział w turnieju rozgrywanym w świecie League of Legends. Prawdopodobnie nie robił furory, bowiem po 23 godzinach gry (bez spania, jedzenia i picia) nikt nawet nie zauważył, że Chen odszedł. Ambitny gracz zmarł z dłońmi na klawiaturze, niczym Roland ze swoim mieczem. Lekarze za powód zgonu uznali zatrzymanie akcji serca spowodowane wycieńczeniem organizmu.

5. Skoro już przy 13-sto latkach jesteśmy, warto wspomnieć o innym, który poszedł w ślady wspomnianego już Shawna Woolley’a. Xiao Yi stracił bowiem rozeznanie między światem wirtualnym, a realnym – jego list pożegnalny pisany był z perspektywy bohatera gry, nie zaś samego nastolatka. Jeszcze przed śmiercią dzieciaka rodzice zapytali go o jego uzależnienie. W odpowiedzi usłyszeli, że gry zatruły jego życie i nie jest on w stanie znaleźć granicy między grą a rzeczywistością. Co między innymi było w notce pożegnalnej? Życzenie, by w zaświatach spotkać swoich kompanów z gry. Xiao Yi rzucił się z 24-piętrowego budynku.

6. Skąd wziąć pieniądze na abonament do ulubionej gry MMO, kiedy rodzice – przestraszeni sytuacją – przestają opłacać go co miesiąc? Przed tym problemem stanął w 2007 roku pewien Wietnamczyk. Postanowił go rozwiązać w mało humanitarny sposób – z kawałkiem liny zaczaił się on na pewną 81-letnią kobietę, udusił ją, a ciało zakopał przed domem. Dinh The Dan nie poszedł jednak do więzienia, bowiem miał raptem… 13 lat.

7. Nieco smutniejsza historia stała się udziałem 21-letniego Shawna Woolley’a – młody człowiek był fanem gry Everquest. Jak ustalono (bo rodzice przecież o niczym nie wiedzieli) spędzał on online setki godzin. Dlaczego zastrzelił się siedząc przy biurku? Tego nie wyjaśniły porozrzucane po podłodze notatki związane ze światem gry, ale nadały kierunek śledztwu.

8. Podobna historia spotkała rodaka Chena – ten jednak popisał się przed światem nieco lepszą kondycją, bowiem przed komputerem wytrzymał ponad… 50 godzin! 28-letni mieszkaniec miasta Taeg przygotował się całkiem nieźle – przy stanowisku komputerowym, które opuszczał tylko po to, by zadośćuczynić potrzebom fizjologicznym, stało małe, rozkładane łóżko z którego Koreańczyk skorzystał raz czy dwa. Przyczyna zgonu? Ustanie akcji serca spowodowane przemęczeniem.

9. Śmiertelnie poważnie do tematu podszedł także Chen Rong-yu. 23-letni Koreańczyk postanowił wziąć udział w turnieju rozgrywanym w świecie League of Legends. Prawdopodobnie nie robił furory, bowiem po 23 godzinach gry (bez spania, jedzenia i picia) nikt nawet nie zauważył, że Chen odszedł. Ambitny gracz zmarł z dłońmi na klawiaturze, niczym Roland ze swoim mieczem. Lekarze za powód zgonu uznali zatrzymanie akcji serca spowodowane wycieńczeniem organizmu.

źródło
Najlepszy komentarz (58 piw)
Cyrk • 2013-10-11, 13:00
Prosta sprawa: graczy jest przynajmniej kilkaset milionów na całym świecie, a przypadków agresji może z tysiąc rocznie. Równie dobrze można oskarżać piekarzy o to, że chleb powoduję agresję, bo zdecydowana większość brutalnych przestępców go jadło. Tak się kończy jak idioci biorą się za statystykę "na chłopski rozum"...
Tajemnica Foss Lake
BongMan • 2013-09-19, 17:20
Amerykańscy policjanci testowali nowy sonar w jeziorze Foss Lake w Oklahomie. Znaleźli dwa auta.

No i chuj, że znaleźli auta, co nie? Otóż nie tak do końca chuj, bo w autach było 6 trupów. Po 3 w każdym. Co ciekawe, oba auta stały obok siebie, a wrzucono je do jeziora w odstępie 10 lat.

W starym chevrolecie, którego modelu nie określono, znaleziono ciała 69-letniego mężczyzny i dwóch jego kolegów, którzy zaginęli w późnych latach 60' lub wczesnych 70'. Nic więcej nie wiadomo.
W drugim aucie, camaro, znaleziono trójkę nastolatków, którzy zaginęli w 1970. Tu zaczyna robić się ciekawie.

Jimmy Williams (16l.), Thomas Rios (18l.) i Leah Johnson (18l.) zaginęli 20-go listopada 1970 roku.


Jimmy Williams i jego camaro.

Tego dnia Jimmy powiedział rodzicom, że jedzie pograć w piłkę. Jednak w rzeczywistości, załadował on do bagażnika kilka strzelb i razem z dwójką przyjaciół pojechali sobie postrzelać. Miał z nimi jechać jeszcze jeden kolega, Wayne, ale zabrakło dla niego miejsca w samochodzie. Pojechali i nigdy nie wrócili.

