18+
Ta strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich.
Zapamiętaj mój wybór i zastosuj na pozostałych stronach
Główna Poczekalnia (5) Soft (4) Dodaj Obrazki Filmy Dowcipy Popularne Forum Szukaj Ranking
Zarejestruj się Zaloguj się
📌 Wojna na Ukrainie - ostatnia aktualizacja: Dzisiaj 18:39
📌 Konflikt izrealsko-arabski - ostatnia aktualizacja: Dzisiaj 4:40
🔥 Śmierć na tankowcu - teraz popularne
🔥 Się zagapił - teraz popularne

#przygoda

Przygoda marzeń
Roler • 2014-01-16, 2:09
Ostatnio sporo tu historii od sadoli to i ja dodam jedną z osiedla.

Sytuacja jakoś sprzed 2 lat. Znajomy rozstał się z dziewczyną i chciał znaleźć inną laskę żeby zapomnieć i zaszaleć po zerwaniu z łańcucha. Do poszukiwań użył serwisu randkowego Badoo. Pisał pewnie z wieloma, ale chcę opisać spotkanie z jedną.

Dziewczyna wrzuciła jakieś 2 zdjęcia, na których wyglądała nie najgorzej. Kumpel sporo z nią gadał (przez sieć) i rozmowa im się kleiła. I tak chyba z 2-3 tygodnie regularnie ze sobą pisali. Aż któregoś dnia dziewczyna zaproponowała spotkanie. Najpierw powiedziała żeby wyjść na miasto, kumpel się zgodził. Ale potem powiedziała, że tak w sumie to jej współlokatorka na weekend jedzie do domu i może wpadnie do niej w piątek na nockę filmową. Prosiła żeby ściągnął kilka filmów i kupił jakieś alko. Oczywiście jego nakręcenia raczej nie trzeba opisywać. Nie jeden sadol dla takiego przebiegu wydarzeń odszedłby od komputera na kilka godzin.

Tak czy inaczej w feralny piątek, kupił czteropak i z pendrive'm wypełnionym filmami ruszył do laski oczekując nocy pełnej wrażeń. Kiedy do niej przyszedł, otworzyła mu owinięta w koc i przeprosiła za to, ale coś ją choroba łapała i było jej zimno. Kumplowi to nie przeszkadzało. Wszedł, rozgościł się, piwko otworzył (ona odmówiła, ze względu na ból gardła). Pogadali jakiś czas i włączyli film. Obejrzeli jeden i zaczęli drugi (kumpel już po 2 piwach). Jakoś w połowie 2 filmu dziewczyna mówi, że pójdzie się ogrzać pod prysznic, jak powiedziała tak zrobiła. Wstała owinięta i poszła do łazienki. Znajomy siadł przed kompa i przeglądał sieć popijając browar.

Po kilku minutach słyszy, że łazienka się otwiera. Odwrócił się i widzi, że dziewczyna stoi w drzwiach w samym ręczniku. Następnie zgrabnym ruchem zrzuciła z siebie ręczniczek i nago idzie w jego stronę, wskoczyła na niego i wysapała, że ma na niego ochotę. Zbliżyła usta, aby zatopić się w pocałunku. Jednak kumpel wyrwał się z jej uścisku tłumacząc się, że od browara lekko mu się z żołądka zgaga cofnęła i musi usta przepłukać. Do tego momentu historia marzenie każdego faceta. Jest tylko jeden problem, w momencie w którym zrzuciła z siebie ręcznik znajomek zdał sobie sprawę, pomimo wypitych browarów, że ta dziewczyna to chodzący wieloryb. Nie, to nie była nadwaga, to była typowa gruba świnia. Tak czy inaczej kumpel zrzucił ją z siebie i zaczął gadać z nią o głupotach, jednocześnie rozmyślając "może jak wypije 4 piwo, to się jakoś zmusze". W tym momencie za oknem ktoś krzyknął i odwróciła się do niego tyłem. "NIE DAM RADY" zrozumiał. Po czym powiedział że idzie się ogarnąć do łazienki. W łazience napisał esemesa do mnie o treści w stylu: "zadzwoń do mnie i wymyśl jakiś pretekst, że muszę niezwłocznie wracać do domu. Bardzo pilne." I czekał.
Na jego nieszczęście telefon miałem wyciszony i esa odebrałem dopiero po 20 minutach. Wtedy od razu zadzwoniłem i zrobiłem to o co prosił. Najlepsze, że on przez 20 minut siedział na sedesie i myślał jak uciec, nie urażając świni. A ona ciągle dobijała się do łazienki:
- Co ty tam tak długo robisz?
- Myje się
Oczywiście po moim telefonie, ubrał się, uciekł stamtąd i zerwał wszelkie kontakty. Podobna historia zdarzyła się pewnie nie jednemu chętnemu na łatwe mięso.

