#pałac
Tym razem, wspólnie z Janem z Ciemnej Strony Poznania zwiedzamy XIX-wieczny pałac.
Historia pałacu w ostatnich latach jego funkcjonowania nie jest znana. Z informacji, jakie znaleźliśmy wynika, że po wojnie został przejęty przez pobliski PGR.
Obecnie obiekt popada w ruinę. Pomimo tego, w jego wnętrzu nadal można znaleźć trochę wyposażenia.
PS: specjalnie nie podaję nazwy obiektu, ani jego lokalizacji. Wiem, że ich znalezienie nie będzie trudne, ale podawanie tych danych w komentarzu będzie kończyć się banem!
#akcjalokalizacja
#urbextoniewandalizm:
Muzyka:
epidemicsound.com
Hollow Dreams 18 - Johan Hynynen
A Heavy Mass - Ethan Sloan
A Massive Mist - Ethan Sloan
Dark Forebodings - Ethan Sloan
Sending Shivers - Ethan Sloan
Dark Tunnels - Ethan Sloan
In the Mist - Ethan Sloan
Zanim w 2004 roku został spalony przez pożar, w historycznym Nocton Hall znajdowały się duchy. Pierwotnie został zbudowany około 1530 roku za panowania Henryka VIII, którego piąta żona Katarzyna posadziła kasztanowca na terenie nieruchomości, który stoi do dzisiaj. Przez lata był domem dla wielu wybitnych mieszkańców a przez większość ubiegłego stulecia służył jako szpital dla żołnierzy.
Przez lata członkowie personelu szpitala twierdzili, że widzieli zjawy różnych pacjentów, "Szarą damę" i płaczącą dziewczynę.
Mówi się, że duch młodej dziewczyny krąży po salach i szczególnie lubi nawiedzać jedną sypialnię w budynku. Kilku pracowników, którzy zostali w pokoju, budziło się przy różnych okazjach dokładnie o czwartej trzydzieści rano, aby zastać młodą dziewczynę stojącą na końcu łóżka. Łkała i mówiła niespójnie o "diabelskim mężczyźnie", który "zrobił to jej". Uważa się, że był to duch młodej służącej, która mieszkała w domu i została zamordowana przez syna właściciela po tym, jak dowiedział się, że spodziewa się z nim dziecka. Było to oczywiście niedogodnością dla młodego mistrza, więc się jej pozbył.
Niestety jak wiele podobnych obiektów niszczeje.
W roku 2016 ktoś zaprószył na poddaszu ogień.
Krążą plotki, że było to celowe podpalenie...
######
Więcej moich fotorelacji znajdziecie na (część również jest na Sadolu):
facebook.com/Addic7edEmpire/
Mieściła się w nim wcześniej szkoła, którą przeniesiono w roku 2008.
Obiekt z potencjałem, może jeszcze znajdzie jeszcze nowego właściciela, który przywróci mu dawną świetność.
Póki co nowymi lokatorami są grzyb i pleśń oraz okoliczna gawiedź szukająca miejscówki na alko rozmowy.
Przekonajcie się sami.
Kilka fotek wrzucam na ruszt.
######
Miłośników opuszczonych, zapomnianych lokalizacji, którzy chcieliby zapoznać się z resztą moich albumów zapraszam na:
facebook.com/Addic7edEmpire/
Dziś wracam do Sadoli z opuszczonym dworem, który może nie jest spektakularny aczkolwiek nadal ma sporo do zaoferowania.
Przekonajcie się sami.
Kilka fotek wrzucam na ruszt.
######
Miłośników opuszczonych, zapomnianych lokalizacji, którzy chcieliby zapoznać się z resztą moich albumów zapraszam na:
facebook.com/Addic7edEmpire/
***
Tik.
Godzina piętnasta, minut nie wiadomo ile. Promienie słońca spływają na ziemię w marcowym błękicie, ogrzewając zieleniące się źdźbła trawy, ośmielając domknięte pąki drzew i kwiatów, budząc cały świat do życia. Jest na tyle ciepło, by móc ruszyć się…
Tak.
