#platforma
Zrzutka na serwery i rozwój serwisu
Witaj użytkowniku sadistic.pl,Od czasu naszej pierwszej zrzutki minęło już ponad 7 miesięcy i środki, które na niej pozyskaliśmy wykorzystaliśmy na wymianę i utrzymanie serwerów.
Niestety sytaucja związana z brakiem reklam nie uległa poprawie i w tej chwili możemy się utrzymać przy życiu wyłącznie z wpłat użytkowników.
Zachęcamy zatem do wparcia nas w postaci zrzutki - jednorazowo lub cyklicznie. Zarejestrowani użytkownicy strony mogą również wsprzeć nas kupując usługę Premium (więcej informacji).
już wpłaciłem / nie jestem zainteresowany Link do Zrzutki
Sam doświadczyłem takiego zachowania – gdy robiłem po 12 godzin było dobrze, gdy poprosiłem o dzień wolnego, usłyszałem, że jestem nierobem i pasożytem. Piesek – zwany popularnie lemingiem, MUSI być zawsze na straży. To właśnie takie lemingi gasiły onegdaj w zarodku wszelkie rewolucje robotnicze, choć popierały zniesienie chociażby monarchii. Jak pisał jeden z mądrych publicystów w swej kultowej już książce – rewolucja jest dla klasy średniej, by wybiła się nad klasę wyższą. Gdy rewolucję wywoła jednak lud i dojdzie do władzy, to zaraz znajdą się lemingi, które naprowadzą rewolucję na odpowiedni tor – Wandea, Kronsztad, to wszystko wskazuje, że rewolucja nie ma być dla ludzi. Już w średniowieczu, gdy Masław tworzył państwo polskie bez obcych wpływów, gdzie rodzima wiara i chrześcijaństwo obrządku słowiańskiego miały współistnieć dla ludzi każdego stanu, znalazł się piesek o imieniu Kazimierz, kierowany przez cesarstwo i za pomocą potężnej armii cesarskiej (wtedy w zasadzie nazwa Niemcy było tylko potocznym określeniem) rozbił odradzające się polskie państwo w pył. Jak został oceniony? Jak inny zdrajca ojczyzny. Stanisław został świętym i patronem kraju – co widać do dziś, bo skoro mu patronuje taki „święty” – tak wierny Sasom i innym cesarskim Kazimierz otrzymał miano Odnowiciela. Odnowiciela polskiej zależności od wielkiego brata.
Dziś nie dziwi, że polscy politycy jak przydrożna prostytutka szukają oparcia to w Niemcach, to w USA. My przecież musimy mieć PANA. Nie dało nic, że 123 lata nie mieliśmy narodu, a nasze dokonania są dziś nazywanymi dokonaniami niemieckimi, bądź rosyjskimi. Nie ważne, że Dmowski, czy Piłsudski szukali wsparcia po obu stronach granicy, by popaść w autorytaryzm, ksenofobię. Nie ważne, ze po 1944 wpadliśmy pod wpływy ludobójcy z Gruzji, potem zaś działaliśmy na rozkazy Moskwy – vide rok 1968.
Mało tego, teraz militarnie oddajemy się USA – największemu ludobójcy w historii, który właścicieli ziemi bądź wyrżnęli, bądź zamknęli jak jakieś bydło w rezerwatach, skąd wyjść mogą tylko jednostki wskazujące na postępującą lemingozę. Kraj, który swoich obywateli dzielił na białych panów i czarno – żółte przedmioty. Kraj, który swoimi pieniędzmi i rękoma CIA szkolił Saddama, Bin Ladena, by potem ogłosić ich zdrajcami i zamordować w sposób hańbiący człowieka. Owszem nie byli to ludzie o złotych sercach – mówimy o patologii, ale USA tą patologię stworzył, zresztą jak każdą inną na tym świecie. I finansował również Hitlera by doszedł do władzy, a do wojny włączył się wyłącznie dla własnych zysków pozwalając wpierw zmasakrować nieświadomych Hawajczyków. Dziś temu krajowi pomagamy wyżynać Irakijczyków i Afgańczyków, gdzie zaatakowaliśmy te kraje w sposób bezprawny, a teraz jak mówi Leszek Miller, podobno przywódca największej partii lewicowej, należy wziąć udział w wojnie z Syrią.