PS: Oczywiście zdjęcia na jej profilu pokazywały tylko twarz i dekolt.
Najlepszy komentarz (61 piw)
koolowsky • 2014-01-16, 2:16
Kiedyś też tak miałem tylko odwrotnie.
Wiem, że pewnie mało kogo tutaj interesują gry planszowe ale ja lubię i chciałbym wam jedną zaprezentować. Może kogoś zainteresuje.
Wiadomo, że zbliża się premiera trzeciej części komputerowo konsolowych przygód Geralta. W związku z tym CD PROJECT RED postanowiło przenieść uniwersum wiedźmińskie na grunt planszówkowy.



Twórcą gry jest Ignacy Trzewiczek (wydawnictwo PORTAL), twórca takich gier ja Neuroshima, New Era, Stronghold czy Robinson Crusoe: Adventure on the Cursed Island.

Nic sadystycznego ale jak toś kiedyś już tutaj pisał może w końcu dzięki takim właśnie inicjatywom jakieś HBO albo coś innego wykupi prawa do Wiedźmina i zrobi jakiś porządny serial.

Jak chujowe to do piekła pod sam kocioł Lucjana!
10 lat planowania, 80 godzin podróży i dowód na to, że nawet polskie koleje mają swoich wiernych fanów. Korzystając tylko z połączeń TLK Przemek, Michał i Sylwia w długi weekend objechali Polskę ze średnią prędkością 32 km/h.


Trasa wycieczki
Tak pisali o swojej wyprawie:

"Jesteśmy trójką śmiałków gotowych zmierzyć się z mrozem, nudą i polskimi torami. Plan jest prosty: ładujemy śpiwory, prowiant i drewno opałowe do pociągu i jedziemy zgodnie z ruchem wskazówek zegara po Polsce" - tak swoją wyprawę zapowiadała trójka podróżników: 39-letni Przemek Trubalski, 32-letni Michał Walkowiak i 31-letnia Sylwia Zbroch.

Być jak Fileas Fogg

Pomysł podróży narodził się wiele lat temu, po lekturze "Niezwykłych podróży" Juliusza Verne’a. Zamiast świat w 80 dni, postanowili okrążyć Polskę w 80 godzin.

– Na podróż czekaliśmy 10 lat. Do tej pory każdy długi weekend, który mieliśmy wolny, okazywał się być majowy. Było nam szkoda tak ładnej pogody na taką podróż – nie ukrywa Przemek Trubalski, jeden z członków wyprawy.

Kolejowa eskapada rozpoczęła się więc w piątek, 3 stycznia. W Poznaniu. W poniedziałek trójka przyjaciół ponownie zameldowała się w stolicy Wielkopolski. Licząca dokładnie 2105 km podróż zajęła im 65 godzin i 7 minut. Cel został więc osiągnięty i to ze znacznym zapasem, a Trzech Króli przyjaciele świętowali już poza pociągiem.
Na Zachodzie bez połączeń

Trasa ominęła jedynie zachód Polski. Wycieczkowicze z Poznania wyruszyli do Szczecina, a w drodze powrotnej z Opola pojechali prosto do Poznania. - Zabrakło tam połączeń, a liczyła się przecież każda godzina - tłumaczy Przemek.

Motywacja, by zmieścić się w 80 godzinach była podwójna. Poza własnym postanowieniem, tylko do poniedziałku obowiązywał "bilet podróżnika", który umożliwiał amatorom polskiej kolei podróż dowolną ilością pociągów TLK w czasie weekendu.

Minuta na przesiadkę, 40km/h

Jeszcze na etapie planowania trasy podróżnicy przekonali się że będą musieli rozwiązać kilka problemów.