…z domu. Siedzę przed komputerem. Za mną – kilometry pokonane kółkiem myszki. Przede mną – organizacyjny brak natchnienia. Popijam odrdzewiacz, potocznie zwany napojem gazowanym, gapiąc się beznamiętnie w wizualizacje cyfrowej rzeczywistości.
Tik.
Czas. Czas ucieka nieubłaganie. Spędzić taki dzień na gniciu w domu to jakby nie żyć, nie oddychać. Zerkam na zegarek – wciąż piętnasta, minut nieco więcej niż przed chwilą.
Tak.
Olśnienie/wizja/zastrzyk motywacji – niepotrzebne skreślić. Gdy zbłąkane myśli wkradają się do głowy, warto przyjrzeć im się bliżej. W tym wypadku warto było je również zrealizować.
Dane: pałac, osiemdziesiąt kilometrów, opary paliwa w baku.
Szukane: portfel.
Wynik: ruszamy!
Na końcu drogi, na skraju wioski, na krańcach świata, stoi nieduży dwór. Prowadząca do niego trasa, z początku wygodna i dająca pole do popisu koniom mechanicznym, ulega degradacji wprost proporcjonalnie do malejącej odległości. Dwa pasy ruchu zmieniają się w jeden, asfalt pokrywają sporadyczne dziury, później dziury sporadycznie pokrywa asfalt. Gdy dojeżdża się na miejsce, dalej nie ma już nic. Dosłownie – tutaj kończy się droga.
Można już tylko zawrócić, lub…
– Dzień dobry! Państwo są właścicielami tego pałacu?
…zignorować zakaz wstępu i przejść przez główną bramę.
Okazało się, że obecni właściciele mieszkają w zaadaptowanej części jednego z dwóch budyneczków, które prawdopodobnie pełniły funkcję obór. Gdy ja ochoczo przystąpiłem do rozkładania statywu, przeświadczony o tym, że uda mi się zwiedzić teren nie rzucając się komukolwiek w oczy, oni popijali kawę na podjeździe. Na szczęście okazało się, że to bardzo mili ludzie. Nie musiałem testować ich charakterów, szeleszcząc banknotem dziesięciozłotowym i sugerując wpuszczenie mnie na obiekt. Wystarczyła odrobina uprzejmości.
Właścicielka wyglądała na osobę, dla której pałac przedstawiał większą wartość, niż sam ciąg cyfr przy wycenie majątku. Ja sprzedałem jej kilka ciekawostek o zachodniopomorskich dworach, ona uchyliła mi rąbka tajemnicy na temat historii tego miejsca. Okazało się, że w przeszłości należał on do właściciela pobliskiej fabryki maszyn rolniczych, najprawdopodobniej pługów (nie jestem pewny, czy dobrze zapamiętałem). Z biegiem lat „imperium” podupadło, włości zostały wyprzedane i przechodziły z rąk do rąk, aż wreszcie, pod koniec ubiegłego wieku (jakżeby inaczej) pałac zaczął popadać w ruinę.
Po krótkiej pogawędce dostałem zgodę na rozejrzenie się po podwórzu. Pałac nie jest duży, rozmiarami przypomina bardziej willę. Zbudowany na planie modyfikowanego prostokąta, z fundamentami z kamienia i ceglanymi ścianami, wygląda dość skromnie. Jednak gdy podejdzie się nieco bliżej, od razu rzucają się w oczy mnogość detali i rzeźbiarski kunszt budowniczych. Zdobienia znajdują się między innymi na drzwiach, framugach okiennych czy balustradach. I choć budynek można by obejść dookoła w minutę, to zwracając uwagę na wszystkie szczegóły konstrukcyjne, przechadzka wydłuża się znacząco.
Choć frontowe wejścia sprawiają wrażenie niedostępnych, a solidność żelaznych łańcuchów i zbitych desek wyraźnie do potwierdza, to „ukrytych” przejść mógłbym naliczyć kilka. Pominąwszy okienka piwniczne, przez które z łatwością dałoby się przecisnąć kosztem odrobiny kurzu i tynku na ubraniach, wystarczy zajrzeć we wnęki w murze, by w sposób wygodny i wcale nie męczący znaleźć się w środku. Wprawdzie nie uzyskałem na to otwartej zgody, lecz szczęśliwym zbiegiem okoliczności właściciele pojechali do miasta, o czym raczyli mnie zresztą poinformować, przedłużając jednocześnie moją wizę turystyczną.