Czy wobec takiego układu, gest Tuska – by po zniesieniu HGW ze stołka prezydenta stolicy, posadzić ją na stołku komisarza – ma jakieś znaczenie dla naszej „demokracji”? „Demokracji”, gdzie nawet samorząd powstał odgórnie, centralnie. I czasem rozumiem rozpacz ludzi mówiących na Tuska – komuch. Bo z tym kojarzy się jego polityka, z nieudolną polityką oligarchii – mylnie zwanej socjalizmem, tylko dlatego, że kilku ludzi przejęło ster władzy i czyniło niemal wszystko wbrew woli społeczeństwa. Trzydzieści lat temu Wałęsa, Kaczyński, Tusk, Borusewicz walczyli o prawa związkowe i prawdziwy oddolny wybór obywatela. Dziś to zostało zdeptane ich butami.
Cała ta hałastra przywołuje u mnie mdłości, niesmak, czasami też wzbudza agresję (chociaż agresją gardzę).
Uważam, że TVN - wraz ze swoją odnogą, TVN24 - to bardzo szkodliwa organizacja. Przyglądałem się jej działalności w ostatnich dniach z dużym zaciekawieniem. Nie tyle interesowała mnie bójka na plaży w Gdyni, bo cały ten incydent warty był notki na ósmej stronie w "Dzienniku Bałtyckim", a sposób rozrobienia tego medialnego przedstawienia. Szokujące było zwłaszcza zestawienie tego zajścia, z zajściem z Hiszpanii, gdzie polscy kibice nie byli tymi bijącymi, tylko tymi bitymi. W TVN24 gdyńska plaża przykryła nawet atak chemiczny w Syrii, podczas gdy hospitalizacja Polaków w Sewilli przeszła kompletnie niezauważona. Prowadzący "Fakty po południu" słyszał o zamieszaniu na samym stadionie i chętnie poinformował o kilku zatrzymanych fanach Śląska (za rzekomy atak na policjantów), ale już o napad ze strony hiszpańskich bandytów jakoś mu umknął.
Nie wierzę, że o nim nie wiedział. Wierzę, że nie był mu na rękę. Czyli dobierał fakty pod konkretną tezę, co jest właśnie jakże obrzydliwym w dziennikarstwie procederem - manipulacją. Jest też druga i ostatnia opcja: to nieudacznik.
Polskie władze przeprosiły Meksyk, z czym - wbrew wielu osobom - nie mam większych problemów, tak jak nie mam problemów z przeproszeniem Litwy. Dziwię się jednak nieproporcjonalnej reakcji po zajściu po stokroć bardziej skandalicznym, czyli napadem nożowników na polskich obywateli w Hiszpanii. Rząd, wykonując w tej kwestii ruchy pozorne, idzie pod rękę z mediami, którym również nie w smak nagły zwrot akcji. Przyjęto linię "zawsze winny polski kibic" (moim zdaniem na plaży w istocie winny był polski kibic) i nie ma od niej odstępstw. Politycy i niektóre media to dziś jedna banda, walcząca o wpływy w białych rękawiczkach, stosując metodę kłamstw i niedopowiedzeń. Banda, która zapomniała, do czego została powołana. Przeobraziła się w organizację mającą na celu zagarnięciu jak największych pieniędzy, metodą otumaniania ludzi. Media zamiast podawać informacje, żonglują nimi, a politycy podczepiają się pod głośne i wygodne dla siebie tematy, bardziej niż interesem społecznym i przyzwoitością, kierując się sondażami. Sondaże mówią: więcej ludzi nie lubi kibiców niż lubi, więc do wyborów można tym grać.
Czuję wielką odrazę do TVN-u. Czułem ją dzisiaj, gdy pokazywano w "Faktach", jak jakaś kobiecina odpowiedzialna podobna za transparent o litewskim chamie jest prowadzona przez funkcjonariusza w kominiarce, wyciągnięta z domu z samego rana, a dziennikarz nie zadaje jakże oczywistego pytania: czy to aby nie przesada? Czuję odrazę, gdy słyszę ministra, który mówi, iż "państwo ma monopol na przemoc fizyczną", a nikt go nie pyta, czy aby nie zgłupiał. Wreszcie - czułem wielką odrazę gdy się przemogłem i obejrzałem pełne wydanie "Faktów", w którym potraktowano mnie jak imbecyla, który jeśli cokolwiek czyta, to co najwyżej "Rewię". Program, z którego powinienem się dowiedzieć o najważniejszych sprawach z kraju i ze świata, poinformował mnie, że…
- Kibice pobili się na plaży z marynarzami (główny i najdłuższy materiał)
- Jest problem z budżetem (króciutkie)
- Jest problem z jakimś księdzem
- Taśma podrapała dziecko na jakiejś karuzeli
- Jakiś grubas waży 600 kilogramów i go podnosili dźwigiem
- Jest nowy pies w "Białym Domu"
- Sport uprawiają geje (i nie mają lekko)
Oto komplet wiadomości z 20 sierpnia. Sądzę, że całkiem sporo osób uważa, że właśnie przyjęło dawkę faktycznie kluczowych informacji. Tymczasem tak naprawdę przejrzała - w formie telewizyjnej - najmniej ambitne strony dowolnego tabloidu. Jeśli ktoś uważa takie "Fakty" za program, który spełniają swoją misję, to robi mi się smutno. Kiedyś elitę polityczną wybijali nasi wrogowie, strzałami w potylicę albo wywózką na Sybir. Dzisiaj elita zarzynana jest w zarodku, ogłupiania takimi programami jak "Fakty" właśnie. Zanim podrośnie, będzie sądziła, że liczy się to, jakiego psa ma Barack Obama. Przecież mówili o tym w najważniejszym programie.
