18+
Ta strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich.
Zapamiętaj mój wybór i zastosuj na pozostałych stronach
Główna Poczekalnia (2) Soft (1) Dodaj Obrazki Filmy Dowcipy Popularne Forum Szukaj Ranking
Zarejestruj się Zaloguj się
📌 Wojna na Ukrainie - ostatnia aktualizacja: 6 minut temu
📌 Konflikt izrealsko-arabski - ostatnia aktualizacja: Dzisiaj 13:56

#rząd

W całej Polsce jest 1500 karetek. Cóż się dziwić, że dyspozytorzy zwlekają z wysłaniem ich do chorych, skoro jedna przypada na 25 tysięcy Polaków! Dla porównania, rząd i najważniejsze państwowe urzędy mają do dyspozycji niemal 1700 samochodów! Co więc jest ważniejsze dla polityków: życie obywateli czy własny komfort?!



Kilka minut – w takim czasie karetka powinna przyjechać do chorego w terenie zabudowanym. Poza nim w ciągu kwadransa. Dlaczego więc ciężko chorzy muszą czekać na ambulans często nawet kilka godzin?!

Ano dlatego, że karetek w Polsce jest zbyt mało. Zanim dyspozytorzy którąś wyślą, muszą zdecydować, który pacjent szybciej potrzebuje pomocy. Ambulansów mogłoby być więcej, ale wiadomo – to przecież kosztuje.

Kosztują też rządowe fury, ale z tym akurat nikt się już nie liczy. W rządzie, ministerstwach, urzędach i instytucjach państwowych jest blisko 1700 aut – wynika z przetargu ogłoszonego przez rządowe Centrum Usług Wspólnych. Roczne ubezpieczenie całej tej floty kosztuje podatników, bagatela, 1,5 mln zł. Po co władzy tyle aut? To proste. Decyduje próżność. Każdy urzędnik chce się czuć ważny i zadawać szyku w służbowej limuzynie!
Z tego prostego przykładu jak na dłoni widać, że politycy od lat bardziej dbają o siebie, niż o pacjentów służby zdrowia. O swoje zdrowie martwić się przecież nie muszą – pod Sejmem i Senatem podczas obrad – na każde ich zawołanie – dyżurują dwie karetki przeznaczone tylko dla nich!

Zajebane bezczelnie z fakt.pl
jak zły dział to sorry, jak chujowe to tuskowi w dupę wsadzić!
Najlepszy komentarz (34 piw)
nemiroff • 2014-01-21, 21:26
no to niech skrócą ilość limuzyn do 500 i dokupią pareset mondeo kurwa co za problem?
a karetek przybędzie. w karetkach się życie ludzi ratuje, a w limuzynach rządowcy pierdzą w fotele


W liście otwartym do Polaków opublikowanym na łamach "Gazety Wyborczej" wiceprezes Gazpromu Aleksander Miedwiediew stwierdza, że "głęboko wierzy w znaczenie słowa wzajemność", a jednocześnie daje do zrozumienia - uniezależnienie się od dostaw z Rosji będzie nas drogo kosztować.

Z jednej strony kraj ten jest jednym z najważniejszych odbiorców rosyjskiego gazu ziemnego w Unii Europejskiej - ustępuje jedynie Niemcom i Włochom, a ostatnio prześcignął nawet Francję. Co więcej, Polska ma największy potencjał wzrostu konsumpcji błękitnego paliwa ze względu na ogromny udział szkodliwego dla środowiska węgla w polskim miksie energetycznym. Jednakże można przypuszczać, biorąc pod uwagę europejskie standardy ochrony środowiska, że sytuacja prędzej czy później zmieni się na lepsze - gaz ziemny będzie wykorzystywany w znacznie większym stopniu. Z drugiej strony Gazprom spotyka się z wieloma uprzedzeniami w Polsce. Ich skala bywa uderzająca, pomimo że współpracując z Unią Europejską od lat, przyzwyczailiśmy się do pokonywania wielu politycznych barier, a nawet ideologicznych pozostałości zimnej wojny.

Niestety, tłem naszej działalności w Polsce jest często powtarzane hasło o konieczności uniezależnienia się od rosyjskiego gazu. Nie widzę żadnego, ekonomicznego uzasadnienia takiej postawy.