A gdy kota nie ma, myszy harcują!
Pierwszą rzeczą, jaka rzuciła mi się w oczy po wejściu do piwnic, był niespotykany porządek. I nie mam tu na myśli stanu technicznego, bo ten z oczywistych przyczyn nie mógłby być dobry po tylu latach zaniedbania. Chodzi o brak śmieci, wynikający z lokalizacji pałacu oraz faktu, że nie figuruje on w żadnych zbiorach opuszczonych miejsc. Podłogę pokrywają cegły, zaspy z tynków, kawałki drewna i metalu. Nie butelki po piwie, nie paczki po papierosach albo chipsach, nie zużyte chusteczki. To dodało temu miejscu „dziewiczego” klimatu i pozwoliło lepiej wczuć się w odkrywanie wszystkich zakamarków.
I choć piwnice nie skrywały w sobie żadnych niesamowitości, to sytuacja na wyższych kondygnacjach miała się już nieco inaczej.
Tam nadal panował ład wolny od cywilizacyjnych śmieci. Nie zachowało się zbyt wiele mebli, a podłogi i stropy uginały się pod własnym ciężarem. Mimo to nietrudno było wyobrazić sobie, jak prezentowały się te wnętrza w czasach świetności.
W najlepszym stanie były liczne drewniane drzwi oraz masywne schody w centralnej części budynku. Ściany – standardowo – pokryte łuszczącą się farbą, która nie wytraciła jeszcze w całości swoich kolorów. W jednym pomieszczeniu było niebieskawo, w innym żółtawo. Ostał się również piec kaflowy.
U podnóża schodów zalegał dywan z liści skropionych jesiennymi odcieniami brązu i czerwieni. Lepszego zaproszenia do wejścia na górę nie mógłbym sobie wymarzyć.
Pałac, wliczając piwnicę i rozbudowane poddasze, posiada pięć kondygnacji. Ponadto na trzeciej znajdują się wejścia prowadzące na liczne tarasy, z których mógłby rozciągać się naprawdę ładny widok, gdyby cała wieś, a nie tylko sam folwark, stanęła w czasie. Możliwe, że lepszą perspektywę oferowała pałacowa wieżyczka, jednak spiralne schody z drewna, które do niej prowadzą, były w zbyt opłakanym stanie, by podejmować próbę wspinaczki.
Po tej wycieczce czułem dużą satysfakcję. Województwo zachodniopomorskie raczej nie słynie z dworów i pierwszy raz miałem okazję zwiedzać coś, co bezapelacyjnie wpisywało się w tę definicję. I choć „pałac pod lwią strażą” ginie w cieniu atrakcyjniejszych obiektów, które można znaleźć na Dolnym śląsku czy w Wielkopolsce, to uroku odmówić mu nie sposób. Nie podaję jego lokalizacji, mając na uwadze wspomniany ład i spokój właścicieli, którzy mieszkają tuż obok.
Swoją drogą… zamierzają wystawić go na sprzedaż. Jacyś chętni?
____________________________________________
Po więcej fotorelacji z opuszczonych miejsc zapraszam na moją stronę oraz facebook'a
Materiału nie było bo prawie własny. (właściwie to kumpla)
Gdyby kogoś temat zainteresował to zapraszam tutaj:
krajoznawcy.info.pl/huedin-cyganskie-palace-46902
Tym razem chłopaki w satyryczny sposób ukazali fragment jednego z programów ówczesnej telewizji WFDiF "Polska Kronika Filmowa"
Bracia i Siostry Sadole: Się nie bójcie i hejtujcie
Jeśli chcesz wyłączyć to oznaczenie zaznacz poniższą zgodę:
Oświadczam iż jestem osobą pełnoletnią i wyrażam zgodę na nie oznaczanie poszczególnych materiałów symbolami kategorii wiekowych na odtwarzaczu filmów