#opole
133 km drogi Kluczbork-Opole.
Pieszy podobno połamany, ale przeżył.
Przy okazji: co to za różnica, czyja jest wina w takiej sytuacji? Fakty są takie, że koleś wyjebał nagle zza stojących samochodów w miejscu nieprzeznaczonym do nagłego wyjebywania zza stojących samochodów. Na pewno w locie zdążył pomyśleć "na szczęście nie moja wina"
Siema. Chciałem shejtować i ostrzec wszystkich przed grupą gnojów, która koczuje na bolko koło tamy. Przechodzę tamtędy często i ich widzę. W piątek też przechodziłem i nie chciałem ich upomnieć, żeby nie darli tak ryja i gdy ich upomniałem to mnie zaatakowali, otoczyli, zaczęli popychać i...ściągać mi ubrania. Rozebrali mnie siłą do naga (rozrywając przy tym bielizne i bluze), potem kazali tańczyć, wyzywali, pluli, a im bardziej się broniłem tym bardziej mnie poniżali, żeby odzyskać ciuchy kazali mi prosić na kolanach. Mam 20 lat, ale czegoś takiego jeszcze nie przeżyłem i wiem że nie jestem pierwszą osobą, którą zaczepiali. Tak więc ostrzegam.
- Skontaktowałem się z poprzednim właścicielem, czyli Wojskową Agencją Mieszkaniową, aby dowiedzieć się co to właściwie jest i do kogo należy - opowiada Mariusz Kołodziej. - To ważne, bo nad studzienką miała przebiegać jedyna droga dojazdowa. Nie chciałem ryzykować, że pojedzie tamtędy cięższy transport i się na tej studzience zarwie.
Pan Mariusz pismo do WAM-u wysłał w kwietniu. Po czterech miesiącach przyszła odpowiedź, że to nie są ich kable. Właściciel uznał, że jest tylko jeden sposób, aby dowiedzieć się do kogo one należą: przeciąć je i czekać, kto przybiegnie z awanturą.
- Nie mam żadnej służebności gruntowej na swojej działce, więc podejrzewałem, że kable biegną tu nielegalnie, albo ktoś przed laty je położył i zupełnie o nich zapomniał. Uznałem, że czas wyjaśnić tę sprawę - argumentuje Mariusz Kołodziej.
Kable zostały przecięte w środę około 10.30, na reakcję nie trzeba było długo czekać.
- Nie minęły dwie godziny, a na miejscu pojawił się naczelnik wydziału łączności i informatyki opolskiej komendy policji. Powiedział, że to co zrobiłem to jest sabotaż - relacjonuje Mariusz Kołodziej. - Gdy przeciąłem kable okazało się, że jeden z nich służył do zarządzania patrolami i radiowozami w Opolu, ale komenda wojewódzka nie ma jego dokumentacji. Później pojawiła się jeszcze żandarmeria wojskowa, choć wojsko przecież wcześniej zapewniało mnie, że kable nie są ich.
Pan Mariusz stwierdził, że nie wyrazi zgody na naprawę kabli, dopóki ich właściciel nie potwierdzi w oświadczeniu, że te do niego należą. - Nie chcę nikomu robić problemów, ale mam chyba prawo wiedzieć co się znajduje na moim terenie. Dlatego kable mogą zostać, ale trzeba to wszystko usankcjonować. Jeśli ciężarówka z piaskiem zarwie tę studzienkę, to muszę przecież wiedzieć kogo zawiadomić - kwituje właściciel. - Myślę, że wszystko rozbija się o pieniądze, bo ten do kogo należą kable, będzie musiał opłacić służebność.
Połączenie ze światem, oprócz policji, stracił również Sąd Rejonowy w Opolu oraz Wojskowa Komenda Uzupełnień. Taka sytuacja trwa już prawie od tygodnia.
- Wiemy o awarii, ale nic więcej nie powiemy - słyszymy w wojsku. - Kontaktuje się pani z instytucją odpowiedzialną za obronność - mówi przedstawiciel armii.
Policja wybrnęła z kłopotu, korzystając z łączności alternatywnej. W sądzie nadal jest głucho. I nie wiadomo kiedy łączność zostanie przywrócona.
Absurdem z opolskiego podwórka żyje cała Polska. Właściciel feralnej działki odciął łączność kluczowym instytucjom, a wkrótce może też pozbawić wojsko wody.
Sorry, taką mamy policję...
Źródło
pewnie się bał że mu kurwa pałę wyrwie i obojgu wpierdoli.
Jeśli chcesz wyłączyć to oznaczenie zaznacz poniższą zgodę:
Oświadczam iż jestem osobą pełnoletnią i wyrażam zgodę na nie oznaczanie poszczególnych materiałów symbolami kategorii wiekowych na odtwarzaczu filmów
Nie mial i nie mogl miec.
Zamiast pierdolic paragrafy, to obejrzyj dokladnie filmik.