Jedną z przeszkód był właśnie brak połączeń kolejowych z zachodem Polski. Ciężko było im też zgrać niektóre przesiadki. Pierwszym przystankiem miał być Szczecin Główny. Zgodnie z rozkładem na zmianę pociągu podróżnicy mieliby jednak tylko minutę!

Aby uniknąć ryzyka zaczęli więc szukać innego rozwiązania. - Udało się znaleźć pociąg odjeżdżający ze stacji Szczecin Dąbie, który zahacza o Gdańsk - wyjaśnia Przemek.

Tam trójka podróżników miała 4 godziny na zwiedzanie miasta. Z Gdańska trasa prowadziła przez Białystok i Warszawę. Na nocleg mogli pozwolić sobie dopiero w niedzielę, w Rzeszowie. - Niestety jeszcze przed godz. 7:00 trzeba było wyruszyć w dalszą podróż - śmieje się Przemek.

Deszcz, słońce i zimowe upały

Pogoda w trakcie ich wyprawy była zmienna i kapryśna. Poznań pożegnał podróżników lekkim śniegiem, za to w Gdańsku czekało na nich słońce i bezchmurne niebo. W Warszawie termometry wskazywały 9 stopni, ale po drodze zmył ich deszcz. Rzeszów był pochmurny, natomiast kolejny przystanek należał, jak mówią, do najprzyjemniejszych – w Opolu było aż 15 stopni.

Równie zmienny jak pogoda był stan pociągów.

- Najlepsze kursowały na odcinku Przemyśl – Szczecin, ale zdarzały się też te mniej komfortowe, niezbyt czyste i mocno wysłużone. W przedziałach było bardzo gorąco, a pokrętła były tylko dla ozdoby, temperatury nie dało się obniżyć. Gniazdka były, ale brakowało w nich prądu, co utrudniało zwłaszcza dodawanie postów na fanpage'u naszej wyprawy – podsumowuje Przemek.

Czas na 20 000 mil?

W czasie jazdy pociągiem cała trójka nadrobiła wszystkie książkowe zaległości z ostatnich kilku miesięcy. Sporo czasu przyjaciele poświęcili także na rozmowy z pasażerami.

Teraz odpoczywają w domowym zaciszu i zbierają siły na powrót do rzeczywistości, ale nie zapominają o planowaniu kolejnych wypraw. – Może to będzie początek cyklu podróży śladami Juliusza Verne'a? – zastanawia się Przemek.

źródło: strona ulubionej stacji telewizyjnej każdego sadola tvn24.pl
Najlepszy komentarz (21 piw)
KoniecZartow • 2014-01-08, 10:58
Myślałem, że TLK Przemek to jakaś nowa konkurencja dla InterCity.
Wspaniała Przygoda
Darkstep • 2013-12-23, 19:21
Wprowadziłem się do akademika, mieszkało w nim 12 osób, wybrałem kierunek humanistyczny... ogólnie czas szkolny minął mi zajebiście, wręcz jak z bicza strzelił. Zacząłem nawet potajemnie się umawiać z jedną z nauczycielek, co wpływało pozytywnie na moje oceny... wspaniały romans i ostry seks...na boku imprezy, poznawanie nowych ludzi... to był najlepszy okres w moim życiu. Po studiach, znalazłem atrakcyjną pracę za dobre pieniądze.

ukryta treść
...przyznam, że ten dodatek do Sims 2, "Na Studiach" jest w chuj dobry.
Przygoda pewnego królika
Lexus23K • 2013-08-25, 12:48


Historia opowiada o króliku 'Andżeju', który...zobaczcie sami
Na muzykę nie powinniście narzekać
Najlepszy komentarz (104 piw)
SpirytusSalicylowy • 2013-08-25, 13:43
Ezoteryk napisał/a:

To jest kurwa Zając .