Początkowo w Polsce dominowały opinie, że aby Polska uniezależniła się od dostaw rosyjskiego gazu, należy kupować gaz skroplony LNG od innych dostawców. Nie reagowaliśmy. Jeżeli chcecie dywersyfikować dostawy gazu, proszę bardzo, bądźcie tylko gotowi za to zapłacić! Grupa Gazprom produkuje i sprzedaje LNG od 2005 roku, więc wiemy, jaki jest koszt LNG i jak ten biznes funkcjonuje. Wydaje nam się oczywiste, że w Polsce jeszcze długo gaz dostarczany gazociągami z Rosji będzie tańszy niż LNG, co zostało potwierdzone ostatnimi prognozami, według których gaz skroplony będzie o 30 proc. droższy od gazu sprowadzanego do Polski z Rosji. Nie jesteśmy zaskoczeni tymi szacunkami.

Następnie nastąpiła euforia spowodowana perspektywą wydobycia gazu łupkowego. Jest to wewnętrzna sprawa Polski, dlatego nie przedstawialiśmy swoich poglądów w tej kwestii. Chcecie wydobywać? Proszę, to nie jest nasza sprawa. Ilekroć jestem pytany o opinię na temat gazu niekonwencjonalnego, podkreślam jeden, często pomijany aspekt - koszt produkcji. Wydobycie gazu z łupków jest znacznie droższe niż z tradycyjnych źródeł. Nawet w Stanach Zjednoczonych, jedynym państwie, gdzie gaz łupkowy jest produkowany na skalę przemysłową, nie powstał dotychczas żaden efektywny model biznesowy. Koszt wydobycia gazu łupkowego w USA jest trzykrotnie wyższy niż cena, za którą jest sprzedawany! Ta sytuacja trwa już kilka lat, ale nie może trwać w nieskończoność. Firmy ponoszą straty, zmuszone są ograniczać inwestycje oraz sprzedawać aktywa warte miliardy dolarów. Czy można uznać taki model biznesowy za dobry przykład dla pozostałych sektorów gospodarki?

A co obserwujemy w Polsce?

Coraz więcej firm zagranicznych, wcześniej skuszonych wizją łupkowego eldorado, kończy działalność w Polsce, a szacunki złóż gazu łupkowego są redukowane. Ludzie zaczynają rozumieć, że produkcja gazu łupkowego jest droga. O wiele droższa w Europie niż w Ameryce Północnej. Czy to jednak oznacza, że nie ma perspektyw dla gazu łupkowego na polskim rynku? Nie. Gaz z łupków będzie miał zastosowanie lokalne i częściowo uzupełni produkcję konwencjonalnego gazu, którego złoża stopniowo się wyczerpują. Jednakże nie będzie on prawdziwą alternatywą dla rosyjskiego gazu, i Polacy powinni być na to przygotowani.

Podkreślam, że Gazprom, jako największy producent gazu ziemnego na świecie, nie jest przeciwny gazowi łupkowemu. Nowe technologie produkcji gazu przyczyniają się do zwiększenia światowych zasobów i stwarzają warunki do wzrostu konsumpcji gazu. Jeśli na świecie rośnie udział gazu w sektorze energetycznym, rosną także nasza sprzedaż i zyski. Jednakże sprawa kosztów nie powinna być pomijana.

Paradoksalnie wynika z tego, że "niezależność od Gazpromu" oznacza produkcję lub import droższego gazu z innych źródeł, za który dodatkowo zapłaci przeciętny konsument. Natomiast "zależność od rosyjskiego gazu" oznacza dla Polski zakup tańszego paliwa na lepszych, rynkowych warunkach.

Podobną sytuację obserwujemy obecnie w firmie EuRoPol GAZ, która odpowiada za transport gazu z Rosji przez terytorium Polski. Gazprom jest znaczącym udziałowcem tej firmy, która od 20 lat z sukcesem działa na polskim rynku. Przykładowo, w grudniu 2013 roku osiągnięto prawie maksimum przepustowości gazociągu Jamał - Europa - około 90 milionów m3 gazu dziennie. W 2012 roku przesłano gazociągiem 26,3 mld m3, a w 2013 według szacunków ok. 31,7 mld m3.

Niestety, biorąc pod uwagę specyfikę funkcjonowania spółek, nie rozumiemy postawy naszych polskich partnerów. Statut firmy określa, że wybór nowego zarządu powinien zostać dokonany na podstawie decyzji obu największych udziałowców. Nagle się dowiedzieliśmy, że strona polska zwolniła kilku członków i powołała jednostronnie innych, bez przedyskutowania tego z nami. Temu działaniu towarzyszyły negatywne publiczne komentarze. Jest to dziwne podejście, szczególnie biorąc pod uwagę obowiązujące prawne normy i procedury statutowe oraz zwykłą przyzwoitość.