Przyczyna śmierci żadnej z ofiar nie jest jeszcze znana. Biorąc pod uwagę fakt, że przeleżeli ponad 40 lat w wodzie, nie będzie łatwo kontynuować śledztwa w tej sprawie. Przypuszczam jednak, że rozwój owej sprawy dostarczy ciekawych materiałów na harda.

Cały artykuł po angielsku + więcej zdjęć i filmik.
dailymail.co.uk/news/article-2424175/Foss-Lake-Oklahoma-2-cold-cases-o...
Morderstwa
pałlo_kołeljo • 2013-09-09, 12:17
tekst z tych dłuższych, gimby i inne tępactwo proszę o scrollowanie

Rocznie w Polsce popełnianych jest od 1000 do 1200 zabójstw. Co dziesiąte pozostaje niewykryte

Tego widoku pan Mieczysław, pracownik Żeglugi Krakowskiej, nie zapomni do końca życia. Tym bardziej że to, co znalazł, mogło należeć do jego córki...
A zaczęło się od kłopotów z napędem wiślanej barki - posłuszeństwa odmówiła jedna ze śrub. Coś uniemożliwiło jej obracanie się.
- Strasznie śmierdziało - opowiadał policjantom. - Myślałem, że to jakaś szmata. Spróbowałem ją wyciągnąć i wtedy zobaczyłem, że to... ludzka skóra.
Był styczeń 1999 r. Dwa miesiące wcześniej matka Katarzyny Z., 23-letniej studentki psychologii UJ, zgłosiła zaginięcie córki. Policja podeszła do sprawy rutynowo, licząc, że dziewczyna wróci do domu. Nie wróciła. Zdjęta z barki skóra należała właśnie do niej. Patolodzy nie kryli szoku. Skóra została wypreparowana, tak by można ją było na siebie włożyć.
Policjanci rozpoczęli poszukiwania mordercy. Bez skutku - po dwóch latach prokuratura umorzyła śledztwo. Akta trafiły do szafy...
- Śledztwo w sprawie zabójstwa wszczyna się na trzy miesiące - tłumaczy Maciej Kujawski z warszawskiej prokuratury okręgowej. - Jednak rzadko kończy się ono w tym czasie. Często bywa tak, że sprawca został już ujęty, lecz konieczne jest przeprowadzenie ekspertyz, zebranie zeznań dodatkowych świadków itp. Wówczas prokurator występuje o przedłużenie śledztwa \"na dalszy czas oznaczony\". Jaki, zależy od jego oceny sytuacji. Podobny wniosek składa, gdy sprawca wciąż pozostaje nieznany, lecz istnieją uzasadnione przypuszczenia, że dalsze śledztwo pozwoli go zidentyfikować i ująć.
Jak długo śledztwo może być przedłużane? Znane są przypadki spraw prowadzonych przez lata, jak choćby ta dotycząca zabójstwa Marka Papały - przedłużana już 13 razy, zawsze o pół roku. Bywa również tak, że śledztwo zostało umorzone, lecz po pewnym czasie wrócono do niego, gdyż pojawili się nieznani dotąd świadkowie lub policja przy okazji innych dochodzeń dotarła do nowych dowodów. Przykład - wznowione niedawno śledztwo dotyczące zabójstwa Wojciecha K., \"Kiełbasy\", pruszkowskiego gangstera zastrzelonego w 1996 r.
Teoretycznie nic nie stoi na przeszkodzie, by przedłużanie śledztwa - czy jego ponowne wszczynanie - odbywało się przez 30 lat od popełnienia zbrodni. Tyle bowiem czasu musi upłynąć, by zabójstwo zostało uznane za przedawnione i niepodlegające karze.
- Ten okres wydłuża się o pięć lat, jeśli w dochodzeniu zidentyfikowano zabójcę, jednak ten wymknął się wymiarowi sprawiedliwości. Obowiązek ścigania sprawcy zabójstwa wygasa bowiem po 35 latach - dodaje Kujawski.
W takim stanie prawnym krakowska Grupa Operacyjno-Dochodzeniowa, zwana Archiwum X, jest ewenementem. Ta utajniona jednostka zajmuje się wyłącznie zabójstwami. Jej funkcjonariuszy nie interesują jednak przestępstwa \"bieżące\" - ich zadaniem jest kontynuowanie dochodzeń już umorzonych, bez oczekiwania na przypadkowo zebrane dowody. To jedyny taki zespół w Polsce, choć policja tworzy podobną grupę przy poznańskiej KWP.