Twoja stara to zając
To jest kurwa KRÓLIK!
Dwa kroki i wyrzuty sumienia
MoneyCash • 2013-07-05, 17:43
Witam chciałbym opowiedzieć wam autentyczną historię która wydarzyła się jeszcze za czasów gimnazjum.
Przebywając na obozie sportowym w ośrodku, ze swoją drużyną uznałem za konieczne odwiedzenie moich koleżanek które mieszkały piętro niżej ode mnie (koleżanki całkiem ruchable). Mieszkały one dwa pokoje dalej od kibla, w pierwszym pokoju zaraz za toaletą mieszkała grupa najmłodszych chłopaków. Gnając ku pokojowi koleżanek, napotkałem małego chłopca który biegł w kierunku toalety. Uznałem za dobry dowcip, zagrodzenie mu drogi dwoma krokami, raz w lewo, raz w prawo.
Chłopiec napotkawszy blokadę poczuł się zdezorientowany i po jego wyrazie twarzy można było wyraźnie dojrzeć zakłopotanie.
Nic nie robiąc sobie z zaistniałej sytuacji dotarłem do punktu docelowego i ciągnąc za klamkę usłyszałem niewinny płacz małego skurwiela.
Pod koniec dnia gdy siedziałem już w swoim pokoju, nagle wpadł mój kumpel - spasła świnia która ledwo przecisnęła się przez próg i tako oto do mnie rzekł "Dominik" odparłem nie zwracając zbytnio uwagi "Co jest?" na to Gruby "Słyszałeś że jakiś chłopak z młodszego rocznika który miał grypę żołądkową od dwóch dni, zajebał kloca pod drzwiami od kibla".
Gdy skleiłem sobie to w całość doszedłem do wniosku że z mojej winy, młody dzieciak musiał nauczyć czarne dziecko pływać na sucho.
Do dziś mam wyrzuty sumienia i z każdą wizytą w toalecie, wspominam zakłopotaną twarz małego chłopczyka.
Najlepszy komentarz (33 piw)
Radysh • 2013-07-05, 17:46
Grubas na obozie sportowym?
Coś mi tu śmierdzi!
Wsi spokojna, wsi wesoła...
c................r • 2013-06-18, 18:30
Oto kolejna (i z jakże sadystyczną puentą) historia blogera i10.

Enjoy!

Jakoś tak przed długim weekendem rodzina najmilszej zaprosiła nas na wieś.
- Ale po co? - zaprotestowałem. - Mamy Facebooka, niech mi wyślą zaproszenie do znajomych, a ja kliknę, że lubię to, czy coś. Nie wystarczy?
Kilkadziesiąt minut później wykład pod roboczym tytułem "i10 jako przykład ohydnej postawy mogącej łatwo zdestabilizować związek" dobiegał końca a mi w tym czasie udało się wypowiedzieć tylko cztery zdania. Wszystkie cztery brzmiały "Ale" chociaż w planach miałem nieco dłuższe.
- Ale co? - w końcu do niej dotarło, że nieporadnie usiłuję podłączyć się do dyskusji.
- Ale ja nie mam nic przeciwko. Ok, dobrze, pojedziemy. Świetnie. - szczerość i ogromne zainteresowanie w moim głosie zdecydowanie i stanowczo się nie pojawiły.
- Przecież ty nie chcesz jechać. Czemu nie chcesz jechać? Nie chcesz poznać mojej rodziny? – zrobiła usta w podkówkę, oho, będzie foch.
- Ej, no coooś ty, bardzo chcę. Ale wiesz, wieś to jednak wieś - rzucam mądrością. - Musielibyśmy zabrać psa. I na pewno zaatakuje nas jakieś dzikie zwierzę. Wściekły byk lub baran.
- Sam jesteś baran. Ciocia z wujkiem są już starsi i nie mają zwierząt. Może tylko kury. Lub kaczki.
- I kwiatki mogą zwiędnąć - teraz to chwytam się brzytwy, powiedziałbym że mam pilną pracę, ale jaką pracę? Pilne wysyłanie CV?
- Jakie kwiatki? – miła rozejrzała się po pustych parapetach.
- Piękne kwiatki, które zamówiłem i zamierzałem ci właśnie o nich opowiedzieć.
- Nie kombinuj. Jak się nie zgodzisz to będziesz świnia i w życiu się do ciebie nie odezwę. A jak się zgodzisz to po powrocie pogram z tobą w xboxa.
No kto by chciał być świnia? Poza tym uwielbiam ogrywać najmilszą w xboxa, więc się zgodziłem.