Grupa Gazprom nie ma i nie może mieć żadnych uprzedzeń w stosunku do polskich partnerów. Kierują nami jedynie biznesowe przesłanki i z chęcią podejmujemy współpracę na wielu polach. Ostatnio udało nam się stworzyć bardzo obiecujący model kooperacji przy promocji gazu ziemnego jako paliwa silnikowego. Firma Gazprom Germania wraz z polskim producentem autobusów Solbus dokonała przełomu na europejską skalę. Polska została pionierem w produkcji i zastosowaniu autobusów napędzanych LNG. Tego typu pojazdy są powszechnie używane w Chinach czy Stanach Zjednoczonych, a teraz ta innowacyjna technologia czystego i taniego transportu miejskiego zostanie zastosowana w Olsztynie i Warszawie. Jesteśmy dumni, że razem z polskimi partnerami stworzyliśmy doskonały komercyjny model, który pokonał wszelkie uprzedzenia i rozwiał bezpodstawne obawy. Jesteśmy gotowi na to, aby rozwijać projekt w kolejnych polskich miastach, a także innych europejskich państwach. Polskie autobusy i rosyjski gaz razem potrafią zdziałać naprawdę wiele!

Jesteśmy otwarci na korzystną dla obu stron współpracę i nie mamy skłonności do uprzedzeń. Nie patrzymy wstecz, aby móc iść do przodu. Pewni naszych umiejętności i zasobów jesteśmy przekonani, że nasza komercyjna oferta jest najlepsza. Nie boimy się konkurencji. Aktualnie jesteśmy jedynym dostawcą gazu do Europy, który zwiększa eksport (z 138,8 mld m3 w 2012 do 161 mld m3 w 2013 roku), podczas gdy nasi konkurencji z Norwegii, Algierii, Kataru, Libii, Nigerii redukują dostawy już drugi rok z rzędu. Jesteśmy przekonani, że korzyści ze współpracy zawsze powinny być wzajemne. A my głęboko wierzymy w znaczenie słowa "wzajemność".

*Aleksander Miedwiediew - wiceprezes zarządu OAO Gazprom oraz dyrektor generalny OOO Gazprom Export

Źródło


Nie będzie ulgi podatko- wej dla oszczędzających na mieszkania. Min. Finansów wycofało się z pomysłu

Nowelizacja ustawy o podatku dochodowym miała wprowadzić ulgę podatkową zachęcającą Polaków do oszczędzania na zakup własnego mieszkania lub domu. Przyjęcie przez rząd nowelizacji zdążył już zarekomendować Komitet Stały Rady Ministrów. Problem w tym, że Ministerstwo Finansów nagle postanowiło się wycofać z korzystnych dla oszczędzających Polaków zmian i wykreśliło z projektu nowelizacji przepisy wprowadzające ulgę.

Nowelizacja zakładała, że odsetki od środków na rachunkach bankowych albo rachunkach w spółdzielczych kasach oszczędnościowo-kredytowych, które zostaną przeznaczone na realizację celu mieszkaniowego, byłyby zwolnione z PIT. Jedynym warunkiem skorzystania ze zwolnienia podatkowego miało być oszczędzanie przez okres nie krótszy niż pięć lat. Niestety Ministerstwo Finansów nagle wycofało się z pomysłu wprowadzenia w życie tego typu ulgi. W lakonicznym komunikacie wysłanym do PAP stwierdziło jedynie: "Wprowadzenie takiego zwolnienia od podatku dochodowego stanowiłoby nieuzasadnione uprzywilejowanie jednej z form oszczędzania". Być może urzędnicy resortu uznali, że Polacy mogliby zbyt wiele zyskać, gdyby zgromadzone na rachunkach bankowych środki pieniężne przeznaczone na cele mieszkaniowe miały być zwolnione z podatku.

W tego typu sytuacjach - kiedy rząd likwiduje ulgi, czy podnosi obciążenia fiskalne - lubię cytować Donalda Tuska, który podczas swojego expose z 2007 roku przysięgał, iż: "Naczelną zasadą polityki finansowej mojego rządu będzie stopniowe obniżanie podatków i innych danin publicznych". Dzisiaj widać jak bardzo słowa premiera były fałszywe.

Źródło


Rząd chce utrwalić mit założycielski III RP. W tym celu funduje nagrodę o wartości 1 mln euro

Rząd Tuska planuje wydać równowartość 1 miliona euro na ufundowanie nagrody "Solidarności". Ma być ona przyznana 4 czerwca - w celu upamiętnienia wyborów z 1989 roku, będących elementem planu ukutego przez komunistów z PRL podczas obrad okrągłego stołu.