Okres wyciszenia

Kilka miesięcy po umorzeniu sprawa Katarzyny Z. trafiła właśnie do Archiwum X.
- Dziś jest to nasze priorytetowe zadanie - zapewnia Bogdan Mikołajczyk, jeden z członków siedmioosobowej grupy. - Nie tylko z powodu drastyczności samego zabójstwa - zaznacza.
Psychiatrzy nie mają wątpliwości - zabójca działał z pobudek seksualnych. Przed pięcioma laty byli pewni, że uderzy ponownie. Dlatego poświęcano uwagę każdemu zaginięciu kobiety zgłoszonemu w Małopolsce. Do tej pory jednak nie udało się ujawnić innej ofiary niż studentka.
- To powód do radości i stresu zarazem - wyjaśnia Mikołajczyk. - Bo psychopatyczni zabójcy po dokonaniu mordu przechodzą okres wyciszenia. W tym czasie może u nich nastąpić zwrot ku religii, nawet o charakterze dewocyjnym. Ponieważ zabili z pobudek seksualnych, tym później dobiorą się do następnej ofiary, im dłużej będą czuli zaspokojenie. Niektórzy mogą zabić następnego dnia, inni - na zawsze zaspokojeni bądź gnębieni wyrzutami sumienia - nie zrobią tego już nigdy. Momentem krytycznym jest siódmy rok od zabójstwa - to maksymalny czas wyciszenia, po którym wiadomo, czy przestępca jest zabójcą seryjnym, czy epizodycznym.
Psychopata, który ściągnął skórę z Katarzyny Z., nadal więc stanowi zagrożenie. Z drugiej jednak strony, jeśli nie spróbuje ponownie uderzyć, raz na zawsze urwie się policjantom z Archiwum X. Ci bowiem przyznają, że sprawa \"skóry\" może być ich pierwszą porażką. Do tej pory nie znaleziono reszty ciała, a stan wyłowionych szczątków wykluczył pobranie śladów biologicznych mordercy. Obserwacja przybrzeżnych terenów nie przyniosła efektów. Bezowocny okazał się przegląd kontaktów zamordowanej - przyjaciół, znajomych, sąsiadów, rodziny itp. Także w małopolskim półświatku nie dopatrzono się choćby potencjalnego sprawcy.
Zabójca zapadł się pod ziemię.
- Rocznie notujemy w całym kraju od 1 tys. do 1,2 tys. zabójstw - informuje Klaudiusz Kryczka z Komendy Głównej Policji. - Ze statystyk wynika, że od 10 do 13% sprawców pozostaje niewykrytych. Wziąwszy pod uwagę charakter przestępstwa, to sporo, jednak nie jesteśmy w tym zakresie jakimś światowym wyjątkiem. Ponadto trzeba zastrzec, że te dane dotyczą poszczególnych okresów statystycznych. Tymczasem śledztwa w sprawach zabójstw nierzadko trwają rok i dłużej. Ujmując rzecz innymi słowy, większość zabójców z 1993 r. została wykryta w latach następnych itd. Zatem te 10-13% to tendencja statystyczna, w pewnym tylko stopniu podtrzymywana sprawami, w których szanse na wykrycie sprawcy są niewielkie.
Ile jest takich spraw? Tego w KGP nie wiedzą. I to jest jedna z największych bolączek rodzimych organów ścigania. W USA już przed laty utworzono Narodowe Centrum ds. Analizy Gwałtownej Przestępczości (NCAVC) przy Akademii FBI w Quantico. Zajmuje się ono m.in. tworzeniem komputerowej bazy danych na temat wszystkich niewyjaśnionych przestępstw popełnionych na terenie Stanów. W Polsce taki system nie istnieje, a informacje na temat poszczególnych spraw są rozrzucone w archiwach lokalnych komend i prokuratur. Za namiastkę NCAVC można by uznać krakowskie Archiwum. Tyle tylko, że zebrane w nim materiały dotyczą zbrodni popełnionych w Małopolsce.
Opisy poszczególnych zdarzeń zawarte w bazie NCAVC są na tyle szczegółowe, że umożliwiają skojarzenie konkretnych spraw z podobnymi, mającymi miejsce w innych częściach kraju.
- Pozwalają na to tzw. wizytówki, czyli ślady pozostawione przez sprawcę na miejscu zbrodni, np. charakterystyczne okaleczenia ciała ofiary - tłumaczy Kacper Gradoń, były pracownik KGP, współautor książki \"Seryjni mordercy\". Jego zdaniem, część niewyjaśnionych dotąd zabójstw to efekt działania rodzimych seryjnych morderców - bezkarnych, bo policja nie może powiązać czynów dokonywanych przez nich w różnych rejonach kraju...

Jak w \"Milczeniu owiec\"

Dziś krakowscy policjanci dysponują jedynie portretem psychologicznym sprawcy zabójstwa studentki. Wynika z niego m.in., że wypreparowana skóra miała służyć jako kamizelka, za pomocą której zabójca chciał wejść w tożsamość ofiary. Zupełnie jak w \"Milczeniu owiec\". Autorzy portretu nie wykluczają zresztą, że zabójcę zainspirował ten film.
- Albo prawdziwa historia amerykańskiego seryjnego zabójcy z lat 50., Edwarda Geina, w którego domu znaleziono \"strój kobiecy\" z ludzkiej skóry - mówi pracownik krakowskiego Instytutu Ekspertyz Sądowych, gdzie przy pomocy amerykańskich specjalistów sporządzono ów portret. - O ile jednak tamten był zrobiony z pozszywanych pasów, o tyle \"nasza skóra\" została zdarta w całości...
Co zaskakujące, ścigające Geina FBI nie stwierdziło, by sporządzony przez niego \"strój\" był \"wynikiem przestępstwa\" (skazano go na śmierć za same zabójstwa). To czyni z zabójcy studentki UJ jedynego znanego światowej kryminalistyce mordercę, który zdarł skórę ze swojej ofiary.
- Fachowość, z jaką ten człowiek ściągnął z dziewczyny skórę, wskazuje na lekarza, studenta medycyny, ewentualnie na pracownika rzeźni - mówi Bogdan Mikołajczyk. - To, że po zaginięciu kobiety nikt nie zauważył podejrzanego typka kręcącego się nad Wisłą, a mimo to wyłowiono z niej szczątki, świadczy, że mamy do czynienia z osobą związaną z rzeką. Najpewniej stałym bywalcem przybrzeżnych terenów, którego obecność nikogo nie dziwi, albo kompletnym odludkiem przemykającym sobie tylko znanymi szlakami. Z profilu i zebranych przez nas informacji wynika zaś, że Kaśka była jego przypadkową ofiarą. Ot, wyszła na spacer, akurat w czasie kiedy zabójca postanowił zapolować...