Nie mam wątpliwości, że istnieje porozumienie polityczno-medialne, na skutek którego informacje przekazywane są w konkretny sposób. Dzisiaj - 23 sierpnia - też obejrzałem "Fakty po południu" oraz "Fakty", dowiedziałem się właśnie o tym, że Polacy zaatakowali policjantów w Hiszpanii, a także o tym, że MSW wydaje wojnę kibolstwu. Normalny dziennikarz, niezależny, zadaje pytania, natomiast dziennikarz TVN-u przekazuje pogląd władz. Byłem zszokowany, gdy obejrzałem Hannę Gronkiewicz-Waltz, która jedzie metrem, by pokazać, że po kilku tygodnia przerwy stacja Centrum znowu jest otwarta. Myślałem sobie (czy za myśli można iść siedzieć?): - Ty pindo, wracaj pracować, a nie metrem jeździsz i pokazówki urządzasz… Wydaje mi się, że normalny dziennikarz zapytałby, czy pani prezydent nie ma ważniejszych spraw na głowie, czy naprawdę zamknięcie czegoś i ponowne otwarcie warte jest obecności kamer. Wreszcie - czy zapraszanie ludzi, którzy dojechali na stację docelową, na kawę, to nie ten rodzaj obrzydliwego wchodzenia w dupę wyborcom, którzy za moment wezmą udział w referendum? Czy to nie zabieg godny pogardy i wyśmiania, zamiast suchej informacji?
Jeśli masz po swojej stronie media, gotowe na bezwzględne ogłupianie ludzi, możesz rządzić długo i skutecznie, w atmosferze strachu przed wyimaginowanym wrogiem (od razu zaznaczam: nie zagłosuję na PiS, na Palikota też nie, nie PiS-owską agitację ma na celu ten artykuł), także w atmosferze złudnych sukcesów. Jak dla mnie, rząd PO w TVN-ie skutecznie dawkuje informacje niewygodne, ogranicza je do minimum, w sposób fantastyczny odwraca uwagę i zasypuje ludzi wiadomościami wartymi tyle, co kolor majtek mojej sąsiadki. Uważam, że wielką krzywdę ta stacja wyrządza Polsce i Polakom, zatruwa ich umysły, karmi ich szkodliwą papką. Wielu ludzi - na skutek przyjmowania tej papki - jako obywatele wegetują. Powiedzcie mi sami: czy ciekawszą i bardziej wartościową informacją jest to, że pracownicy skarbówki poniekąd odpowiedzialni za aferę Amber Gold nie otrzymają zarzutów, czy to, że Bronisław Komorowski ma pierdolonego spaniela? Zdaniem "Faktów" - to drugie.
Narasta wkurwienie. Młodzi ludzie nie mają pracy, nie mają też poczucia, że grają z politykami w jednej drużynie, że ci cokolwiek im zapewnią, albo że chociaż się postarają. Dziennikarze żyją jak pączki w maśle, tuczeni przez rząd, nie wyczuwają, o czym mówi ulica. A mówi o tym, że rząd Polaków zdradza. I gdy MSW śle jakieś listy do Platiniego (mimo że Platini spuści je w kiblu), to i ja czuję się zdradzony. Nie wierzę, że ów list miał wpływ na utrzymanie zamknięcia "Żylety", moim zdaniem to zwykła popisówka obliczona na reakcję polskich mediów (TVN!), a nie Platiniego, gra pod wybory, pod elektorat kibicom niechętny, cyniczne łaszenie się do niezorientowanych w temacie osób. Ale jako Polak czuję zażenowanie, bo oczekiwałbym raczej, by polscy politycy wstawili się za Polakami: tymi napadniętymi w Sewilli, albo tymi, którzy zostali ograbieni z możliwości obejrzenia meczu Legia - Steaua na podstawie lichych przesłanek. To jest skandal: że sześć tysięcy Polaków nie będzie mogło obejrzeć meczu, a nie to, że marynarz pobił się z jakimś wyrostkiem. I to jest temat dla MSW. I dla TVN.