Nic tak nie utrwali mitu założycielskiego III RP, jak dobry medialny pijar. A to można osiągnąć poprzez ufundowanie nagrody (z publicznych środków?) przyznawanej w dniu 4 czerwca - rocznicy "wyborów" ustawionych przez komunistów z PRL, działających na zlecenie swoich przełożonych z Kremla. Niewiele osób zadaje sobie sprawę z tego, że w 1989 roku służby specjalne naszego kraju podlegały pod XI Zarząd Główny KGB. To pod jego nadzorem resorty bezpieczeństwa przygotowywały transformację ustrojowo-gospodarczą w naszym kraju. Władimir Bukowski, znany rosyjski dysydent, pisarz i publicysta, w latach 1992-1993 otrzymał dostęp do tajnych archiwów sowieckich (w czasach wczesnego Jelcyna było to możliwe). Dokumenty, które udało mu się zeskanować/wynieść z archiwów mówiły jasno, że polski Okrągły Stół zorganizowali gen. Kiszczak i jego ludzie na rozkaz Kremla. Głównym celem tej operacji było zachowanie wpływów komunistów na kierunki rozwoju wydarzeń w Polsce oraz przejęcie kontroli nad intratnymi gałęziami nowotworzonej gospodarki wolnorynkowej, które będą przynosić największe zyski. Istotną konsekwencją Okrągłego Stołu były także wybory z 4 czerwca 1989 roku. Skoro cała transformacja ustrojowa była planowana i realizowana według założeń sowieckich analityków, to w rocznicę wyborów z 4 czerwca - kiedy przyznana ma być wspomniana powyżej nagroda "Solidarności" - naprawdę nie mamy się z czego cieszyć. Nagroda ta będzie jedynie próbą utrwalenia mitu założycielskiego III RP, mocno promowanego przez większość polskojęzycznych mediów oraz obecny establishment, który dziś jest jednym z beneficjentów decyzji podejmowanych na Kremlu 25 lat temu.

]Źródło


Podczas expose z 2007 roku Donald Tusk powiedział: "Naczelną zasadą polityki finansowej mojego rządu będzie stopniowe obniżanie podatków i innych danin publicznych". W ciągu kolejnych 6 lat wysokość minimalnej składki na ZUS dla polskiego przedsiębiorcy urosła o 43 proc...

Jak rosły składki na ZUS w latach rządów Tuska? Na początku 2008 roku, tuż po objęciu władzy przez Donalda Tuska, wysokość minimalnej składki na ZUS dla osoby prowadzącej działalność gospodarczą wynosiła 717,77 zł. Na początku 2013 roku minimalna składka urosła aż do 1026,98 zł, co w porównaniu do 2008 roku, oznacza wzrost o 43 proc.! Niestety wysokie koszty prowadzenia działalności gospodarczej w Polsce, do których zalicza się między innymi obowiązkowe składki na ZUS, znacząco hamują rozwój naszej gospodarki. Donald Tusk, obiecując pod koniec 2007 roku, stopniowe obniżanie podatków i innych danin publicznych, najzwyczajniej w świecie kłamał. Zamiast pobudzać gospodarkę, zaczął ją tłumić poprzez decyzje o podniesieniu stawek podatku VAT czy akcyzy, likwidując szereg ulg podatkowych, zamrażając kwoty wolne od podatku oraz zwiększając przedsiębiorcom obowiązkowe składki, które co miesiąc muszą odprowadzać do ZUS, jeśli chcą legalnie prowadzić biznes.

Zródło


Jeszcze nie tak dawno Donald Tusk publicznie stwierdził: "Nie możemy sobie dawać nagród, gdy nie możemy dać ludziom podwyżek". Słowa te po raz kolejny okazały się jednak tylko słowami. W ciągu 2013 roku rząd wraz z poszczególnymi ministerstwami rozdały swoim podwładnym 102.553.000,00 zł nagród.

Zgodnie z informacjami opublikowanymi przez "Super Express" najhojniejszym pracodawcą okazał się Radosław Sikorski, który swoim podwładnym rozdał ponad 27,4 mln zł nagród. Drugie miejsce zajmuje pod tym względem Ministerstwo Finansów - 14,8 mln zł nagród. Podium zamyka Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej - 8,6 mln zł. Kancelaria Premiera w 2013 roku rozdała 3,7 mln zł nagród.

Źródło - SE O_o
Anonimowość - nigdy nam jej nie zabronicie!
J................V • 2014-01-16, 20:00


Cytat:

Przy okazji zadym towarzyszących ostatniemu “marszowi niepodległości” podczas którego neofaszyści wszczynali burdy atakując min. warszawskie skłoty, po raz kolejny powrócił pomysł wprowadzenia zakazu maskowania twarzy podczas demonstracji.