Kobiety jak bydło

\"Zabójca-myśliwy\" to wzorzec często przejawiający się w dochodzeniach dotyczących zabójstw. W październiku 1993 r., przy dworcu PKP w Zakopanem, znaleziono ciało młodej kobiety w zaawansowanej ciąży. Już pobieżne oględziny wystarczyły, by stwierdzić, że ofiara została wyjątkowo brutalnie zabita.
- Zabójca gwałcił i zadawał rany nożem - opowiada policjant zajmujący się wówczas śledztwem. - W mieście zapanowała psychoza, a nas naciskano, byśmy jak najszybciej ujęli sprawcę. Ale się nie udało - zabrane ślady nie pasowały do żadnego znanego nam gwałciciela czy osoby, która odsiedziała wyrok za zabójstwo. A sam zabójca najwyraźniej się przestraszył i zwinął żagle - przez kilka miesięcy obstawialiśmy okolice dworca tajniakami i nic. Po roku trzeba było sprawę zamknąć.
Pięć lat później - gdy utworzono małopolską KWP - akta sprawy trafiły do Krakowa. Zabójstwem z Zakopanego zajęli się oficerowie z tworzącego się wówczas Archiwum X. To oni zwrócili uwagę na fragment opisu z sekcji zwłok, w którym mowa była o dziwnej ranie na udzie kobiety. Ofiara zmarła od ciosów nożem w klatkę piersiową i twarz - jednak tych kilkanaście ran nie przypominało tej na nodze.
- Przyjrzeliśmy się dokładnie zdjęciom kobiety - wspomina Michał Zakrzewski, inny członek grupy. - Ktoś wpadł na pomysł, by porównać fotografię rozszarpanego uda ofiary z ranami powstającymi po zawieszeniu bydła na haku rzeźnickim. Uszkodzenia były bardzo podobne...
Policjanci przejrzeli meldunki sprzed lat i odkryli, że w dniach poprzedzających zabójstwo kilkanaście kobiet widziało w okolicach zakopiańskiego dworca mężczyznę wymachującego rzeźnickim hakiem przymocowanym do łańcucha.
- Facet używał tego urządzenia jak lassa - mówi Zakrzewski. - Biegł za kobietą, wywijając nim tak, by hak wbił się w jej udo. Gdyby mu się udało, wystarczyłoby tylko ściągnąć łańcuch, by powalić \"upolowaną zwierzynę\". Zaatakowane uciekały w popłochu, więc w żadnym z meldunków nie znaleźliśmy dokładnego opisu sprawcy.
Policjanci szukali dalej, poszerzając krąg podejrzanych o pacjentów szpitali psychiatrycznych. Wśród ujawnianych sprawców najokrutniejszych mordów jest bowiem wiele osób upośledzonych umysłowo, zwłaszcza schizofreników i cierpiących na rozszczepienie osobowości (MPD). Oficerowie Archiwum odwiedzili także dziesiątki komend w kraju, uważnie przeglądając informacje o zamordowanych kobietach. W końcu \"Hakownik\" - jak go nazwano - działał w okolicy dworca. Niewykluczone, że po zabójstwie w Zakopanem przeniósł się gdzie indziej. Jednak w żadnym badanym przypadku nie było mowy o ranie zadanej rzeźnickim hakiem.
W tym samym czasie z policyjnych archiwów wygrzebano zeznania mieszkańca Zakopanego, którego dom znajdował się w pobliżu PKP. Wynikało z nich, że w dniu, w którym zabito kobietę w ciąży, \"Hakownik\" zaatakował raz jeszcze. Raniona hakiem młoda kobieta zdołała się wyrwać. \"Cała zakrwawiona wpadła do mojego mieszkania - twierdził zeznający. - Udzieliłem jej pierwszej pomocy i gdy pobiegłem po pogotowie, ona znikła\".
- Przejrzeliśmy rejestry placówek medycznych z regionu - relacjonuje Michał Zakrzewski. - Rana nogi musiała być na tyle poważna, że bez pomocy lekarskiej kobieta szybko wykrwawiłaby się na śmierć. Poszukiwania okazały się bezskuteczne. Żaden ośrodek nie zanotował również zgonu osoby w tym wieku, z takimi uszkodzeniami ciała. Słowem, kamień w wodę. A szkoda, bo ta dziewczyna to jedyna osoba, która byłaby w stanie rozpoznać \"Hakownika\".
Do dziś, przez 11 lat od zabójstwa w Zakopanem, w policyjnych statystykach nie zanotowano podobnego zdarzenia. Czyżby więc \"Hakownik\" zaniechał swojej działalności? Zdaniem policjantów z Archiwum, jest bardzo prawdopodobne, że były dalsze ataki.
- Część osób uznawanych za zaginione to w rzeczywistości ofiary zabójstw - mówią. - Niewykluczone, że wśród nich znalazły się kolejne ofiary \"Hakownika\". Zwłaszcza że ten mógł się stać ostrożniejszy. I, na przykład, ukrywać ciała zamordowanych kobiet na tyle skutecznie, że dotąd ich nie odnaleziono.