Pracownicy mediów, celebryci informacji mają poczucie, że robią coś pożytecznego, chociaż to zakały tego kraju. Monika Olejnik szczeka w swoim programie, nie próbując wyciągnąć żadnego istotnego zdania, a jedynie zabłysnąć pyskówką i nowymi szpilkami. Świeci gwiazda Jarosława Kuźniara, któremu zdaje się, że faktycznie naprawia Polskę, podczas gdy jest zwykłą medialną wydmuszką, uprawiającą nie dziennikarstwo, tylko poranną błazenadę. To ten, który powiedział, że jak przyjdzie tysiąc maili wzywających go do odejścia z pracy, to odejdzie. A gdy maile przyszły, to oświadczył: "To pokazuje, jak płytki jest czasem odbiór telewizji". Co w tym płytkiego? Miałeś odejść, to odejdź, spierdalaj. Człowiek bez honoru, który chce wyznaczać standardy. Nie są płytcy ci, którzy sądzili, że wywiążesz się z obietnicy, ale płytki jesteś ty, bo za bardzo uwierzyłeś w uwielbienie telewidzów.
Pierdolę politykę i media. W wyborach będę głosował nogami, a przed telewizorem - pilotem. Albo w ogóle się spakuję i przeprowadzę do innego kraju, by odciąć się od tych wszystkich, którzy widzą we mnie tylko frajera, którego należy przemielić na swoją modłę. Gdybym miał własną telewizję, to przed wyborami pytałbym: co ze swoich zapowiedzi przedwyborczych zrealizowałeś? Apelowałbym, by wprowadzić karę pozbawienia wolności dla polityków, którzy zdobywają władzę obietnicami, których nie mają zamiaru realizować. Poszedłby siedzieć nawet premier, który najpierw chciał abonament telewizyjny kasować, a wyszło na to, że skupił się na podniesieniu skuteczności jego ściągalności. Szczegół? Owszem. Ale znamienny - że słowa nic nie znaczą, a ludzie każde przedwyborcze kłamstewko wybaczą.
Ale przecież TVN się tym nie zajmie. Bójka w Gdyni, Hanka w metrze, pies w Białym Domu. By żyło się lepiej. Tuskom i Kuźniarom. Nienawidzę was.
KRZYSZTOF STANOWSKI
źródło: weszlo.com/news/16122-Polityczno-dziennikarska_halastra_Gardze_wami
Oh a w TV Trwam samą prawdę pokazują. Kolejny debil który myśli iż media mają za zadanie przekazywać informacje. Niezależne media to takie media które nie są finansowane z niczyjej kieszeni i przekazują informacje za darmo.
No tak zamiast podjąć merytoryczną dyskusję i w razie możliwości odeprzeć argumenty przedstawione w tekście najlepiej od razu "atakować" drugą stronę. Jeśli moja była sorka od historii która była niewierząca, oglądała wiadomości Trwam, bo mówiła że one są NAJBLIŻEJ prawdy to coś w tym jest (bardzo mądra kobieta, zawsze na historii komentowaliśmy najnowsze doniesienia ze świata). Nie od dziś wiadomo, że media głównego nurtu to partyjniackie bagno. Możecie sprawdzić kto założył/finansuje dane stacje, to nie jest trudne. Nikt wam nie każe oglądać Trwam, ale czasem zastanówcie się czy te media są rzetelne zamiast dać się faszerować tym ich gównem. To już nie pierwszy raz, kiedy TVN robi burzę z niczego fałszując jednocześnie prawdę (wcześniej JKM 2 razy zmieszany z błotem, bo powiedział grodzkie i druga afera z paraolimpiadą gdzie nawet nie zacytowali tego co on napisał. Ale jak Wojewódzki wteknął flagę Polski w gówno była ciszszszsza). Zamiast przyjmować wszystko jak leci zastanówcie się czasem nad prawdziwością lewackich mediów, które wszędzie widzą faszystów, homofobów, antysemitów, eurosceptyków.....
Zaczynamy od A:
Ampére, André Marie (fizyk)
André Marie Ampére (1775-1836) miał dwa koty – dużego i małego – które bardzo lubił. Przeszkadzały mu jednak ciągłym drapaniem do drzwi, więc w końcu wpadł na doskonały pomysł. Kazał wywiercić dla kotów dwa otwory w drzwiach: jeden duży – dla dużego, drugi mały – dla mniejszego.