Następnego dnia nic nie wykombinowałem więc wieczorem spakowałem rzeczy i byłem gotowy do wyjazdu a najmilsza przeglądała mój bagaż, żeby dopakować swoje suszarki czy mikrofalówki, czy coś tam.
- Kochanie, nie musisz brać namiotu. Będziemy na wsi, to nie to samo co w dżungli. Ciocia z wujkiem mają domek. Z łóżkami mają, śpiwora też nie bierz. Po co ci saperka?
- Jakbym musiał dokopać się do wody albo zrobić okop.
Ukochana popukawszy się w piękne czoło wyjaśniła mi, że na wsiach są wodociągi, jest kanalizacja, może nie na wszystkich, ale na tej akurat tak. I że nie ma najmniejszej szansy, żebyśmy musieli przemykać okopami ukrywając się przed atakiem rozsierdzonych tubylców z widłami i kosami.
- Ty, i10? A ty w ogóle byłeś kiedyś na wsi?
- Oczywiście. Jestem wiejski chłopak.
No nie do końca. Jasne, że bywałem na wsiach, ale tej samej zasadzie co bywałem schwytany przez kontrolę biletów. Czyli: w dzieciństwie, rzadko i jak tylko była możliwość - zwiewałem. Od osiągnięcia pełnoletności prawie nigdy. Zresztą dzieciństwa nie powinienem liczyć, bo niewiele z niego pamiętam, a to co pamiętam, to żeby trzymać się z daleka od studni, krów z nagłą sraczką, samozapalających się worków z saletrą amonową, wyglądających na wytrzymałe stert obornika, wyglądających na wytrzymałe desek z których zrobiono dach stodoły, leżących na ziemi grabi, grabi opartych o mur, stawów służących wieśniakom do przechowywania blachy, rżysk, pszczół pojedynczych i zgrupowanych w ulach, nieoznakowanych pól kukurydzy a także drobiu marki indyk.
Moim zdaniem najlepiej trzymać się z daleka od tej całej wsi.
Prawdę mówiąc, bardziej staram się zapomnieć swoje wiejskie wspomnienia niż je roztrząsać.
- To świetnie. Ciocia z wujkiem się ucieszą, że jesteś taki wiejski chłopak.
I zadzwoniła do nich, żeby potwierdzić przyjazd, a oni ucieszyli się jakby było z czego.
Ale ja nie podzielałem ich radości i gdy później, przed snem, zastanawiałem się ile bym dostał za wynalezienie antygrawitacji, miałem raczej ponure myśli przez co niczego nie wynalazłem a na dodatek śniły mi się bzdury.

W piątek pogoda była okropna, bo piękna - nic, kurna tylko podróżować. „Gdybyśmy jechali na ryby, prawdopodobnie obudziłoby nas tornado – pomyślałem sobie – ale akurat dzisiaj musi być cholernie ślicznie”.
Po drodze na wieś nie złapaliśmy gumy, nie skończyła nam się benzyna, nie udało mi się zmylić drogi ani nie potrąciliśmy dzika*.
Bo pojechaliśmy pociągiem.
Jasne, że chciałem jechać samochodem, jednak ukochana powiedziała:
- Samochodem? Kochanie, no chodź pojedziemy pociągiem, będzie bardzo romantycznie - więc odbyliśmy bardzo romantyczną podróż donikąd Polskimi Kolejami Państwowymi. I tu spotkało mnie miłe zaskoczenie.
Pociąg był punktualny, obsługa miła, towarzystwo liczebnie skromne, z wyglądu sympatyczne zaś wagon posprzątany i błyszczący. Nawet trochę mi było szkoda, jak się zaczął palić pod koniec drogi.