Zadeptane śledztwo

Dla policjantów z wydziałów kryminalnych nie ma większego dyshonoru niż unikający odpowiedzialności zabójcy. Dlatego tropią ich z zawziętością, nawet w sytuacjach uznawanych za beznadziejne. Niestety, zdarza się przy tym, że popełniają szkolne błędy. Najlepszy przykład stanowi śledztwo w sprawie zabójstwa Jaroszewiczów.
2 września 1992 r., w willi w podwarszawskim Aninie, znaleziono ciała Piotra Jaroszewicza, byłego premiera PRL, i jego żony Alicji Solskiej-Jaroszewicz.
- Przed śmiercią byli torturowani - mówił jeden z policjantów prowadzących wtedy śledztwo. - Ciało Jaroszewicza znaleziono w sypialni, w fotelu. Na szyi miał pętlę ze sznura, zaciśniętą od tyłu góralską ciupagą. Solską z dużą raną postrzałową głowy zabójcy zostawili w łazience.
Dwa lata później aresztowano mieszkańców Mińska Mazowieckiego, włamywaczy recydywistów - Krzysztofa R., \"Faszystę\", Wacława K., \"Niuńka\", Jana K., \"Krzaczka\", i Henryka S., \"Sztywnego\". Zdaniem śledczych, Jaroszewiczów zamordowano z motywów rabunkowych, co było o tyle dziwne, że z domu skradziono zaledwie dwa pistolety. Sprawcy nie zabrali cennych obrazów, m.in. Kossaka ani Picassa. Nie ruszyli pozłacanych ani srebrnych zastaw stołowych, a na podłodze zostawili porozrzucaną biżuterię i wiele innych wartościowych przedmiotów.
Proces domniemanych zabójców rozpoczął się w 1996 r. i miał charakter poszlakowy. W willi nie znaleziono bowiem żadnych śladów wskazujących na obecność któregoś z oskarżonych. Dowodami świadczącymi przeciw całej czwórce były zeznania konkubiny \"Faszysty\", Jadwigi K. (kobieta twierdziła, że feralnej nocy Krzysztof R. i koledzy byli \"na robocie\" w Aninie) oraz nóż, finka, zdaniem prokuratury, należący do Piotra Jaroszewicza, a znaleziony w mieszkaniu \"Krzaczka\".
Dwuletni proces zakończył się uniewinnieniem oskarżonych. Jadwiga K. - główny świadek oskarżenia - odmówiła składania zeznań przed sądem, a syn Jaroszewicza, Andrzej, nie był w stanie z całą pewnością stwierdzić, że wspomniana finka należała do jego ojca.
- Totalna kompromitacja - opowiada dziś policjant z Komendy Stołecznej Policji, przed laty związany z tym śledztwem.
Jak to możliwe, że do niej doszło? Już w trakcie procesu okazało się, że część śledztwa policja zmarnowała na wykrywanie śladów zostawionych przez... swoich ludzi. Jeden z nich przed przybyciem ekipy techników kryminalistyki kręcił się po kuchni z papierosem w ustach. Nie pamiętał, czy zgasił \"peta\" w zlewie, czy wyrzucił do kosza. W aktach sprawy znalazła się m.in. ekspertyza odcisku jego buta. Na pytanie sądu, czy pomyślał, że może zacierać ślady albo je \"wzbogacić\", odpowiedział, że nie przyszło mu to do głowy. Inny oficer, z 23-letnim stażem, przyznał przed sądem, że zostawił ślad swojego palca na stoliku na piętrze willi, gdzie zginęli małżonkowie...
Mój rozmówca z KSP mówi wprost: - Zadeptaliśmy ślady. Nie tylko przez nieuwagę, lecz także przez brak odwagi. W willi Jaroszewiczów zjawiło się ze 20 osób - szyszek z komendy stołecznej, głównej i prokuratury. Każdy chciał zobaczyć dom premiera. Zwykli gliniarze bali się popędzić to towarzystwo. I mieliśmy to, co mamy. Czyli nic...