André Marie Ampére (1775-1836), stwierdziwszy pewnego razu brak zegarka, wysłał list do przyjaciela, u którego spędził ostatni wieczór. Zapytywał w nim, czy przypadkiem nie zostawił u niego zegarka. Adresat, przeczytawszy list, zobaczył w postscriptum: „Przed chwilą znalazł się mój zegarek, więc nie trudź się poszukiwaniem.”
Gdy André Marie Ampére (1775-1836) był na przyjęciu u znajomych rozpętała się paskudna ulewa. Gospodarze, wiedząc, że gość ma dość daleko do domu zaproponowali mu nocleg. Ampére chętnie przystał na propozycję po czym, gdy gospodarze zajęli się ścieleniem łóżek gdzieś zniknął.
Po dłuższym czasie usłyseli dzwonek. W drzwiach zobaczyli przemoczonego do
suchej nitki Ampére’a.
„Gdzie Pan był?” – zapytali z nieskrywanym zdziwieniem.
„W domu, po piżamę.” – odparł spokojnie Ampére.
André Marie Ampére (1775-1836) był człowiekiem bardzo roztargnionym często oddającym się rozmyślaniom. Pewnego razu zdążając na wykłady znalazł na drodze ciekawy mały kamyk i z zainteresowaniem przyglądał się jego fakturze. W pewnej chwili w nagłym przebłysku przypomniał sobie, że przecież śpieszy się na wykład. Wyciągnął zegarek i oceniwszy, że zostało mu bardzo niewiele czasu, zdecydowanie przyśpieszył kroku. Jednocześnie ostrożnie ułożył kamyk w kieszeni, a zegarek wyrzucił przez barierkę Pont des Arts wprost do Sekwany.
Banach, Stefan (matematyk)
Stefan Banach (1892-1945) nie znosił dostosowywać się do formalnych procedur akademickich, więc gdy zarzucono mu, że będąc znany na całym świecie ze swoich osiągnięć naukowych nie ma doktoratu, to zaproponowano mu zdawanie egzaminu – Banach jednak odmówił. Więc jego koledzy wymyślili podstęp. Na samą pracę doktorską wzięli niepublikowaną publikację Banacha, a egzamin… Banach był entuzjastą dyskusji naukowych, w związku z tym, jak usłyszał, że jest grupa osób, która chce przedyskutować z nim szereg problemów, niesłychanie się zapalił. Po przybyciu na spotkanie z tą grupą z zapałem odpowiadał na wszystkie pytania i bardzo był zdziwiony, gdy następnego dnia się dowiedział, że właśnie zdał egzamin doktorski.
Tuż przed wybuchem wojny do Stefana Banacha (1892-1945) do Lwowa przyjechał John von Neumann, aby nakłonić go do emigracji do USA. Miał ze sobą czek, podpisany przez Norberta Wienera, na którym tenże postawił tylko jedną cyfrę: „1”, a Banach miał dopisać za tą „1” tyle zer, ile tylko zechce. A ten odpowiedział spokojnie, że nie zna liczby zer, które by mu zrekompensowały Polskę, Lwów i Kawiarnię Szkocką.
Podczas odbywającego się w 1983 roku w Warszawie Międzynarodowego Kongresu Matematyków kilku matematyków z zagranicy zobaczyło na tramwaju napis „Banacha”. Koniecznie chcieli tę ulicę zobaczyć, pojechali więc tym tramwajem, a gdy dojechali na pętlę, zobaczyli tam sporej wielkości niezabudowany teren. Stwierdzili wówczas zgodnie, że nie jest to “ulica Banacha”, a raczej “przestrzeń Banacha”.
Bloembergen, Nicolaas (fizyk)
Kiedy w 1964r amerykanin Charles Townes (1915-…) otrzymał Nagrodę Nobla z fizyki za skonstruowanie lasera rubinowego, ofiarował żonie na pamiątkę kosztowny rubin.
Gdy potem w roku 1981 laureatem nagrody został Nicolaas Bloembergen (1920-…), odkrywca lasera trójpoziomowego, jego żona upomniała się o odpowiedni klejnot, powołując się na przykład Townesa.
„Moja droga, jeśli tak bardzo chcesz, to jestem skłonny pójść w ślady Townesa. Muszę cię jednak ostrzec, że mój laser pracuje na cyjanku.” – odparł Bloembergen.
Bohr, Niels Henrik David (fizyk)
Definicja eksperta wg Nielsa Bohra (1885-1962):
„Ekspert to człowiek, który w bardzo wąskiej dziedzinie zrobił wszystkie możliwe błędy.”