Pomysł ten podchwytują ochoczo zwolennicy “ładu i porządku” społecznego, jako ich zdaniem skuteczną metodę na ograniczenie zadym w przyszłości. Poniżej przedstawimy kilka naszych argumentów przeciwko temu pomysłowi.
Po pierwsze maskowanie twarzy towarzyszy nie tylko spędom nacjonalistów w Warszawie w dniu 11.11.

Podczas wielu pikiet i manifestacji w obronie praw pracowniczych widać ichuczestników zasłaniających twarze w obawie przed reakcją pracodawcy na udział pracownika w proteście.

Wielu antyfaszystów zakrywa swoje twarze podczas demonstracji nie chcąc być potem rozpoznawalnym na osiedlu na którym mieszkają faszyści gotowi zaatakować taką osobę.

Każdy słyszał o stronie RedWatch na której neonaziści zamieszczają zdjęcia “zdrajców rasy”.

W wielu przypadkach maskowanie twarzy jest elementem artystycznego charakteru ulicznego hepeningu, np. maski zwierząt na twarzach osób biorących udział w akcjach pro animalistycznych. Podobnie ma się sprawa z
osobami utożsamiającymi się z ruchem Anonymous.

Poza tym czy szalik w mroźny dzień lub przyciemniane okulary gdy jest słońce, to już maskowanie twarzy?

Dodatkowo uważamy, że walka z jakimikolwiek problemami społecznymi polegająca na ograniczaniu praw obywatelskich jest najmniej skutecznym sposobem na rozwiązywanie problemu. W ten sposób nasze społeczeństwo zabrnie w ślepą uliczkę ograniczeń praw obywatelskich co prędzej czy później obróci się przeciwko nam.

Wprowadzenie zakazu maskowania twarzy to pójście na łatwiznę a nie faktyczne rozwiązanie problemu.



Podchwycone stąd

Co myślicie na ten temat? Zgadzacie się z pomysłem rządu czy jesteście przeciwko ?
Najlepszy komentarz (63 piw)
e................y • 2014-01-16, 20:23
W ogóle wszedzię w miejscu publicznym powinno się dostosować do pewnych norm i nie zakrywać twarzy. Pod zadnym pretekstem i bez wyjątków typu , że islamskie kobiety muszą , nie i koniec, wypierdalać na wschód jak się nie podoba. A co do ekipy 161 , czyli bojówki antify , największego ścierwa to nie ma co się dziwić. Banda osrajluchów rzucających butelki i kamienie. Bo na marszu niepodległości może 2-3% ludzi miało zamaskowane twarze, natomiast jak antifa się gdzieś pojawia to wszyscy zakryte mordy i tak dumni są z poglądów, które reprezentują , że się muszą chować. Faszyzm i nazim, którymi tak swobodnie operują jest bliżej lewej stronie niż prawej.


Polacy mieszkają w najbardziej przeludnionych mieszkaniach w UE

Eurostat ogłosił, że aż 75,2 proc. najemców w Polsce mieszka w zbyt małych (przeludnionych) mieszkaniach. Okazuje się, że jest to najgorszy wynik w całej Unii Europejskiej.

Najnowsze dane Eurostatu pokazują, że w Polsce problem przeludnienia dotyczy 75,2 proc. najemców. To najwyższy wynik w 30 krajach przebadanych przez Eurostat. Dla porównania: średnia dla 28 krajów Unii Europejskiej to 19 proc. Nieco lepiej jest w przypadku wszystkich obywateli (zarówno wynajmujących, jak i mieszkających w lokalach własnościowych), wówczas problem zbyt małych mieszkań dotyczy 46,3 proc. Polaków, ale i tak plasuje to nas na jednym z ostatnich miejsc w Europie. Niewiele lepsze wyniki zanotowały Bułgaria, Rumunia i Węgry. Problem przeludnienia dotyczy tam od 69,6 do 70,4 proc. najemców.

— W najlepszej sytuacji są najemcy w Holandii, gdzie mniej niż jeden na 20 mieszka w zbyt małym mieszkaniu. Problem ten dotyczy też mniej niż co dziesiątego najemcy w Belgii, na Cyprze i w Szwajcarii — mówi Bartosz Turek z Lion’s House. W złej sytuacji mieszkaniowej są ludzie młodzi.

Problem przeludnienia mieszkań w Polsce (zarówno wynajmowanych, jak i kupionych na własność) dotyczy aż 55,3 proc. dwudziestolatków. Taki wynik daje nam dopiero 26. miejsce na 30 przebadanych krajów.