Sprawca z komputera

Dziś mało kto wierzy, że uda się ustalić zabójców Jaroszewiczów. Spór o to, czy jest możliwie popełnienie \"morderstwa doskonałego\", nabiera w tym świetle uzasadnienia. Jednak policjanci na co dzień zajmujący się tropieniem zabójców nie popadają w pesymizm. I przywołują krakowskie Archiwum, któremu przez pięć lat udało się zamknąć 13 pozornie beznadziejnych spraw.
- Staramy się zebrać jak najwięcej informacji o ofiarach - mówią w Archiwum. - Wypytujemy rodzinę, znajomych, sąsiadów, przełożonych z pracy, nauczycieli i innych. Interesują nas fakty nawet z odległej przeszłości. I nie chodzi jedynie o poglądy polityczne, kontakty towarzyskie czy preferencje seksualne. Chcemy wiedzieć, gdzie dana osoba kupowała książki, a gdzie nabywała ubrania. To pozwala nam poszerzyć krąg poszukiwań o osoby i grupy, które na pierwszy rzut oka nie mają z zabójstwem nic wspólnego.
Z plątaniny informacji policjanci starają się ułożyć w miarę spójny obraz zamordowanej osoby. A następnie - jak mówią - wejść w jej osobowość, popatrzeć na świat jej oczyma. Jednocześnie zamawiają profil psychologiczny zabójcy. Następnie, mając dane dotyczące kata i ofiary, puszczają wodze fantazji, wskazując miejsca i sytuacje, w których ta dwójka (trójka, czwórka itd...) mogła się spotkać. Większość efektów tej burzy mózgów to intelektualne śmieci, ale zdarzają się pomysły inspirujące nowe tropy w śledztwie.
- Z uporem wczytujemy się w akta umorzonych śledztw. Czasami odnajdujemy w nich drobne fakty, zupełnie naturalnie przeoczone przez kolegów - mówi Bogdan Mikołajczyk.
Tak było w przypadku sprawy Lucyny B. zaginionej w 1995 r. Cztery lata później jej szczątki znaleziono w Tarnowie. Mimo wysiłków miejscowych policjantów sprawę zamknięto. Śledczy z Krakowa jeszcze raz przeanalizowali ostatnie dni przed zniknięciem kobiety. Ich uwagę przykuły zeznania partnera B. - pozornie logiczne, ale miały w sobie trudno dostrzegalną nieścisłość (na pytanie jaką, usłyszałem, że przestępcy też czytają gazety...). Policjanci odwiedzili mężczyznę i - jak mówią - przycisnęli go do muru. W lipcu 2003 r. trafił do aresztu pod zarzutem zabójstwa Lucyny B.
Pomaga również stosowanie prasowej dezinformacji. Wystarczy podać do mediów przekłamaną informację, która albo sprowokuje sprawcę do udzielenia \"sprostowania\", a tym samym zdekonspirowania się, albo utwierdzi go w przekonaniu, że w śledztwie nie jest brany pod uwagę, co z kolei może uśpić jego ostrożność. W pierwszym przypadku trzeba wielkiego wyczucia, by nie wywołać u zabójcy wściekłości. Lecz - jak twierdzą moi rozmówcy - przy dobrym profilu psychologicznym można znacznie ograniczyć takie ryzyko. Funkcjonariusze Archiwum, niestety, nie chcieli powiedzieć, przy jakiej sprawie posiłkowali się dezinformacją. Nie zaprzeczyli też, że i w naszej rozmowie mogły się znaleźć jej elementy...
- Wielkim ułatwieniem w wykrywaniu sprawców zabójstw okazał się Automatyczny System Informacji Daktyloskopijnej (AFIS) - mówi Witold Kozicki z KWP w Łodzi. I przywołuje sprawę \"Kulawki\", łódzkiej prostytutki zamordowanej wraz z koleżanką w listopadzie 1984 r.
Ciała 50-letniej Bożeny S. (nazywanej po kontuzji nogi \"Kulawką\") oraz jej o połowę młodszej współlokatorki, Honoraty P., znaleziono w mieszkaniu starszej kobiety. Obie zginęły od uderzeń - po kilkadziesiąt razy każda - tasakiem. Milicjanci nie mieli wątpliwości, że sprawcą był klient.
- To były czasy sprzed agencji towarzyskich - wyjaśnia Kozicki. - Panie przyjmowały klientów w mieszkaniach. Prowadzący śledztwo sprawdzili kilkuset mężczyzn. Bez skutku. Fiaskiem skończyło się poszukiwanie kierowcy taksówki, który w dniu zabójstwa wiózł kobiety i klienta najpierw po alkohol, a później do mieszkania. Mordercy nie ustalono, sprawę zamknięto.
W marcu 2002 r. w KGP zainstalowano wspomniany już AFIS - system komputerowy do identyfikowania śladów linii papilarnych. Umożliwia on cyfrowy zapis śladu z miejsca przestępstwa i porównywanie go z odciskami umieszczonymi w bazie danych. Cała operacja trwa od 1 minuty do 12. Polski AFIS to jedna z najnowocześniejszych jego wersji - pozwala bowiem także na porównywanie odcisków całych dłoni. W systemie znajduje się obecnie ponad milion kart daktyloskopijnych.
Do AFIS podłączono wszystkie komendy wojewódzkie. Testując program, policjanci \"wkładali\" weń odciski palców zebrane z miejsc zabójstw sprzed lat. W Łodzi okazało się, że ślady zebrane z mieszkania \"Kulawki\" - odciski palców z butelki i mebli - pasują do linii papilarnych Krzysztofa G.
- Jego odciski zebrano w 1995 r., gdy był zatrzymany za niepłacenie alimentów - opowiada Kozicki. - W tym czasie nie było obowiązku pobierania linii od alimenciarzy, jednak G. miał pecha - trafił na skrupulatnego policjanta.
Dziś Krzysztof G. oczekuje na proces. Nie przyznaje się do winy. Grozi mu dożywocie.