Nad drzwiami swojego wiejskiego domu Niels Bohr (1885-1962) powiesił podkowę, która jakoby przynosi szczęście. Jeden z gości zapytał zdziwiony:
„Czyżby pan, taki wielki uczony, wierzył, że podkowa przynosi szczęście?”
„Nie” – odpowiedział Bohr – „Ale powiedziano mi, że podkowa przynosi szczęście także tym, którzy w to nie wierzą.”
Niels Bohr (1885-1962) tak wspominał odwiedziny Alberta Einsteina w Kopenhadze:
„Gdy przyjechał do Kopenhagi, naturalnie pojechałem przywieźć go ze stacji kolejowej. W tym czasie Margrethe i ja mieszkaliśmy u mojej mamy (…) Ze stacji jechaliśmy tramwajem i rozmawialiśmy z takim ożywieniem o różnych sprawach, że przejechaliśmy o wiele za daleko. Wobec tego wysiedliśmy i pojechaliśmy z powrotem. Tym razem również minęliśmy właściwy przystanek. Nie pamiętam ile przystanków, ale jeździliśmy w tę i z powrotem, ponieważ Einstein był naprawdę zainteresowany (…) w każdym razie jeździliśmy tramwajem w jedną i w drugą stronę. Co o nas myśleli ludzie, to inna sprawa.”
Gdy jednego razu Niels Bohr (1885-1962) wykładał na konferencji o zawiłościach budowy bomby atomowej wszyscy byli sfrustrowani. Bohr mówił jak zwykle mało zrozumiale, urywanymi zdaniami, mieszaniną duńskiego, niemieckiego i angielskiego (niektórzy mówili na specyficzny język Bohra – bohrish). Prawą ręką trzymał kredę, którą pisał na tablicy a w lewej gąbkę, którą niemal natychmiast ścierał. W pewnej chwili jeden z naukowców krzyknął:
„Bohr proszę oddaj gąbkę” – i dalej wzory pozostawały na tablicy.
Niels Bohr (1885-1962) był nałogowym fajczarzem. Charakterystyczne dla Bohra było to, że miał nieustanne kłopoty z „uruchomieniem” swej fajki. Kiedy bowiem zapalił już zapałkę i zbliżał do cybucha, by rozżarzyć tytoń, przychodziła mu do głowy jakaś nowa idea, którą chciał się natychmiast podzielić z rozmówcą. Zastygał więc z palącą się zapałką w ręku, aż zgasła lub zaczynała go parzyć w rękę. Brał więc nową zapałkę i zabawa zaczynała się od nowa. Świadomi tych kłopotów, współpracownicy Bohra przy każdej okazji obdarowywali go największymi pudełkami zapałek, których mu stale brakowało, bo zużywał ich tysiące.
Pod koniec życia Niels Bohr (1885-1962) unikał trudnych pytań zadawanych mu przez studentów. Znalazł na to zresztą znakomity sposób. Podczas wykładu, gdy ktoś ze słuchaczy próbował zapędzić słynnego fizyka w „kozi róg”, naukowiec brał pudełko zapałek i udając, że chce zapalić wygasłą fajkę, niby przypadkowo rozsypywał zapałki po podłodze. Następnie dłuższy czas poświęcał na zbieraniu zapałek nie przerywając wywodu. Miał to taki skutek, że nikt (włącznie z pytającym) nie wiedział, czy wypowiedziane w trakcie tego zamieszania słowa profesora dotyczyły pytania, czy też nie.
Niels Bohr (1885-1962) w trakcie czytania szczególnie skomplikowanej teorii z fizyki (konkretnie chodziło o pracę Diraca leżącą u podstaw odkrycia pozytonu), Niels Bohr ironicznie stwierdził, że mogłaby być szczególnie przydatna w charakterze pułapki na słonie:
„Trzeba tylko przybić gwoździem afisz z tą teorią na drzewie w dżungli. Jestem przekonany, że każdy przechodzący obok słoń (zwierzę znane przecież z wielkiej mądrości), zatrzymywałby się natychmiast i próbował ją zgłębić. Zanim zrozumiałby o co w niej chodzi, można by go zapakować i dostarczyć do zoo w Kopenhadze.”
Boltzmann, Ludwig Eduard (fizyk)
Ludwig Eduard Boltzmann (1844 – 1906) w okresie gdy miał małe dzieci w niedziele rano, jeśli była ładna pogoda udawał się z wózkiem do pobliskiego parku. Tam siadał na ławce i przeprowadzał skomplikowane rachunki. Od czasu do czasu przytomniał, spoglądał na zegarek i gdy zbliżała się pora obiadu, spieszył z wózkiem do domu. Był jednak roztargniony, toteż zdarzało się, że wracał do domu sam. Przyzwyczajeni do tego mieszkańcy zaraz odprowadzali wózek. Pewnego dnia miejscowy policjant przyprowadził wózek, zanim jeszcze dotarł tam Boltzmann.