Gorzej jest tylko w Rumunii (66,6 proc. dwudziestolatków mieszka w przeludnionych mieszkaniach), na Węgrzech (60,3 proc.), w Bułgarii (59,1 proc.) i Chorwacji (58 proc.). Po przeciwnej stronie zestawienia są Belgia, Cypr, Malta, Luksemburg, Holandia i Hiszpania z wynikami od 2,1 do 8,8 proc. Biorąc pod uwagę wszystkich obywateli, problem przeludnienia dotyczy 46,3 proc. Polaków. Gorzej pod względem ogólnego wskaźnika przeludnienia jest tylko w Rumunii (51,6 proc.) i na Węgrzech (47,2 proc.).

Najlepiej pod tym względem wypada Belgia. Tam w zbyt małych mieszkaniach mieszka tylko 1,6 proc. obywateli, czyli prawie 30 razy mniej niż w Polsce. Bardzo niskie wskaźniki przeludnienia wśród ogółu obywateli notują ponadto Holandia (2,5 proc.), Cypr (2,8 proc.) i Malta (4,3 proc.).

Standard mieszkaniowy wg Eurostatu

Za nieruchomość spełniającą standardy europejskie uznaje się takie mieszkanie lub dom, w którym na potrzeby pojedynczego gospodarstwa domowego jest przynajmniej jeden pokój (np. dzienny pokój, salon czy jadalnia), a ponadto:

1) jeden pokój dla pary tworzącej gospodarstwo domowe,

2) jeden pokój dla każdej samotnej osoby pełnoletniej,

3) jeden pokój dla dwójki dzieci o tej samej płci w wieku od 12 do 17 lat,

4) jeden pokój dla osoby w wieku od 12 do 17 lat, jeśli nie została uwzględniona w powyższych punktach,

5) jeden pokój dla dwójki dzieci poniżej 12 roku życia.


Źródło


Polska liderem w... wysokości kosztów funkcjonowania administracji podatkowej

W 2010 roku na utrzymanie administracji skarbowej w Polsce przeznaczono 3.115.737.618,00 zł publicznych pieniędzy. Kwota ta stanowi 1,4 proc. wszystkich wpływów z podatków przekazanych do budżetu państwa i plasuje nas w ścisłej europejskiej czołówce.

Także z tego, że nasze firmy ponoszą realne wydatki związane z wypełnianiem obowiązków wobec fiskusa. Na podstawie danych Wewnątrzeuropejskiej Organizacji Administracji Podatkowych można stwierdzić, że odsetek wydatków na administracje skarbową w Polsce w 2010 r. wyniósł 1,4 proc. W Norwegii koszty te stanowią zaledwie 0,55 proc. wpływów z podatków, w Finlandii – 0,68 proc., a w Austrii – 0,82 proc.

Spośród badanych dziewięciu państw gorzej od Polski wypadły tylko: Bułgaria – 1,41 proc. – oraz Portugalia – 1,91 proc. Raport na temat kosztów ściągalności podatków na podstawie najnowszych danych opracowała właśnie grupa doradcza ECDDP. Nasza sytuacja na tle innych krajów Europy, biorąc pod uwagę lata 2002–2011, wygląda źle.

Po pierwsze, efektywność egzekucji zaległych podatków w Polsce znacznie zmalała w ostatnich latach. Po drugie, polski przedsiębiorca musi poświecić aż 286 godzin w roku na załatwianie swoich spraw podatkowych oraz ponieść spore koszty związane ze spełnieniem obowiązków. Po trzecie, koszty administracji skarbowej, wyrażone jako procent wpływów budżetowych, są na tle innych państw wysokie. Po czwarte, nadmiar przepisów regulujących prawo podatkowe obciąża zarówno administrację skarbową, jak i podatników. I wreszcie po piąte, nieefektywność polskiej administracji skarbowej nie wynika ze zbyt dużej liczby zatrudnionych urzędników, lecz z nieodpowiedniego podziału zadań.

– Pojecie „kosztów ściągalności podatków” należy odnosić nie tylko do realnych kosztów administracji, lecz także do wydatków ponoszonych przez podatników, którzy muszą dopełnić wielu uciążliwych obowiązków wynikających z konieczności poprawnego obliczenia oraz wpłacenia należnych państwu danin – uzasadniają specjaliści z ECDDP. Przyjeta przez ECDDP metoda badania opiera się na kosztach administracyjnych, jakie ponosi państwo w celu pobrania należnych mu podatków. – To jedno z najlepszych kryteriów, jakimi można opisać jego efektywność – wskazują autorzy raportu.