* * *

Zdaniem policjantów, są sprawy niemal oczywiste - \"przyjeżdżasz na miejsce i zastajesz całą pulę dowodów. Wiesz, że ten czy tamten jest zabójcą\". Niektórzy funkcjonariusze o niezatartych śladach mówią, że są krzykami zza grobu. Że to martwi zwracają im na nie uwagę, pragnąc zemsty na zabójcach. Jednak nie wszystkie zabójstwa można wyjaśnić \"od ręki\". Niektóre sprawy muszą dojrzeć, inne wymagają kolejnych ofiar, by można było zidentyfikować sprawcę. Takie dochodzenia ludzie z kryminalnych nazywają ciszą zza grobu...

Z uwagi na charakter krakowskiego Archiwum X nazwiska funkcjonariuszy zostały zmienione.

Profil zabójcy

Ponad 90% sprawców wyjątkowo okrutnych zabójstw to mężczyźni, najczęściej przed 35. rokiem życia

Analiza miejsca zbrodni i zebranych tam materiałów oraz protokół autopsji ofiary - to podstawowe źródła wykorzystywane do stworzenia portretu psychologicznego zabójcy. Nie wszystkie przypadki morderstw wymagają interwencji specjalisty z zakresu profilowania. Zdarza się to, gdy przestępstwo ma naturę seryjną bądź też cechy skrajnej przemocy. Specjaliści tego typu włączani są również do śledztw, które przez długi czas nie doprowadziły do wykrycia sprawcy.
W profilowaniu zasadnicze jest ustalenie stopnia zorganizowania przestępcy. Wyróżnia się dwa rodzaje zabójców - zorganizowanych i niezorganizowanych. Zorganizowany przykłada wielką wagę do ukrycia ciała, niezorganizowany porzuca je w miejscu popełnienia zbrodni. Jeśli zwłoki noszą ślady krępowania sznurami czy kajdankami - przedmiotami przygotowanymi wcześniej przez sprawcę - za zbrodnią stoi typ zorganizowany. Unieruchomienie ofiary jej własnymi ubraniami zdradza zabójcę niezorganizowanego.

Natura seksualna

Ślady walki i obrony na zwłokach pozwalają przypuszczać, że sprawca nie działał logicznie, a myśl o zabójstwie naszła go ad hoc. Możliwe, że potraktował ofiarę jak potencjalne zagrożenie i dlatego zabił. Tak zachowują się zabójcy niezorganizowani, mający ponadto tendencję do depersonalizacji ofiar - nie chcąc wiedzieć, kim są, z miejsca pozbawiają je przytomności, po czym zakrywają bądź deformują im twarze. Brak oznak depersonalizacji wskazuje na przestępcę zorganizowanego.
Większość brutalnych morderstw ma naturę seksualną, nawet jeśli sprawca nie odbył stosunku z ofiarą. Jednak jeśli już dojdzie do gwałtu, istotne jest ustalenie, czy miał on miejsce za życia, czy po śmierci ofiary. Zorganizowany zwykle gwałci żywą ofiarę. Nawet jeśli jest impotentem, może uprawiać seks, gdy kogoś bije, dźga czy dusi. Niezorganizowany z reguły nie jest w stanie współżyć, a jeśli już, to tylko z osobą martwą lub całkowicie nieprzytomną. Zabija więc natychmiast po porwaniu.
Brak śladów daktyloskopijnych i przydatnych do analizy balistycznej zdradza zabójcę zorganizowanego. Często usuwa on linie papilarne, krew oraz niszczy dowody pozwalające na identyfikację zarówno jego, jak i ofiary. Tymczasem zabójca niezorganizowany może wziąć nóż z domu ofiary, wbić go w jej pierś i tak zostawić, nie myśląc przy tym o śladach daktyloskopijnych. Bardzo szybkie odnalezienie i zidentyfikowanie zwłok świadczy o popełnieniu zbrodni przez przestępcę niezorganizowanego.
Istotny jest wykaz znalezionych przy zwłokach rzeczy osobistych. Jeśli brakuje biżuterii, części stroju czy zdjęć - przedmiotów mających niewielką wartość - można uznać, że zabójca to typ zorganizowany. Ten bowiem, w przeciwieństwie do niezorganizowanego, ma skłonność do zabierania \"trofeów\". Równie ważnym dowodem są ślady samochodu - jeśli widać je w miejscu zbrodni lub znalezienia ciała, prawie zawsze znaczy to, że zabójca był zorganizowany.
Jakie znaczenie mają te ustalenia? Brak śladów użycia pojazdu wskazuje, że sprawca porusza się na piechotę lub korzysta z transportu publicznego. Najczęściej więc mieszka w okolicy. Najpewniej jest też osobą upośledzoną, której stan wyklucza prowadzenie pojazdu. Zdarza się, że choć miejsce zbrodni nosi cechy działania niezorganizowanego, odnajduje się w nim ślady auta. Dotychczasowe doświadczenia przesądzają, że zawsze jest to pojazd w bardzo złym stanie, brudny i zaniedbany. Ślady auta poszerzają terytorium poszukiwań sprawcy. Jeśli są przesłanki wskazujące na jego wysokie zorganizowanie, niemal na pewno poszukiwane auto będzie najczęściej wysokiej klasy i w świetnym stanie.