„Bardzo dziękuję” – rzekła doń żona Boltzmanna – „Ale czy może pan jeszcze przyprowadzić do domu męża, bo obiad stygnie.”
James Chadwick (1891-1974) został fizykiem przez przypadek. Kiedy zdawał egzamin na wyższe studia matematyczne na uniwersytecie w Manchesterze, przez pomyłkę usiadł na ławce dla kandydatów na przyszłych fizyków. Dopiero po zdanym egzaminie zdał sobie z tego sprawę. Był jednak tak nieśmiały, że wstydził się przyznać do pomyłki egzaminatorom.
D
Dalton, John (fizyk, chemik)
John Dalton (1766-1844) przewodniczył kiedyś zebraniu naukowemu. Ktoś czytał mało interesującą pracę. Kiedy prelegent skończył, Dalton jako przewodniczący podsumował:
„A więc panowie, pozwolę sobie stwierdzić, że ten wykład był na pewno bardzo interesujący dla tych, których mógł zaciekawić.”
Dantzig, George (matematyk)
George Dantzig (1914-2005) uczęszczał na wykłady ze statystyki prowadzone przez Jerzego Spława-Neymana. Wykłady zaczynały się bardzo rano, a Dantzig lubił spać, dlatego przychodził po wykładzie żeby spisać zadania do zrobienia w domu. Zadania miały być oddane przed następnym wykładem. Jednego razu zadania były wyjątkowo trudne, więc Dantzig spóźnił się o parę dni i bał się, że Neyman będzie mu robił wstręty. Ale była cisza. Pod koniec semestru ktoś zaczął się dobijać do jego drzwi o 6 rano. Był to Neyman, bardzo podniecony, z kartkami zapisanymi przez Dantziga. Okazało się, że problemy zostawione na tablicy to były problemy dotychczas nierozwiązane. Kazał Dantzigowi przepisać kartki na czysto, włożyć w okładki i obronić jako doktorat.
Darwin, Charles (biolog)
Charles Darwin (1809-1882) został kiedyś zaproszony na obiad. Przy stole jego sąsiadką była piękna młoda dama.
„Panie Darwin„ – zwróciła się do niego dama – „Twierdzi pan, że człowiek pochodzi od małpy. Czy mnie również to dotyczy?”
„Oczywiście.” – odpowiedział uczony – „Lecz pani nie pochodzi od zwykłej małpy, ale od czarującej.”
Dedekind, Richard (matematyk)
Richard Dedekind (1831-1916) jeszcze za życia przeczytał w jednym z informatorów naukowych, że umarł 4 września 1899 roku. Dowiedziawszy się o tym Dedekind napisał do wydawcy:
„Jestem bardzo wdzięczny za pamięć o mnie. Proszę jednak łaskawie zwrócić uwagę na to, że data mojej śmierci została podana niezbyt precyzyjnie”.
Dirac, Paul (fizyk)
Paul Dirac (1902-1984) był znany z precyzyjnego jezyka. Pewnego dnia na Uniwersytecie w Toronto Dirac miał wykład, po którym chairman poprosił uczestników o zadawanie pytań wykładowcy. Pewien profesor podniosł rekę i rzekł:
„Profesorze Dirac, nie rozumiem, jak pan wyprowadził ten wzór w górnym lewym rogu tablicy.”
Gdy Dirac milczał, chairman zapytał:
„Dlaczego pan nie odpowiada?”
Na to Dirac: „To było stwierdzenie, a nie pytanie.”
Paul Dirac (1902-1984) był naukowym samotnikiem, człowiekiem niezwykle małomównym, skromnym i nie dbającym o rozgłos. Podobno przyczyną było to, że jego ojciec, który pochodził z rodziny francuskojęzycznej, zmuszał dzieci do rozmawiania w domu po francusku. Dirac zaś nie potrafił mówić po francusku, więc milczał. Już jako sławny fizyk Dirac udzielił wywiadu pewnemu dziennikarzowi w Ameryce, który potem napisał, że powitalne „proszę wejść” przy drzwiach było jednym z najdłuższych zdań w całym wywiadzie. Dirac zachowywał się tak, jakby miał mnóstwo czasu, a jego najważniejszym zadaniem było wyglądanie przez okno.