Zaalarmowany maszynista zatrzymał pociąg i zamiast gaśnicy przyniósł taki duży młotek, którym począł opukiwać (że stukać, nie że polewać) miejsce, z którego pociąg wypuszczał dym. Czyli podwozie, ponieważ pociąg był elektroniczny i z wierzchu dymu żadnego nie wypuszczał.
Niekonwencjonalną metodę gaszenia pożaru maszynista objaśnił koniecznością odblokowania hamulca, który zablokował się z czymśtam.
- Cośtam się często blokuje - wyjaśnił - i wtedy leci dym i śmierdzi. Nic wielkiego, trzeba popukać i chwilę poczekać.
Wykorzystując przerwę w podróży chciałem pobiec do lasu za uciekającą Zmorą, lecz wredny pies - zdrajca, nie zechciał wyrwać mi się z ręki i umknąć, abym mógł natychmiast rzucić się w pościg, tylko wrednie siedział spokojnie przy mojej nodze i oblizywał się po mordzie.
- Kochanie zobacz, pies jest głodny, może powinniśmy wracać, bo nam tu zdechnie? – zaproponowałem smętnie, bo bez nadziei na sensowny efekt.
Osiągnąłem tyle, że kochanie przyniosła psu przysmaczek, a mi nędzną, małą kanapkę i napój. Pies zeżarł przysmaczek nie spuszczając oczu z kanapki, toteż wykorzystując moment, gdy maszynista przyciągnął uwagę zebranych, waląc się młotkiem w piszczel, rzuciłem kanapkę za siebie i nie ruszając ustami wymamrotałem "Zmora masz". Głupi pies nawet nie drgnął, kanapka wpadła w błoto dzięki czemu do końca podróży, przez całe dziewięć minut głodowałem. Czułem, że jeszcze chwila i z głodu dostanę halucynacji a następnie umrę. Najmilsza, z którą podzieliłem się swoimi przemyśleniami powiedziała, żebym się z łaski swojej nie wydurniał, co uraziło mnie okrutnie więc zamilkłem.

Jak zostało napisane, na stację będącą naszym (akurat, bo naszym) celem dojechaliśmy parę minut później.
Do miejsca docelowego czekał nas półgodzinny spacer, w trakcie którego nie wydarzyło się nic ciekawego, może tylko to, że po drodze spotkaliśmy prawdziwego tubylca - wieśniaka, któremu najmilsza powiedziała "Dzień dobry" a on po polsku odpowiedział "Dzień dobry".
Później na polu zobaczyliśmy żywą krowę, która miała nonsensowny, czarno-biały kolor i której właściciel zapomniał zawiesić jej na szyi dzwonka. Zmora krowę obszczekała odważnie, a krowa udawała głuchą. Dzielny pies, głupi ale dzielny.

I w końcu dotarliśmy na miejsce, wieś miała może osiem, może dziesięć domów na krzyż, przez środek wsi szła droga, na początku przy drodze stał wspomniany krzyż, "a więc - pomyślałem - mieszkają tu religijni ludzie".
Byliśmy na skraju znanej cywilizacji. Trzydzieści dwa tysiące metrów od Łodzi. Dalej był już tylko Sieradz.

Obejście wujostwa składało się z wielkiego, czerwonego ceglanego domu, z drewnianej stodoły (pamiętać, żeby nie włazić!) i z budynku gospodarczego. Wszystko przy wielkim frontowym podwórzu - jak u Simaka. Oczami wyobraźni widziałem jak Zmora przynosi wykopaną gdzieś łapę dinozaura.
Ciocia Jadzia i wujek Janusz - ludzie pod siedemdziesiątkę powitali nas na schodach zwanych z wiejska gankiem. Ócz mych źrenica przedstawiła mnie, ja cmoknąłem ciocię w rękę, z wujkiem zrobiliśmy niedźwiedzia i po swojskim "wchodźta, wchodźta", weszliśmy do domu.
Dom jak to dom. Bardzo przyjemny, a co różniło go od mieszkania w Łodzi to absolutna cisza.
Nic nie brzęczało, nie przejeżdżały samochody, sąsiedzi nie wiercili dziur, nie oglądali telewizji, dzieci sąsiadów nie krzyczały i nie rzucały przedmiotami w ziemię.
Dlatego bardzo wyraźnie słychać było gdakanie czającej się gdzieś za drzwiami kury. Bardzo konsekwentne "ko!".

- Jak podróż (ko!)? - zapytała ciocia Jadzia.
- Znośna - odpowiedziała miła. - Hamulce się w pociągu (ko!) zapaliły i mieliśmy postój (ko!) tu niedaleko.
- (ko!)Zawsze się tam grzejo - oznajmił wujek - stare (ko!) pociungi puszczajo.
- Wyglądał (ko!) na nowy - wtrąciłem.
- Bo przemalowali (ko!) . Siadajta do stołu. Dzisiaj jest (ko!) gulosz, ale jutro - spojrzał stronę wejścia - będzie rosół (ko!!?)