Zwolnione hamulce

Zabójca zorganizowany planuje zbrodnię. W poszukiwaniu ofiar patroluje okolice przyszłej \"akcji\", szukając osób pasujących do własnych wyobrażeń. Zwabiając je, często posługuje się podstępem - udaje policjanta lub inną osobę wzbudzającą zaufanie. Musi w związku z tym posiadać duże umiejętności werbalne i odznaczać się wysokim poziomem inteligencji. Niemal zawsze jest atrakcyjny fizycznie.
Niezorganizowani nie są atrakcyjni dla innych - najczęściej mają pewne ułomności fizyczne, których nie akceptują i nienawidzą. Z tego powodu mają małe poczucie własnej wartości. By unikać dyskomfortu, najczęściej zostają samotnikami. Mieszkają zwykle sami, rzadziej z rodzicami lub jednym z nich. Jeśli w ogóle pracują, są to zajęcia fizyczne.
O ile zabójcy niezorganizowani tłumią w sobie frustrację, o tyle zorganizowani uzewnętrzniają ją. Ci pierwsi uchodzą za cichych, spokojnych, nierzucających się w oczy. Drudzy często zachowują się agresywnie lub nieodpowiedzialnie. Pamięta się ich jako szkolnych łobuzów, rozrabiaków z barów czy jeżdżących nieostrożnie kierowców. Zabójcy zorganizowani wykonują prace umysłowe, ale często dążą do konfrontacji z przełożonymi i są zwalniani dyscyplinarnie. To zresztą staje się przyczyną silnego stresu, który zwalnia hamulce trzymanych dotąd na wodzy fantazji na temat zabijania...
Z danych amerykańskiego Narodowego Centrum ds. Analizy Gwałtownej Przestępczości wynika, że 90% sprawców wyjątkowo okrutnych zabójstw to mężczyźni, najczęściej przed 35. rokiem życia.

Oprac. Marcin Ogdowski
Na podstawie: Arkadiusz Czerwiński, Kacper Gradoń, Seryjni mordercy, Warszawa 2001, Wydawnictwo MUZA SA
It's Not You, It's Me
kesnall • 2013-08-23, 17:02
Podczas festiwalu SXSW nastąpiła premiera świetnego, dającego do myślenia, krótkiego filmu autorstwa Matta Spicera. Film o enigmatycznym tytule "To nie Ty, to ja" trwa zaledwie 10 minut, ale wartka akcja wciągnie Was jak odkurzacz paprochy, da do myślenia i sprzeda kopa, jeśli podobnie jak Gillian Jacobs tkwicie w toksycznym związku, a nie chcecie czy potraficie tego ostatecznie zakończyć, zanim dojdzie do... obejrzyjcie film



jest ruchanie
Jak to od czasu do czasu bywa w Londyńskiej dżungli(dosłownie i w przenośni) ludziom obrywa się z noża. Dużo już naczytałem się newsów o tym, że kogoś zasztyletowali więc widząc w nagłówku 'stabbed' z reguły udaje mi się zgadnąć pochodzenie oprawcy. Może powinienem zostać jasnowidzem... ale nie o tym. Otóż w środę w dzielnicy Londynu odnaleziono zwłoki zasztyletowanej, 21 letniej Polki. Większość mediów w PL podała tą wiadomość.

cytując onet.pl:



Oczywiście żadnej wzmianki o tym z jakiego kręgu kulturowego wywodził się podejrzany a szkoda, bo być może zniechęciłoby to niektóre dziewczyny do niebezpiecznych eksperymentów.

Ciekawostka: podejrzany nie został zatrzymanyw dzielnicy tylko w mieście Folkestone nad morzem, skąd odjeżdża pociąg do Francji(eurotunelem). Na pewno jechał tylko po ser .

A teraz 'wisienka na torcie', news z BBC:



I w tym momencie dziwnym trafem nasz podejrzany 22 latek zamienia się w osobnika o imieniu Farhad. Resztę zapewne dopiszecie w komentarzach.

Wnioski: pomijając fakt braku najważniejszej informacji w Polskich mediach - kim jest podejrzany... uważajcie na siebie dziewczyny. Wymuszona równość wobec prawa nie oznacza równości kulturowej, zwyczajów, wartości.

No i nie każdy facet zareaguje tak samo na "jesteś świnia", hehehe .
Najlepszy komentarz (88 piw)
D................r • 2013-08-17, 23:09
Chce się egzotycznej przygody z brudasem, to teraz będzie brudna od ziemi
Skatowany przez Policję ?!
Erbeen • 2013-08-15, 13:22
„To było morderstwo" -- tak o tym zdarzeniu mówią wzburzeni sąsiedzi i rodzina mężczyzny, który po zatrzymaniu przez policję trafił do szpitala, a dobę później zmarł. Rodzina chce skarżyć policję. Ta z kolei nabiera wody w usta i odsyła do prokuratury.

Najlepszy komentarz (42 piw)
sauerps • 2013-08-15, 13:27
Oczywiście winny się nie znajdzie