„Profesorze, czy mógłby pan objaśnić mi swoje badania?” - pyta dziennikarz.
„Nie.” - pada odpowiedź.
„Czy chadza pan do kina?”
„Tak.”
„A kiedy był pan ostatnio w kinie?”
„W 1920 roku.” (przyp. jak miał 18 lat!)
Pewnego razu żona Paula Diraca (1902-1984) organizowała w domu przyjęcie i zapytała, czy ma jakichś doktorantów, których mógłby zaprosić. Dirac odpowiedział:
„Miałem jednego, ale zmarł.”
Dirichlet, Johann (matematyk)
Matematyk Johann Peter Gustav Lejeune Dirichlet (1805-1859) ożenił się z Rebekką Mendelssohn, siostrą bardzo sławnego kompozytora Felixa Mendelssohna.
Dirichlet nie znosił pisania listów. Zrobił tylko raz w życiu wyjątek, gdy urodziło mu się pierwsze dziecko. Wysłał wówczas do teścia taki list: „2+1=3″.
Nic dodać, nic ująć.
"Publikacja sfinansowana przez Komitet Wyborczy Platforma Obywatelska RP"
Schronił się przed deszczem pod ich przewróconym billboardem.
Kliknij tutaj aby wyświetlić wpis
A i plus duży dla Marcina Bosaka, który po raz kolejny pokazuje, że ma w głowie poukładane i mimo młodego wieku cechuje go duża "dojrzałość polityczna".
Chciałoby się więcej dyskusji i debat politycznych na takim poziomie.
- To zupełnie nierealne pomysły. Czyste chciejstwo. Człowiek składający takie obietnice okłamuje Polaków! - stwierdziła w rozmowie z "Rzeczpospolitą" posłanka PO Ligia Krajewska. Nie wiedziała, że w ten sposób ocenia... program własnej partii.
Posłanka Platformy Obywatelskiej została poproszona o ocenę kilku obietnic pochodzących z programu wyborczego PiS. - One wszystkie są na takim poziomie, że brakuje słów. To kpiny z ludzi! - stwierdziła jednoznacznie. Dopiero po chwili prowadzący wywiad Robert Mazurek przyznał się do małej manipulacji. W rzeczywistości kolejne cytaty były wyciągnięte wprost z... programu PO.
"Mam przed sobą program PiS, który obiecuje wielką modernizację Polski: 50 nowych mostów..." - wrabiał Ligię Krajewską Mazurek. - A trzy miliony mieszkań też dołożą? I jeszcze prezes obiecał, że urodzi się 200 tysięcy ludzi - ironizowała nieświadoma posłanka.
Skomentowała także m.in. pochodzący z "Narodowego programu wielkiej budowy" PO z 2007 roku pomysł budowy lotnisk w Olsztynie i Białymstoku. - Jakie uzasadnienie ekonomiczne mają porty lotnicze w tych miastach? Jak oni chcą te wszystkie lotniska utrzymać, z czego je zbudować? - dopytywała Krajewska.
Zanim dowiedziała się, że została wrobiona, zdążyła jeszcze w krótkich słowach podsumować domniemane pomysły partii opozycyjnej. - Życzę PiS powodzenia w realizacji tych cudów, ale to się nie nadaje do poważnej rozmowy - ucięła. Gdy dziennikarz "Rzeczpospolitej" przyznał się, że w rzeczywistości cytował program Platformy, na chwilę zamilkła.
- W odniesieniu do PiS te plany brzmią bardzo nierealnie, a cytowany dokument prezentował całość, czyli projekty i sposób ich finansowania. Tym różnimy się od PiS. Poza tym powstał w innej sytuacji gospodarczej - próbowała bronić się posłanka.
Stwierdziła, że nie można oskarżać PO o oszukiwanie ludzi, bo "być może ktoś, kto to przygotował, miał swoje wyliczenia". - Poza tym rok później rozpoczął się kryzys gospodarczy. Choć czasami rzeczywiście składa się pewne obietnice na wyrost, to prawda - przyznała.
Siedzi taki jebany pasożyt przy korycie, a nawet nie ma pojęcia po co tam jest i jaki program ma jej własna partia
Jeśli chcesz wyłączyć to oznaczenie zaznacz poniższą zgodę:
Oświadczam iż jestem osobą pełnoletnią i wyrażam zgodę na nie oznaczanie poszczególnych materiałów symbolami kategorii wiekowych na odtwarzaczu filmów
Człowieku, pracuję, jednocześnie studiuję i co? I tak państwo zarabia na mnie na każdym kroku. Więc pierdolenie, że kraj się sam nie zmieni również NIC nie zmieni.