Rozpakowaliśmy się, zjedliśmy obiad, palce lizać, wujek Janusz pokazał mi obejście, nic mnie nie ugryzło, nie spadło na mnie, nie pokaleczyło, niczego nie podpaliłem ani nie zawaliłem żadnego budynku.
Za stodołą wujek pokazał na pole, machnął ręką i powiedział:
- A to jest nasz sunsiad.
- Pole sunsiada - pokiwałem głową.
- Nie, sunsiad. Wpadł chop do rozdrabniarki i go porozrzucało - wujek zapatrzył się w dal - po całym polu. Sporo czynści nigdy nie znaleźli. Dziesinć lat temu. Piękna śmierć.
Zamyśliłem się nad różnicą między wiejskim i miejskim wyobrażeniem pięknej śmierci i w sumie musiałbym przyznać wujkowi Januszowi rację. Sąsiad leży sobie porozrzucany po polu, a jeśli mnie rąbnie któregoś dnia autobus linii 58 - szanse, że ktoś kiedyś pokaże skrzyżowanie Piłsudskiego z Piotrkowską i powie "a tu samochody rozjeździły starego i10, kilku kawałków nigdy nie udało się odnaleźć" są raczej niewielkie. Facet stał się częścią tego, co kochał, mi to nie będzie dane, hmm.. chyba, żeby najmilsza ze Zmorą mnie zjadły..? Otrząsnąłem się:
- A co tu rośnie panie Januszu - pokazałem na rosnącą roślinność - żyto?
Żeby nie było, że się nie znam, rozumiecie, miła przedstawiła mnie jako człowieka ze wsią obeznanego.
- To są, i10, kartofle.
Wujek zamyślił się i pokiwał głową, ja też pokiwałem głową. I tak sobie trochę pokiwaliśmy głowami wpatrzeni w dal, fajna sprawa, bardzo relaksująca, ludzie powinni częściej kiwać głową wpatrzeni w dal. Z drugiej strony, jakby człowiek w mieście tak sobie kiwał głową wpatrzony w dal to po chwili by go coś przejechało.
- To chodźmy i10, wódeczki się napijemy, pogadomy. I możesz mi mówić Janusz - powiedział wujek Janusz.
Więc poszliśmy do domu. A przed wejściem na tak zwany ganek, kura wlazła mi pod nogi, rąbnąłem łbem w wystający gzyms i rozbiłem głowę.

- Nie patrzy jak chodzi – powiedziała miła godzinę później, poprawiając odlepiający się plaster na moim czole – to jego wina.
- To nie jego wina – powiedział po kilku minutach Janusz rozlewając wódkę do kieliszków – kuroczok odciugnął uwagę chopoka.
- To nie jego wina – powiedziała ciocia parę chwil potem, stawiając na stole miskę gulaszu – o ten gzyms niejeden już rąbnął głową. Mówiłam ci Januszku, zrobiłeś chodnik za blisko ściany.
- To moja wina - powiedziałem jakiś czas później podnosząc któryś z kolei kieliszek – krzywo szedłem.
- ko! – dodała z podwórka ironicznie kura.
Janusz spojrzał na mnie.
- i10, chcesz oskubać kurczaka?
Wypiliśmy pół litra na dwóch, bo najmilsza raczej udawała niż piła, ciocia nie udawała, po prostu nie piła. Piliśmy samogon, ale pół litra na dwóch to przecież tyle co nic. Byłem więc całkowicie trzeźwy gdy odpowiedziałem:
- No pewnie.
- To oskubiesz rano?
- Co chłopak będzie skubał – wtrąciła mądrze ciocia – ja złapię i oskubię.
- Niech oskubie ciociu, zobaczymy czy umie – postanowiła dolać oliwy do ognia najmilsza.
- No to rano się zdziwisz, kochanie – oświadczyłem dumnie wypinając pierś przez co złapał mnie kaszel całkowicie psując efekt.
Posiedzieliśmy jeszcze trochę, już przy kawie, porozmawialiśmy, ja powiedziałem, że wieś jest śliczna, że krajobraz, że cisza (ko!), tylko że brak internetu może doskwierać. Wtedy Janusz pokazał mi gdzie stoi router i podał hasło do wi-fi. Zmierzyłem najmilszą spojrzeniem osoby cierpiącej na zapalenie spojówek a ona wzruszyła ramionami i powiedziała, że i tak nie wzięliśmy laptopa. Na co ciocia z pokoju obok przyniosła Toshibę a ponieważ „i tak miała właśnie sprawdzić fejsa” – wysłała nam zaproszenie do znajomych.
Obiecałem potwierdzić zaraz po powrocie do Łodzi i poszliśmy spać.