– Jeżeli koszty te są zbyt wysokie, do budżetu wpływa realnie mniej środków pochodzących z podatków. W ocenie Ewy Scierskiej z ECDDP, jeśli weźmiemy pod uwagę, że w Portugalii dla osób fizycznych istnieje progresywna skala podatkowa, obejmująca aż 8 progów, do których należy zakwalifikować dochody według 6 kategorii, to nie zaskakują wysokie koszty ściągalności. Norwegia z kolei przewiduje przyjazny podatek liniowy dla osób fizycznych, który jest alternatywą dla skali progresywnej (tylko z dwiema stawkami). Mimo wysokich kwotowo kosztów administracji cechuje ją największa efektywność z badanych krajów. Z ankiety, o której wypełnienie eksperci już w 2009 r. prosili przedsiębiorców z 10 krajów, wynikało, ze w Polsce w porównaniu z innymi państwami zaskakująco mało czasu (tylko 8 godz. rocznie) wykorzystują na profesjonalna pomoc doradców podatkowych, a bardzo dużo (65 godz.) na samokształcenie podatkowe (serwisy podatkowe, porady online, książki, prasa branżowa)

Źródło


Akcyza do góry. Wpływy do budżetu w dół

Po ubiegłorocznej 5-procentowej podwyżce akcyzy tytoniowej budżet państwa zamiast spodziewanych większych wpływów, zanotował spore straty. W pierwszych 11 miesiącach 2013 r. dochody z akcyzy tytoniowej sięgnęły bowiem 16,8 mld zł, czyli były niższe o 327 mln zł niż w tym samym okresie rok wcześniej.

Od początku 2014 r. akcyza znowu poszła o 5 proc. w górę, a prognozy mówią o kolejnych spadkach wpływów.
Mniejsze wpływy, chociaż palimy tyle samo

- Straty nie wynikają z tego, że nagle tyle osób rzuciło palenie. Wzrost akcyzy tytoniowej, a co za tym idzie, cen papierosów, zawsze powodował rozkwit szarej strefy - mówi Andrzej Sadowski z Centrum im. Adama Smitha.

Potwierdzają to dane Służby Celnej. Kolejne wzrosty akcyzy (m.in. w 2009 r. i 2011 r.) prowadziły do systematycznego spadku legalnej sprzedaży papierosów. A co za tym idzie, od 2010 r. do 2012 r. wielkość szarej strefy wzrosła z 10,6 do 13 proc. Według firmy badawczej Almares w 2013 r. mogła sięgnąć nawet 14-16 proc.

Jak wynika z raportu Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową (IBGR), ceny papierosów w ubiegłym roku osiągnęły poziom, który istotnie przyczynia się do spadku legalnej sprzedaży, dlatego kolejna podwyżka od początku 2014 r. doprowadzi do następnych spadków wpływów do budżetu. Tymczasem Ministerstwo Finansów oszacowało dodatkowe zyski na ponad 345 mln zł...

Z raportu IBGR wynika też, że mniejsze wpływy z akcyzy w ostatnim roku to efekt nie tylko wzrostu nielegalnej sprzedaży, ale też coraz większej popularności e-papierosów (mają już około 5-proc. udział w rynku) czy tytoniu do samodzielnego skręcania papierosów.

Podobnie będzie z wódką?

Od początku tego roku wzrosła także akcyza na wyroby spirytusowe. Podwyżka o 15 proc. sprawiła, że 0,5 l wódki kosztuje średnio o 2 złote więcej. Według analiz Instytutu Sobieskiego doprowadzi to do kolejnych strat. Zamiast dodatkowych 780 mln zł wyliczonych przez Ministerstwo Finansów, budżet w porównaniu do ubiegłego roku straci 150 mln zł. - Spadek legalnej sprzedaży będzie większy niż prognozowany przez resort finansów - tłumaczy Maciej Rapkiewicz, ekspert Instytutu Sobieskiego.

Analiza instytutu oparta jest na prognozach rynkowych oraz doświadczeniach z poprzednich lat. A z nich wynika m.in., że po obniżeniu w 2002 r. akcyzy na wyroby spirytusowe o 30 proc. w następnym roku państwo zarobiło o 445 mln zł więcej niż zakładano. Natomiast podwyżka akcyzy od 2005 r. o 3,4 proc. sprawiła, że zamiast oczekiwanych 300 mln zysków odnotowano spadek wpływów do budżetu o ok. 130 mln zł. Mniejsze od zakładanych pieniądze (o około 60 mln zł) wpłynęły do państwowej kasy także po podwyżce akcyzy w 2009 r. (o 9 proc.).