Rano wstałem wcześnie rano, bez śladów kaca, przecież po bimbrze nie ma kaca. Rozbita głowa też mnie nie bolała, choć dobrze mi zrobi jeśli w najbliższym czasie nie będę nią uderzał w żadne gzymsy. Poszedłem wyprowadzić psa, bo nędznik nie chciał spać na dworzu, tylko z nami w tak zwanej izbie. Później razem z psem złapaliśmy kurczaka, co nie było łatwe, ale przynosło wiele radości, choć nie kurczakowi. Następnie, oskubałem go, co było jeszcze trudniejsze bo robiłem tak naprawdę pierwszy raz w życiu. Szczerze powiem, że to mnóstwo skubania, palce mnie później bolały przez tydzień. Pies miał frajdę, ganiał za piórami. Potem jak towarzystwo się obudziło, przyniosłem i pokazałem im swoje dzieło i wszyscy byli zaskoczeni tym że sobie poradziłem i tym, że oskubałem kurczaka sąsiadów zamiast naszego gdaczącego.
- Nie poznałem, który jest który (ko!) – próbowałem się tłumaczyć. - Ten też (ko!) gdakał, jak Zmora go ganiała.
Na to ciocia powiedziała, że chociaż oskubałem kurczaka (ko!) sąsiadów, zamiast tego (ko!) ich gdaczącego to nic nie szkodzi, bo sąsiedzi to bardzo mili ludzie i nie będą mieli (ko!) żalu.
Poszliśmy z miłą i ze Zmorą pospacerować po okolicy. Płaskiej, cichej i nudnej, gdzieniegdzie usianej krową. Krajobraz bardzo się podobał Zmorze a mi trochę mniej, choć jego wielkim atutem było, trzeba przyznać, że mnie ani razu nie zaatakował więc może nie ma co narzekać. Jak wróciliśmy to akurat ciocia Jadzia zrobiła rosół, palce lizać, od razu można poznać, że z dobrze oskubanego kurczaka.
- I przede wszystkim, nie tuczy - zażartowałem, ale jakoś nikt się nie śmiał.
A po obiedzie pożegnaliśmy się, było miło, cmok, cmok, (ko!) i wróciliśmy do domu.

Przyznam, że się myliłem, wyjazd był fajny a wieś jest spoko.
W domu miła gra sobie w xboxa. Sama gra, bo mi od skubania w palcach zrobiły się zakwasy jak nigdy w życiu. Znienawidziłem ubrania zapinane na guziki, papierosa podnoszę oburącz nadgarstkami, szczoteczką, którą też muszę operować oburącz mało sobie zębów nie wybiłem a już na pewno nie jestem w stanie naciskać przycisków kontrolera gry.
Ołówkiem trzymanym w zębach zaakceptowałem zaproszenie Jadzi i Janusza na Facebooku, chociaż chyba na razie nie będą nas zapraszali do siebie. Przez telefon powiedzieli najmilszej, że jestem niezwykle, wręcz dziwnie "miastowy". Ukochana mówi, żebym się nie przejmował, po prostu wstrząsnął nimi widok żywego łysego kurczaka sąsiadów.

Zajebane wiadomo skąd...

Podobało się? Nie? To scrolluj dalej.
Nic Wielkiego
Annalevy • 2013-06-11, 15:04
Na potrzeby filmówki i mocno dla zajawki - zaskakujący filmik pewnego maturzysty. Doceńcie skilla!

Film zainspirowany pewną sytuacją która miała miejsce na przystanku autobusowym.

Pierdolicie o tym jak bardzo swędzą was pały, jak bardzo byście ruchali te dziewczyny .jpg, ale pod przykrywką kozaka wielu sadoli nam się zakochało i pokonuje różne bariery



link do YT: watch?v=dFFrzfAmQ84

Głośniejsza muzyka = lepszy efekt
Najlepszy komentarz (32 piw)
Stokrotek • 2013-06-11, 19:18
Pater patriae napisał/a:



Ktoś się wpierdolił samochodem w przystanek i dlatego na wózku ta dziewczyna jest?



Jesteś zabawny niczym BongMan.