- Polski konsument jest bardzo wrażliwy na podnoszenie cen mocnych alkoholi. Dlatego wyższa cena oznacza mniejszą sprzedaż - stwierdza Andrzej Szumowski, prezes Stowarzyszenia Polska Wódka.

To jednak nie niepokoi Krzysztofa Brzózki, dyrektora Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych. - Liczę, że tym razem będzie podobnie. To znaczy, że wyższe ceny doprowadzą do zmniejszenia ilości wypijanego przez Polaków alkoholu - mówi.

Za to zdaniem przedstawicieli branży alkoholowej, podobnie jak w przypadku papierosów, na zmianie akcyzy zyskają głównie przemytnicy.

- Nie sądzę, że konsumenci zmienią upodobania i przestaną spożywać wyroby spirytusowe, bądź przerzucą się na piwo czy wino. Pewnie będą szukać tańszych substytutów, niekoniecznie właściwej jakości, zdrowych i kontrolowanych - mówi Andrzej Szumowski ze Stowarzyszenia Polska Wódka.
Zyski tylko na papierze

Dlaczego mimo dotychczasowych doświadczeń i prognoz ośrodków analitycznych Ministerstwo Finansów uważa, że podniesienie akcyzy na papierosy i mocny alkohol zasili budżet odpowiednio 345 mln i 780 mln zł?

- W resorcie finansów oczywiście są analizy, które wskazują, że to jest zupełnie nierealne. Ale takie założenia zostały wpisane, żeby dopiąć budżet na obecny rok i żeby wszystko się w nim zgadzało. Później zostaną wprowadzone korekty - uważa Andrzej Sadowski, ekonomista z Centrum im. Adama Smitha.

Według niego, przy obliczaniu przyszłych zysków resort finansów w minimalnym stopniu wziął pod uwagę realia rynkowe, a skupił się na suchych obliczeniach w arkuszu kalkulacyjnym.
Podwyżki niekoniecznie muszą powodować straty

Według analiz Instytutu Sobieskiego optymalnym rozwiązaniem byłoby podniesienie akcyzy na wszystkie wyroby alkoholowe (nie tylko spirytusowe, ale też np. na piwo) o 5 proc. Z szacunków instytutu wynika, że wówczas zyski do budżetu mogłyby sięgnąć blisko 530 mln zł.

Zdaniem ekspertów, także w przypadku papierosów podwyżka akcyzy mogłaby być mniej uciążliwa dla rynku.

- Akcyza musiała wzrosnąć, bo taki był wymóg Komisji Europejskiej. Dostaliśmy jednak na to czas do 1 stycznia 2018 roku. Zmiany mogły być więc wprowadzane powoli i spokojnie - mówi Andrzej Sadowski. Tymczasem eksperci wskazują, że po podwyżce akcyzy od 2014 r. już spełniliśmy unijne wymogi.

TYLE PAŃSTWO ZAROBIŁO NA WYROBACH TYTONIOWYCH:

* 2002 r. - 7,9 miliarda złotych

* 2003 r. - 8,4 mld zł

* 2004 r. - 9,3 mld zł

* 2005 r. - 9,8 mld zł

* 2006 r. - 11,2 mld zł

* 2007 r. - 13,5 mld zł

* 2008 r. - 13,5 mld zł

* 2009 r. - 16 mld zł

* 2010 r. - 17,4 mld zł

* 2011 r. - 18,3 mld zł

* 2012 r. - 18,6 mld zł

* 2013 r. - nie ma pełnych danych

Od 2014 r. stawka akcyzy wzrosła ze 188 zł do 206,76 zł za każdy 1 tys. sztuk papierosów. Druga część podatku (31,41 ceny detalicznej paczki) pozostała bez zmian .

TYLE PAŃSTWO ZAROBIŁO NA WYROBACH SPIRYTUSOWYCH:

* 2002 r. - 3,9 miliarda złotych

* 2003 r. - 4,1 mld zł

* 2004 r. - 4,5 mld zł

* 2005 r. - 4,4 mld zł

* 2006 r. - 4,6 mld zł

* 2007 r. - 5,3 mld zł

* 2008 r. - 5,9 mld zł

* 2009 r. - 6,4 mld zł

* 2010 r. - 6,5 mld zł

* 2011 r. - 6,4 mld zł

* 2012 r. - 6,6 mld zł

* 2013 r. - nie ma pełnych danych

Od 2014 r. stawka akcyzy na wyroby spirytusowe wzrosła o 15 procent i wynosi obecnie 5704 złotych, za 1 hektolitr czystego alkoholu etylowego.


Źródło